Od dawna, bardzo dawno, nurtuje mnie problem słowa pojawiającego się w obszarze wiary, teologii i mniej czy bardziej oficjalnego języka Kościoła. Bardzo często ma się wrażenie, że pewne słowa, zdania padają, bo tak „się” mówi, bo – po przyswojeniu sobie parunastu słów, terminów, „aksjomatów” – można budować całe ciągi zdań, które wyglądają całkiem sprawnie, znośnie i nawet pobożnie. Jednak przy bliższym przyjrzeniu się czy też próbie zrozumienia okazuje się jak bardzo to puste i ukrywające często brak doświadczenia, brak wiary i bezmyślność. Używamy tych słów, bo jakoś tak już weszły w nasz słownik, bądź uciekajmy się do tych słów w sytuacjach niestandardowych, zaskakujących nas. Pojawiają się również wtedy, gdy – zamiast milczeć – próbujemy koniecznie coś powiedzieć. Niestety też mi się to zdarza. Konwencja językowa w Kościele prowadzi czasem do tego, że całkowicie odrywamy się od rzeczywistości i co gorsze nie jesteśmy tego świadomi. Można zacytować zdanie znakomitej lingwistki, które padło w kontekście języka ojczystego, ale przez analogię można odnieść do niektórych sytuacji z językiem Kościoła: „W przeważającej większości wypadków jednakże nacisk języka ojczystego na nasze nawyki myślowe jest tak silny, że nie jesteśmy bardziej świadomi konwencji językowych, pod którymi się podpisujemy, niż powietrza, którym oddychamy” (Anna Wierzbicka).
– x –
Wypowiedź, która sprowokowała mnie do tej refleksji, pojawiła się kilka tygodni temu. Jeden z hierarchów Kościoła powiedział: „Jeśli Bóg pozwoli, to będzie matura z religii w 2021 roku”. Zdanie to zdumiało mnie, chciałoby się rzecz bezgranicznie, ale nie jest warte oczywiście takiego zdumienia. Ot, po prostu kolejne zdanie padające w wypowiedziach związanych z Kościołem za którym niewiele się kryje poza konwencją i bezmyślnym powtarzaniem utartych formuł.
Co ma Bóg do pozwolenia w tej sprawie? Zostanie zaproszony na spotkanie do Ministerstwa Oświaty, by przełamać opór tych, którzy tego nie chcą? Przekona tych wszystkich, którzy uważają – tak jak i ja – że to niepotrzebne, tak sama jak tzw. katecheza w szkole? Czyli ci, którzy – tak jak i ja – myślą, że całe kwestia obecności tzw. katechezy w szkole jest w znacznej mierze działaniem na szkodę Kościoła działają wbrew woli Bożej? Córka moich znajomych na pytanie dlaczego rezygnuje z uczestniczenia w tzw. katechezie odpowiedziała, że ze względu na pragnienie ochrony wiary.
Poza tym tak sformułowane zdanie niebezpiecznie przykrawa Boga do naszej miary i naszych pomysłów. Tak można przykroić Boga do wszystkiego. W ten sposób język odsłania niebezpieczeństwo „używania” Boga do tego, co nam się wydaje. Zapominamy, że to nie Bóg należy do nas, tylko my należymy do Niego. Niestety widać to również w kaznodziejstwie: łatwość z jaką zdarza się nam, kapłanom, głosić bez przygotowania również jest formą przykrawania Boga do naszej miary. To słychać (w każdym języku) bowiem wpadamy w zdania, które są jak koleiny, przewidywalne, powtarzające te same słowa wyuczone, wyczytane, zasłyszane.
– x –
Ja myślę sobie często o tym, że rzeczywistość Pana Boga daleko przekracza to, co potrafimy powiedzieć i o czym zaświadczyć. Jest takie niebezpieczeństwo, że wtłoczymy go w nasze ramy, że nie dopuścimy do siebie tajemnicy i tego, że nie wszystko rozumiemy. Wierzymy, ale tak naprawdę nie wiemy dlaczego. Jest w tym jakieś doświadczenie ciemności. I nieustannie musimy się z tym mierzyć. To jest też próba powiedzenia sobie: To Pan Bóg mnie posiada, a nie ja posiadam Pana Boga. A jest duże niebezpieczeństwo, że człowiek, stając przed taką tajemnicą, urządzi sobie po swojemu ten ogródek. Bo życie w niepokoju czy ze świadomością nieprzeniknięcia tego wszystkiego jest szalenie trudne. Boję się zbyt łatwych słów o Panu Bogu, o Jezusie i o tajemnicy życia z Bogiem, bo powiedzieć jest bardzo prosto, ale przyjąć czasami konsekwencje tego czy przeżyć to do końca – to już takie proste nie jest. (Moja wypowiedź z wywiadu zamieszczonego we ‘W drodze’ 7\2016).
– x –
„Czy nie znużysz się, jeżeli dalej będę cię pytał: czym jest Bóg? Albowiem często stawiałem ci już to pytanie i zwątpiłeś, że można na nie odpowiedzieć. A przecież, zapewniam cię, iż jedyną rzeczą, która nie jest stratą czasu, jest poszukiwanie Boga, nawet jeżeli On jest nieosiągalny”. (Św. Bernard z Clairvoux)
Subtelne mądrości człowieka, który dzielnie nie poddawał się konwencjom języka podczas swego szefowania i któremu tylu, których wyrzucił tak wieeele “zawdzięcza” w dzisiejszym życiu. A jako chłopiec do bicia – tym razem, o dziwo, nie źli współbracia, a katecheza w szkole.
🙁