W poprzednim odcinku: Sherlock Holmes na tropach Opatrzności; wyprawa do krainy skrzypiec; sekret róży i tajemnice różańca.

Dziś będzie o tym, jak detektywi (ci z książek i filmów) uczą nas porządku w myśleniu, działaniu, a nawet w modlitwie.

Jak wiadomo, detektyw to ktoś, kto przywraca porządek. Jak miałby tego nie robić Hercule Poirot, pedantyczny miłośnik symetrii, metodycznie wprawiający w ruch swoje szare komórki? A porucznik Columbo w pomiętym prochowcu? Zdawałoby się, że do pięknego świata bogactwa i sławy wnosi chaos, ale to pozory. Rzucając na odchodnym jeszcze jedno pytanie Columbo odsłania nie tylko niedoskonałość zbrodniczego planu, ale i zło ukryte pod warstwą blichtru. Agent rozumu – powiada o nim Dariusz Karłowicz, amerykański Sokrates – mówi Dariusz Cichocki. Polecam filozoficzną rozmowę o poruczniku.

Detektyw porządkuje przeszłość, teraźniejszość, a nawet przyszłość. Wyjaśnia, co się stało; chwyta przestępcę; uniemożliwia kolejne zbrodnie.

Sherlock Holmes odczytywał fakty ze śladów, z popiołu i gliny, Columbo chwytał sprzeczności w zeznaniach, a Poirot kładł nacisk na psychologię sprawcy. Wszyscy uprawiali sztukę dedukcji, wnioskowania na podstawie skąpych danych. Patronem porucznika jest biblijny Daniel, któremu do zdemaskowania lubieżnych starców wystarczyło to, że nie uzgodnili między sobą, pod jakim drzewem doszło do rzekomego grzechu Zuzanny. Sąd króla Salomona (1 Krl 3, 16-28) to z kolei przykład zastosowania psychologii do rozwiązania trudnej zagadki.

Praca detektywa ma w sobie coś z lectio divina. Zaczyna się od zapoznania z faktami (lectio, etap czytania). Parę łatwych do przeoczenia śladów, subtelne różnice (kiedyś u Columbo błąd przestępcy polegał na pomyleniu myszy polnej i domowej), rozsypane fakty, które nie układają się w całość… Trzeba to wszystko pozbierać, a następnie poukładać (to już meditatio, etap rozważania). Poirot wprawia w ruch szare komórki (order and method), Holmes z góry wie, że stoi przed nim problem na trzy fajki. Jak mawiają Czesi, to chce czas. Do pracy detektywa nie należy contemplatio, chyba że chodzi o moment olśnienia, kiedy wszystko staje się jasne. Ostatni etap to actio: ujawnienie i schwytanie sprawcy. Nasza modlitewna lectio wychodzi z założenia o tym, że całe Pismo święte jest natchnione, że jest to słowo o Słowie, o Sensie, który był na początku u Boga, przez który wszystko się stało i który stał się Ciałem. W medytacji człowiek rozgryza słowo, wyszukuje ukryte powiązania. W kontemplacji – jak Bóg da – rozkoszuje się poznaną prawdą, tak po prostu, jak człowiek cieszy się promieniami słońca czy lekkim powiewem wiatru. W końcu czas na to, żeby osądzić sprawcę – siebie samego i zrobić to, co jest do zrobienia.

Żeby wprowadzać porządek, trzeba porządnie myśleć. Żeby porządnie myśleć, trzeba mieć porządek w głowie (w sercu też, ale to przecież to samo). Sherlock Holmes odradzał zagracanie umysłu niepotrzebnymi wiadomościami, jak czytamy w Studium w szkarłacie i w Pięciu pestkach pomarańczy. Ludzie średniowiecza lubili porównywać pamięć do arki. To wielowarstwowe porównanie. Arca to szafa, a w tym wypadku regał biblioteczny z odpowiednio dobranymi i poukładanymi książkami. Pamięć to nie składowisko nie powiązanych ze sobą rzeczy, ale porządna biblioteka pełna mądrych myśli (arca sapientiae), do których łatwo uzyskać dostęp. Jak pisał św. Hieronim chwaląc młodego kapłana Nepocjana: Dzięki nieustannej lekturze i codziennej medytacji uczynił ze swego serca bibliotekę Chrystusa. Pamięć jest jak arka Noego, mieszcząca w swoich przegrodach już nie rodzaje zwierząt, ale sens historyczny, alegoryczny i moralny Biblii. Jest podobna także do arki Przymierza, przechowującej skarb Prawa.

Skoro mowa o odnajdywaniu ukrytych powiązań, co łączy Sherlocka Holmesa z Salomonem? Cherchez la femme: Irena Adler, Kobieta (THE woman), amerykańska śpiewaczka, kontralt, gwiazda opery w Warszawie, przeciwniczka godna detektywa. Sama powiada, że męskie przebranie nie jest dla niej niczym niezwykłym. Jan Gondowicz w eseju o Irenie Adler podaje listę męskich partii śpiewanych w owym czasie przez alty. Nie ma na tej liście Salomona z oratorium Haendla pod tym tytułem, bo nie było to w XIX wieku dzieło powszechnie wykonywane. W naszych czasach tę partię najczęściej wykonują kontratenorzy, nad czym w swojej książce o Jerzym Fryderyku ubolewa Christopher Hogwood. Ciekawe, że ucieka się przy tym do słownictwa kryminalnego, mówiąc, że kontratenorzy kradną role przeznaczone dla kobiet, ale w przypadku Salomona wskazany byłby kontratak pań (a feminine fight-back). Czas na nową Irenę Adler! A w nagraniu Gardinera partię Salomona śpiewa Carolyn Watkinson.