Oto propozycje czterech rodzajów modlitwy dla zmęczonych i zabieganych. Za ich pomocą można się modlić pomiędzy zajęciami, w biegu:
1) otwarte Pismo Święte. W domu, w konkretnym miejscu, obok którego często przechodzisz, miej otwarte Pismo Święte, które codziennie, przechodząc obok tego miejsca, czytaj po małym kawałku. Zaznaczaj, gdzie skończyłeś/aś, żeby następnego dnia czytać dalej. Chodzi o mały fragment (kilka wersów), które można przeczytać nie siadając, ale stojąc, przechodząc obok. W ciągu dnia staraj się przypomnieć sobie słowa, które przeczytałeś/aś i myśleć o nich, żyć nimi. Przechodząc obok kolejny raz można sobie je przypomnieć, a nawet jednego, dwóch wersów nauczyć się na pamięć. Można to także praktykować w wersji małżeńskiej: małżonkowie razem zobowiązują się do tego, że przeczytają te kilka wersów i podczas wspólnego spotkania, chociażby przed snem, przypomną sobie, o czym to było. Ta obecność słowa Bożego w małżeństwie to potężna broń.
2) dzień z różańcem. Każdy dzień, jak wiemy, jest poświęcony określonej cząstce różańca, który łatwo po dziesiątce, czy nawet po kilka zdrowasiek odmawiać pomiędzy różnymi zajęciami. To również potężna broń, bo oznacza codzienne zaproszenie Matki Bożej do naszego życia.
3) modlitwa ofiarowania. To szczególna modlitwa zabieganych i zmęczonych. Opiera się na przekonaniu, że każda czyn spełniony z miłością, zwłaszcza wtedy, kiedy jesteśmy zmęczeni, na ostatnich nogach, bądź kiedy zrobienie czegoś łączy się z cierpieniem, przykrością, trudnością, można ofiarować Bogu jako ofiarę – modlitwę w konkretnej intencji. Postaraj się na wzór kapłański ofiarowywać Bogu te momenty, kiedy jest Ci szczególnie ciężko, w konkretnych intencjach: za dzieci, żonę, męża, rodziców, znajomych w kłopotach, chorych, itd. Kiedy modlimy się taką modlitwą ofiarowania zaczynamy rozumieć, ze w tych swoich codziennych obowiązkach możemy w sposób realny wpływać na losy innych ludzi, a Bóg znacznie chętniej przyjmuje takie czyny miłości niż naszą paplaną modlitwę. Myślę, że to była wielka intuicja takich świętych jak Tereska czy Faustyna.
4) modlitwa w tramwaju, autobusie i samochodzie. Wiele osób wykorzystuje czas spędzony w autobusie, tramwaju, busie na modlitwę: można modlić się różańcem, odmówić koronkę, poczytać Pismo Święte, odmówić brewiarz. Dzisiaj, smartfony i tablety zabezpieczają naszą anonimowość i prywatność, która jest potrzebna do modlitwy: nawet osoba siedząca obok nas w autobusie może się nie domyślać, że nie czytamy powieści kryminalnej, ale Dzienniczek Siostry Faustyny, a na słuchawkach nie słuchamy listy przebojów, ale Ewangelii według św. Jana.
Kierowców chciałbym zachęcić do głośnej modlitwy we własnym samochodzie, takiej prywatnej rozmowy z Panem Bogiem. Jak zacząć i czego ma dotyczyć? To proste: głośno wypowiedz swoje serce, swoje uczucia, swoje myśli. Czujesz potrzebę przeproszenia – przeproś, czujesz potrzebę dziękowania – dziękuj, chcesz o coś prosić – proś. Masz żal do Pana Boga – powiedz Mu o tym, wytłumacz, o co chodzi. Kolejność tych aktów jest nieistotna. Nie czujesz żadnej inspiracji? – zrób znak krzyża i opowiedz Bogu o tym, co się z Tobą akurat dzieje, co dobrego i złego przeżywasz. Nie zauważysz, kiedy to opowiadanie zmieni się w modlitwę prośby, przeproszenia, dziękowania. To bardzo ważne, żeby modlić się głośno. Głośna modlitwa zabezpiecza nas przed pewnym niebezpieczeństwem, które grozi zawsze modlitwie myślnej – ześlizgnięcia się w stronę rozmyślania o Bogu, a nie rozmowy z Bogiem. W głośnej modlitwie uczestniczą nie tylko moje myśli, ale cała moja osoba. W ten sposób uzyskujemy poczucie autentyczności modlitwy, wypowiadam się cały ja.
tak, to bardzo fajne rady