Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie para miłych narzeczonych. Zostałem im polecony przez wspólnych znajomych, żeby porozmawiać z nimi w celu przygotowania ich do przyjęcia sakramentu małżeństwa. Młodzi mieszkają poza Polską, ślub biorą w małym miasteczku nad Bałtykiem, bo kochają polskie morze i spodobał im się mały kościół; w pobliżu jest miła restauracja z odpowiednią salą weselną i z widokiem na morze.
Na wstępnie rozmowy usłyszałem od moich gości, że oni się przyjaźnią z takim „fajnym księdzem”, często z nim rozmawiają i wszystko jest „gut’… No i strasznie się cieszą, że poznali kolejnego „fajnego księdza”, z którym można porozmawiać o wszystkim: o siatkówce i maratonach MTB, filozofii i teatrze.
A jeszcze potem okazał się, że moi goście nie za bardzo wiedzą, że współżycie przedmałżeńskie jest grzechem – nawet wtedy, kiedy się kochają… Nie wiedzą, że powinni chodzić co niedzielę do kościoła i spowiadać się regularnie. Oprócz rozmów z „fajnym księdzem” wiara generalnie z niczym im się nie kojarzy i nie ma na nią zbyt wiele miejsca w ich życiu codziennym.
Chyba nie jestem (nie chcę być) „fajnym księdzem”.
,, Przefajnowany” Jezus w sakramencie, jak bluźniercza paprotka…
Ot co. Ci którzy się nie modlą i nie rozważają Pisma Świętego, rozmieniają Jezusa na drobne i takie mamy tego skutki.
No nie jest Ojciec fajnym Księdzem!
Ale … tak przypadkowo się zdarzyło, że obejrzałam dzisiaj pewien dokument na VOD, pod nazwą “Apple Tyrania fajności”.
Dość długo byłam poza Kościołem, w środowisku “dokładnie przeciwnym”, abym umiała rozpoznać czym są deklaracje dzisiejszej “fajności”.
Dlatego, ja od siebie, ale mam nadzieję, że też w imieniu wielu, mówię:
Nie chcemy Księży fajnych!!!
Potrzebujemy Księży Miłosiernych, bo bardzo się pogubiliśmy, ale twardych i silnych, takich, którzy nie pozwolą nam żyć dalej w pogubieniu i nazywać tego normalnością. Którzy nauczą nas, że bycie fajnym nie ma dla nas żadnej wartości. A od prawdziwych wartości nie pozwolą nam odstąpić.
Pani Doroto, czy możemy zacytować Pani komentarz w naszym tekście? Jest to naprawdę wartościowy głos.
Oczywiście, będę zaszczycona. Szczęść Boże!
Pan Jezus też nie był “fajny” i raczej nikt nie chodził za Nim po to, by każdego klepał po ramieniu i mówił mu, że fajnie jest żyć w grzechu, wręcz przeciwnie, ludzi pasjonuje prawda chociaż jest trudna do przyjęcia.
A ja bym chciala wiedziec, co bylo dalej. Czy udzielilby Ksiadz slubu swoim gosciom? Czy zostali zainspirowani do szukania Boga czy tez “odeszli zasmuceni?
Dodam,ze w pelni zgadzam sie z Dorota Katarzyna. Ksiadz nie ma pajacowac, ale prowadzic ludzi do zbawienia. Niekoniecznie z ponura mina, ale z prawdziwym przekonaniem o tym, co mowi, z miloscia, stanowczo. Ma byc przewodnikiem w drodze do nieba o autorytecie ojca a nie kumpla. I nie mam tu na mysli gromow z ambony, ale nasladowanie Chrystusa i zachecanie do tego innych przez wlasny przyklad. “Fajny ksiadz”? Czemu nie? Jesli lekarstwo jest w cukierku, to cukierek ma sens. Fajny ksiadz tez ma sens – dopoki nie zostanie tylko “fajny”.
Ojcze Jarosławie! Dziękuję! Dziś mamy znów epokę, w której ludzie zakorzenieni w Bożej Prawdzie są wyśmiewani, brani za dziwaków, a po pewnym czasie zwykle – błogosławieni…
bo, wbrew pozorom, wszyscy potrzebują prawdziwego i trwałego systemu wartości. Pozwolę sobie włączyć cytat z “Twierdzy wewnętrznej” Wielkiej Teresy (którą wystawiłam na scenie już 5 razy:). Otóż: “W duszy sprawiedliwej łaska w niej mieszkająca to czyni, że uczynki
jej są przyjemne w oczach Boga i ludzi, gdyż wypływają z tego źródła żywota, w którym ona zasadzona jest jak drzewo nad wybrzeżem wód. Przeciwnie, gdy dusza odłączy się od tego źródła czystego, a zapuści korzenie w innym – w bagnisku wody brudnej i cuchnącej, wszystko też, co wyda z siebie, będzie tymże samym skażeniem i brudem.
Pragnę wam powiedzieć, abyście naprzód dobrze zrozumieli, jaki to widok przedstawia dusza, ta twierdza tak jasna i wspaniała, ta perła nad wszelkie perły wschodnie najdroższa… gdy wpadnie w grzech śmiertelny.
Chociaż to samo Słońce, które taki jej nadawało blask i urok, zawsze jest w pośrodku niej, ale dla niej jest jakby nie było, bo już udziału w nim mieć i życia z niego czerpać nie może, pomimo że z natury swojej tak jest zdolna cieszyć się doświadczaniem Majestatu
Bożego… Nic już w tym stanie jej nie pomoże…
Wszelkie dobre uczynki, jakie by spełniła, dopóki trwa w grzechu śmiertelnym, żadnej nie mają zasługi na żywot wieczny, bo nie wypływają z tego źródła, którym jest Bóg. Kto popełnia
grzech śmiertelny, ten nie chce podobać się Bogu lecz szatanowi, który jest samą ciemnością, więc i biedna dusza, oddając się jemu, staje się sama takąż ciemnością”.
Ludzie nie chcą o tym wiedzieć i pamiętać… Malowniczość i efektowność przewyższa dla wielu wartość prawdy. A ten miecz, wcześniej czy później zmienia kierunek ostrza…
Drogi Ojcze, dziękuję za odwagę nie podlegania tzw. political correctness, która rozsadza nasz Kościół od środka. Z wyrazami atencji – Izabela D.-O.
Pani Izo, dziękuję.
nie jesteś, nie byłeś i nigdy nie będziesz “fajnym księdzem” – i właśnie to jest fajne 🙂
Mylisz się Panie Profesorze… Jeśli nie potrafisz ogarnąć tych ludzi tylko stawiasz ich w negatywnym świetle, opisując ich na tym blogu to raczej zastanów się nad sobą. Świat się zmienia, i nie ludzie do kościoła a kościół do ludzi.
Bardzo zastanowił mnie fakt, że ktoś, kto nazywa mnie “Panem Profesorem” wie, co powinien robić Kościół…
Męczy mnie to spoglądanie w górę… Boli mnie od tego szyja… Chyba czas wejść na drzewo i zobaczyć wszystko z góry 🙂
Drogi Owidiuszu,
Nie bardzo rozumiem, w czym myli się Ks. Profesor, chyba że
jednak uważasz, że jednak jest „fajnym Księdzem”.
Po drugie, chyba to Ty mylisz instytucje. Kościół Katolicki
nie był, nie jest i nie powinien być instytucją, której racja bytu jest
uzasadniona wysoką popularnością wśród ludzi, którzy nie mogą się zdecydować,
czy chcieliby zjeść ciasto, czy mieć ciastko. Działalność Kościoła to nie udział w konkursie
na popularność. Nie dziw się zatem że Ci, którzy zdecydowali się złożyć Bogu
przysięgę na przekazanie zasad Dobrej Nowiny i Dobrego Życia, dotrzymują słowa.
Wiem, to „dziwactwo” w dzisiejszym świecie, gdzie goni się za popularnością,
gdzie dotrzymującego słowa szybciej uznaje się za idiotę, niż za człowieka
zasad.
Jako osoba, która nie dywaguje, co by było gdybym odeszła
sobie troszkę lub daleko od Boga i zasad Jego Kościoła, ale taka, która to
zrobiła na wiele lat, mogę powiedzieć, że właśnie ta niezmienność „zasad Bożych”,
których strzegą „niefajni” Księża jest jedynym pewnym gruntem, dla
powracających, jak i tych, którzy nigdy nie odeszli.
Natomiast Ci, którzy potrzebują Kościoła zabiegającego o
popularność mają całą gamę „kościołów” do wyboru i nie muszą się męczyć z niefajnymi
i nienadążającymi za trendami Księżmi.
Jeżeli jednak chcą być członkami Kościoła Katolickiego,
powinni zrozumieć, że to Kościół z korzeniami w Nauce sprzed 2000 lat. To oni powinni zrozumieć, nie Kościół!
A ja mam zupełnie inne doświadczenie jeśli chodzi o nauki przedmałżeńskie. Ojciec, który prowadził nauki chciał być tak ‘fajny’, że aż robił z siebie pajaca. Ja z moim obecnym już mężem podeszliśmy poważnie do nauk. Chcieliśmy jak najbardziej skorzystać z tego, co usłyszymy. A siedząc i słuchając tych nauk było mi po prostu wstyd! Ojciec prowadzący nauki tak bardzo chciał przypodobać się tłumowi, który w większości podobny był do opisywanej pary (czyli niewierzący), że było to bolesne dla osób, które jednak w ślubie widzą sakrament i Boga a nie tylko teatrzyk dla ładnej oprawy i białej kiecki.
Zdecydowanie wolałabym wtedy spotkać Księdza nie aż tak “fajnego’.
Zapraszam wszystkich zainteresowanych co do znaczenia słowa “fajny do http://sjp.pl/fajny… Niestety naj język ojczysty wchłonął to słowo z języka niemieckiego (prawdopodobnie jidysz) jestem tu całym sercem za Ojcem Profesorem ( choć ojciec napewno domyśli się kto to pisze ) 🙂 nasza rola jako kapłanów nie ma polegać na byciu fajnymi tylko na ciągłym szukaniu zagubionych owiec, na wspólnym “podróżowaniu” z tymi których “nam dano i do których zostaliśmy posłani” Symbiotyczna praca nad wzrostem ale tez wymaganie od siebie na wzajem !!! Nie jest dobrym non stop się ze sobą zgadzać i głaskać się po głowie. Wymagania, które stawia nam Chrystus wzywają nas do tego aby być “zimnym albo gorącym” nie “letnim” a “fajny” to “letni” taki którego nie można scharakteryzować, którego nie można skrytykować i pobudzić do reakcji. Bądźmy gorący zarówno jako księża ale tez matki ojcowie, żony, mężowie, siostry, bracia i każdy z osobna 🙂 Ojcze mam nadzieje, że nie zbłądziłem z “drogi Tomaszowej” 😀
“A jeszcze potem okazał się, że moi goście nie za bardzo wiedzą, że współżycie przedmałżeńskie jest grzechem – nawet wtedy, kiedy się kochają…” jakie to śmieszne … 🙂