„Jeszcze Ci powiem, że im obfitsze będzie udręczenie w mistycznym ciele świętego Kościoła, tym bardziej obfitować On będzie w słodycz i pociechy. Słodyczą tą będzie poprawa mych sług i pasterzy, którzy są wonnymi kwiatami chwały. Oni to oddają cześć i chwałę imieniowi memu, wznosząc woń cnoty ugruntowanej w prawdzie.” (Św. Katarzyna ze Sieny, „Dialog”, XII)

Film „Kler” jest kolejną prowokacją o charakterze antykościelnym. Nie pierwszą i nie ostatnią. Pamiętam jeszcze poprzednie filmy, od „Drewnianego różańca” po „W imię” czy „Niewinne” – roboczo wymieniam kilka filmów, być może odmiennych warsztatowo i tematycznie, mniej lub bardziej subtelnych, których wspólnym celem jest piętnowanie instytucjonalnej patologii. Mówi się jednak, że przecież te historie „napisało życie”, że czyjeś cierpienie zainspirowało twórców, a my, ludzie wierzący, wstydzimy się i nie chcemy mówić o patologii w Kościele, ponieważ mamy problem z prowadzeniem dialogu. Zdaniem niektórych filmy antyklerykalne piętnują wypaczenia instytucjonalne a nie ludzi wierzących jako takich i nie są w istocie filmami antychrześcijańskimi. Trudno jednak nie dostrzec w nich ataku na cenione przez wielu wartości.

Z jednej strony obserwuję powyższą sytuację z ogromnym smutkiem. Z drugiej strony – pytam samą siebie, dlaczego kocham Kościół i dla Kogo w nim jestem. Zastanawiałam się, czy ja, nie będąc teologiem ani krytykiem filmowym, w ogóle powinnam zabierać głos w sprawie? Apologetyka nie należy do mnie. Zanim film „Kler” wszedł do kin, w internecie nie brakowało dyskusji o nim. Ja również śledziłam je w ograniczonym zakresie. Skomentowałam czyjąś wypowiedź na kanale youtube i niespodziewanie dla siebie samej spotkałam się z pozytywną reakcją. Trzy osoby polubiły mój komentarz, choć pisałam o czymś tak „niepopularnym” jak modlitwa i pokuta. Postanowiłam rozwinąć moją myśl, choć zdaję sobie sprawę, że o filmie „Kler” powiedziano już dużo.

Polemizując z wypowiedzią pewnej osoby, napisałam, że zadaniem osoby wierzącej nie jest narzekanie na cudze grzechy, choćby rzeczywiste. To by było zbyt łatwe. Znacznie trudniej ofiarować za kapłanów różaniec, koronkę, post, Eucharystię, drogę krzyżową; że bardzo ważna jest modlitwa za grzeszników, także tych wewnątrz Kościoła, za kapłanów żyjących w grzechu. Moje zdanie podtrzymuję nadal. Postanawiam mniej narzekać na innych ludzi a więcej „omadlać” na cichej adoracji. Gdybym mniej narzekała a więcej się modliła, moje życie byłoby prostsze. Napisałam o tym i… Wcale nie otrzymałam spodziewanego hejtu, jak dawniej, gdy krytykowałam zwolenniczki aborcji. Wręcz przeciwnie, trzy osoby dodały mój komentarz do ulubionych.

Czy – jako osoba wierząca – boję się ataku środowisk antyklerykalnych? Tak, ale… Bóg nie obiecał, że zachowa Kościół od zgorszenia, lecz obiecał, że bramy piekielne Go nie przemogą (Mt 16, 18). Powyższa obietnica nie oznacza, że „będzie łatwo”. Oznacza natomiast, że przetrwamy. Przetrwamy mimo pomówień, a nawet rzeczywistych grzechów. Mimo że – jako ludzie – jesteśmy grzesznikami. Słowa skierowane do proroka Jeremiasza można – w szerszym znaczeniu – odnieść do całej wspólnoty. Bóg, powołując Jeremiasza, pozostawił mu niezwykłą obietnicę: Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić (Jr 15,20). Można mieć wrażenie, że tu chodzi o zewnętrznego wroga, jednak wróg może być także wewnętrzny. Jest nim konkretna rzeczywistość grzechu. „Dzieła”, teksty kultury, które mają zawstydzić wierzących, zmobilizować ich do odejścia z Kościoła, mogą – paradoksalnie – zmotywować do większej wytrwałości w czasach, gdy stałość w wierze nie jest dobrze odbierana. Podobnie Jezus zachęcał swoich uczniów do wytrwania wbrew silnej presji społecznej: będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10,22).

Nie przeceniam kolejnej, zapewne nie ostatniej prowokacji ze strony „świata kultury”, a zarazem nie chcę bagatelizować grzechu, który jest konkretną rzeczywistością. Dla mnie Kościół, jako Oblubienica Chrystusa, pozostanie święty – mimo błędów wielu ludzi, w tym moich. Jestem w Ludzie Bożym przede wszystkim dla Jezusa i ze względu na Niego samego. Jestem też dla innych, którzy nie przestają być moją duchową rodziną. Dla mnie Kościół zawsze pozostanie miejscem zdrowienia i wzrastania. Mimo błędów innych ludzi… i mimo mojej słabości.

Marylka