Zanim świat obiegło zdjęcie papieża Franciszka, jadącego tramwajem, zwróciło moją uwagę inne zdjęcie. Stary mnich w tramwaju czyta jakąś książkę, może modli się, na kolanach leży teczka. To Jego Świątobliwość Paweł, arcybiskup Peć, metropolita belgradzko-karłowacki i patriarcha Serbski, jedzie do pracy.

Jego posługa patriarsza przypadła na bardzo trudny okres w historii Kościoła w Serbii. Był to czas rozpadu Jugosławii i kolejnych konfliktów, które przetoczyły się przez Bałkany. Nie były to tylko konflikty zbrojne, ale i ideowe. Niektórzy zarzucali patriarsze nacjonalizm i popieranie idei Wielkiej Serbii. Pomimo tak trudnej sytuacji, był on dla swoich wiernych oparciem i przykładem chrześcijańskiego życia. Był jedną z najwybitniejszych postaci serbskiego prawosławia. Już za życia stał się niemal legendą swego Kościoła. Tajemnica jego sukcesu była bardzo prosta – przez cały czas pozostawał prostym mnichem.

Znany był z niezwykłej skromności i prostoty w codziennym życiu. Jego drobna postać była stałym elementem stolicy Serbii. „Jako studenci spotykaliśmy go w tramwaju, gdy jechał na nabożeństwa. Spotykaliśmy go w sklepie i na poczcie, gdzie sam załatwiał swoje sprawy. Znali go i szanowali wszyscy. Belgradczycy przyzwyczaili się, że «Nasz Paja», jak zwykli o nim pieszczotliwie mawiać, żyje razem z nimi i dzieli ich codzienne troski.”

Ten obraz towarzyszy mi od 2009 roku, od dnia jego śmierci. Wczoraj w Belgradzie odsłonięto jego pomnik – nasz Paja jedzie tramwajem do pracy.