W Polsce odbywa się projekcja nowego odcinka „Bolka i Loka”, w wersji czarno – białej. Sam oddaje się lekturze Pana Tadeusza, w wydaniu z genialnymi reprodukcjami obrazów specjalnie wykonanych dla tej narodowej epopei przez Józefa Wilkonia. Zawsze lubiłem wracać do Mickiewicza i Pana Tadeusza w chwilach gdy potrzeba było pewnego dystansu do przyspieszającej rzeczywistości, która nas otacza. Gdy była sesja egzaminacyjna w czasie moich studiów w latach 80 XX wieku, czytałem Pana Tadeusza. Gdy spotykały mnie jakieś przykrości i potrzebowałem pewnej zmiany klimatu duchowego, wracałem do tych wersetów. Gdy mieszkałem z dala od Polski, gdy potrzebowałem świeżości języka, a wkoło panowało językowe chamstwo, wracałem do Pana Tadeusza. I teraz znowu mam na biurku, to wydanie działa Mickiewicza, przez „Media Rodzina z Poznania. Lubię Wilkonia i lubię Pana Tadeusza. Niedawno również czytałem podobne wydanie „Księgi dżungli” Rudyarda Kiplinga też z rysunkami, obrazami Józefa Wilkonia. Cóż za przyjemność estetyczno – literacka. Ale Pan Tadeusz, to Pan Tadeusz. Jeszcze mi brzmią w uszach księgi recytowane z pamięci, całe, przez Ewę Benesz. Tę samą, która całą Polskę przewędrowała w latach 70 – po wsiach i miasteczkach mówiąc Panem Tadeuszem. Słuchałem jej na Festiwalu Opowiadaczy w Bramie Grodzkiej w Lublinie. Im dłużej mówiła księgę, tym bardziej dawałem się wciągnąć w świat, w język, w wyobraźnie wieszcza. Dzisiaj dosłownie uciekam w te wiersze, gdyż podział, który znowu zaczyna się wyostrzać jest wprost destrukcyjny. Dwie Polski, dwa obozy plemiennej walki. Cóż nam zostaje. Nie dać się wciągnąć, ale i nie dać się zwariować. Idzie podział przez nasze domy, przez małżeństwa, rodziny, klasztory. Mogę tylko wyrazić pewien żal, że nie słychać głosu Kościoła, tzn. biskupów, którzy by wezwali do spokoju i przekraczania podziałów. Do pojednania, a może i narodowych rekolekcji, wszak Wielki Post. A może i oni czytają teraz Pana Tadeusza. Tam jest tęsknota za Polską, której nie ma. Ale tam też jest jedna z najlepszych, narodowych lekcji ewangelicznej miłości nieprzyjaciół i wzajemnego przebaczenia. Tylko, że dziś już mało kto tak naprawdę czyta mądrze Pana Tadeusza. Wielu woli tworzyć nowe odcinki czarno – białego „Bolka i Lolka”, nie chcąc tak naprawdę w tym uczestniczyć, trochę bezradny i trochę zasmucony, znowu wracam do Pana Tadeusza. I idę na swoje własne rekolekcje.