W 1968 roku Juliusz Mieroszewski pisał w paryskiej Kulturze, że “polscy politycy nie doceniają słowa jako instrumentu oddziaływania politycznego. Domorośli “realiści” pouczają nas ustawicznie, że w polityce liczą się tylko fakty. Zapominają natomiast, że w polityce początkiem z którego kiełkuje i wyrasta fakt, jest zawsze słowo”. Mieroszewski, jeden z najciekawszych pisarszy politycznych polskiej emigracji ograniczył się w tym stwierdzeniu jedynie do kręgu polityki. Myślę, że jego ocenę można rozciągnąć na całość współczesnej kultury.
Odnoszę czasami wrażenie, że również w publicystyce nie docenia się wartości słowa. Oczywiście można wspominać o wielu zjawiskach degradujących współczesną debatę publiczną. O patrzeniu z wysoka, obrażaniu przeciwnika, przekłamywaniu, itd. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedno zjawisko, które pojawiło całkiem niedawno. Chodzi mianowicie o “terror lajków”. Pisząc na blogu sam padam jego ofiarą. W czym tkwi problem? Nie tylko w tym, że oznaczenie danego tekstu “lajkiem” często nie odpowiada mojemu emocjonalnemu stosunkowi do przeczytanej treści. Z braku laku, stawiam “lajk” przy treściach, które wcale mi się nie podobają.
W “terrorze lajków” tkwi jeszcze jedna pułapka. Czasem możemy ulec pokusie, że od ilości polubień na stronie zależy wartość przekaznej treści. Może tak rzeczywiście być, ale równie dobrze fakt ten może niczego nie oznaczać. “Lajk” jest bezrefleksyjny, albo raczej jest sprowadzony do jednej prostej refleksji „podoba mi sie“. Dopiero polemika, pokazuje na ile dana treść jest żywo przyjmowana przez czytelników. Dopiero cytowanie artykułu czy autora daje realne wyobrażenie o oddziaływaniu danego tekstu. Dopiero tego typu fakty mówią o treści, która za nimi stoi.
Dawniej dla pisarza punktem orientacyjnym był redaktor. Obawiam się, że w naszych czasach ilość “lajków” zastępuje pracę redaktora.
… “liczba” lajków 🙂
Dużo zastanawianiem się nad tym co jest naprawdę wartościowe a czego wartościowym nazwać nie sposób i doszedłem do bardzo smutnej refleksji, że to co naprawdę dobre nie jest lubiane. Dlaczego? Ponieważ często jest trudne i wymaga skupienia i zaangażowania odbiorcy tej treści. Od wielu lat śledzę polską muzyczną scenę niezależną i widząc jakość kompozycji, wirtuozerię aranżacji i nadzwyczajne progresje akordów takich artystów jak choćby nieistniejący już dziś Afro Kolektyw, Nerwowe Wakacje, Crab Invasion, Furia Futrzaków czy Drivealone nie mówiąc już o genialnej Ściance czy zamkniętym zdecydowanie przedwcześnie The Car Is In Fire, czuję wielki smutek z powodu tego że oprócz wytrawnych krytyków (z tymi “popularnymi” też nie jest najlepiej) artystami tymi zachwycają się jedynie mocno osłuchani ludzie. Wystarczy popatrzeć na Izę Lach. Niezwykle utalentowana kompozytorka w kraju zauważona została dopiero po docenieniu Jej przez Snoop Dogga a przecież wcześniej nagrała wyjątkową płytę “Krzyk”. Wnioski niestety nasuwają się smutne. Dziś żeby Dobre zostało docenione musi czymś świat zaszokować, kogoś obrazić lub być zauważonym przez kogoś większego od nas. Aż chciałbym nie kończyć tak tego komentarza i z większym optymizmem patrzeć na przyszłość polityczną kulturalną i jakąkolwiek inną naszego Kraju, ale na razie trudno ja zauważyć.
Wojtku,
W branży “socjalmediowej” mówi się w uproszczeniu, że “like” jest po prostu wyrazem sympatii dla autora, a “share” czyli udostępnienie, cytowanie itp. jest docenieniem treści komunikatu.