Właśnie wróciłem z ogrodu naszego klasztoru na Służewie, gdzie rozważałem dzisiejsze drugie czytanie z brewiarza.
Oto sam początek tego czytania:
“Jakeśmy słyszeli, tak i zobaczyli”. O błogosławiony Kościele! W oznaczonym czasie usłyszałeś, w oznaczonym zobaczyłeś! Oto usłyszał w zapowiedziach, ogląda w wypełnieniu; usłyszał w proroctwach, ogląda w Ewangelii. Wszystko bowiem, co się teraz dokonuje, już przedtem zostało zapowiedziane.
A ja? Słyszałem m.in. o dwóch rzeczach. Pierwsza, z innego psalmu: “Będę z nim w jego utrapieniu”. Nieraz o tym mówiłem na kazaniach: że Bóg nie obiecał nam, że usunie cierpienie, ale że będzie w nim towarzyszył swoim wiernym. Mocno tego doświadczam od dnia, kiedy dowiedziałem się, że mam nowotwór złośliwy. Bóg mi towarzyszy w tajemniczy sposób, w chwilach modlitwy, w darze równowagi, a czasem wręcz pogody ducha. To dar, a nie coś, co bym sobie sam wypracował. Ale Bóg jest też obecny w ludziach, którzy tak cudownie się o mnie troszczą i modlą się w tylu miejscach.
I tu miejsce na drugą rzecz. Od św. Tomasza z Akwinu wiem, że Bóg lubi przyczyny wtórne. Tzn. to, co mógłby sam zrobić w sposób cudowny, powierza ludziom, dając im możliwość zasługi (pojęcie tak często źle rozumiane; trzeba będzie kiedyś jeszcze o nim napisać, tymczasem niech wystarczy odsyłacz do katechizmu: KKK 2006-2011). Bogu dzięki za tych ludzi, przez których przychodzi do mnie dobroć, czułość, miłosierdzie, ale i wymagająca miłość Boga Ojca, i Syna i Ducha Świętego. Jemu chwała na wieki, a tym ofiarnym i hojnym ludziom błogosławieństwo na ziemskie pielgrzymowanie i wieczne szczęście w niebie. Obyśmy się tam spotkali! Amen.