„Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne”.
Zawsze porusza mnie jak dzieci reagują na pierwszą informację o obecności Boga w Chlebie Ołtarza. Olcia była zafascynowana i dopytywała gdzie Pan dokładnie jest, wyciągała szyję by Go zobaczyć, a czasem, kiedy przyjmuję Komunię przytula się do mnie mocno, by móc być blisko Jezusa we mnie. Tymczasem Antosia, gdy się dowiedział, ogarnęło, rzec można, święte przerażenie. Otóż wiadomo, że w wychowaniu trzeba iść krok za dzieckiem, nie przed nim – czyli serwować mu tylko tyle informacji lub emocji, ile jest w stanie unieść. Otóż mamusia małego Antosia o tym zapomniała, nie mogąc doczekać się by pierworodnemu dziecku obwieścić tajemnicę Eucharystycznej Obecności. I raz jeden, przy Przeistoczeniu, podekscytowana szepnęła małemu do ucha, że Bóg wchodzi do chlebka i potem wejdzie do każdego z nas do środka. Kilkuletni Antek słuchał robiąc coraz większe oczy i coraz większą podkówkę, by śmiertelnie przestraszony wykrzyknąć na cały kościół, wyrywając się do ucieczki: „Ja nie chcę żeby On we mnie weszedł! Ja nieeee chcęęę!!!” Na szczęście trauma szybko minęła, a ja staram się odtąd trafniej sondować gotowość moich dzieci.
Słyszałam ostatnio niezwykłe świadectwo. Dziewczyna bardzo cierpiała z powodu głębokich problemów psychicznych wyniesionych z dzieciństwa, głównie lęków. Lęki przerodziły się w chroniczny smutek, conocny płacz do poduszki. Długo to trwało. Nikt o tym nie wiedział… Pewnego dnia koleżanka namówiła ją, by codziennie chodziły na Msze w intencji poważnie chorego kumpla. „Wtedy odkryłam z dużym zdziwieniem, że Msze odprawiane są także poza niedzielą”. Kumpel wyzdrowiał, a ona… została przy codziennej Eucharystii. Więcej, zasmakowała w adoracji. Po Mszy zostawała w kościele około półgodziny. Była. Nie znała żadnych technik medytacji, nic dotąd „duchowego” nie czytała. Wierzyła tylko, że tu jest Bóg. I była z Nim. Aż raz, gdy wyszła z kościoła, poczuła, że chce się uśmiechać, że jest lekka, że to, co było na jej barkach tym strasznym ciężarem – zniknęło. „Dzisiaj w nocy nie będę musiała płakać” – zrozumiała. „Ja nie wiem, co Jezus we mnie zrobił… ja tylko tam siedziałam… Nawet bez intencji proszenia Go o jakiś cud. Zostałam gruntownie wyleczona”.
Bóg daje nam całego Siebie w Najświętszym Sakramencie. To jest pełnia Łaski, to jest Wszystko. „W tym sakramencie dusza odzyskuje utracone dobro. On przywraca jej piękno zniekształcone przez grzech” (a Kempis). Całe utracone dobro i piękno jest na wyciągnięcie ręki. To dopiero Dobra Nowina!
Jeden z Ojców komentując niedzielną Ewangelię zauważył, że słowa Jezusa o „spożywaniu Jego Ciała” były wtedy tak szokujące dla słuchaczy, iż odchodzili; tymczasem dzisiaj chciałoby się, by Cud Eucharystyczny nas choć trochę szokował. Czy my nie przyzwyczailiśmy się zbytnio do tego, że żywy Bóg daje nam się przyjąć, to jest spożyć, niemal wszędzie na świecie dostępny codziennie, dla nas? Każdego dnia, może tuż za rogiem naszej ulicy, dzieje się Eucharystia. A „przypuśćmy, że ten najświętszy Sakrament umieszczony byłby tylko w jednym sanktuarium i konsekrowany tylko przez jednego kapłana na świecie, pomyślmy, jakie pchałyby się tam tłumy, aby ujrzeć, jak odprawia się to Boskie misterium” – pisze a Kempis i kontynuuje – „O jakaż to ślepota, że nie cenią bardziej tego niewypowiedzianego daru, a dlatego właśnie, że można go mieć na co dzień, odwracają się nawet od niego! (…) Jeżdżą ludzie do różnych miejsc, aby odwiedzić relikwie świętych, i słuchają w podziwie o cudach, zwiedzają ogromne świątynie, całując spowite w złoto i jedwab kosteczki. A przecież Ty jesteś tu przede mną na ołtarzu, Boże, Święty świętych, Stworzycielu ludzi, Panie zastępów”.
Wielu z nas cierpi z powodu różnych trudności, własnej słabości, życiowych trosk. Eucharystia codzienna lub adoracja Jezusa Eucharystycznego, choć 20 minut, jest skutecznym lekarstwem. Kto czuje się obciążony i utrudzony, a przychodzi tu z ufnością, zostanie pokrzepiony – Jezus dał Słowo. Kto przychodzi do Niego, jest w najlepszych rękach. Może wyglądać cudów. Ktoś porównał Eucharystyczny Pokarm do kroplówki, która z minuty na minutę ożywia nasz krwioobieg, nawadnia suche tkanki. Daje życie.
W Regule świeckich dominikanów mamy zachętę do codziennej Eucharystii. Wiadomo, że rodziny z maluchami mogą mieć kłopot ze sprostaniem temu, jednak warto w miarę możliwości próbować; ta Reguła jest bardzo mądra, wskazując nam najkrótszą drogę do pełni życia.
Super 🙂
Zacytuję tytuł: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne”. Każda Eucharystia więc spożywana wyłącznie pod jedną postacią jest niepełna, bo tylko spożywanie pod dwiema postaciami daje pełnię obcowania z Bogiem. Dlaczego nie spożywamy Krwi Jezusa pod postacią wina, a daje się nam jedynie Chleb? Względy praktyczne, brak czasu, wymówki … Polecam ciekawy artykuł i chwilę zadumy nad tym, co tak naprawdę przyjmujemy podczas Eucharystii i czemu nie tak, jak nakazał nam to sam Bóg. http://mateusz.pl/pow/020620.htm
Pan Bóg jest obecny nawet w najmniejszym okruszku Chleba Eucharystycznego. Czy spożyjesz okruszek czy Komunię pod dwiema postaciami Bóg jest obecny cały. I nie ograniczają go sakramenty.
Jak mogą nie ograniczać sakramenty, jeśli to sam Bóg je ustanowił w takiej formie, w jakiej sam chciał je ustanowić, pod dwiema postaciami. To człowiek w swej pysze i żądzy władzy zmienił Boże plany, dla swoich potrzeb modyfikując Boże zalecenia. Teraz zaś Jego wyznawcy idąc za głosem praktycznym ochoczo uznają, że nie ma znaczenia czy przyjąć Jego Ciało i Krew pod jedną postacią czy – tak jak nakazał – pod dwiema. Pyszny człowiek sam sobie wyznaczył jak wielbić Boga, mimo że instrukcje do tego ma zapisane w Piśmie Świętym sprzed 2 tys. lat.