W ostatnich dniach dwie kościelne sprawy zaplątały nasze umysły. To 1050 rocznica chrztu Mieszka I i wizyta papieża Franciszka na greckiej wyspie Lesbos. Dwa słowa klucze znajduję aby zrozumieć te wydarzenia: Tradycja i tragedia.

Tradycja. Słuchając kazań okolicznościowych, oglądając liturgię z Lednicy, Gniezna i Poznania, pomyślałem, że z tradycją mamy kłopot, gdyż zamykamy się w interpretacjach jakoś tam narodowo-katolickich. Mocno zapatrzonych do tyłu. Mimo starań kaznodziei – zresztą różnych – i organizatorów nie udało się uniknąć pułapki oświadczeń społeczno-historycznych, zamiast żywego, charyzmatycznego, kerygmatycznego kazania i przesłania.

Trochę szkoda. Z definiowaniem tradycji zresztą zawsze mamy w Polsce kłopot, więc polecam definicję dominikańskiego teologa i pod koniec życia kardynała Yves Congara: „Tradycja jest dobrem bezcennym, kto ma tradycje, ten nie wychodzi z punktu zerowego, ten jest bogaty w samym momencie wyruszenia. Ten korzysta z kapitału pracy i poszukiwań oferowanego przez przodków. Tradycja to pewien klimat, w którym człowiek rodzi się do życia duchowego. Kto ma tradycje, ten wpisuje swe zdolności, a przede wszystkim swoje trudy i poszukiwania w pewien ciąg, w pewną kontynuację, która je wzbogaca. Tradycja jest dla życia intelektualnego tym, czym braterstwo dla życia uczuciowego”. Chodzi mi więc o ten klimat…” w którym człowiek rodzi się do życia duchowego”.

Tragedia. Widząc papieża Franciszka i patriarchę Konstantynopola Bartłomieja razem pomyślałem – jakże to ważne. Franciszek powiedział, że to jest spotkanie z największą katastrofą po II wojnie światowej w Europie. Mówił do uchodźców: nie jesteście sami. Przybyliśmy tutaj, aby wysłuchać waszych historii. By zwrócić uwagę świata na ten kryzys. By mówić wprost i otwarcie w waszym imieniu. I nie pozostało na samych słowach. Papieski samolot zabrał do Rzymu trzy rodziny uchodźców, muzułmanów. A Grekom papież podziękował mówiąc: Ci co niewiele mają, dzielą się z tymi, którzy nic nie mają”. Czy ta tragedia zmieni nasze chrześcijańskie, polskie serca? I czy może pomoc im udzielona stanie się owocem tego jubileuszu chrztu Polski? Wątpię, ale odczytywanie znaków czasu jest nam potrzebne także jako owoc jubileuszy.

I jeszcze żółte żonkile. 19 kwietnia 1943 roku. To początek Powstania w Getcie Warszawskim. Marek Edelman przez lata w ten dzień przynosił żółte kwiaty pod pomnik Ofiar Getta w Warszawie. Często były to żonkile. Dziś przypinane przez wielu, jako znak pamięci o tym powstaniu i zagładzie Żydów. Ta tradycja – znowu to słowo – jest mi bliższa, niż przyjmowanie pod dach kościołów – w Częstochowie, Białymstoku – narodowców spod znaku ONR. Jako kompletny brak znajomości historii i niezrozumienia Jana Pawła II, gdy mówił o negatywnej roli nacjonalizmu, mogę odbierać decyzje wpuszczenia tych ludzi do świątyń. Obóz Narodowo Radykalny to najsmutniejsza i najbardziej brutalna organizacja ksenofobiczna i antysemicka – m.in. getto ławkowe – jej obchody rocznic nic nie mają wspólnego z Kościołem. No cóż, kłania się tutaj nauka społeczna Kościoła i nauka świętego Jana Pawła II. Bez radykalnego sprzeciwu ludzi Kościoła, myślę, że konsekwencje takich mariaży będą w przyszłości dramatyczne. Oby nie były brutalne. Potrzeba grać larum, bo rzeczy mają się niedobrze.