Kilka miesięcy temu na lewej powiece Andrzeja pojawiło się zgrubienie, które utrudniało mu zamykanie oka. Wyglądało trochę jak jaskra, więc nikt – włączając Andrzeja – za bardzo się tym nie przejął.

Nieco później to pogrubienie powieki zmieniło się w wytrzeszcz lewego oka. Andrzej zaczął chodzić do lekarza. Jego styl życia zupełnie się nie zmienił, pracował w zakrystii, zajmował się chorymi w klasztorze, oglądał sport w telewizji. Był dyskretny, nie mówił wielu osobom o chorobie.

Dopiero kilka tygodni temu, kiedy wspólnie jedliśmy spóźnioną kolację w klasztornej kuchni i kiedy zapytałem go, jak przebiega leczenie odpowiedział: „No wiesz, jak przy tego rodzaju chorobach. To musi trwać”.

– „Wiesz już, jaka to choroba? Jest diagnoza?”

– „To nic nie wiesz? Nowotwór.”

Co się mówi w takich chwilach? Obiecałem modlitwę. Zapewniłem, że jeśli będzie czegoś potrzebował, może na mnie liczyć. Zmieniliśmy temat na sport.

Przez ostatnie trzy tygodnie prawie nie było mnie w klasztorze. Gdzieś w przejściu dowiedziałem się od któregoś z Braci, że Andrzej wziął pierwszą chemioterapię.

W dzień po chemioterapii znów spotkaliśmy się w kuchni. Widać było plamy na skórze całej głowy, ale Andrzej jadł normalnie, był spokojny.

– „Jak się czujesz? Wiele osób źle znosi chemioterapię. Nie może jeść…”

– „To dziwne, ale ja czuję się dobrze. Nie mam żadnych problemów z jedzeniem.”

Przez ostatnie trzy dni Andrzeja nie było widać w klasztorze. Nie oglądał piłki nożnej i wiadomości w telewizorze. Coś było nie tak.

Zapytany wczoraj przeor mówi: „Andrzej bardzo źle się czuje. Źle wygląda. Nie odwiedzaj go, nie chce gości, niech odpoczywa.”

Dzwon w klasztorze odezwał się dzisiaj o 9.50. Oderwany od pracy, szukałem w głowie możliwych powodów tego nagłego zwołania wspólnoty.

Andrzej Pastuła nie żyje.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat Andrzej opiekował się w Krakowie braćmi i ojcami, którzy odchodzili. Trzymał ich za rękę, w przenośni i dosłownie, kiedy umierali. Gwala Torbiński, Isnard Szyper, Piotr Prus, Adam Studziński, Reginald Wiśniowski, Joachim Badeni, Antoni Wiśniewski, Bogumił Jasiński, Cyprian Wichrowicz.

Niektórzy z nich odchodzili szybko, jak Adam Studziński czy Bogumił Jasiński. Inni bardzo cierpieli, miesiącami, jak Joachim Badeni czy Cyprian Wichrowicz.

Andrzej dostał łaskę szybkiej śmierci. Jakby jego podopieczni powiedzieli do niego z nieba: „Pomogłeś nam w tym przejściu. Chcemy, żebyś już był z nami. Żebyś świętował. Wystarczy Twojej pracy.”

W klasztorze panuje cisza, zdziwienie, smutek i zamyślenie. Zostaliśmy dotknięci Bożą łaską. W jednym czasie mamy Wielki Piątek, Wielką Sobotę i Niedzielę Zmartwychwstania.