Historia jest niesamowita. Jest to historia bardzo się kochającego francuskiego małżeństwa Elżbiety i Feliksa Leseur, ludzi bogatych i wpływowych. Nie mieli dzieci, ale mieli bogate życie rodzinne i towarzyskie, pasje intelektualne, zamiłowania artystyczne, podróże, rozmaite aktywności. Feliks ukończył studia medyczne, był dziennikarzem, redaktorem znaczących gazet, obracał się w kręgach politycznej i finansowej elity Paryża, marzył o karierze kolonialnej. Elżbieta była niezwykle inteligentną, wykształconą i utalentowaną oraz bardzo piękną kobietą. Interesowała się wszystkim: sztuką, literaturą, naukami ścisłymi i filozofią. Utrzymywała kontakty z filozofami, naukowcami, pisarzami i artystami. Była też niezwykle wrażliwa na potrzeby innych, miała w sobie ducha służby bliźnim.

Wszystko przeżywali wspólnie, z wielką wzajemną miłością, oddaniem i żarliwością. Poza jednym! Ona była głęboko wierzącą i praktykującą osobą, także intelektualnie rozwijającą swoją wiarę. On przeciwnie, chociaż ochrzczony i religijnie wychowany, w czasie studiów porzucił wiarę, stał się ateistą, antyklerykałem, nawet wojującym. Czasami nawet z wiary swojej żony kpił, a jego ambicją było „wyzwolić ją” z katolickiego zabobonu. I na krótki czas nawet mu się to udało. Jednak jej wiara przetrwała, wzmocniła się i pogłębiła, jej życie duchowe było w ciągłym rozwoju. Cierpiała z powodu swojej samotności w wierze, pragnęła nawrócenia męża, wierzyła w nie i miała nadzieję, że w końcu się to stanie. Ale wiedziała, że prozelityzmem niczego nie osiągnie. Obrała „strategię” modlitwy, ofiarowania swoich cierpień (bo niemal od dnia ślubu towarzyszyły jej poważne choroby) oraz bezgranicznego oddania i miłości. Ufała, że nawróci go nie tyle mówiąc o Bogu i wierze, co raczej będąc uobecnieniem Boga i wcieleniem wiary – a przede wszystkim swoją miłością.

Elżbieta zmarła przedwcześnie w 1914 roku, mając 48 lat, z czego 25 lat przeżyła w małżeństwie. Wtedy dopiero Feliks znalazł i przeczytał jej duchowy testament przeznaczony dla niego, w którym pisała:

Kiedy Ty także zostaniesz Jego dzieckiem, apostołem Jezusa Chrystusa i żywym członkiem Kościoła, poświęć swe przemienione przez łaskę życie na modlitwę i miłosierny dar z siebie. Bądź chrześcijaninem i apostołem.

Później przyszły kolejne jej zapiski: dziennik, zeszyt postanowień, listy. Był zszokowany głębią jej życia duchowego, a także tym, że przysporzył jej tak wiele cierpień swoją niewiarą, swoimi zachowaniami i złośliwymi wypowiedziami. „Pojął, jak bardzo musiała cierpieć, gdy wyśmiewał to, co było w niej najgłębsze. Wstrząśnięty, czuł się straszliwie winny, że tak długo żył obok osoby, która ofiarowała za niego tyle cierpień, nawet swą śmierć, a on się nie zorientował” (B. Chovelon). Nie od razu zrozumiał, że jej wielka miłość do niego, jej dobroć i oddanie, jej siła, miały swe źródło w wierze i miłości Boga. Parę lat zabrało mu przyswojenie sobie tego i pełne nawrócenie. Za namową przyjaciela spotkał się z mądrym dominikaninem, o. Marią-Albertem Janvierem, któremu opowiedział swoje życie i który stał się jego duchowym przewodnikiem. Mniej więcej rok po śmierci żony wyspowiadał się i przyjął komunię, ale był to dopiero początek długiej drogi. Początkowo był rozczarowany, że nie doświadcza jakiejś radykalnej zmiany i zjednoczenia z żoną przez to swoje nawrócenie. Wówczas, jakby w objawieniu, usłyszał wewnętrznie jej głos:

Jeśli zwalczając przez całe życie Boga i Jezusa Chrystusa jako odstępca, uważałeś, że ponieważ się wyspowiadałeś i przyjąłeś komunię, od razu otrzymasz całe światło i wszystkie pociechy, to byłoby to prawie niemoralne. Tu już nie chodzi o twe uczucia, lecz o twoją wolę, którą od tej chwili masz oddać na służbę Chrystusowi, aby naprawdę osiągnąć wiarę razem z jej łaskami.

Zachęcony przez o. Janviera, Feliks dołączył do fraterni świeckich dominikanów, gorliwie uczestniczył w jej spotkaniach i sumiennie wypełniał wszystkie podjęte przez tę przynależność zobowiązania. Powoli dojrzewało w nim pragnienie, by wstąpić do braci dominikanów, przyjąć święcenia, i zgodnie z pragnieniem żony zostać apostołem. Charyzmat dominikański bardzo mu odpowiadał. Pociągała go harmonia między życiem kontemplacyjnym, zakonną dyscypliną, ubóstwem, życiem intelektualnym i studiami, a apostolstwem. Zaskakujące i bolesne było dla niego, że wszyscy, od rodziny i przyjaciół począwszy, przez dominikanów, a nawet samego papieża Benedykta XV, który przyjął go na audiencji, stanowczo odradzali mu wstąpienie do zakonu.

A jednak, po pięciu latach wdowieństwa, po całym procesie rozeznawania, konfrontacji z negatywnymi poradami, w 1919 roku zapukał do furty nowicjatu. Miał wówczas 58 lat! Z pewnymi obawami został przyjęty. Otrzymał zakonne imię Maria-Albert. Był znacznie starszy od całej reszty nowicjuszy, których było wówczas ponad 40. Młodsi żartobliwie nazywali go „ojcem”, a on ich „dziećmi”. Był przekonany i zdeterminowany do trwania na tej drodze, ale musiał się zmierzyć z trudnościami i wątpliwościami. „Czasami przeszłość piekielnie głośno awanturuje się we mnie, na szczęście już mnie nie pociąga. Mam wrażenie, że jestem na marginesie wspólnoty, jestem nowicjuszem amatorem, ale nie słucham siebie. Trwa próba” – pisał.

Całą swoją formację zakonną przeżył w słynnym dominikańskim studium generalnym Le Saulchoir (na terenie Belgii). Z racji swojego wykształcenia, wieku i stanu zdrowia, uzyskał od generała zakonu zwolnienie z części studiów. W 1923 roku złożył śluby wieczyste i wkrótce przyjął święcenia kapłańskie. A po nich jeszcze przez 27 lat żył i służył jako ksiądz. W tym czasie był redaktorem dominikańskiego czasopisma, cenionym spowiednikiem, kapelanem sióstr. Prowadził zwykłe zakonne i kapłańskie życie. Względem wielu młodych kobiet i mężczyzn realizował z pasją swoje ojcostwo, którego nie doświadczył w małżeństwie. Jednak głównym jego dziełem było publikowanie pism Elżbiety i propagowanie jej duchowości, na co uzyskał zgodę, a nawet zachętę przełożonych zakonnych.

Postać, pisma i duchowość Elżbiety Leseur cieszyły się ogromną popularnością. Mnożyły się wydania i dodruki, przekłady na niemal wszystkie języki europejskie (także na język polski!), a nawet na japoński i chiński. Ojciec Leseur otrzymywał kilka tysięcy listów rocznie i na wszystkie odpowiadał w indywidualnym tonie. Był nieustannie zapraszany z wykładami i konferencjami do różnych miast Francji, a także do Belgii, Szwajcarii, Holandii, Portugalii. Głosił około stu wykładów rocznie. Niektóre z nich gromadziły po kilkuset słuchaczy. W 1930 r. wydał obszerną biografię Elżbiety, która była nie tylko zapisem historii życia, ale przede wszystkim prezentacją jej duchowej sylwetki i postawy życiowej. Wstęp do tej książki napisał generał zakonu, o. Martin Stanislas Gillet.

Pod wpływem różnych świadectw oraz próśb od czytelników, po zasięgnięciu opinii i uzyskaniu zgody przełożonych zakonnych i kościelnych, o. Leseur rozpoczął starania o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego żony. Zebrał ogromną ilość dokumentów, jej pisma, zeznania wielu świadków, całe wymagane w procesie dossier. Jednak z powodu trwającej wojny oraz coraz bardziej słabnącego zdrowia nie zdołał tego dzieła doprowadzić do końca.

Zmarł 25 lutego 1950 roku, mając na koncie 89 lat życia, 25 lat małżeństwa, 5 lat wdowieństwa oraz 27 lat kapłaństwa.

Całą historię Elżbiety i Feliksa (o. Marii-Alberta) Leseur opisała Bernadette Chovelon w biograficznej książce Połączeni przez miłość, podzieleni przez wiarę.