Ależ mieliśmy ostatnio poranne widoki w Pradze! Niebo pełne różowych chmur, a na tle jednej z nich księżyc. Bajeczny widok. Parę razy było zupełnie inaczej. Wystarczyło popatrzeć w stronę Petrzyna, góry z praską wieżą Eiffel, zwykle podświetloną, żeby zobaczyć biel. Dokoła mgła – przypomniały się słowa piosenki (bo znów zdążyłem zapomnieć, że śpiewają Dookoła płacz).

W ewangelii czytamy o celniku, który nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu. Spojrzenie, wzrok – bardzo ważny temat. Człowiek potrzebuje patrzeć trzeźwo na świat, nie przez różowe czy czarne okulary. Widzieć, jak jest. Eric Zemmour w niedawnym głośnym wystąpieniu przypomniał słowa Bernanosa o różnicy między optymizmem a nadzieją. Tu pełny cytat:

Optymizm to fałszywa nadzieja leniwych i głupich. Nadzieja to cnota, virtus, heroiczna determinacja duszy. Najwyższą formą nadziei jest rozpacz pokonana.

Nawiasem mówiąc, ostatnie dwa słowa to tytuł książki o. Jacka Salija.

Celnik z przypowieści, Piotr po cudownym połowie, Izajasz w chwili powołania, Dawid w psalmie Miserere – widzą wyraźnie swoją winę. I grzech mój zawsze przed mymi oczyma.

Czym nie jest spojrzenie celnika? Czym nie ma być spojrzenie nas, grzeszników? Mamy widzieć nasze błędy, ale nie mamy wpatrywać się w zło. To tak, jakby stanąć nad otchłanią. Grozi upadkiem na dno. Nie mamy kontemplować nicości czy brzydoty grzechu. To za przeproszeniem wdychanie kloacznych wyziewów. To krok w stronę rozpaczy. To rozwijanie w sobie pychy przebranej za pokorę.

Inne wyzwanie dla wzroku kogoś, który chce być szczery przed Bogiem i sobą: Zdarza się, że człowiek tak się skupia na jednym grzechu, że w jego pojęciu staje się on GRZECHEM, synonimem zła, grzechem par excellence. Nie mówię o walce z wadą główną, ale o wyolbrzymieniu jednej wady i odwróceniu wzroku od innych. Czemu tak się dzieje? Bo w chwili pokusy (a może nie tylko wtedy) ten grzech wydaje się DOBREM, tym moim, ulubionym. To mój magnes, moja siła ciążenia, moja miłość. Św. Paweł dużo pisze o rozdwojeniu człowieka, który chce dobra, a wybiera zło. To diagnoza. Ale pisze też o leczeniu: o odnawianiu sposobu myślenia. To leczenie wzroku. W terapii pomaga wdzięczność, pokora i rozwijanie tego, co już jest dobre.

Celnik zagląda do serca i widzi tam grzechy. Dawid prosi Boga, żeby odwrócił swoje oblicze od jego grzechów. Innym razem modli się tak (psalm 27 w przekładzie Leopolda Staffa):

Rzekło mi serce moje: Szukaj oblicza Pana.

Będę szukał, Panie, oblicza twego;

nie ukrywaj go przede mną,

nie odwracaj się gniewnie od twojego sługi.

Nie zważaj na nasze grzechy, ale na wiarę swojego Kościoła.

Między pokorą celnika a pychą faryzeusza zionie przepaść. Ale kolosalna różnica zachodzi także między zadufaniem z powodu własnej moralnej wielkości a wdzięcznością za dobro, które w nas jest. Z pewnością część naszych największych zalet to te, których sami nie jesteśmy świadomi. Są i takie, które warto w sobie dostrzec i przyjąć z wdzięcznością, jako dar.

A co z wadami bliźnich? Przyjaciel czy brat nie jest ślepy na wady bliskiej osoby. Upomnienie jest czynem miłosierdzia. A w wypadku ludzi, którzy jawnie opowiadają się po stronie zła – modlitwa o skruchę.

I jeszcze jedno: mam widzieć swoje winy, a nie jakieś nasze. Zakłamane mówienie MY, kiedy myślę ONI (inkwizytorzy z przeszłości, współcześni tradycjonaliści/progresiści, narodowcy/kosmopolici, ba nawet Polacy) to po prostu bicie się w piersi. Cudze.

A teraz podziękujmy Bogu za to, że nie jesteśmy jak ten faryzeusz (zasłyszane).