O skarbach ukrytych w najskromniejszym wiejskim kościółku

Zacznijmy zwyczajnie, od pierwszego czytania z soboty 25. tygodnia okresu zwykłego.

… zanim zaćmi się słońce i światło, i księżyc, i gwiazdy, i chmury powrócą po deszczu; w czasie, gdy trząść się będą stróże domu i uginać się będą silni mężowie, i będą ustawały kobiety mielące, bo ich ubędzie, i zaćmią się patrzące w oknach…

Oto poezja! Nie szyfr do rozwiązania: aha, tu chodzi o starego człowieka, bo zaćmione światło to słaby wzrok, trzęsący się stróże to chwiejące się nogi, ubytek mielących to wypadanie zębów. Wszystko jasne! Ale jak wyjaśnić czar tych słów? A dalej:

… zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota, i dzban się rozbije u źródła, i w studnię kołowrót złamany wpadnie; i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał.

Przerwany sznur, stłuczona czara, rozbity dzban – tym, co porusza w tych obrazach, nie jest srebro ani złoto, ale prawda o ludzkim życiu, kruchym i bezcennym. Kto to napisał, kto był Kaznodzieją (Eklezjastesem, Koheletem)? Dlaczego podawał się za Salomona, najmądrzejszego króla? Odpowiedź jest zawarta w pytaniu. Sapienti sat.

Psalm, który następuje po słowach Kaznodziei, to dzieło Mojżesza. Dla Boga tysiąc lat jest jak jeden dzień, ludzkie życie jak sen albo jak trawa, która więdnie i usycha. A przecież Salomon i Mojżesz mówiąc o marności nie głoszą rozpaczy. Raczej prowadzą do wiecznego źródła. Proch wróci do ziemi, a duch do Boga, który go dał.

Dzisiejszy urywek z Ewangelii nie wydaje się poetycki, a przecież taki jest. Sama wypowiedź Pana Jezusa to wymowny obraz, mocno przemawia również kontrast między dwiema reakcjami otoczenia. Widzowie cudów są nimi zachwyceni, słuchacze słów – zaniepokojeni.

Gdy wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich czynów Jezusa, On powiedział do swoich uczniów: «Weźcie wy sobie dobrze do serca te słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi». Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o to powiedzenie.

Wydany w ręce ludzi: w tych słowach ukrywa się (odsłania?) tak wiele. Najpierw nasuwa się okrucieństwo ludzkich rąk, które Jezusa biły, wiązały, biczowały, przybijały do krzyża. Potem czułość matczynych dłoni – Pietà. Wreszcie: nasze dłonie, które mogą Chrystusa przyjąć z miłością albo sprofanować Jego miłość niegodnym przyjmowaniem. Warto pójść dalej i zobaczyć Ojca, który dał nam swego Syna jako Syna Człowieczego; adorować Ciało za nas wydane.

Na tym nie kończy się bogactwo tych bezcennych słów, istnych skarbów dostępnych w każdym kościele. Ale najpierw posłuchajmy, z jakim pośpiechem na spotkanie z Salomonem zmierzała królowa Saby.

Czyż anonimowy Kaznodzieja, ukrywający swoją tożsamość pod imieniem Salomona, nie okazał się mądrzejszy od króla-filozofa? Wystarczy przypomnieć sobie 11 rozdział I Księgi Królewskiej. Mimo wszystko Salomon pozostaje archetypem mądrego władcy. A Mojżesz? Ten najskromniejszy z ludzi wyrasta ponad wszystkich. W jego życiu pojawiają się wszystkie żywioły. Dzieckiem w koszyku przepływa Nil, a jako przywódca przeprowadza swój naród przez morze. Słyszy głos Boga w ognistym krzewie. Przebywa na pustyni. Wstępuje na górę, skąd przynosi Prawo. Ba, w swoich księgach ośmiela się spojrzeć na stworzenie świata*. Ogromna postać! A przecież nie do porównania z Synem Człowieczym, wydanym w ręce ludzi.

*Bez obawy – można przyjmować najnowsze badania (zawsze to są najnowsze badania) o autorstwie Pięcioksięgu (i psalmu 90), a mimo to nie zapomnieć o tradycji, która nazywa ten zbiór Księgami Mojżeszowymi. Szkoda stracić głębię, która skrywa się w tej tradycji.