Kazanie wygłoszone podczas mszy św. pogrzebowej. Bazylika Trójcy Świętej, Kraków 1 X 2021 roku

Kiedy o. Przeor poprosił mnie o to kazanie pogrzebowe (za co dziękuję) i po raz pierwszy pomyślałem w wierze o biografii o. Mirosława Kura, moja pierwsza konkluzja była prosta: biografia dominikanina, życie dominikanina, piękne życie dominikanina. Postaram się to uzasadnić.

Mieczysław Kur urodził się 1 stycznia 1941 roku w Tarkawicy w parafii Kock, na Lubelszczyźnie. Jak sam potem wspominał, należałoby raczej powiedzieć: urodził się po Bożym Narodzeniu 1940 roku, gdzieś w okolicach Nowego Roku. Dlaczego? Trwała zawierucha wojenna, środek mroźnej zimy, były bardziej pilne rzeczy niż pilnowanie kalendarza. Później okazało się, że coś jednak trzeba wpisać do dokumentów, wpisano 1 stycznia.

Pięć lat wcześniej w tej samej miejscowości urodził się Wiesław Szymona; niewykluczone, że to właśnie ś. p. Mama o. Wiesława, która była położną w Tarkawicy, odbierała poród Mirosława. Ojciec Wiesław nie pamięta tego wydarzenia.

Mieczysław miał trójkę rodzeństwa. Jest z nami dzisiaj jego Siostra, o imieniu, które potem stało się imieniem zakonnym o. Mirosława, razem z bliską Rodziną.

Przez ulicę w Tarkawicy z Kurami mieszkała rodzina Żeleźników. Tadeusz Żeleźnik wstąpił do dominikanów rok przed Wiesławem, sześć lat przed Mieczysławem. Tadeusz później był ulubionym uczeniem o. prof. Mieczysława Alberta Krąpca na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Razem z o. Mirosławem Kurem zapowiadali się na wybitych filozofów, mieli tworzyć intelektualną przyszłość polskiej prowincji dominikanów. Ojciec Żeleźnik wystąpił z zakonu już jako kapłan w 1965 roku, do emerytury pracował w wydawnictwie Pax jako redaktor i tłumacz. Jak skromnie i nie do końca zgodnie z prawdą mówi o. Wiesław, było nas trzech z Tarkawicy; ja byłem najmniej zdolny.

Mieczysław Kur wstąpił do nowicjatu dominikanów jako 16 latek; wówczas minimalnym wiekiem przyjęcia do nowicjatu było 15 lat. W nowicjacie przyjął zakonne imię: Mirosław. Rok później w 1958 złożył pierwszą profesję, razem z młodszym od niego o rok Jackiem Salijem i starszym o cztery lata Władysławem Kaczyńskim. Po nowicjacie ukończył wykształcenie średnie w liceum korespondencyjnym w Poznaniu i w 1959 zdał maturę. W ciągu następnych siedmiu lat odbywał swoje studia filozoficzne i teologiczne w Poznaniu, Warszawie i Krakowie. Śluby wieczyste złożył w 1963 roku. To było dawno temu, bardzo dawno. Jak dawno? To było zanim ja się urodziłem A więc, naprawdę dawno.

W 1966 roku Mirosław przyjął w Krakowie święcenia kapłańskie, po czym rozpoczął studia filozoficzne na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, mieszkając w klasztorze na Służewie. Jak wspomina o. Wiesław Szymona, w tych latach Mirosław chciał jechać na misje. Polska Prowincja Dominikanów właśnie rozpoczęła próbę misyjnego zaangażowania w Ameryce Południowej. Zapewne to właśnie rozpoczęte studia nie pozwoliły o. Mirosławowi na wyjazd. Misje, zresztą, zakończyły się niepowodzeniem. Jeden z wysłanych dominikanów przeszedł do jednej z tamtejszych diecezji, drugi wystąpił z zakonu.

W 1971 roku, o. Mirosław, na podstawie pracy pt. Sposób formułowania i wartość obiektywna pierwszych zasad filozofii w ujęciu O. R. Garrigou-Lagrange’a, napisanej pod kierunkiem redemptorysty, o. docenta Edmunda Morawca, uzyskał stopień magistra filozofii, a pięć lat później w 1976 roku na podstawie pracy pt. Przedmiotowość metafizyki tomistycznej w interpretacji J. Marechala, napisanej również pod kierunkiem o. E. Morawca, otrzymał tytuł doktora nauk humanistycznych.

Te pierwsze publikacje o. Kura zaskakują dzisiejszego czytelnika precyzją myślenia, rozmachem, ale i odwagą intelektualną. 30-kilkuletni filozof poddaje krytyce najbardziej popularne, modne, akceptowalne wówczas odczytanie św. Tomasza z Akwinu, zwane egzystencjalnym tomizmem. Jasno pisze o. Kur, że Jacques Maritain, Etienne Gilson, a także gwiazdy polskiego życia akademickiego, o. Krąpiec, s. Zdybicka błędnie interpretują Tomasza z Akwinu. Ojciec Kur broni tradycyjnej, dominikańskiej interpretacji Tomasza, reprezentowanej chociażby przez szkołę z Angelicum z o. Reginaldem Garrigou-Lagrangem na czele. Robi to w imponującym stylu. Imponuje jasnością, prostotą myślenia i odwagą.

Jeszcze przed skończeniem jego studiów doktoranckich, o. Wiesław Szymona, wówczas rektor Kolegium i regens polskiej prowincji dominikanów, świadomy talentów młodego dominikańskiego filozofa i swojego krajana,  zatrudnił o. Mirosława do wykładania najpierw wstępu do filozofii, a potem „królewskiej” dziedziny filozofii: metafizyki. W tych latach o. Kur wykładał także w WSD Ojców Paulinów, Księży Salezjanów a także w Wyższym Instytucie Katechetycznym Sióstr Urszulanek.

Jak został zapamiętany jako wykładowca? Jego ówczesny student, a 10 lat później mój wykładowca: o. Jan Śliwa, wspomina: mówił prosto, bez zbędnych dygresji, zawsze chętny do odpowiedzi na pytania, tłumaczył skomplikowane rzeczy, życzliwy. O. Lucjan Puzoń opowiada jak tłumaczył mu krok po kroku któryś z traktatów św. Tomasza, co więcej, robiąc Bratu studentowi herbatę w swojej celi, co było czynem zabronionym i karalnym.

Niestety, o. dr Kur bardzo krótko pracował jako wykładowca filozofii w Krakowie. Po o. Wiesławie Szymonie rektorem krakowskiego Kolegium i regensem polskiej prowincji dominikanów zostaje w 1979 roku o. Bruno Mazur, który bardzo szybko zwalnia o. dr Kura z wykładania w Kolegium.

To dziwne, tym bardziej, że nieliczne niestety, dostępne dzisiaj publikacje o. Kura mogą być dzisiaj ocenione sine ira et studio jako wybitne.  Gdyby powstały w jednym z tzw. kongresowych języków, mogłyby należeć dzisiaj do europejskiego kanonu prac dotyczących metafizyki i epistemologii Tomasza z Akwinu.

Po zwolnieniu z Kolegium, o. dr Kur pracuje w klasztorze w Poznaniu, Gdańsku, potem w latach 1985-1991 zostaje pracownikiem Instytutu Tomistycznego w Warszawie. To z tego czasu pochodzą trudne dzisiaj dla nas do zrozumienia decyzje i sytuacje. Razem z innym pracownikiem Instytutu, pochodzącym z warszawskiej, inteligenckiej rodziny, o. Tomaszem Bikiem, o. Kur zapisuje się na kurs ogrodniczy, żeby uzyskać kwalifikacje do prowadzenia szklarni. Tak, świetnie zapowiadający się filozof, wykazujący błędy w myśli elity polskiej filozofii, studiuje ogrodnictwo. Na pewno, praca ogrodnicza nie była czymś obcym dla o. Mirosława; wychowywał się na gospodarstwie rolnym, już jako dominikanin, kiedy odwiedzał rodziców, pomagał w pracach polnych, przy żniwach.

Instytut Tomistyczny, założony w 1958 roku – roku pierwszej profesji o. Mirosława Kura – nie ma wówczas pieniędzy na swoją działalność naukową. Uboga prowincja, która wtedy buduje kościoły w Prudniku, Warszawie i Rzeszowie, oraz musi utrzymać ponad 100 studentów w krakowskim Kolegium, miedzy innymi mówiącego te słowa, nie ma pieniędzy na wspieranie Instytutu; zresztą, z powodu skomplikowanej historii jego powstania, nie do końca chyba życzliwie patrzy na fakt jego istnienia.

Dlatego też, sposobem utrzymywania Instytutu jest prowadzenie szklarni i ogrodów, zarówno przy klasztorze na warszawskim Służewie, w środku miasta, jak też w podmiejskim Józefosławiu. Jak przyznają po latach kolejni dyrektorzy Instytutu, kosztem wielkiego wysiłku pracowników Instytutu, m. in. o. Kura, w tych latach udało się utrzymać finansową płynność i działalność Instytutu, także ciągłość bibliotecznej prenumeraty ważnych czasopism i wydawnictw ciągłych.

W tych latach zaczyna się choroba o. Mirosława Kura, która odtąd – z różnym nasileniem – będzie mu towarzyszyć do końca jego życia.

W 1991 roku, na skutek nasilającej się choroby, o. Kur rezygnuje z pracy w Instytucie Tomistycznym i wraca do Gdańska, gdzie przebywa do 2000 roku. Potem znów powrót na warszawski Służew (2000-2004), Wrocław (2004/05), Gidle (2005/06), Kraków (2006-2016) Jarosław (2016-17), ponownie Gdańsk (2017-2019) i od 2019 roku Kraków. Sporo asygnat, sporo podróżowania. Kiedy mieszkał w Krakowie w swojej poprzedniej, malutkiej celi, na półkach stały pudła, które wykorzystywał do przeprowadzek. Jak tłumaczył odwiedzającym go, przeprowadzał się tyle razy, że woli je zatrzymać, żeby były gotowe w razie potrzeby.

W różnych klasztorach polskiej prowincji dominikanów został zapamiętany go jako gorliwy zakonnik, zawsze obecny na wspólnej liturgii, poszukiwany spowiednik, bardzo dobry kaznodzieja. W ostatnich latach życia, kiedy jeszcze mógł odprawiać mszę poranną w kaplicy Matki Bożej Różańcowej, zawsze mówił krótkie, 3 minutowe kazania. Zawsze dobrze przygotowany, krótko, na temat. Odprawiał mszę św. bardzo pobożnie, skupiony.

Skromny, zawsze zainteresowany tym, co dzieje się w Kościele i świecie, wertujący codzienną prasę.

Dziękuję wielu Braciom z naszej wspólnoty, którzy wspominając o. Mirosława, pomogli mi w przygotowaniu tej homilii. Jak uczą nas psalmy, wspominanie i pamięć są sposobami oddania czci Panu Bogu, który przecież działa w naszej historii. Ważne są szczegóły, detale, bo one zawsze dotyczą osoby, a każdy i każda z nas jest tym najpiękniejszym uderzeniem dłuta Boskiego rzeźbiarza, maźnięciem pędzla w dziele stworzenia i zbawienia. Należy się tej Boskiej sztuce dokładnie przyglądać.

Dlatego też, na koniec, dziękujemy Bogu za życie naszego Brata, Mirosława Kura, życie ludzkie i dominikańskie.

Pełne oczekiwań i zawodów, radości i cierpienia, żalu, pretensji i codziennego przebaczania, codziennego zaczynania od nowa, zawsze pełne nadziei.

Ojcze Mirosławie, odpoczywaj w pokoju. Pamiętaj o nas, swoich Braciach i Siostrach, o swojej Rodzinie, przed Bożym tronem.