O marzeniach ściętej głowy i o władcy z głową na karku

To prosta historia: z jednej strony mamy świat kultury, z drugiej dzicz. Można by zrobić tabelkę. Ograniczę się do krótkiej listy:

miękkie szaty / strój z wielbłądziej skóry,

pałac / pustynia,

uczta / post,

taniec w sali balowej / zanurzanie w rzece.

Mało tego, z jednej strony mamy wierność danemu słowu, a z drugiej tępo powtarzaną wyuczoną na pamięć regułkę Nie wolno ci mieć żony twojego brata. Jan Chrzciciel jest jak dzisiejszy Kościół. Nie rozumie zmieniającego się świata, nie potrafi zaakceptować nowoczesnej rodziny. Ba, obca mu płynna rzeczywistość, w której można być mężem szwagierki i wpadać w uniesienie nad pasierbicą. Nie jest otwarty na różnorodność ludzkich doświadczeń. Ocenia, osądza i potępia – tylko do tego jest zdolny.

Przyszłość należy do Heroda. Widzimy, jak się rozwija, jak kwitnie: kiedyś jeszcze słuchał Jana, ale od Jezusa oczekuje tylko sztuczek (bo nie cudów). Nie potrzeba przysięgi danej w pijanym widzie, Herod i na jawie rozumie, jak ma postąpić z Jezusem. Wyda go na śmierć, pojedna się z Piłatem. Szczęśliwy Herod, człowiek, który idzie za głosem serca! Ma wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Ale czy Herod ma duszę?

Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16, 26)