Wczytuję się w niedzielną Ewangelię. To dla mnie jedna z najtrudniejszych.

Początek – piękny, tak jak wszystkie słowa Pisma o królestwie niebieskim. W tej Ewangelii ono BĘDZIE, a jeszcze nie JEST: to zapowiedź, obietnica. Perspektywa przyszłości. Podobne do panien… To niezwykłe, że słowo Boże mówi nam o królestwie (albo o świątyni) nie jako o miejscu, o czymś wpisanym w przestrzeń, w rzeczywistość wymierną i policzalną. Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien… Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża (Ap 21, 2). Królestwo, Miasto Święte, jest jak osoba. Piękna, radosna, wchodząca w nowe życie.

Panny roztropne, czyli mądre, zadbały o oliwę. Niedawno usłyszałam porównanie oliwy – czyli tego, co bierze się ze zmiażdżonych, wyciskanych oliwek – do serca zmiażdżonego, czyli takiego, które bez pychy i buntu przyjmuje trudne doświadczenia i je niesie jako krzyż. Taka postawa serca przynosi „oliwę”, czyli miłość, światło od Boga, dobre uczynki… Oliwa jest więc atrybutem mądrości: w Piśmie świętym mądrym jest ten, kto wybiera dobro, a rozum i wiedza służą dobru. Św. Tomasz z Akwinu za największy dar Boga dla człowieka uważal rozum. Panny mądre umiały zaopatrzyć się w oliwę.

I moment trudny: nagle się okazuje, że trzeba szybko wyjść panu młodemu na spotkanie. Użyczcie nam swej oliwy… Kiedy ktoś (tak jak ja) zawsze jest uczony, że trzeba pomagać słabszym, tym, którym brak czegoś co ja mam, że odmowa udzielenia pomocy to egoizm i bezduszność, słowa „panien roztropnych” budzą opór. A przecież istnieją rzeczy nieprzekazywalne: doświadczenie Boga, osobista z Nim więź, spędzony z Nim czas, łaska… to co „najważniejsze, choć niewidoczne dla oczu”. I jest poczucie niemocy, dojścia do jakiegoś muru: tego, co we mnie najcenniejsze, co jest moim skarbem, nie mogę przekazać człowiekowi, którego kocham. Tak rozumiem łzy świętego Dominika, płaczącego nad grzesznikami.

I coś jeszcze trudniejszego: weszły…i drzwi zamknięto… „nie znam was”. Sytuacja graniczna, bez odwrotu. Brak oliwy i spóźnienie na ucztę weselną wyklucza ostatecznie, nieodwołalnie. Tu jest „tak, tak – nie, nie”. Nic z beztroskiej i bezmyślnej karykatury miłosierdzia, z jaką coraz częściej się stykam. Tak naprawdę, jest to obraz sądu. Ostatecznego, opisanego w tym samym 25. rozdziale św. Mateusza: Idźcie precz ode Mnie… Ale i sądu w chwili mojego wielkiego przejścia, mojej śmierci, kiedy skończy się mój czas na wybieranie dobra.

Jezu, to Ty jesteś moim Panem Młodym, moim Oblubieńcem. Już wiem, że przychodzisz nie wtedy, gdy się Ciebie spodziewam, ale wtedy, gdy „ogarnia mnie senność”, gaśnie mi lampa, nie mam szaty weselnej, a drzwi są zamknięte. Nie pozwól, aby mi zabrakło oliwy. Przyjdź, Panie Jezu!

Vera