Dłuższą chwilę się zastanawiałem, czy potrzeba, abym jako ksiądz napisał kolejny tekst na Zaduszki. Zamknięte cmentarze, rewolucja pokoleniowa i nie tylko na ulicach, galopująca pandemia. I autentyczny strach zaglądający w oczy. Jakie słowa dobrać do tego, aby to skomentować w kontekście Dnia Zmarłych. A papka kościelno-pseudoteologiczna otacza mnie stale.
A jednak czytając teraz „Dziennik hipopotama” Krzysia Vargi znalazłem słowa i nimi pragnę się tu podzielić, wiedząc, że tego Dziennika chyba nikt z dominikanów nie przeczyta, a na pewno nie doczyta do końca. Bo kogóż interesuje literatura współczesna, kultura, w Kościele jest raczej tendencja odwrotna, zamykania się. A dominikanie nie są ciągle jeszcze poza dzisiejszym Kościołem w Polsce. I jest niestety gorzej niż było 30 lat temu. Wtedy były przynajmniej pozory, że czyta się Herberta, Miłosza, Barańczaka, że ogląda się Holland i innych.
29 października
„W tygodnikach masywne materiały o śmierci, wszak zbliża się Wszystkich Świętych alias Dzień Zmarłych. Poważne teksty, pełne namysłu, refleksji, spokoju i powagi. Oczywiście, warto raz w roku spędzić dwa, nawet trzy dni namyślając się nad nieuchronnością, nad majestatem śmierci, wspominając bliskich, którzy odeszli, ale też nad własnym odejściem się zadumać. Jak nam przyjdzie umrzeć? Z godnością? W spokoju? Otoczeni miłością? Samotni jak bezpański pies? Jak hodowlane zwierzę w klatce, przeznaczone na futro? Umrzeć gwałtownie czy w długiej i bolesnej agonii? Trzeba umrzeć dobrze, najmniej solidnie przygotowanym na śmierć. Jeszcze lepiej – we własnym łóżku, nie w szpitalu, nie w hospicjum. Umrzeć samobójczo, ale bez efekciarstwa. Żadnych skoków z okna, wieszania się, skandalicznej, megalomańskiej ostentacyjności. Najlepiej za dużo morfiny i gładkie, ciche osuwanie się w ciemności pod własną kołdrę, świeżą i pachnącą.
Trzy dni w roku namysłu nad najważniejszą rzeczą, jaka nam się zdarza w życiu. Pozostałe trzysta sześćdziesiąt dwa dni to niepoliczalne śmierci wokół, na które nie zwracamy uwagi, chyba, że umrze ktoś sławny, ale to tylko mocny news, a nie refleksja nad Thanatosem i jego dziełami. Albo ekscytująca statystyka, gdy dochodzi do katastrofy, najlepiej komunikacyjnej. Odbiorcy mediów uwielbiają katastrofy komunikacyjne, katastrofy naturalne i humanitarne. Ale tak naprawdę na co dzień śmierć nie istnieje, a większości wydaje się, że są nieśmiertelni, szczególnie tym, którzy wrzucają swoje zdjęcia na Instagrama. Oni nie wierzą w śmierć, i gdy ta zacznie się zbliżać, zupełnie nie dadzą sobie rady z odchodzeniem.
Nie ma nic ważniejszego niż poradzić sobie z perspektywą własnej śmierci, tylko wtedy można naprawdę kochać żywego człowieka. Ten, kto śmierci nie rozumie, kto w śmierć nie wierzy i o śmierci nigdy nie myśli – nie umie kochać”.
Dzięki Krzysiu za te słowa, tą drogą ci to mówię.
Comments - No Responses to “„Gdzież jest, o śmierci, twój oścień ?””
Sorry but comments are closed at this time.