Zawsze określenie Lubelszczyzny, jako Bramy na Wschód, a dziś byśmy powiedzieli Bramy ze Wschodu, było mi bliskie. Dwadzieścia lat mojego życia spędziłem w Lublinie. To już jest kawałek. To najwięcej, czyli najdłuższy świadomy okres życia. Bo, pochodząc z Poznania, mieszkałem tam w dwóch kawałach 25 lat, ale wliczając w to także okres wczesnego dzieciństwa. Dwadzieścia lat świadomego bycia poznaniakiem nie wychodzi.  Potem było kilka lat studiów w Krakowie, Praga czeska, też przez kilka lat i właśnie ten drugi okres w Poznaniu.

Lublin to był piękny czas i piękni ludzie. Dlatego chętnie wracam tutaj, gdy komuś przyjdzie do głowy, aby mnie do czegoś zaprosić. Droga daleka, lecz czego nie robi się dla przyjaciół. Tym razem Paweł Passini wpadł na pomysł, aby mnie wmontować w koncert, który sam określiłem „wolna Białoruś dla wolnej Ukrainy”, a który odbył się w ramach Festiwalu Bliski Wschód. Projekt został nazwany Dzieci Hioba.

Pod nieobecność zapowiadanego Chóru Wolnego kiedyś z Mińska, dziś z Warszawy, głównym bohaterem i artystą był Andrei Khadanovich, białoruski poeta, pisarz, tłumacz i bard. Także szef tamtejszego Pen Clubu. Od roku emigrant przebywający w Polsce. Recytował i śpiewał swoje wiersze, a także polskie utwory Natana Tanenbauma, na przykład Modlitwę o wschodzie słońca, czy Mury Jacka Kaczmarskiego, po białorusku we własnym tłumaczeniu.

Tę pieśń on sam, i wielu innych wykonywało na demonstracjach w Mińsku w ostatnim roku. Słyszałem Andreia śpiewającego Mury po białorusku i po polsku, lecz tym razem, w kontekście wojny w Ukrainie i muru wybudowanego przez polskie w władze na białorusko-polskiej granicy, między innymi w Puszczy Białowieskiej, pod wpływem tej pieśni w trakcie swojego wystąpienia, zmieniłem zupełnie to, co chciałem powiedzieć. Temat dotyczył Hioba i rozumienia jego dzieci, a ja lekko tylko to komentując, odniosłem się do muru na polsko – białoruskiej granicy, przypominając lubelski projekt „Przekraczać mury” przez lata odbywający się w Chatce Żaka, projekt debat i spotkań obywatelskich organizowanych przeze mnie i Grzesia Linkowskiego.

Przypomniałem ideę, pochodzącą od słów Jana Pawła II, z 1997 roku wypowiedzianych w Gnieźnie do prezydentów Europy Środkowej, że: „po upadku jednego muru tego widzialnego ( berlińskiego ), jeszcze bardziej odsłonił się inny mur, niewidzialny, który nadal dzieli nasz kontynent – mur, który przebiega przez ludzkie serca. Jest on zbudowany z lęku i agresji, braku  zrozumienia dla ludzi o innym pochodzeniu i innym kolorze skóry, przekonaniach religijnych, jest zbudowany z egoizmu politycznego i gospodarczego oraz osłabienia wrażliwości na wartość życia ludzkiego i godność każdego człowieka”. I że ten mur mamy przekraczać, wzywał papież wtedy, 25 lat temu.

Wydawało się, że te słowa już dziś powodują, że my jesteśmy w Europie w innym miejscu.

Lecz kontekst wojny w Ukrainie, protestów tłumionych bezwzględnie na Białorusi pokazał, jak bardzo się mylimy. Dostrzegam, że właśnie dziś znowu mury, o których  mówił Jan Paweł II i nowe mury, mentalne, te, które wybudowaliśmy w swoich głowach i sercach uniemożliwiają nam bycie razem z drugimi. I tymi zza zagranicy i tymi żyjącymi wokół nas. Sami na nowo stawiamy mury mentalne i fizyczne.

Andrei śpiewając Mury… Kaczmarskiego po białorusku wyrażał tę samą wolnościową tęsknotę, która w latach 80 XX wieku przechodziła przez nasze polskie serca i umysły. Dlatego dobrze, że Brama na Wschód, i Brama ze Wschodu – Lublin, potrafi być stale otwarta.

 

Zoom 7/2022