“Wrócił Rozenfeld. Widziano go na rzymskim lotnisku(…)
Widziano go w samolocie(…)
Widziano go w Lublinie.”
Tak pisała pod koniec lat 80 dwudziestego wieku Hanna Krall, w swoim reportażu, opowiadaniu. A teraz zawodowy pasażer Polskich Kolei Państwowych naprawdę odszedł. Zmarł poeta, pisarz, niespokojny człowiek, stały wędrowiec, chodząca anegdota i żydowski dowcip, Aleksander Rozenfeld. Dowiedziałem się o jego śmierci 3 marca, w Rzymie, gdzie prawie rok z żoną i dwójką małych dzieci czekał na zwrot polskiego obywatelstwa aby móc wrócić z emigracji, z Izraela do Polski, jeszcze wtedy generała Jaruzelskiego. Pytany, dlaczego wyjeżdża z Izraela, mawiał – tam się nie da żyć, sami Żydzi. On, romantyk, polski Żyd z pochodzenia.
Lubiłem go słuchać, w Lublinie oczywiście, Poznaniu, Jamnej, Lednicy, Hermanicach i wielu miejscach w Polsce. Wiem, że to co opowiadał, a stale opowiadał, często niewiele miało się do rzeczywistości, ale taki był. To był jego urok, Mitomana, poprawiającego nieustannie świat słowem mówionym i pisanym. Można by mnożyć jego słowa. Lubiłem go, choć czasami mnie denerwował. Odwiedziłem go przed laty w Złotowie. Przyjmowałem w Lublinie. A właściwie biegłem gdy pojawiał się znikąd i wzywał przez telefon, jestem tu i tu, czekam. Uwielbiał go ojciec Jan Góra. Bo był podobnym opowiadaczem. Tylko bardziej realistycznym. Niektóre jego wiersze mi się nawet podobały, choć, jak mawiał Gombrowicz, wielkim poetą nie był. Ale pióro miał dobre. Jego szmoncesy czyta się z wypiekami i zazdrością, że jest taki naród co tak opowiada dowcipy o sobie, naród smutny bo i te humorystyczne zdania są przepełnione nostalgią i cierpieniem. Zawsze gdy się pojawiał jakby znikąd, wprowadzał ożywienie i ferment. Gdy wrócił w smutnych latach 80 dwudziestego wieku, Bohdan Zadura powiedział: „Słuchajcie, Rozenfeld wrócił naprawdę, to może wrócą dawne czasy”. A teraz już go nie zobaczymy, chyba, że oczyma wyobraźni, czy też pamięci. Wydobywając z niej obraz Olka, wiecznego tułacza.
Z dwóch spotkań autorskich z nim. „Panie Rozenfeld co to znaczy być Polakiem ? – Odpowiedział – To znaczy zamienić 100 metrów kwadratowych w Nazarecie na 16 w Złotowie z chrapiącą teściową”. Na innym spotkaniu w kościele zapytano go. „ No dobrze, ale po co tak naprawdę wrócił pan do Polski ? – odpowiedział: – Jak to po co ? wróciłem dzielić etat Żyda PRL z Szymonem Szurmiejem”.
Wydaje się, że jego serce biło po lewej stronie, ale złączył się z nacjonalistyczną prawicą,z „Gazetą Polską” – bo chcieli go drukować. I chyba potrzebowali listka figowego.
Rozenfeld wrócił do Polski. Nikt tego nie mógł zrozumieć. A teraz odszedł na wieczność i też trudno zrozumieć. Bo wydawało się, że, kto jak kto, ale Olek jest nieśmiertelny. Podobno bywał w Szczecinie, ale czy ktoś go widział? Czy pamięta ktoś?
piosenka prawie polityczna
bęcwał na bęcwale bęcwałem pogania
im większy idiota ważniejszy gabinet
siedzi za biurkiem i paznokcie czyści czekając
aż mu wicebęcwał zda sprawozdanie
ze stanu ducha pomniejszych bęcwałów
po korytarzach bęcwalskich urzędów
roznoszą się szepty o rychłym awansie
że naczelnym bęcwałem z pewnością zostanie
nadzorcza kluczy w areszcie bęcwałów
wszak w państwie bęcwałów policja
zawsze miała wielkie poważanie i czujność
była w cenie by ziarno mądrości
nie pomieszało szyków kolejnym bęcwałom
bęcwał na bęcwale na bęcwale bęcwał
a nad tym bęcwałem jeszcze jeden bęcwał
Wiersz ten ma charakter uniwersalny. Nie wiem kiedy był napisany.
Szalom.
“Monitor Szczeciński”.
Comments - No Responses to “Rozenfeld odszedł…”
Sorry but comments are closed at this time.