Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj: jestem nastoletnią studentką, docieram do miejsca, którego jeszcze nie znam, choć wiem, w jakim celu przyjechałam właśnie tutaj. Onieśmielona staję w progu ukrytego w lesie drewnianego domku. Drzwi otwiera Isia. „Dziś zmarł papież Jan XXIII, to on cię tu przyprowadził, niech więc on będzie twoim instytutowym patronem” – słyszę zamiast standardowego powitania. Był dzień 3 czerwca 1963 roku…
Isia, założycielka Polskiej Prowincji Świeckiego Instytutu Dominikańskiego z Orleanu, za oczywistość uznała to, że jeśli chcę być w Instytucie, to nikt inny tak się nie zatroszczy o moją tutaj drogę, jak Jan XXIII, który właśnie odszedł do Domu Ojca ale prędzej czy później na pewno zostanie ogłoszony świętym. To była prorocza decyzja, choć tamtego pamiętnego dnia pierwszego spotkania z Domem Wspólnoty, jeszcze tego nie rozumiałam.
Wiedziałam jedno: całe moje życie będzie życiem oddanym Panu Jezusowi, życiem konsekrowanym w Świeckim Instytucie św. Dominika. Tak się stało i tak jest.
Dziś w 60. rocznicę odejścia Papieża Dobroci do Nieba, kiedy już „oficjalnie” mi patronuje będąc Świętym Kościoła Katolickiego, mogę z radością wszem i wobec oznajmić, że przez te wszystkie lata św. Jan XXIII bardzo mocno wpisywał się w moją codzienność.
Pierwsze kroki w Instytucie połączone były z moją obecnością w DA u Dominikanów w Poznaniu. I wtedy to, też niby przypadkowo, otrzymałam od wspaniałego dominikanina
O. Honoriusza, modlitwę, którą papież codziennie odmawiał, i podobno sam ułożył. Ta modlitwa do dziś jest moją codzienną poranną prośbą:
„Panie, w ciszy tego wschodzącego dnia, przychodzę Cię błagać o pokój, o mądrość, o siłę. Chcę patrzeć dziś na świat oczami przepełnionymi miłością. Chcę być cichym, wyrozumiałym i mądrym. Patrzeć ponad to, co tylko pozorne, widzieć dzieci Twoje tak jak Ty sam je widzisz i dostrzegać w każdym z nich tylko to, co dobre. Zamknij uszy moje na wszelkie oszczerstwa. Ustrzeż język mój od wszelkich złośliwości, niech tylko błogosławiące myśli pozostaną we mnie. Niech będę tak uczynnym i tak radosnym, by wszyscy ci, którzy stykają się ze mną odczuli Twoją obecność. Przyoblecz mnie, Panie, Twoją świętością i niech poprzez ten dzień ukazuję Ciebie”.
Dzięki tej przedziwnej łączności ze swoim cudownym Patronem miałam pomoc i umocnienie, zwłaszcza że pogoda ducha Jana XXIII i Jego wspaniałe poczucie humoru sprzyjały i bardzo realnie służyły w rozwiązywaniu jakże niełatwych problemów, które dawane mi były na co dzień jako „łaski trudne”. Pamiętam, z jakim przerażeniem uświadomiłam sobie kiedyś, że mam kierować wielką szkołą (ok. 700 uczniów). I wtedy – według relacji Jana XXIII z jego snu o słowach Pana Jezusa skierowanych do Niego po zwołaniu Soboru: „Janie nie bądź taki ważny!”- uświadomiłam sobie, że z pokorą i nadzieją powinnam podjąć ów trud, i że nie ode mnie wszystko zależy. To doświadczenie stało się rzeczywistym wyzwaniem na wiele, wiele lat owej niesamowitej – pięknej i trudnej – pracy z młodzieżą.
Mogę z pewnością stwierdzić, że od dnia Jego śmierci „współpracowaliśmy” z Dobrym Papieżem aż… został ogłoszony Świętym! Cóż… Teraz „wypada”, aby On jeszcze bardziej zatroszczył się o mnie, abym i ja nie zaprzepaściła owego daru z Nieba, który jest wezwaniem do spełniania tak ważnego imperatywu: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem Święty!”
Dziękuję Panu Bogu, dziękuję Dominikańskiej Wspólnocie… A dziś także wyjątkowo mocno dziękuję św. Janowi XXIII, że dane mi było… i jest… i ufam, że dane mi będzie jeszcze przez „jakieś nadal” TU, a później przez wieczność całą TAM, uwielbiać Święte Imię Boże. Alleluja!
K.B.
Comments - No Responses to “60 lat temu… aż?… a może tylko?”
Sorry but comments are closed at this time.