Siostra Marta była poetką. Tworzenie poezji łączy się z samym początkiem jej powołania. 22-letnia Basia Urbaniak pracowała jako pomoc domowa w domu aptekarzy w Inowrocławiu, przy ul. Paderewskiego, niedaleko rynku. Była zadowolona z tej pracy, bo pozostawiała ona dużo czasu na modlitwę prywatną, na czym już wtedy jej bardzo zależało, a poza tym każdego wieczoru mogła iść na mszę do miejscowego kościoła parafialnego. To podczas jednej z wizyt w kościele zauważyła na tablicy ogłoszeń powołaniowy plakat sióstr dominikanek na krakowskim Gródku. Jak wspomina, już w momencie przeczytania plakatu wiedziała, że to jest jej droga. Ta i żadna inna. Szybko napisała list do krakowskich dominikanek, które w odpowiedzi zaprosiły ją na Gródek.

Podczas pierwszego pobytu na Gródku w grudniu 1957 roku, przełożona gródeckich dominikanek, Matka Cecylia podarowała jej Dzieje duszy św. Teresy z Lisieux. Basia przeczytała książkę z zachwytem, szczególne wrażenie zrobiły na niej wiersze Tereski. Pomyślała wówczas, że chciałaby tak móc pięknie pisać o Panu Bogu i to wtedy po raz pierwszy usłyszała w sercu: „weź długopis i pisz”. I zaczęła pisać. Najpierw streściła całe Dzieje duszy wierszem. Potem pisała wiersze na różne okazje, czasem powstawały z tego piosenki i pieśni. Wiersz na pożegnanie rodziców z okazji pójścia do zakonu, wiersze z okazji imienin poszczególnych sióstr na Gródku, wiersze na przedstawienia jasełkowe, itd.

Ale najważniejsza część jej poezji to wiersze, które mówią o jej osobistym spotkaniu z Bogiem. Pisała po zakończeniu mszy świętej, podczas adorowania Najświętszego Sakramentu, w dni świąteczne i zwyczajne. Odbijają się w wierszach jej wewnętrzne przeżycia: spotkania z Maryją, do której  zawsze miała szczególną miłość (dopiero pod koniec życia połączyła to z faktem, że była ochrzczona 8 grudnia 1935 roku, cztery dni po urodzinach, a wstąpiła do zakonu w lutym 1958 roku, w dniu ofiarowania Najświętszej Marii Panny), spotkania z poszczególnymi Osobami Trójcy Świętej… Zawsze było tak samo, impuls: „weź długopis i pisz”. Pisała bez skreśleń, bez cyzelowania zdań, w pewien sposób – bez wysiłku, bez pracy twórczej. Pisała to, co usłyszała. Jak sama wyraźnie podkreślała, zawsze w natchnieniu. W rękopisie czasami znajdujemy błędy ortograficzne, nigdy – teologiczne.

Wiersz „Moja msza święta” z 20 lutego 1972 roku zaczyna się następująco:

„Moja msza święta to Tajemnica,

Przed którą bardzo uciszyć się trzeba.

Jest to wszechmocy Bożej krynica,

Co łask potokiem spływa na nas z nieba.

 

Moja msza święta – o, niezgłębiona.

Aby ją przeżyć oczyścić się muszę.

Razem z kapłanem, w proch uniżona

Wnętrza swej duszy uniżam i kruszę.

 

Gdy się tak kajam, grzechy me wyznaję,

Gdy confiteor wspólnie odmawiamy,

Ty, o nasz Panie, pochylasz się czule

I mówisz do nas: „Pokój mój dziś z wami”.

 

Ostatnie lata życia siostry Marty to ciągła modlitwa. Najbardziej lubiła tę nocną. Wstawała o 2 w nocy, za pozwoleniem spowiednika, i do rana modliła się w swojej celi. Zapewne nierzadko to jej modlitwa pomogła innym w przezwyciężeniu nocnych zmór i pokus.

Szczególnie dużo czasu poświęcała modlitwie za dusze czyścowe. Dlatego też, często do niej przychodziły. Nierzadko z wyciągniętymi rękami, jakby w geście prośby. W takiej właśnie pozie przyszła do niej około 2 w nocy Siostra Magdalena Mazurkiewicz, krótko po swojej śmierci, „jakby jakiś cień, który widziałam własnymi oczami”. Kiedy chwilę później jedna z sióstr zapukała do niej do celi, żeby ja poinformować o fakcie śmierci siostry, odpowiedziała: „tak, wiem”.

Często dusze czyścowe przychodziły do niej podczas samotnej modlitwy w kościele gródeckim, w jej ulubionym miejscu pod chórem, z tyłu kościoła. Przychodziły szczególnie często w listopadzie, miesiącu modlitw za zmarłych. W większości nie znała ich twarzy, nie wiedziała kim są. Może oprócz jednej osoby; w drobnej, szczupłej osobie w białej sutannie rozpoznała papieża. Którego? Nie wie, przypominał Pawła VI, ale nie była pewna.

Widziała zawsze dusze czyścowe własnymi oczami, na jawie. Do złudzenia przypominały prawdziwe osoby. Jednego razu podczas jej osobistej modlitwy do kościoła wszedł mężczyzna. Siostra Marta zdziwiła się, bo była przekonana, że drzwi zostały zamknięte przez zakrystiana; no, widocznie zapomniał. Mężczyzna pobożnie pokłonił się przed tabernakulum i poszedł do zakrystii. „Pewnie jakiś remont”, pomyślała. Po dłuższej chwili ciszy, zaniepokojona zajrzała do zakrystii. Nikogo tam nie było.

Po jakimś czasie przyzwyczaiła się do widzenia dusz czyścowych. Nigdy nie wzbudzały w niej strachu, ani niepokoju. Zawsze zachowywały się w taki sam sposób, znikały, kiedy się do nich podchodziło, jakby na potwierdzenie faktu nieprzekraczalnej granicy między światem żywych i umarłych. W takim właśnie świetle pamięta kilka sióstr dominikanek, które nagle pojawiły się w ławkach pustego kościoła i modliły się przez chwilę, mężczyznę, który nagle pojawił się w kościele i pobożnie modlił się przed jednym z ołtarzy, „piękną, wyniosła panią” – jak ją nazwała – która podeszła do niej z naręczem kwiatów i zniknęła, kiedy siostra usiłowała zajrzeć, żeby bliżej przyjrzeć się kwiatom.

Raz spotkała anioła. Jeden, jedyny raz. Spała w swojej celi. Śniło jej się, że ktoś wszedł do celi i usiadł na krześle obok jej łóżka. Piękny młody mężczyzna, cały w bieli, o złotych długich włosach. Obudziła się, przekręciła na bok i spojrzała na krzesło. Na krześle siedział anioł, promieniejący blaskiem, spokojny, wzbudzający uczucie bezpieczeństwa. Patrzył na nią z uśmiechem. Spokojna przekręciła się na drugi bok i znów zasnęła. Czy to był Archanioł Michał, do którego ma szczególne nabożeństwo, a może jej Anioł Stróż, do którego się codziennie modli? Wtedy nie wiedziała, teraz już wie.

I na koniec fragment wiersza  „Prośba o dary Ducha Świętego” z 1 grudnia 1975 roku:

„Wzbudzaj we mnie bojaźń, Duchu Święty, Boże,

Abym Trójcę Świętą należycie czciła.

Daj bojaźń szacunku, aby dusza moja

Dziecięcą miłością ku Bogu się wzbiła.

Przez dar pobożności ogałacaj duszę

I ucz jej prawdziwie dziecięcej miłości

Wprowadzaj do głębin, Panie, Bóstwa Twego,

I daj widzieć zawsze bezmiar Twych wielkości”.