( Magazyn Świątecznej – Gazeta Wyborcza 22/23 sierpnia 2015 )

 

List Brata w Chrystusie można odczytać na trzy sposoby. Można go uznać za kolejny manifest antyklerykalny. Można po prostu zlekceważyć. Ale też można przejrzeć się w nim jak w lustrze, robiąc rachunek sumienia.

Mnie jako człowieka Kościoła interesuje ten trzeci sposób.

Ten list jest wstrząsający. Widać w nim troskę, miłość i autentyczne przejęcie sprawami Kościoła. Zaskakuje formą – oto wierny pisze list pasterski, nie stroniąc od ironii – i treścią, inną niż w równie głośnych tekstach publicystycznych ojca Ludwika Wiśniewskiego, który zwracał uwagę głównie na sprawy społecznei na autonomię indywidualnego sumienia człowieka.

Jednak list Brata w Chrystusie i refleksje ojca Wiśniewskiego Brata wiele łączy: podobna troska o Kościół – oraz adresat: biskupi i księża.

***

„Czujecie się panami i władcami ludzkich sumień. Straszycie grzechem, zgorszeniem, ekskomuniką, apostazją, schizmą, piekłem. Bawicie się w sprawiedliwych sędziów, bo jak uważacie, dano wam do tego prawo. Podzieliliście Polaków na dobrych i złych, na ludzi sumienia i tych, którzy go nie mają, na patriotów i zdrajców, na tych co są za życiem, i na tych co opowiadają się po stronie śmierci. Na tych, co mogą przyjmować komunię świętą, i na tych, którym tego zabraniacie. Trwacie od wielu lat w moralnej schizofrenii. Zapadliście na ciężką chorobę o patologicznym charakterze, która nazywa się cupiditas vulgaris (chciwość pospolita). Dlaczego nie szukacie na nią lekarstwa? Żyjecie w przeświadczeniu, że go nie potrzebujecie?” – pisze do nas Frater in Christo.

To ostre słowa. Rozumiem nazbyt dobrze, że mało kto chce ich słuchać, gdy padają pod jego adresem. Ale pokazują, jak są odbierani pasterze, również wewnątrz Kościoła.

Wiem, że to nie jest głos odosobniony – sam słyszałem takie argumenty nie raz. Teraz, przelane na papier i rzucone na forum publiczne, zmuszają mnie, abym je przemyślał. Żebym zostawił na boku ironię, nie skupiał na agresywnym tu i ówdzie tonie, aby dostrzec ukryty pod nimi sens. Ból, oczekiwania i wymagania.

***

Pamiętam przesłanie starożytnego – początek II wieku po Chrystusie – „Listu Klemensa Rzymskiego do Koryntian”. W chrześcijańskiej gminie w Koryncie trwa konflikt, ludzie są niezadowoleni z kapłanów – a biskup Rzymu i Ojciec Kościoła mówi im, że wierni mają prawo stawiać wymagania swoim pasterzom co do sposobu ich życia i posługi.

Tę samą tonację słyszę w liście Brata w Chrystusie. Kryją ją słowa ostre, ale czy nieprawdziwe?

Bo czytam dalej: „W Polsce ok. 70 procent osób dopuszcza stosowanie in vitro. Gdzie byliście z nauczaniem dotyczącym tej metody przez ostatnie 30 lat? Ten wynik to Wasza totalna klęska – lata zaniedbań, intelektualnego marazmu i duszpasterskiego lenistwa”.

Czyż jest to dalekie od prawdy? W zakonie spędziłem 32 lata w zakonie, od 25 lat jestem księdzem. Wiem, jak określamy priorytety i cele, znam naszą gorliwość. Trudno byłoby mi powiedzieć, że nasze podejście do pracy kapłańskiej ma same mocne strony. Wiem, że niejeden biskup stawiający wyższe wymagania swoim księżom, prowincjał czy przeor podnoszący poprzeczkę braciom spotyka się z biernym oporem, ukrytą dywersją lub grą pozorów. I przypominam sobie, jak Jan XXIII na pytanie, ile osób pracuje w Watykanie odpowiedział, że połowa. Cztery pontyfikaty później podobne zdanie o pracy państwa watykańskiego ma Franciszek.

Czy te grzechy dotyczą tylko Watykanu? Tylko Kościoła? Nie, ale to Kościół naucza, jak żyć.

***

„Wasze kościoły, rezydencje, ogrody, samochody, plebanie, były, są i będą utrzymywane z pieniędzy wiernych i podważających komunio z Kościołem. Przez ludzi, którzy, jak sami mówicie, popierają in vitro – holokaust nienarodzonych, genetyczne manipulację, filozofie gender, stosują antykoncepcję, opowiadają się za cywilizacją śmierci i żyją w grzechu” – pisze dalej Frater in Christo.

Pecunia non olet – dodałby ktoś bardziej złośliwy. Ale to, że ludziom Kościoła nie przeszkadza, że utrzymują ich grzesznicy, jest raczej kolejnym przejawem owej „moralnej schizofrenii”. To ją ma na myśli Franciszek, gdy – czego wielu nie rozumie, choć papież wyjaśniał to w rozmowie z rabinem Skórką – nie udziela wiernym komunii w czasie swoich mszy. Bo wie, że do komunii od biskupa, teraz papieża wielu przystępuje, aby dostąpić zaszczytu, ogrzać się w jego sławie, mieć pamiątkowe zdjęcie. Przystępują także ci, którzy krzywdząpracownikówlub naruszają sprawiedliwość społeczną, ale wspierają Kościół,by się pokazać.

Sam miałem niedawno ostrą wymianę zdań z jednym z braci na temat pazerności i nieuczciwości – spór o metody zdobywania pieniędzy. Znam księży, którzy budując kościoły, „organizują” – jak to kiedyś nazywano – budulec i środki. Pamiętam oburzenie, gdy w połowie lat 90. biskup Chrapek jako pierwszy powiedział, że kościoły w PRL–u wznoszono z „nie swojego”, a materiały były właśnie „zorganizowane”. Homo sovieticus tkwi w wielu z nas.

***

Wiem, że nikt nie jest bez grzechu, bez słabości i wad. Ale też wiem, że od tych, którzy poszli za Jezusem drogą życia duchownego,wymaga się więcej. Własna postawa życiowa musi korespondować z językiem nauczania moralnego. Dlatego, choć bardzo bolesne, te mocne słowa są jak najbardziej na miejscu: „Niech każdy duchowny (niezależnie od stopnia święceń), który: sprzeniewierzył się cnocie czystości, żyje od lat w grzechu ciężkim ze swoją ‘gospodynią’, ‘kuzynem’, ‘organistą’, jest ojcem, alkoholikiem, zatracił się w umiłowaniu bogactwa, stanie podczas sumy w kościele albo w swojej katedrze i powie wiernym: „Przepraszam za zgorszenie z powodu (tu należy go wskazać), które stało się moim udziałem. Proszę Chrystusa – mego Pana, Mistrza i Nauczyciela, papieża Franciszka, i Was Umiłowani w Chrystusie Panu, o wybaczenie oraz szansę podjęcia służby kapłańskiej na nowo – z czystym sumieniem i sercem. Dajcie przykład, że można stanąć w pokorze i prawdzie niekiedy tej najboleśniejszej”.

Nikt nie musi wyznawać publicznie swoich grzechów, ale każdy jest wezwany do nawrócenia i przemiany. Ta litania słabości nie jest nieprawdziwa – wszyscy znamy różne upublicznione przypadki grzechów ludzi Kościoła.

Znam też publiczne przeprosiny. I znam ich siłę moralną.

W Rumunii patriarcha Teoktyst przeprosił za kolaborację z komunistycznym reżimem i podał się do dymisji – wierni jej nie przyjęli. Kardynał Glemp w wyznaniu na koniec wieku trzęsącym się głosem mówił, w czym nie sprostał. Również on, wraz z polskimi biskupami, odprawił nabożeństwo pokutne za zbrodnie chrześcijan w Jedwabnem. Nie brak księży, proboszczów, którzy prosili parafian o przebaczenie.

Nawrócenie to proces długi i ożywczy. Każde słowo pasterza, wypływające z czystego i autentycznego doświadczenia przebaczenia, jest świadectwem wiary i Ewangelii.

Hipokryzja, o której pisze Frater in Christo, to proces niszczący, czasami wręcz zabijający życie duchowe.

Dlatego staram się zrozumieć ból prawnika, który widzi w swoim Kościele rozdarcie w sercach ludzi.

***

Nie wiem, czy ten list spotka się z szerszym odzewem, ale będę go odczytywał w gronie księży, na rekolekcjach. Wierzę, że w tak krytycznym ujęciu także można usłyszeć zatroskany głos Boży. Podejmuję wysiłek wsłuchania się w te argumenty. Swój tekst podpisuję, bo nie mam nic do ukrycia, a w odwadze i wolności mojego zakonu i Kościoła podejmuję rozmowę otwartą.