pomianowski 222_1

Profesor Jerzy Pomianowski otrzymał od grupy przyjaciół na swoje 95 urodziny ksiązkę. Bardzo serdecznie zapraszam do jej lektury. Poniżej także mój mały portret nazwany: Wybór wrażeń.

„Wybór wrażeń”

„O, jeszcze mi daleko do patriarchy;

Jeszcze się w półczcigodnym wieku liczę;

Jeszcze pomstują na mnie za plecami

W narzeczu zwad i kłótni tramwajowych;

‘Taki owaki…’ cóż, przepraszam, ale

Ja w głębi duszy nie zmieniam się wcale.

 

(…)

 

Uśmiecham się, nadrabiam wątle miną,

Chodzę na spacer z laską jasnogłową,

W zaułkach podsłuchuję serenady,

Przed każdym kramem oblizuję wargi,

Wertuję książki w głębokich podsieniach…

Cóż to nie życie. A to życie właśnie.”

( Osip Mandelsztam, 1931 r. Tłum: Jerzy Pomianowski )

Jerzego Pomianowskiego poznałem chyba, jak większość Polaków, w ten sam sposób. Przez jego, nie boję się powiedzieć – genialne, tłumaczenia z języka rosyjskiego. Do dziś mam w swojej bibliotece w celi klasztornej ten zielony, małego formatu, wydany przez Czytelnika tom opowiadań Izaaka Babla: Historia jednego konia. Bardzo pożółkłe kartki, dziś już mogę je odczytywać tylko w okularach. Upłynęło od wydania tego tomu ponad trzydzieści lat, lecz cóż to jest do ponad dziewięćdziesięciu przeżytych przez Jerzego Pomianowskiego. I druga przez lata docierająca obecność tłumacza, to wiersze Osipa Mendelsztama. Tak o tym pisał Piotr Mizner: „ Tak właśnie, sztuką wysoką nazywał Korniej Czukowski sztukę przekładu. Kto miał w ręku Kontrabandę, tom przekładów poetyckich Jerzego Pomianowskiego, ten przyznać musi, że właśnie z taką sztuką ma do czynienia, że tłumacz dość wcześnie opanował rzemiosło, ale przede wszystkim błysnął talentem poetyckim. Szkoda, że od tych zajęć odciągnęła go historia i obowiązki obywatelskie”. Słowo rzemiosło użyte tu jest chyba jako naprawdę wielka przenośnia, gdyż mamy do czynienia w tych wierszach po polsku z poezją najwyższego lotu i to naprawdę dzięki tłumaczowi.

Gdy mieszkałem w Pradze, jeden z moich polskich wychowanków stamtąd opowiadał mi o swoich studiach we Włoszech i o polskim profesorze, na którego wykłady chodził. Mówił o nim z młodzieńczą fascynacją i że był tak odbierany także przez jego przyjaciół. To było tylko echo obecności emigracyjnej, które do mnie docierało. To był początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

 

***

 

Gdy zamieszkałem już w Lublinie, znajomość z profesorem kontynuowałem też najpierw przez książki wydawane przez Andrzeja Peciaka. Lecz kilka spotkań i rozmów już osobistych wryło mi się w pamięć. I pewnie na długo zostanie. Bo i okoliczności okazały się niezwyczajne.

W naszym klasztorze dominikanów w Lublinie odbyła się debata z udziałem Leopolda Ungera, Adama Michnika i Jerzego Pomianowskiego na temat paryskiej Kultury i Jerzego Giedroycia. Poprzedzona została odsłonięciem tablicy Tarasu Jerzego Giedroycia przez arcybiskupa Józefa Życińskiego. Dyskusja miała miejsce na dopiero co odnowionych krużgankach. Tłumy ludzi. Iskrzyło od humoru, refleksja była wysoko postawiona, a pytania i komentarze gości z sali też najwyższego lotu. Adam Daniel Rotfeld, Jerzy Bahr, Czesław Bielecki i wielu współpracowników i czytelników Kultury.

Jako komentarz niech posłużą słowa Pomianowskiego do sposobu myślenia Giedroycia: „ To Giedroyc, co ważniejsze, określił warunki, pod którymi owa niepodległość może być zachowana. Pierwszym z nich była suwerenność tych krajów, nade wszystko Ukrainy, o dominację nad którymi walczyła całe wieki Rosja z Polską….

…chciał końca Obozu. Doczekał się tego. Ale wcale nie był pewien, czy Rosjanie i Polacy potrafią z tej nadzwyczajnej przemiany wysunąć niezbędne dla nich wnioski” – z eseju „Wszystkie błędy zostały już popełnione”. I dalej: „ Pierwszy wniosek z jego koncepcji (Giedroycia) , jak wiadomo, postuluje, że niezbędne są nam jak najlepsze stosunki z Rosją, pod jednym wszakże warunkiem – nie kosztem niepodległości i życiowych interesów naszych wspólnych sąsiadów, zwłaszcza Ukrainy”. O tym i innych opiniach Kultury i redaktora rozmawialiśmy wtedy.

 

***

 

Na dziewięćdziesiąte urodziny Jerzego Pomianowskiego odbyła się w Gazecie Wyborczej w Warszawie, jak to nazwałem „kanonizacja” jubilata za życia. Dzień po w Lublinie wspólnie z Januszem Opryńskim zorganizowaliśmy kolejne spotkanie z cyklu „Jak żyć?” scena otwarta Konfrontacji teatralnych pod znamiennym tytułem: „Rosja, której nie znamy, Rosja, której się boimy – uwiedzieni Rosją”. Z jubilatem dyskutował dominikanin ojciec Alexander Hauke-Ligowski. Aktorzy: Karolina Porcari, Magdalena Warzecha i Jacek Brzeziński czytali nowe tłumaczenie Braci Karamazow, tłumaczenie dokonane przez Cezarego Wodzińskiego. W trakcie spotkania, gdy byłem na scenie, dostrzegłem w komórce że dobija się do mnie Teresa Torańska, ale nie mogłem odebrać. W pewnym momencie wszedł nagle na scenę prezydent Lublina Krzysztof Żuk i poprosił, abyśmy wyszli. Oniemiałem, bo jeszcze nigdy nikt mnie tak ze sceny nie odwołał. W trakcie schodzenia powiedział mi na ucho, że właśnie zmarł arcybiskup Życiński. Prowadziłem dalej spotkanie, gdyż podanie tej wiadomości rozbiłoby i zakończyło debatę. Gdy na koniec już mogłem powiedzieć o śmierci arcybiskupa, to właśnie pierwszy niemal wybuchnął płaczem Jerzy Pomianowski. Jak można w wielkim mieście, w Rzymie nie uratować człowieka? Na wylew się nie umiera nagle, w ten sposób. Sala zamarła, a my byliśmy prawie, że w płaczu. Pojechałem zaraz potem z Jerzym Pomianowskim i z żoną, panią Aleksandrą do sekretarza arcybiskupa księdza Tomka, już w kurii byli biskup Ryszard Karpiński i Mieczysław Cisło. Widziałem jak profesor musiał kochać, nie boję się tego słowa, zmarłego. Mówił, że gdyby był chrześcijaninem to tylko takim jak Życiński. Ten czas wtedy przeżyty wspólnie, te chwile w takim momencie również i nas zbliżyły.

W ciągu ostatnich pięciu lat były dalsze rozmowy – spotkania. W Czytelniku w Warszawie, w Mandragorze w Lublinie, na UMCS i inne.

 

***

 

Mam teraz w ręku kilka książek, które Jerzy Pomianowski napisał lub przetłumaczył. Są moją lekturą, która wprowadzała mnie w sprawy literatury i w sprawy Rosji. Od czasów, gdy w Krakowie uczęszczałem na wykłady z literatury rosyjskiej do Andrzeja Drawicza, Pomianowski prowadzi mnie dalej i w nowe obszary. „Wszystkie błędy zostały popełnione”, „Wybór wrażeń”, nowe wydanie „ Utworów zebranych Izaaka Babla”, czy „To proste”. Także bibliofilskie wydanie „Z Mendelsztama – siedem wierszy”

***
„ (…) I Gracz powiedział:

  • – W swoich osadach – mówił nasi Niemcy mają obfite zbiory pszenicy, a w Konstantynopolu towary kolonialne idą za pół darmo. Pud oliwek kupuje się w Konstantynopolu za trzy ruble, a sprzedaje się je tu po trzydzieści kopiejek funt… Kupcom kolonialnym dobrze się dziś wiedzie, madam Lubka, kupcy kolonialni się roztyli i jeżeli wziąć się do nich solidnie, to człowiek mógłby wygrać szczęśliwy los.. Ale ja musze sobie sam radzić z całą robotą, nieboszczyk Lowka Byk umarł, nie mam pomocy i zostałem sam jeden, jak jedne jest Bóg na niebie.
  • – A Benia Krzyk ? – powiedziała na to Lubka – Wypróbowałeś go już na Tartakowskim, dlaczego Benia Krzyk ma być zły ?
  • – Benia Krzyk ? – powtórzył Gracz zaskoczony. – I z niego jeszcze kawaler, zdajemi mi się ?
  • – Kawaler – powiedziała Lubka – niech się ochajtnie z Baśką, daj mu pieniądze, zrób niego człowieka…
  • – Benia Krzyk – powtórzył stary jak echo, jak dalekie echo – nie pomyślałem o nim…”

(Opowiadania odeskie, tłum: Jerzy Pomianowski. )

 

Rosyjski łącznik. Rzecz o Jerzym Pomianowskim, UMCS 2016 – Lublin