Czyli o tym, że byłam w kinie, i wiele, wiele godzin potem wciąż w nim jestem… (to bardziej zachęta niż recenzja)

Kraków to niezwykłe miasto. Najbardziej niezwykłe, gdy się wpatrzyć i wsłuchać w jego duchową historię, w jego świętych, w jego kościoły. Ale przecież tam też dzisiaj toczy się życie. Wielowątkowe, utkane z rozmaitych ludzkich historii, które przeplatają się, zderzają, tkwią w miejscu, pędzą… Życie zwyczajne, raz proste, raz skomplikowane, bywa, że z dramatycznymi zwrotami, ale i z zabawnymi sytuacjami, życie święte i nieświęte. Celebryty i żebraka. Ktoś stoi u progu wymarzonej kariery, ktoś inny szuka ratunku dla ukochanej osoby, jeszcze ktoś cynicznie planuje zuchwałą kradzież. Jedni się rozwodzą, inni usiłują znaleźć swoją „drugą połówkę”… Co sprawia, że czyjeś życie nagle się zmienia? Samochód psuje się na jakimś odludziu. Przed oczyma nagle staje pytanie z dzieciństwa: jak Jezus mieści się w hostii? Babcia nagle przerywa rozmowę telefoniczną. Intrygująca nieznajoma znika za bramą katedry. Czy to są przypadki? Każde z tych (i wiele innych) zdarzeń zapoczątkowuje radykalny zwrot w życiu bohaterów. Gdy na te zdarzenia spojrzeć głębiej, widać, że nadprzyrodzoność przenika zwyczajność, Boże natchnienia kiełkują w przyziemności, heroizm widać w drobnych gestach. Mistyka pulsuje w codziennym życiu. Ale i zły duch jest zupełnie zwyczajny, zagada na Plantach, przysiądzie się…

Każda z tych historii mogłaby przydarzyć się nam albo komuś z naszego otoczenia, a przecież w każdej rozgrywa się relacja ja-Bóg i w każdej zostaje podjęta jakaś ważna decyzja. Nic tu nie dokonuje się za sprawą jakiejś „magii”, wszystko – za sprawą modlitwy. Do Boga, do Maryi, do świętych. Rozpaczliwej, ufnej, stałej, nieporadnej. Tak różnej, jak różni są ci ludzie.

Ten film buduje, ogrzewa, daje nadzieję, bo pokazuje Boże miłosierdzie. Bardzo delikatnie, z niedopowiedzeniami, bez nachalnych kropek nad „i”, bez moralizatorstwa. Zachwyciła mnie jego poetyckość, ale i coś więcej. Nie tylko to, że jeszcze wielu nowych rzeczy o „duchowym” Krakowie się dowiedziałam. Dla mnie jest to film właśnie o modlitwie. Wielu jego bohaterów dopiero ją odkrywa. Zwracają się do Boga spontanicznie, swoimi słowami, albo też polegają na kimś, kto modli się za nich. W historii, która najbardziej mnie poruszyła (nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów) zniszczone życie stało się modlitwą.

Ale to nie wszystko: modlitwą jest też szukanie Oblicza Chrystusa w twarzach spotykanych ludzi. Brat Albert, będący tu przewodnikiem-łącznikiem, właśnie w Krakowie ma stworzyć wizerunek Boga-Człowieka. Nie może go ukończyć. Ma go malować w kolejnych spotykanych ludziach. Może to jest najważniejszym przesłaniem tego filmu…

Vera