Boże, czuję się wyróżniona, że jestem w tej samej Wspólnocie, co Krystynka – napisała do nas Odpowiedzialna Prowincjalna po odejściu do Pana Krystyny G., zwanej Misiem. I dalej: Że pozwoliłeś mi patrzeć i uczyć się miłości i pogody w tym, co niesie codzienność. Boże, bądź uwielbiony za jej modlitwę, cierpienie, miłość do wspólnoty. A nade wszystko za przechodzenie ponad tym, co nie jest z Ciebie, a często boli, dotyka i gniewa. Misia takie rzeczy nie niszczyły. Ona miała tę wielką cechę – USPRAWIEDLIWIAŁA. Odeszła nasza Współsiostra, dziś orędowniczka przed Panem. Osoba nigdy na nic nie narzekająca. Zawsze pogodna i wdzięczna za każdy drobiazg. Kochająca swoją konsekrację. Bardzo ufająca Bogu.

Krystyna przeżyła 93 lata i 3 miesiące. Powie ktoś: no cóż, piękny wiek… To prawda, że wiek piękny, ale w przypadku Misia nie o wiek chodzi lecz o piękno człowieka.

„Misiem” nazwała Krysię jej przyjaciółka. „Krysia jest tak ciepła i kochana jak pluszowy miś” – wytłumaczyła. Przyjęło się, przynajmniej we Wspólnocie.

Zapytałam kilka spośród nas o pierwsze skojarzenie dotyczące Misia dzisiaj, tuż po jej odejściu. Usłyszałam:

Dobroć
Przyjaciel
Serce
Nic dla siebie, wszystko dla innych
Delikatność
Piękno
Wdzięczność
Miłość
Pokora
Gotowość do najniższych posług

Była uznanym naukowcem w trudnej dziedzinie. Pracę doktorską napisała na podstawie badań nad miareczkowaniem kompleksometrycznym cynku. Pewnie ktoś rozumie, o co tu może chodzić, ja oczywiście nic a nic… Na podstawie licznych publikacji naukowych, przed 30 laty została członkiem Nowojorskiej Akademii Nauk. Mało kto wiedział o tym wyróżnieniu. Z powodu braku środków na podróże do Ameryki nigdy nie uczestniczyła w posiedzeniach tego gremium, więc po co było się chwalić? Taka była…

Wynieś, przynieś, pozamiataj… – o, do tego Miś zawsze była pierwsza. Z uśmiechem i pogodą ducha w Domu Wspólnoty robiła wszystko, co było w danej chwili potrzebne: zmywała naczynia, myła podłogi, przynosiła węgiel z komórki. W ogrodzie robiła opryski, bo przecież chemik…

Lubiła swoją „ksywkę”, często przedstawiała się jako „Miś”. Kiedyś, gdy jeszcze istniały budki telefoniczne i czasem dzieciakom przychodziły do głowy figle, by zatelefonować do kogoś z zaskakującym pytaniem, usłyszała w słuchawce rozbawiony głos: „Czy to Ogród Zoologiczny?” „Tak” – odpowiedziała bez chwili zastanowienia – „Niedźwiedź przy telefonie”.

W Domu Pomocy Społecznej, w którym spędziła sporo lat swojej dość długiej starości, była ostoją i powiernicą współmieszkanek. „Pani Krysia, pani Krysia…” słyszałam serdeczne szepty mijanych staruszek, gdy podczas odwiedzin szłyśmy z Misiem korytarzem.

Siostra dyrektor DPS-u powiedziała o ś.p. Misiu, która wiele godzin spędzała w kaplicy: „Zgasła wieczna lampka.”

A ja jestem pewna, że „wieczne lampki” nie gasną. Promienie MISIOWEGO DOBRA będą nas teraz ogrzewać z Nieba. Nie może być inaczej, przecież Miś to Miś…

Anna Maria