„Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie”
„I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”
(por. Łk 4, 21 – 30)
Zważywszy na to, że tylko 5 proc. badanych przez CBOS w grudniu, a więc jeszcze przed sylwestrowymi wydarzeniami w Kolonii, uważa, że Polska powinna przyjmować uchodźców z terenów objętych wojną, ze zgodą na osiedlenie, 37 proc. jest skłonnych udzielić im schronienia do czasu, aż będą mogli wrócić do swoich krajów a 53 proc. jest całkowicie przeciwna przyjmowaniu, moglibyśmy i my usłyszeć od Chrystusa, to co powiedział do swoich Żydów zgromadzonych w synagodze w Nazarecie.
My przecież jesteśmy dla Jezusa „swoi”. Na jesieni Kościół w Polsce ma złożyć uroczystą deklarację poddania się naszej ojczyzny królowaniu. Pytanie, czy ta deklaracja zakładać będzie także konieczność przyjęcia tego trudnego wymiaru królowania Chrystusa, jakim jest przykazanie przyjmowania przybyszów? Czy jesteśmy gotowi już dziś usłyszeć słowa, które usłyszymy od Króla na sądzie ostatecznym: „byłem przybyszem i…” (por. Mt 25, 31-46). Jaka będzie dalsza cześć zdania, którą Król wówczas w stosunku do nas wypowie: „przyjęliście Mnie” czy raczej „nie przyjęliście Mnie”? Deklaracja o królowaniu Jezusa jest zobowiązująca! Obawiam się kolejnego “uroczystego” rozdzwięku między wiarą deklarowaną, a wiarą realnie wyznawaną i pogłębioną.
Pisałem wcześniej na blogu, że spotykam sie radami, aby nie prowadzić dialogu z islamem, tylko głosić muzułmanom Ewangelię. Jest tylko pewien problem. W większości krajów muzułmańskich nie można prowadzić żadnej agitacji religijnej, poza oczywiście islamską. Z tego wynika, że pozostaje nam tylko takie rozwiązanie jak napaść na te kraje, podbić je oraz metodami Mieszka, Chrobrego wśród Polan, czy Krzywoustego wśród Pomorzan zaprowadzić chrześcijaństwo. Abstrahuję tutaj od wojny sprawiedliwej, w obronie chrześcijan, jazydów i muzułmanów, którzy cierpią z powodu ideologii ISIS i im podobnym.
Albo…? Tak się składa, że muzułmanie sami przybywają do Europy. Co więc stoi na przeszkodzie, abym im głosić Dobrą Nowinę?
Centralnym momentem Ewangelii Jezusa jest jego krzyżowa męka: „moc przekonująca miłości”. Przybite nogi nie pozwoliły Chrystusowi pójść osobiście z Ewangelią poza granice Izraela. Jego głos był wówczas mało słyszalny, bo odebrano mu prawo głosu i uciszono cierpieniem. Jednak, jak zapowiadał prorok Izajasz, został obdarzony językiem wymownym. Jego stopami i głosem, „wśród prześladowań”, poza Izraelem, począwszy od terenów syryjskich, będą jego uczniowie. Uczynią to siłą miłości, która choć jest ukrzyżowana, to jednak nigdy nie ustaje. Do dziś, na terenach starożytnej Syrii żyją chrześcijanie mówiący i modlący się po aramejsku – potomkowie pierwszych chrześcijan. Może wśród pierwszych ewangelizatorów narodu syryjskiego był Syryjczyk Naaman, którego wiarę zapamiętał ewangelista Łukasz? Naaman jest jednym z tych, których serce Jezus otworzył darem z siebie, mocą współczującej miłości. Słyszeliśmy dziś w Liturgii także dobrze nam znane, od dawna dźwięczące w naszych uszach i sercach słowa świętego Pawła:
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym…”
Na początku Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, w tym roku przeżywanego pod hasłem: „Wezwani, by ogłaszać wielkie dzieła Pana” (por. 1 P 2,9), prowadziłem nabożeństwo ekumeniczne w szczecińskim Karmelu. To był jedyny dzień, gdy mogłem uczestniczyć fizycznie w Tygodniu, ale to nie znaczy, że mam „zaliczone”. Tej modlitwy nie można sprowadzić do corocznego rytuału. To kwestia wiarygodności chrześcijaństwa i skutecznej misji Kościoła w świecie. No właśnie skutecznej misji w tym świecie. Czy my traktujemy przybycie tysięcy muzułmanów do Europy w kategorii misji? Na wspomnianym nabożeństwie ekumenicznym Słowem Bożym podzielił się z uczestnikami pastor Związku Ewangelicznych Chrześcijan Leon Stanisław Dziadkowiec. Opowiedział historię pewnej parafii w Niemczech, która jak co roku organizowała wigilię dla ubogich. Gdy w czasie trwających przygotowań okazało się, że większość osób, które chciały przybyć, to uchodźcy, próbowano odwołać wigilię. Jednak, po namyśle i skonfrontowaniu się ze Słowem Bożym, wigilię została uskutecznionai przyjęto na nią także około 30 uchodźców. Ten gest przyniósł owoce. Uchodźcy nie tylko, że włączyli się przez śpiew i pomoc przy stole w chrześcijańskie świętowanie Bożego Narodzenia, ale od tego momentu zaczęli się regularnie pojawiać w parafii na spotkaniach formacyjnych i modlitwie. „Moc przekonująca miłości”.
Prościej byłoby – mówią, gdybyśmy przyjmowali tylko tych uchodźców, którzy są chrześcijanami. Czy na pewno? Nie za bardzo jest o tym przekonany autor rozchwytywanego reportażu Dariusza Rosiaka o chrześcijanach na Bliskim Wschodzie, który wyszedł pod tytułem „Ziarno i krew”. Książka jest tematem jednego z wywiadów, zatytułowanych „Znikające chrześcijaństwo” – http://www.pch24.pl/znikajace-chrzescijanstwo,40755,i.html. Dziennikarzowi radiowej Trójki, którego naprawdę trudno posądzić o lewackie inklinacje, redaktor bardzo prawicowego portalu „Polonia Christiana”, zadaje pytanie: „W związku z kryzysem migracyjnym pojawiają się u nas głosy, że powinniśmy przyjmować wyłącznie chrześcijan, bo są nam bliżsi kulturowo. Zgadza się Pan z tym?” Dariusz Rosiak, ku zaskoczeniu rozmówcy, odpowiada:
Tak mogą mówić tylko ludzie, którzy nigdy nie byli w świątyni syriackiej albo w kościele koptyjskim. Te miejsca naprawdę mają więcej wspólnego z meczetem niż z polskim kościołem rzymsko-katolickim. Maronici libańscy to trochę osobna kwestia, bo oni byli zawsze w unii z Rzymem. Te wszystkie wspólnoty ortodoksyjne są jakby wplecione w dzieje regionu, czyli również w historię islamu. Żeby było jasne, na początku oczywiście to islam czerpał z chrześcijaństwa, a nie chrześcijaństwo z islamu. Potem – zwłaszcza w sferze społecznej – te związki działały w obie strony. Te więzi, wątki zarówno wyrażające się w sposobach sprawowania kultu, w modlitwie, regułach zachowania się w świątyni, jak i w sferze życia codziennego czy społecznego świadczą o tym, że chrześcijan Bliskiego Wschodu znacznie więcej łączy z muzułmanami niż z polskimi katolikami. Na przykład jeśli chodzi o traktowanie kobiet, egipskim Koptom jest znacznie bliżej do muzułmanów niż do liberalnych Europejczyków. Więc jeżeli ktoś nie potrafi przyjąć muzułmanina z Bliskiego Wschodu i poczuć z nim empatii, to zapewniam, że z Koptem egipskim ani z syriakiem z południowej Turcji bądź północnej Syrii również nie będzie czuł empatii.
Syryjczyk Naaman, wódź wojska Aramu, był obcym w ziemi Izraela, którego wyobcowanie pogłębiał trąd. To jednak jemu Pan, przez żydowską służącą żony, kazał się skierować z pomocą do proroka z Samarii – Elizeusza. Król żydowski, który posłał po proroka, zastanawiał się czy to czasem nie zaczepka, tak jak niektórzy w uchodźcach widzą trojańskiego konia. Wiemy jak skończyła się historia przywódcy Aramejczyków. Choć gardził Jordanem, porównując z rzekami w Syrii – Abana i Parpar, w posłuszeństwie wiary, zanurzył się siedmiokrotnie w jego nurcie i doznał oczyszczenia.
Na szczęcie i dziś, mimo zachowawczych obaw, nie brak Elizeuszów. W Szczecinie kończy się właśnie akcja ”Pomóż uchodźcom przetrwać zimę!”, w ramach której m.in. do naszego klasztoru można było przynosić ciepłe rzeczy dla dzieci i dorosłych oraz torby podróżne, walizki i plecaki. W ciągu ostatniego tygodnia w akcję hojnie włączyło się wiele osób, co przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Rozmiar akcji pokazuje, że hasło „nie ma wolności bez solidarności” oraz słyszane dziś z ambony Słowo Boże, że „największa jest miłość” dla wielu Polaków nie są puste. W dzisiejszej kolekcie modliliśmy się przecież, abyśmy „szczerze miłowali wszystkich ludzi”.
Comments - No Responses to “Syryjczyk Naaman wśród uchodźców?”
Sorry but comments are closed at this time.