Są wakacje, więc wydaje się, że życie toczy się wolniej, i inaczej niż w ciągu roku. Relacje  Kościół – państwo, społeczeństwo ciągle są mocno komentowane. Po ustawie między innymi o in vitro znowu zagrzmiało. Kazanie arcybiskupa Dzięgi z ostrymi słowami pod adresem rodziców, jakby rozeszło się z ewangelicznym przesłaniem o miłości. To są najłagodniejsze słowa, które mogę o tym oratorskim wyczynie napisać. Wydaje mi się, że ludzie Kościoła, także zwykli chrześcijanie, muszą odpracować lekcję nauki Vaticanum Secundum w kwestii Kościół – demokratyczne państwo w kwestii wolności religii, wolności sumienia i roli autonomii indywidualnego sumienia.

W tych dniach byłem przez chwilę na Morawach. Długie rozmowy np. z prof. Sehnalem, wiekowym już historykiem muzyki, o Janie Husie, o siłowej rekatolizacji uświadomiły mi, jak ważna jest wolność wyznawanych poglądów, swoboda ich wypowiadania. Nawet, gdy wewnątrz Kościoła katolickiego formułuje się nie zawsze poprawne teologicznie sądy.

Papież Franciszek wezwał biskupów, aby na Synodzie mówili co myślą. I chce z tych głosów usłyszeć,co myślą wierni. Wydaje mi się, że u nas w Polsce fundujemy sobie konflikty sami nie widząc swojej słabej strony – braku otwartej refleksji teologicznej, historycznej. Nie mówiąc już, że wolimy walczyć o symbole, niż o ludzi, którzy są w potrzebiecudzoziemców, emigrantów, ludziinnej wiary. Gdy nie zmienimy perspektywy patrzenia, to na naszych oczach w ciągu jednego pokolenia wielu odejdzie od Kościoła, od wiary, a my stale będziemy mieli dobre samopoczucie. Nie tędy droga Ewangelii prowadzi. Czytajmy więc często Ewangelię i pytajmy, co Chrystus by w naszej sytuacji zrobił.

Wolę Kościół pokorny i poddany krytyce, niż silny i walczący twardo o swoje prawa. Otwarty na ludzi i ich problemy, towarzyszący na różnych etapach ludzkiego życia, niż stale pouczający i pokazujący, że tylko on jest depozytariuszem prawdy i wolności.