Urodził się ok. 1200 r. w Lauingen w Bawarii. W młodości studiował w Padwie nauki wyzwolone i przyrodnicze. Tam zetknął się z zakonem dominikańskim. Zafascynowany kaznodziejstwem bł. Jordana z Saksonii, pierwszego po św. Dominiku generała zakonu, sam został dominikaninem. Później prowadził rozległą działalność kaznodziejską, dydaktyczną i pisarską. Zakres jego zainteresowań był ogromny, od botaniki i zoologii, przez chemię, astronomię, medycynę, logikę i muzykę, po filozofię, teologię i mistykę. Stąd przyznany mu został tytuł doctor universalis. W wielu dziedzinach był nowatorem. Jego dzieła w wydaniu krytycznym obejmują 40 tomów. Do grona jego uczniów należeli m.in. św. Tomasz z Akwinu oraz Mistrz Eckhart. Zmarł w 1280 r. w Kolonii. W 1931 r. został kanonizowany i ogłoszony doktorem Kościoła, a w 1941 r. Pius XII ustanowił go patronem naukowców.
Albert pochodził z zamożnego rodu rycerskiego. Ponieważ od młodości wykazywał się wysoką inteligencją i ogromną ciekawością świata, został wysłany na studia do Padwy. Początkowo doświadczał trudności w przyswajaniu sobie wiedzy („czego się wieczorem nauczę, to rano zapominam”), opanował różne techniki memoryzacji. W efekcie z czasem stał się żywą encyklopedią. Współczesny Albertowi i krytycznie do niego nastawiony Roger Bacon powiedział o nim: Całą wiedzę osiągnął na drodze osobistego wysiłku. Wyrażam mu większe uznanie, aniżeli całej masie studiujących, gdyż jest to człowiek wykształcony, który niesłychanie dużo widział… i umiał w ogromnym morzu autorów wybrać to, co pożyteczne. A jeden z jego uczniów nazwał go dziwem i cudem naszej epoki.
Do zakonu wstąpił po ukończeniu studiów, ok. 1223 r. Długo rozeznawał i wahał się, powątpiewając czy podoła wymogom życia zakonnego. W końcu jednak, po wielu modlitwach w kościele dominikańskim, zafascynowany dominikańskim kaznodziejstwem i – jak podaje legenda – pod wpływem niezwykłej interwencji Matki Bożej – podjął decyzję, której pozostał wierny do końca życia. Zgodne to jest z głoszoną przez niego nauką: Podstawowym aktem męstwa jest dążenie do raz wytkniętego celu bez względu na pojawiające się trudności.
W zakonie pełnił różne odpowiedzialne funkcje. Najpierw jako lector wykładał teologię w różnych klasztorach, później był profesorem teologii na najważniejszym uniwersytecie ówczesnej Europy – w Paryżu. Kiedy liczba studentów dominikańskich przekroczyła liczbę, którą paryski klasztor był w stanie pomieścić i zapewnić im odpowiednich warunków edukacji, w 1248 r. zlecono Albertowi założenie studium generalnego zakonu w Kolonii. Wkrótce stało się ono sławnym ośrodkiem akademickim, a w późniejszym czasie przekształciło się w Uniwersytet Koloński (któremu do dziś patronuje św. Albert). W 1250 r., na polecenie Kapituły Generalnej, wraz ze św. Tomaszem z Akwinu i Piotrem z Tarentasii (późniejszym papieżem Innocentym V) opracował nowy program studiów dominikańskich, w którym uwzględniono obowiązkowe nauczanie filozofii. Albert przyczynił się też wielce do wprowadzenia myśli Arystotelesa w krwioobieg nauki chrześcijańskiej. Nie wszystkim dominikanom się to podobało i zarzucali mu zbyt rozumowe i filozoficzne podejście do teologii oraz nadmierne korzystanie z mądrości pogańskiej. Tym Albert odpowiadał: Są tacy, zwłaszcza wśród Braci Kaznodziejów, którzy nic nie wiedzą, ale wszelkimi sposobami zwalczają posługiwanie się filozofią dla wyjaśnienia prawd wiary, i nikt się temu nie sprzeciwia. Są jak nierozumne bydlęta, pienią się na widok tego, czego nie rozumieją. A w innym ze swoich dzieł pisze:
…są tacy leniwcy, którzy dla własnej satysfakcji wyszukują w księgach tylko to, co mogliby skrytykować. Leniwi są i wygodni, ale maskują to przypinając łaty tym, którzy ich przerastają. Tacy to ludzie spowodowali śmierć Sokratesa, wypędzili Platona z Aten, oszkalowali Arystotelesa. Tacy ludzie są w organizmie wiedzy jak żółć w organizmie ciała – nadmiar żółci czyni cały organizm zgorzkniałym. Podobnie w dziedzinie wiedzy – są tacy wątrobiarze zatruwający innym życie, nie dający spokoju tym, którzy poszukują prawdy.
W 1254 r. został wybrany prowincjałem Teutonii, rozległej prowincji niemieckiej, która obejmowała ponad 40 klasztorów. Sam założył 3 nowe klasztory męskie i jeden żeński. Niezmordowanie wizytował te klasztory, przemierzając pieszo setki kilometrów. Dbał o ich utrzymanie i rozwój, o właściwy sposób życia i kształcenia braci. Po zakończeniu tego urzędu powrócił do nauczania.
W 1256 r. Albert został wezwany do Rzymu, by bronić zakonów żebraczych (dominikanów i franciszkanów), które od początku swego istnienia były przez niektórych postrzegane jako dziwactwo i zagrożenie dla Kościoła. Ta obrona zrobiła ogromne wrażenie na papieżu Aleksandrze IV, który na kilka lat zatrzymał go przy sobie, często korzystając z jego wiedzy i rad teologicznych.
W 1260 r. został mianowany biskupem Ratyzbony, ważnej diecezji niemieckiej, która pod względem organizacyjnym, duchowym i finansowym była w opłakanym stanie. Ówczesny generał zakonu, bł. Humbert de Romanis, napisał wówczas do Alberta: Wolałbym dowiedzieć się, że mój Umiłowany Syn znajduje się na marach śmiertelnych raczej, niż na tronie biskupim. Zmieniając stan, zniszczysz zupełnie ogromny szacunek u wielu ludzi nie tylko w Niemczech, ale w całym świecie, który zapewniły Ci sława i Twój przykład oraz Twoje pisma. Wydaje się, że Humbert nie tyle obawiał się, że Albert porzuci zakonne obyczaje i przyjmie świecki i pański styl życia (co było częste wśród biskupów tamtej epoki), ale raczej żal mu było stracić tak cennego współpracownika i być może swojego następcę. Albert okazał posłuszeństwo papieżowi i został biskupem, ale na krótko. W 1262 r. zrzekł się tej funkcji, być może uznając, że dokonał tego, co zostało mu zlecone, tzn. zreformował diecezję, odnowił jej życie i znalazł godnych następców. Być może też cała ta historia miała związek ze sporem o władzę, który toczył się między papieżem a cesarzem. Mianowanie Alberta, uznanego i powszechnie szanowanego autorytetu, mogło być pomocne dla zachowania ważnego ośrodka jakim była Ratyzbona przy papieżu bez dotkliwych konsekwencji politycznych. W każdym razie kolejny papież, Urban IV, zwolnił go z funkcji biskupa, w zamian jednak mianował go legatem papieskim na całe Niemcy, a jego zadaniem było wzywanie do krucjaty wyzwolenia Jerozolimy. Po śmierci papieża jednak idea krucjaty upadła i Albert ponownie wrócił do nauczania.
Albert rzeczywiście był w tym czasie jednym z największych autorytetów w Niemczech. Dlatego też często proszono go o rolę mediatora w różnych sporach. Jego rozwiązania i wyroki świadczą o wysokim poczuciu sprawiedliwości. W czasach burzliwych przemian społecznych (rozwój handlu, wzrost znaczenia mieszczaństwa i warstwy rzemieślniczej i kupieckiej, dążenie do bogacenia się), którym towarzyszył zamęt, konflikty i lęk, był jednym z twórców i nauczycieli nowego porządku moralnego, nowej etyki społecznej. W odróżnieniu od wielu innych nauczycieli swojej epoki, nie koncentrował się na potępianiu zmian, ucieczce od świata i wzywaniu do ascetyczno-moralnego rygoryzmu. Mówiąc językiem współczesnym, uznawał uzasadnioną autonomię rzeczywistości ziemskich, a swoją filozofię społeczną, idąc śladami Arystotelesa, opierał na rozumie i rozwoju cnót. Prawo naszego sumienia polega przede wszystkim na łączności sumienia z rozumnością, gdyż sumienie ma swe źródło w rozsądku samym, pisał. I podobnie uczył na temat cnoty: Do doskonałej cnoty potrzebne jest używanie rozumu. Jeśli porywami moralnymi nie będzie kierował rozum, dojdzie się do moralnego zamętu. Wiedział, że prawdziwy pokój jest możliwy tylko wśród ludzi dobrze ukształtowanych. Dlatego jego największe wysiłki na rzecz pokoju polegały nie tyle na rozstrzyganiu różnych sporów o dobra doczesne, co raczej na nauczaniu i głoszeniu ewangelii Chrystusa, tak aby czynić ludzi dobrymi. Jako kaznodzieja nie był podobno porywający, ale jego kazania były zwięzłe, przejrzyste i zrozumiałe, pełne treści, przekonujące i kształtujące myślenie.
W ostatnich latach życia, prócz jego ciągłej aktywności nauczycielskiej w Kolonii, możemy go jeszcze zobaczyć jako uczestnika dwóch ważnych wydarzeń. W 1274 r. był aktywnym uczestnikiem II Sobór Lyoński (jakkolwiek pogrążony był w żałobie po nagłej śmierci św. Tomasza z Akwinu, który na sobór nie dotarł; na wieść o śmierci swojego ucznia miał powiedzieć: Zgasło światło Kościoła). Natomiast w 1277 r. stanął w obronie św. Tomasza, któremu biskup Paryża Stefan Tempier, zarzucił głoszenie pogańskich i niezgodnych z nauczaniem Kościoła tez. Albert w mowie obrończej ukazał mistrzostwo i głębię myśli Tomasza wsparte jego osobistą świętością. Oskarżycielom natomiast wykazał ignorancję i złą wolę.
Na starość Mistrz z Kolonii stracił pamięć, co przyjął z pokorą, uznając, że karta jego umysłu została oczyszczona, by na nowo mógł ją zapisać Bóg. Utracił całą swoją wiedzę, zastały mu tylko modlitwy. Jeden z wczesnych biografów Alberta zapisał: W końcu, wyniszczony ogromem dokonanych prac oraz starczym wiekiem, umysł Alberta zaczął się błąkać, a pamięć go opuściła. Zużył się służąc Bogu, ludziom, nauce. Był wielki i bardzo pokorny. Zmarł w 1280.
Grób św. Alberta znajduje się w krypcie kościoła św. Andrzeja, opodal katedry kolońskiej. W przeciwieństwie jednak do panującego w katedrze turystycznego zamętu, przy grobie św. Alberta panuje cisza i zwykle można tam zobaczyć modlących się ludzi.
***
Papież Pius XII powołuje się na Alberta jako autorytet w konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus, określającej dogmat o Wniebowzięciu NMP: Gdy zaś w średniowieczu scholastyczna teologia doznała pełnego rozkwitu, wtedy św. Albert Wielki po przytoczeniu na uzasadnienie tej prawdy różnych dowodów opierających się czy to na Piśmie Świętym, czy na świadectwach z tradycji, czy wreszcie na liturgii i tak zwanej racji teologicznej, tak kończy swe wywody: „Na podstawie tych oraz wielu innych racji i powag jest rzeczą jasną, że Najświętsza Matka Boża z duszą i ciałem została wzięta do nieba ponad chóry anielskie. Wierzymy, że jest to prawda pod każdym względem”. W mowie zaś wygłoszonej w dniu święta Zwiastowania Najświętszej Dziewicy, wyjaśniając te słowa Anioła pozdrawiającego „Bądź pozdrowiona łaski pełna…” Doktor Wszechstronny porównując Najświętszą Dziewicę do Ewy, jasno, jednoznacznie stwierdza, że była Ona wolną od tego poczwórnego przekleństwa, któremu Ewa podlegała”.
Jan Paweł II nazwał go przykładem doskonałego połączenia wiary i rozumu. W siedemsetną rocznicę śmierci Alberta papież modlił się przy jego grobie słowami: Samo stworzenie stało się dla niego objawieniem Twojej wszechmocy i dobroci tak, że nauczył się głębiej poznawać i kochać Ciebie w tym, co stworzone. Jednocześnie poznał dokładnie dzieła ludzkiej mądrości, także pisma filozofów niechrześcijańskich, i otwarł je na spotkanie z Twoją Radosną Nowiną. W wyjątkowy sposób, przez dar rozróżniania, uzdolniłeś go do unikania błędu i do pogłębiania i rozszerzania wśród ludzi prawdy. W ten sposób ustanowiłeś go nauczycielem Kościoła i wszystkich ludzi.
Natomiast Benedykt XVI, w katechezie poświęconej Albertowi powiedział: Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: Z naukowym rygorem przestudiował dzieła Arystotelesa, w przekonaniu, że wszystko, co rzeczywiście racjonalne, jest zgodne z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Święty Albert Wielki przyczynił się do ukonstytuowania się filozofii jako autonomicznej dyscypliny, odrębnej od teologii i powiązanej z nią jedynie w jedności prawdy. W ten sposób w XIII wieku doszło do wyraźnego rozdzielenia tych dwóch nauk, filozofii i teologii, które w harmonijnym dialogu razem odkrywają autentyczne powołanie człowieka, spragnionego prawdy i szczęścia.
***
Boże, Ty dałeś Albertowi, świętemu Biskupowi i Doktorowi Kościoła, umiejętność łączenia ludzkiej wiedzy i wiecznej mądrości. Strzeż i umacniaj za jego wstawiennictwem naszą wiarę w duchowym zamęcie naszych dni. Daj nam rozległość jego ducha, aby także i nam postęp nauk pomagał poznawać Cię lepiej i coraz bardziej zbliżać się do Ciebie. Pozwól nam wzrastać w poznawaniu prawdy, którą Ty sam jesteś, abyśmy mogli kiedyś razem ze świętymi oglądać Ciebie twarzą w twarz.