Jordan B. Peterson i jego 12 życiowych zasad

Nie pamiętam już, kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Jordanie Petersonie. Może to był komentarz biskupa Roberta Barrona, a może jakaś wzmianka w polskiej strefie sieci. Jedno jest pewne: w kwietniu zacząłem czytać 12 Rules for Life, książkę, która właśnie wychodzi po polsku. I zaczęło się. Mam za sobą wiele godzin wysłuchanych wykładów profesora, wywiadów z nim, komentarzy i dyskusji. Przed sobą – jeszcze więcej do posłuchania, obejrzenia i przeczytania. Myśli, słowa i przykłady powtarzają się, ale nie sposób się nudzić z Petersonem. W związku z ukazaniem się polskiego tłumaczenia 12 życiowych zasad. Antidotum na chaos piszę parę słów, żeby gorąco zachęcić do zapoznania się z tą ważną książką.

Nie czytuję poradników

Wciągnęła mnie ta książka, a potem wypowiedzi autora, i te zamieszczane na jego kanale YouTube (niektóre z polskimi napisami), i krótsze urywki wybrane przez nieznanego mi polskiego entuzjastę. Zwykle nie sięgam po poradniki, skąd więc ten wyjątek? Wszak przynajmniej niektóre z dwunastu zasad nie wydają się zbyt odkrywcze: nie porównuj się z tym, kim, ktoś jest dzisiaj, ale z tym, kim byłeś wczoraj; Mów prawdę, a przynajmniej nie kłam. Cóż, zasady życiowe powinny być trafne, a nie zaskakujące. Każdy może je opatrzyć własnymi przykładami, jak to zrobił Leszek Cibor na kanale Przeciętny Człowiek.

Niektóre z 12 zasad idą pod prąd tego, co zwykle się słyszy. Ta prawda dotyczy zwłaszcza zasady nr 6, która stała się źródłem licznych memów. Kiedy mama mówi: – Posprzątaj pokój, nic się nie dzieje, ale kiedy to mówi prof. Peterson, dziecko (duże dziecko) bierze się do dzieła. Co dokładnie głosi ta zasada? Zanim zaczniesz krytykować świat, zaprowadź porządek we własnym domu. Czy to takie oczywiste w czasach, kiedy wszyscy wypowiadają się na każdy możliwy temat, nie zadawszy sobie trudu ani zgłębienia sprawy, ani porównania punktów widzenia? Zresztą posłuchajmy, co sam Jordan Peterson mówi o tej zasadzie (można włączyć polskie napisy).

Dramat życia

Na innych stronach, przede wszystkim na specjalnej polskiej stronie poświęconej profesorowi albo np. w artykule na stronach TVP,  można znaleźć informacje o Petersonie (dalej: JBP). Tu chcę się po prostu podzielić tym, co do mnie przemówiło.

Książkę otwiera spojrzenie na świat jako na miejsce dramatu, a nie zbiornik rzeczy. Życie to odnajdywanie sensu, to droga na pograniczu porządku i chaosu, tego, co już znamy, i tego, co potrzebujemy poznać, ale co jawi się jako obce i niebezpieczne. Nadmiar porządku nie jest rozwiązaniem; to poprzestanie na tym, co znane, a nawet skostnienie i wręcz otwarta ścieżka do fanatyzmu. Przekładam sobie te rozważania na biblijne obrazy i znajduję ten, który do mnie zawsze mocno przemawia: wewnętrzna walka starego i nowego człowieka opisana przez św. Pawła. [A już zupełnie na marginesie: biblijne przykłady przesadnego porządku oraz chaosu to odpowiednio uczeni w Piśmie w czasach Jezusa oraz sekciarze.]

Jak widać choćby w krótkim wideo powyżej, JBP doskonale równoważy dwie strony problemu indywidualizm/kolektywizm. Istotna jest nie przynależność do grupy, ale osobista odpowiedzialność i odwaga podejmowania wyzwań. Zarazem dramat życia to nie teatr jednego aktora, ale udział w sprawach, które nas przekraczają.

Od Darwina do Junga

Podczas lektury zaintrygowały mnie zaskakujące przykłady. Co mają homary wspólnego z hierarchią społeczną? Dlaczego jedna z zasad dotyczy jazdy na deskorolce? Intrygują pytania, które stawia sam autor: dlaczego ludzie po długo oczekiwanym przeszczepie nerek nie zażywają niezbędnych leków?

Jak gdyby przyznając rację zasadzie nr 9 (Załóż, że osoba, z którą rozmawiasz, może wiedzieć coś, czego ty nie wiesz), z zaciekawieniem czytam i słucham, jak JBP buduje swój obraz świata łącząc rozmaite perspektywy. Jest tu Nietzsche, przedstawiany nie jako nihilista, ale ten, kto przed nihilizmem ostrzega i przepowiada miliony ofiar przyszłych – dla nas przeszłych (?) – ideologii. Są pisarze wgłębiający się w ciemne strony ludzkiej natury (Dostojewski, Tołstoj, Sołżenicyn), a skoro o tym mowa, to Peterson przywołuje również zapiski zbrodniarzy. W przypisach znajdujemy odniesienia do fachowej literatury z dziedziny neuropsychologii. Peterson łączy doświadczenie psychologa klinicznego z ewolucjonizmem i odczytywaniem mitów oraz opowieści biblijnych jako archetypów. To ostatnie to szkoła Junga, przy czym JBP odczytuje prastare opowieści jako wgląd w działanie ludzkiego mózgu, jako symbole sposobu, w jaki odbieramy świat. To dla mnie bardzo świeża i intrygująca interpretacja tych historii.

Przedstawiając swoje (czy tylko swoje?) zasady, Peterson dzieli się swoim postrzeganiem rzeczywistości i jej sensu. Rozmaite źródła, a raczej ich bardzo osobiste i głęboko przemyślane odczytanie, składają się na harmonijną całość. Przy tym Peterson jest świadom, że np. interpretując historię Adama i Ewy jako dramat poznawania świata, nie wyczerpuje znaczenia tej opowieści.

Humanista

Choć Peterson wiele miejsca poświęca mrocznym skłonnościom człowieka, to robi to nie z pogardy, ale z troski. Widać, z jaką zgrozą odrzuca antyhumanizm tych, którzy uważają człowieka za niszczyciela i intruza w świecie przyrody (vide Klub Rzymski czy znakomity skądinąd twórca filmów przyrodniczych, którego nazwisko pominę). Peterson nie jest humanistą książkowym. Ba, sam mówi, że zbyt wielką wagę przywiązuje do wcielania idei, do ich zakorzenienia w życiu, żeby uważać się za intelektualistę. Jego życie, w którym nie brakło rozmaitych prac fizycznych, samo o tym mówi.

Ojciec

Komentatorzy fenomenu JBP, w tym wspomniany bp Barron, podkreślają, że dla wielu młodych ludzi Peterson stał się zastępczym ojcem. Kiedy mówi grow the hell up (co trzeba chyba oddać jako dorośnij, do cholery!), to jest to wyraz mocnej, ojcowskiej troski. Wyrazem tej troski jest też jego nauczycielska pasja i niezgoda na zamienianie uniwersytetów w bezpieczne miejsca, w których nie grozi konfrontacja z trudnymi poglądami (o celu studiowania można posłuchać tutaj).

Zobaczmy, z jakim przejęciem Peterson mówi o młodych ludziach i wsparciu, którego potrzebują. Nie ma wątpliwości, że to doświadczony, szczery człowiek, któremu zależy na przyszłości ludzi, do których się zwraca. To prawdziwy wychowawca.

Dzieci pojawiające się na rysunkach ilustrujących poszczególne zasady to Julian i Mikhaila, dzieci autora. Ostatni rozdział opowiada o cierpieniu związanym z rzadką chorobą Mikhaili. Fizyczny ból, depresja. A zarazem potwierdzenie słuszności głoszonych przez JBP zasad. To historia, która wzrusza i podnosi na duchu.

Dobra rozmowa (jak w czasach inkwizycji)

Dodatkowym plusem słuchania i czytania JBP jest poznawanie innych autorów. Wielu odbiorców Peterson może zachęcić do sięgnięcia po klasyków, których cytuje. Dla mnie odkryciem było co innego: nieznany mi wcześniej świat videoblogerów i videopodcastów. To dzięki JBP zacząłem oglądać materiały opracowane przez Jonathana Pageau, kanadyjskiego rytownika ikon, prawosławnego artystę, zgłębiającego symbolikę sztuki chrześcijańskiej, ale i tropiącego ukryte treści najnowszych filmów. Nowością dla mnie są długie, nieraz trzygodzinne rozmowy, prowadzone przez Joe Rogana czy Dace’a Rubina. To dobra nowość – dialogi bez przekrzykiwania się, z chęcią zrozumienia rozmówcy.

A propos, JBP pisze o regule dobrej dyskusji powołując się na Carla Rogersa. Zasada ta głosi, że zanim się odpowie na słowa oponenta, trzeba jego wypowiedź streścić z pytaniem, czy dobrze się go zrozumiało. Znam tę zasadę skądinąd. To reguła związana ze średniowiecznym wynalazkiem: uniwersytetem. To złota zasada ówczesnych debat.

Czego mi brak

Parę słów o tym, co uważam za niedostatki JBP. Na jeden z nich zwrócił uwagę bp Barron: to tendencja do traktowania opowieści biblijnych i mitów jako przekazów, do których klucz znajduje się poza tradycją, do której należą. Myślę, że wiele biblijnych interpretacji Petersona jest trafnych. W jakim sensie? W takim, że pozwalają dostrzec nowy aspekt tekstu, a tym samym rzucić światło na ludzką egzystencję. Choć – jak pisałem – Peterson jest świadom ograniczeń swojej metody, wydaje się nieraz, że jego rozumienie tradycyjnej interpretacji nie jest pełne.

Zasadniczy problem dotyczy dwóch spraw. Pierwsza może wynika z charakteru pracy Petersona. Siłą rzeczy zasady zachęcają do działania. Jest tu miejsce na postanowienia, dyscyplinę, rzetelność, odwagę i tak dalej. Nie ma miejsca na łaskę. To nas prowadzi do drugiej sprawy, a raczej do Osoby. Peterson pięknie pisze o Chrystusie, o niesieniu krzyża, o Słowie. Ale jest to raczej idea niż osoba, kochana i kochająca, Zbawiciel. Cóż, JBP otwarcie mówi, że nie jest materialistą, że inspiruje się Biblią, że Chrystus jest dla niego ważny, ale że nie jest praktykującym chrześcijaninem.

Męstwo i mądrość

Tym, co sprawiło, że 12 zasad przeczytałem do końca, jest prosty fakt: to coś znacznie więcej niż poradnik. To wezwanie do męstwa w świecie pełnym cierpienia. To wielka zachęta do działania: przez pracę nad sobą do poprawy swojego najbliższego, a może i dalszego otoczenia.

Bogactwo odniesień do mitu, literatury nie czyni z tej książki zlepku cytatów. W połączeniu z życiowym doświadczeniem (od surowej zimy w miasteczku, w którym dorastał, po spotkania z ludźmi naznaczonymi nieszczęściem) erudycja składa się na mądrość.

Mówca

Bardzo lubię słuchać Petersona. Przepadam za momentami, kiedy zatrzymuje się, żeby dobrać słowo. Nie brak chwil pełnych humoru. Pochlebiam sobie, że podobnie jak JBP jestem zwolennikiem mówienia bez kartki, co daje szansę na niespodziewane wzloty myśli, ale i grozi nieraz (mówię o sobie, nie o Petersonie) zgubieniem wątku czy przesunięciem punktu ciężkości w niepożądaną stronę.

A skoro mowa o Petersonie-mówcy i o niebezpieczeństwach, na koniec niech będzie coś na deser.