Pierwszy kościół, który znajduje się na wzgórzu Celio (dobry widok na Palatyn i Koloseum) od strony Circo Massimo to kościół św. Grzegorza Wielkiego. Rzadko, bardzo rzadko, do niego zaglądam. Plac św. Grzegorza (Piazza di San Gregorio) jest zwykle zaśmiecony i pełen, byle jak zaparkowanych, samochodów.

Z placu wchodzi się długimi, stromymi schodami do przestronnego atrium. Kościół jest zamknięty i trzeba zadzwonić, by przez furtę wpuszczono nas do środka. Należy do wspólnoty Kamedułów. W środku właściwie nie ma niczego szczególnego, wartego powtórnego zobaczenia. Dzisiaj, kiedy tam poszedłem, uwagę moją zwrócił nagrobek w którym były dwie wyrzeźbione postaci kobiet przedstawiających “Pobożność” i “Miłość”. Pierwsza miała wzniesione ręce w modlitewnym geście, druga trzymałam w dłoniach kawałek chleba i płaszcz.

– x –

Poszedłem dzisiaj do tego kościoła z bardzo konkretnego powodu. To stąd biorą początek tzw. Msze Święte Gregoriańskie, czyli 30 kolejnych Mszy odprawianych w intencji zmarłego. Grzegorz Wielki (mieszkaniec tego klasztoru i papież w latach 590-604) opisuje zdarzenie, które zapoczątkowało tę praktykę, w swoich Dialogach. Otóż u pewnego zakonnika o imieniu Justus, znaleziono po śmierci pieniądze w jego celi, co sprzeciwiało się regule zakonnej. Aby mu pomóc Grzegorz polecił odprawienie 30 Mszy świętych, co świadczy o głębokiej wierze w skuteczność sprawowania Eucharystii za zmarłych. Po ich zakończeniu jeden z braci miał widzenie, że Justus został uwolniony od kar czyśćcowych. Od VII wieku praktyka Mszy Gregoriańskich rozprzestrzeniła się w całym Kościele.

-x-

Siedząc w kościele wspominałem różne osoby, które zmarły od zeszłorocznego Dnia Zadusznego. Akurat w liturgiczne wspomnienie św. Grzegorza Wielkiego, 3 września tego roku, był pogrzeb mojego nauczyciela historii z LO w Ostródzie, pana Dyzyderego Marka Piotrowskiego. Był znakomitym nauczycielem, który przede wszystkim uczył nas myśleć. Tak się złożyło, że namaściłem go przed śmiercią i chociaż mnie nie słyszał żegnając się z nim powiedziałem mu: “Dziękuję”. W kazaniu przypomniałem wydarzenie, które utkwiło mi w pamięci, chociaż minęło od tego czasu 40 lat. Było to podczas lekcji w pierwszej klasie. Pan Piotrowski, jak to miał w zwyczaju, przechadzając się po klasie i wykładając, zacytował fragment Ewangelii. Przystanął i powiedział: “Cholernie lubię tę książeczkę”. To była dla mnie wystarczająca zachęta do sięgnięcia po Ewangelię…