Jesienią zeszłego roku, zupełnie niespodziewanie znalazłem się w piękne, słoneczne, niedzielne przedpołudnie nad jeziorem Wansee w okolicach Berlina. Kiedy uświadomiłem sobie, że na przeciwległym brzegu znajduje się willa w której odbyła się konferencja o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej” – miałem już zepsuty cały dzień. Znalazłem się tam przypadkowo, gdyż inny był cel moich odwiedzin w tej okolicy. Przypomniałem sobie to wydarzenie oglądając spektakl najnowszy Janusza Opryńskiego „Punkt zero. Łaskawie”. I tak się składa, że w ostatnich kilku miesiącach obejrzałem jeszcze dwa przedstawienia o holokauście. Pawła Passiniego „Kryjówka”, oraz w Teatrze Żydowskim Izabelli Cywińskiej „…coś jeszcze musiało być” spektakl na podstawie prozy Hanny Krall. Opryński mnie bardzo zaskoczył pozytywnie. Jego opowieść, w sensie dosłownym, bo ta historia życia Maxa Aue ukazuje biurokratę, który staje się mordercą. Ale ten watek jest znany, i już wielokrotnie opowiedziany. Opryński dotyka czegoś ważniejszego. Pyta słowami bohatera: „… Najbardziej przerażającą nowiną, jaka przyniosła nam Zagłada oraz, to czego dowiedzieliśmy się o jej sprawcach, nie była myśl o tym, że mogliśmy się znaleźć na miejscu ofiar, ale świadomość tego, iż mogliśmy się znaleźć na miejscu oprawców…”. Ta odwrócona perspektywa pozwala aby spektakl stał się jednym wielkim pytaniem o zło, które tkwi w sercu i umyśle człowieka. Każdego, także dzisiejszego. I to jest największa siła przedstawienia. Także teksty wykorzystane przez reżysera. Książka Jonathana Littela „Łaskawe” oraz z powieści Wasilija Grossmana. Siłą spektaklu jest także ów tekst, którym aktorzy mówią. Jasny, komunikatywny, ukazany trochę z chłodem bez emocji. Zapamiętam na długo jakże plastyczną scenę wejścia do komory gazowej nagiej ofiary, gdy urzędnicy niemieccy siedzą w maskach przeciwgazowych na twarzy, i biała linia światła podkreśla ich oblicze a druga przecinająca się prowadzi jako droga do komory. Wiem od innych widzów, że każdy ma swoja scenę własną, która go uniosła. Nie chce opowiadać fabuły ani dzielić się emocjami. Chce podkreślić, że opowieść prowadzi do puenty. Zło nie tyle jest banalne, co się powtarza wraz z każdym nowym pokoleniem. I często jako ludzie jesteśmy bezbronni. Dobry to był czas spędzony wraz z Teatrem Prowizorium w przed dzień Środy Popielcowej rozpoczynającej Wielki Post. Gdyż odpowiedzi na pytanie o tajemnice zła w ludzkim sercu można poszukiwać w świecie kultury i humanistyki, w świecie ludzkiego rozumu i filozofii, ale także w świecie ducha i religii. Każdy wyszedł więc ze spektaklu trochę z otwartym pytaniem, ale na pewno bez lęku.