W XXIV pieśni Raju Dante zaczyna swój egzamin z trzech cnót boskich. Na prośbę Beatrycze przepytuje go najpierw św. Piotr: Chrześcijaninie, z przekonaniem zgodnie / Mów, co nazywasz wiarą (tu i dalej przekład Edwarda Porębowicza). Stając przed tak dostojnym egzaminatorem poeta-pielgrzym odpowiada:

Wiara jest rzeczy czekanych podstawa,

Wiara – argument rzeczom niepojętem.

Skąd te słowa? Wiadomo, z Listu do Hebrajczyków (Hbr 11,1). W przekładzie Biblii Ekumenicznej: Wiara jest gwarancją tego, czego się spodziewamy, dowodem istnienia rzeczy, których nie widzimy. Biblia paulistów różni się nieco w drugiej części zdania: i dowodem rzeczywistości niewidzialnej. Biblia pierwszego Kościoła: Wiara jest fundamentem pokładanych nadziei, argumentem na to, czego się nie widzi. Podstawa, gwarancja, fundament to w przekładzie św. Hieronima substantia, a więc to, na czym się stawia budowlę.

Nieraz słyszymy, że trzeba w coś wierzyć. Problem w tym, że kto przestaje wierzyć w Boga, jest gotów wierzyć w cokolwiek (Chesterton, cytat z pamięci; nawiasem mówiąc, w moich stronach powiedziano by: w byle co, a w Jarosławiu: w co bądź). Niewierzący nieraz sobie wyobrażają wierzących jako łatwowiernych, a wierzącym zdarza się mylić przyjmowanie prawd wiary z braniem rzeczy na wiarę. Zapraszam do rozważania o wierze.

Definicję już podałem. Ona wymaga objaśnienia, ale do niego dojdę później. Egzamin zdany celująco, jest lato, więc nie musimy się spieszyć. Tymczasem jeszcze jeden cytat z Chestertona (Skrzydlaty sztylet ze zbioru Niedowiarstwo ojca Browna, tłum. Martyna Plisenko).

– Wierzyć w różne rzeczy to księdza zawód.

– Cóż, istotnie, w pewne rzeczy wierzę – przyznał ojciec Brown – i stąd oczywiście w inne rzeczy nie wierzę.

Dobrze powiedziane. A przecież i w obrębie rzeczy, w które słusznie wierzymy, zdarzają się nieporozumienia. Pierwsze, zasadnicze: zbyt ogólne rozumienie wiary. Ile razy na pytanie, w co wierzymy jako katolicy, słyszałem odpowiedź: – W Boga. Druga skrajność: stawianie na jednym poziomie wszystkich prawd wiary, a także objawień, uznanych przez Kościół i nie. Te skrajności zwykle występują razem, co daje nam katolika wierzącego w Boga, a także w zmartwychwstanie, nieomylność papieża, Lourdes, Matkę Bożą, Ducha Świętego, sakramenty… Ten stan rzeczy przyjmuję jako zachętę, żeby objaśniać Credo, może zamiast albo oprócz niedzielnej homilii. Co niedziela wyznajemy wiarę w pięknie uporządkowany sposób, ale istnienie hierarchii prawd wiary nie jest już dobrze znane.

Niezrozumienie treści dogmatów może prowadzić do ich bezmyślnego przyjęcia (na wiarę) albo równie bezmyślnego odrzucenia (nie do wiary). Dwa przykłady: wyobrażenie, że Bóg podyktował Biblię ludzkim pisarzom, a każda wypowiedź papieża jest wyrazem nieomylności.

Kocham krótkie wyznania wiary, wzięte z Nowego Testamentu: Chrystus zmartwychwstał, albo wręcz: Jezus Chrystus czy Tomaszowe Pan mój i Bóg mój. Zobaczyć w Ukrzyżowanym Boga, który stał się człowiekiem, oddał za nas życie i otworzył drogę zmartwychwstania – oto sedno wiary. Kryje się tu i tajemnica Trójcy Świętej, i prawda o Kościele z sakramentami, i w ogóle wszystkie prawdy wiary. Nie jest tak, że wierzymy w masę różnych rzeczy; wierzymy w Zmartwychwstałego, a z tej wiary, jak z ziarnka gorczycy, wyrasta drzewo innych prawd.

Słusznie się mówi, że z wiarą spotykamy się także poza religią. Ileż jest spraw, których prawdziwości nie możemy sprawdzić, a opieramy się na czyjejś wiedzy (wiara jako podstawa, jako pewność) i uczciwości (wiara jako zaufanie). Bardzo tu blisko do argumentu na to, czego się nie widzi. Definicja z Hbr 11,1 kładzie nacisk na te dwa aspekty: wiara jako poznanie prawdy inaczej niedostępnej oraz jako wyraz zaufania temu, od kogo ta prawda pochodzi. To bardzo ważne, że wiara wiąże mnie z Wiarygodnym. Dlatego nieporozumieniem jest myśl, że akt wiary rozgrywa się na poziomie uczuć: muszę tak mocno, bardzo mocno uwierzyć, czyli wykrzesać z siebie potężne uczucie czy nawet przekonanie. Znika tu motyw zaufania.

Definicja z Hbr 11,1 mocno podkreśla rozumność wiary, co wiąże się z pojęciem dowodu czy argumentu. Mało tego, możliwość rozumowego poznania podstawowych prawd o Bogu jest dogmatem wiary, popartym autorytetem Pisma świętego. Warto choć przez chwilę zastanowić się nad paradoksem zawartym w poprzednim zdaniu. Biblijna podstawa wspomnianego dogmatu? Rz 1,20: To bowiem, co w Bogu niewidzialne – Jego wiekuista moc oraz boskość – od stworzenia świata staje się widzialne dzięki rozumnemu oglądaniu dzieł Bożych (Biblia paulistów). Trudności w wierze pozostawione odłogiem rosną jak chwasty, zasłaniają drogę i przekształcają się w jedną wielką wątpliwość. Natomiast ich przemyślenie w duchu swoistej pobożnej ciekawości to i przygoda, i okazja do wzmocnienia wiary.

Dobrze, że zaczęła się u nas ukazywać seria książek poświęconych apologetyce, czyli argumentacji na rzecz wiary. Wśród nich jest książka, która punkt po punkcie omawia argumenty wysuwane przeciw Zmartwychwstaniu: O zmartwychwstaniu Jezusa. A skoro mowa o dowodach i argumentach, nie sposób nie wspomnieć Jamesa Warnera Wallace’a, detektywa z wydziału zabójstw, specjalisty od spraw niewyjaśnionych (cold case), apologety i pastora. Pamiętam, jak w pewnym wykładzie zamieszczonym na YouTube Wallace odniósł się do hipotezy, że apostołowie umówili się, że będą głosić o Zmartwychwstaniu. Przypomniał publiczności, jakie są zwykłe motywy zbrodni, innymi słowy, co mogliby apostołowie w ten sposób zyskać. Opowiedział też na podstawie własnego doświadczenia, jak podczas przesłuchań zmowa się kruszy, a niespójności w zeznaniach stają się coraz większe. Skoro już mowa o śledztwach, to miłośnicy seriali z gatunku prawdziwa zbrodnia, zafascynowani osiągnięciami medycyny sądowej, powinni nauczyć się doceniać dowody poszlakowe. Nawiasem mówiąc, pani prokurator z miniserialu Wild Crime zgrabnie wyjaśniła, na czym takie dowody polegają na prostym przykładzie. Widzę rano, że za oknem jest biało, a wczoraj tak nie było, więc dochodzę do wniosku, że w nocy spadł śnieg. Widzę ślady na śniegu, więc wiem, że ktoś tamtędy przeszedł.

List do Hebrajczyków to nie ten jeden werset z definicją wiary. Cały 11 rozdział opisuje przygody bohaterów wiary. Oto Abraham, który idzie w ciemno za głosem. Idzie w ciemno, ale nie w ciemność. Ba, składając Izaaka w ofierze, wyznaje wiarę w zmartwychwstanie. To właśnie w 11 rozdziale Listu bierze początek rozróżnienie między życiem doczesnym, in via, byciem w drodze, a niebiańskim celem wędrówki, in patria (w ojczyźnie). Rozdział 11 ujmuje wiarę jako podstawę nadziei. Dużo wcześniej (Hbr 6,19) nadzieja została przyrównana do bezpiecznej i pewnej kotwicy duszy. Nasza pewność jest dobrze zakotwiczona. W niebie.

PS Dwie uwagi co do przekładów:

Ks. Brown nie jest zakonnikiem, a ojciec to kalka z angielskiego father.

Pewna figlarna tłumaczka (nomina sunt odiosa) tak oddaje początek dialogu Dantego ze św. Piotrem:

“Wedle pięknego – rzekłem – jak pokusa

i prawdziwego brata twego zdania,

Rzym, przez którego dał takiego susa:

wiara podstawa jest to spodziewania

i dowód na to, czego się nie widzi –

sądzę, że zdanie to jej sens odsłania.”

“Poczuć to możesz – rzekł mi jak do dzidzi –

jeżeli pojmiesz, czemu w niej podstawę,

a czemu dowód, mąż ów święty widzi.”

Brat, który dał takiego susa, to św. Paweł, uważany do niedawna za autora Listu do Hebrajczyków. Czemu wytyczanie szlaków sprawiedliwości stało się susem przez Rzym, i skąd się wzięła pokusa, nie mówiąc o dzidzi, to słodka tajemnica tłumaczki. Dla Dantego komedia to utwór o szczęśliwym zakończeniu, a nie kącik humoru, jakby powiedział Wiech.