Amnesty International zorganizowało niedawno akcję, w której naprzeciwko siebie usiedli Europejczycy – głównie Niemcy, Polacy, Włosi, Belgowie i uchodźcy, przede wszystkim Syryjczycy. Eksperyment polegał na tym, by osoby te głęboko patrzyły sobie w oczy, przekonując się w ten sposób do siebie. Okazało się, że cztery minuty wystarczyły, by nawiązać silne relacje. Eksperyment oparto na doświadczeniu psychologa Arthura Arona, który dwadzieścia lat temu udowodnił, że nic tak nie zbliża ludzi, jak właśnie 4-minutowy kontakt wzrokowy. Teraz, pierwsza taką akcję, w kontekście uchodźców, przeprowadzono w Berlinie, ale planowane są także w Polsce, Czechach i na Węgrzech.
Uroczystość Bożego Ciała przypomina nam o wielkości daru adorowania Chrystusa (przede wszystkim jednak przyjmowania) w Najświętszym Sakramencie. W nim, przez Wcielenie i Paschę, jaśnieje nam Oblicze , by swym pełnym miłości spojrzeniem dotknąć każdego, bez wyjątku. Spoglądający w Sakramencie Ołtarza Chrystus jest tym samym, który także w Sakramencie Brata mówi: „to jest moje Ciało”. Spojrzenie Chrystusa może przybierać wielorakie rysy: to oblicze pielgrzyma z Emaus, ogrodnika, Marii Magdaleny, mojego sąsiada z ulicy. „Bóg wcielił się po to, by człowiek kontemplował Jego Oblicze w każdej twarzy” – pisał Evdokimov. Zatem także w twarzy uchodźcy.
***
Eksperyment Arona miał miejsce 20 lat temu. A 18 lat temu, chyba po raz pierwszy, eksperymentowałem z pisaniem do druku. Moi bracia opublikowali w „Teofilu” – piśmie dominikańskich studentów artykuł „Wpatrując się w Oblicze Niewidzialnego”, właśnie o twarzy, spojrzeniu, wpatrywaniu się. To jeden z fragmentów:
Wybitny rosyjski filozof religijny – Mikołaj Bierdiajew pisał: ”w Chrystusie Bóg otrzymuje twarz, a z kolei w Bogu człowiek odkrywa własną twarz”. O tej prawdzie wspominają już „Ody Salomona” – najstarszy chrześcijański przekaz syryjskiej poezji z II wieku: „Spójrzcie: Pan jest zwierciadłem naszym. Otwórzcie oczy, wpatrzcie się weń, dowiedzcie się, jak wyglądają wasze twarze”. Oto owoce Bożego spojrzenia: człowiek odnajduje siebie i swoje wewnętrzne piękno, które jest odbiciem piękna Chrystusa. Św. Paweł pisze: „albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu jego Syna” (Rz 8, 29).
Oczywiście, samo spojrzenie Boga pozostaje dla naszych zmysłów i rozumu, tu na ziemi, nieuchwytne. Oznacza to jednak, że chociaż Bóg nam się wymyka, nie zmienia to faktu, że bezustannie jesteśmy bliscy spojrzeniu naszego Ojca. Boskie oczy naszego Zbawiciela, które przybrały ludzką postać, przypominają nam o naszej godności: nie koncentrują się na naszym grzechu, lecz nieustannie widzą w nas przybrane dzieci dobrego Ojca. One napełniają nasze serce prawdziwym pokojem i mocą. W ten sposób zostajemy uzdolnieni do porzucenia grzechu oraz do nabrania odwagi, by na życie, z całą jego powagą, a niekiedy i grozą, spoglądać bez lęku. Boskie spojrzenie, które objawiło się w Chrystusie Jezusie, pozwala zatem odkryć kim się jest naprawdę, jak wygląda autentyczne oblicze człowieka. „Ten zaś, kto zobaczył siebie takim, jaki jest, (…) jest większy niż ten, kto wskrzesza umarłych” – powiada św. Izaak Syryjczyk. To zaś może się dokonać tylko w jakimś tajemniczym i spowitym mgłą stanięciu twarzą w twarz z Bogiem, bo twarz jest uprzywilejowanym miejscem, w którym objawia się ikoniczność człowieka – zauważa polski teolog, inspirowany teologią i myślą Kościoła Wschodniego – Wacław Hryniewicz. Do takiego spotkania doszło w przypadku biblijnego Hioba, który chociaż nie mógł jasno dostrzec Oblicza Boga i Jego istoty, jednak ośmielił się wyznać: „Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem” (Hi 42, 5). Bo choć, jak zauważa Evdokimov, Bóg całkowicie pozostaje apofatyczny co do istoty, to jednak może być przy tym całkowicie i bezpośrednio odczuty jako “istniejący”. Nie jesteśmy w stanie zobaczyć Miłości w jej istocie. Możemy natomiast pozwolić Duchowi Świętemu, by jak klucz otwierał naszego ducha i wprowadzał nas przez bramę światła w życie dziecka Bożego. Wówczas możemy ujrzeć, kim byliśmy wcześniej, a kim, dzięki Miłości, stajemy się obecnie, ponieważ obecność Boga przenika całe nasze istnienie i nie ma takiego miejsca w nas, gdzie nie docierałoby Jego spojrzenie. Takie widzenie przeobraża widzącego, daje uczestnictwo w życiu i chwale nowego stworzenia – dopowiada Hryniewicz. Zatem, jak uczy św. Grzegorz z Nyssy, „Dobroczyńcę… poznajemy z otrzymanych darów”. Jeśli więc ośmielamy się mówić o realności spotkania się z Bogiem, to tylko dlatego, że nie jest to spotkanie natur lecz osób: nie natura Naturę, lecz osoba ogląda Osobę, uczył św. Atanazy.
Chociaż nie możemy milczeć, to jednak musimy mieć świadomość, że nadmiar słów może zaciemnić lub zbanalizować obecność Tego, który ofiarowuje nam swoje spojrzenie. Św. Grzegorz z Nazjanzu uczy: „Wielką jest rzeczą o Bogu mówić, ale większą jest siebie oczyścić dla Boga”. On mimo wszystko nadal pozostaje paradoksalnie Inny i Niewidzialny – usuwa się od wszelkiego pojmowania i nawet człowiek głęboko zjednoczony z Bogiem, zna Go tylko jako Niepoznawalnego. Bóg pragnie wyłącznie nas samych i dlatego pozostaje niedostępny dla naszego umysłu, chce byśmy Go szukali jedynie w ciemnościach wiary. Św. Grzegorz z Nyssy w Żywocie Mojżesza pisze: „Dusza zostaje otoczona mrokiem Bożej nocy; Oblubieniec przybywa, lecz się nie objawia… Udziela duszy poczucia obecności, jednocześnie wymykając się poznaniu”. Ojcowie Kościoła, gdy wyczuwają bezsilność słów, nawołują do uczczenia tajemnicy poprzez milczenie (…), stąd musimy prosić Ducha Świętego o wiarę, która bardziej milczy niż mówi i myśli, bo w dniu, w którym przestaniemy z Nim dyskutować, otrzymamy wszystko, o co prosimy… Ukaże nam swoją miłosierną twarz, co spowoduje, że zaczniemy ją kochać.
Bóg w swej naturze pozostaje dla nas Niepoznawalny, to jednak Jego obecność jest oczywista, tak jak naturalnie być powinna. Dzieje się tak w czasie każdego spotkania z przyjacielem. Nie myślimy o nim, gdy znajduje się przy nas, bo wystarcza nam jedynie sama radość z jego obecności. Dopiero wówczas, kiedy go zabraknie zaczynamy o nim myśleć. Podobna sytuacja może zachodzić w czasie modlitwy, gdy przesadnie próbujemy skupić się na myśleniu o Bogu, przez co narażamy się na pokusę, prowadzącej do traktowania Go jako nieobecnego. A przecież, bez względu na to, czy sobie to uświadamiamy, czy też nie, On jest zawsze przy nas obecny. Bóg w swej nieskończoności zawsze pozostaje wobec nas transcendentny i dlatego nie można dotrzeć doń inaczej, niż wychodząc od Niego samego, przebywając już w Nim i doznając działania jego płomiennej bliskości.
Bóg jest Milczeniem, mimo iż wypowiada do nas nieustannie Swe Zbawcze Słowo. Nawiązując bowiem z nami dialog niczego nam nie narzuca i nie zniewala nas swoją miłością. Święte Oblicze jest wizerunkiem Chrystusa milczącego, który pukając do własnego obrazu w człowieku kenotycznie oczekuje, niczego nie determinując. Dlatego potrzeba nam ciszy, zamknięcia ust, aby wejść w milczenie. Św. Efrem w jednym ze swych wierszy dzieli się swoim odkryciem: „tylko w ciszy, we wnętrzu ucha… w milczeniu wzniosła się modlitwa, usłyszał ją Pan – bo milczenie jest wołaniem”. Milczenie to jedyna przestrzeń, w której Bóg może komunikować się z człowiekiem, bo wszystko inne nosiłoby w sobie ryzyko pomniejszenia znaczenia daru. Dopiero w nim można usłyszeć to jedyne i najdoskonalsze Słowo Ojca, ale pod warunkiem że zrodzi się z oczekującej miłości. To tajemnicze głoszenie może się dokonać tylko w milczeniu naszego serca, bo jak pisał św. Ignacy Antiocheński: „Słowo wyszło od Ojca w milczeniu” – w milczeniu, które trzeba utożsamić ze zstąpieniem Ducha Świętego. Można zaryzykować stwierdzeniem, że to właśnie Duch jest milczeniem Chrystusa, który jest w Nim czymś w rodzaju milczenia miłości i jedności… Ojciec i Syn jednoczą się we wzajemnym milczeniu, które jest ogarnięte przez Ducha: “To jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1, 11).
Milczenie, choć nie jest pozbawione ciemności, nie jest więc pustką, ale pociągającym oczekiwaniem pełnym nadziei, które w wierze pozwala dostrzec Spojrzenie Miłości dotykającej korzeni bytu (…) To właśnie mocą chrztu odkrywamy, zamazany przez grzech pierworodny, głębszy sens własnej egzystencji – godność otrzymaną w akcie stworzenia. Hryniewicz zauważa, że godność osoby jest godnością niezniszczalnego obrazu Boga. Słowo Ojca stworzyło nas na swój obraz – staliśmy się eikon eikonos, ikoną ikony, uczy św. Ireneusz Ten odciśnięty w nas obraz jest pieczęcią Bożą, która naznacza naturę, uprawniając ją do kontaktu osobowego z Bogiem, kontaktu absolutnie niepowtarzalnego. Dokonało się to raz na zawsze, tak że nawet grzesznik nie przestaje być obrazem Boga, ponieważ nadal gości on ten boski Obraz, czy wie o tym, czy nie. Chrzest sprawia, że „my wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu” (2 Kor 3, 18). Chrzest sprawił, że zasłona opadła i możemy wystawić się na Światło Chrystusa, które mocą Wcielenia błyszczy silniej od słońca, rozjaśniając ciemności naszego ducha: „Albowiem Bóg, ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na Obliczu Chrystusa” (2 Kor 4, 6). Ciemność i mrok ludzkich dróg muszą ustąpić przed potęgą niezwyciężonej światłości jaśniejącej na Obliczu Zmartwychwstałego. Światłość ta jaśnieje w każdym człowieku, stworzonym na obraz Boży i odkupionym za cenę życia i śmierci Chrystusa – komentuje Hryniewicz. Promieniująca Twarz Zbawiciela również leczy nasze ciała, na których odbija się ból i niepokój duszy. Odtąd, przeniknięte światłem Wcielenia i Zmartwychwstania, dusze i ciała odsłaniają nasze prawdziwe, nieznane dotąd oblicza, w których odzwierciedla się nasze podobieństwo do Odwiecznego Słowa. Odtąd, nasze wewnętrzne piękno naprowadza nas zatem na to jedyne, prawdziwe Piękno i Światło – z wysoka Wschodzące Słońce, obwieszcza kantyk Zachariasza. Grzegorz z Nyssy w jednej ze swych homilii pisze: „Podobnie jak ci, którzy oglądają słońce w zwierciadle, chociaż nie patrzą w niebo, to jednak w blasku zwierciadła widzą nie gorzej od tych, co patrzą bezpośrednio w słońce, tak też i wy – powiada Zbawiciel – chociaż brak wam sił, aby zobaczyć i oglądać światło niedostępne, jeśli zwrócicie się ku pięknu i wdziękowi odbicia umieszczonego w was od początku, w sobie samych znajdziecie to, czego szukacie”.
Przez odnalezione w naszych sercach piękno i światło Oblicza Chrystusa odnajdujemy również podobieństwo do Ojca, ponieważ Syn jest Odbiciem Ojca: “lumen de lumine” – światłość ze światłości. Nasze podobieństwo do Ojca znajduje jednak swe dopełnienie dopiero w tajemnicy przebóstwienia. Staje się ono realne dzięki Wcieleniu Syna Bożego, a jego realizacja rozpoczyna się w momencie, kiedy w sakramencie odrodzenia, mocą Ducha Świętego, przyoblekamy się w Chrystusa. Święty Symeon Nowy Teolog, w ramach swej nauki o przebóstwieniu głosi, że każdy, kto przyoblekł się w Chrystusa i przyjmuje Jego Ciało oraz Krew, poprzez wiarę zaczyna dostrzegać Oblicze Ojca w samym sobie: „Widzę tego, który jest Bogiem z natury, Boga, którego żaden człowiek nigdy nie był w stanie ujrzeć, którego w ogóle nikt nie może ujrzeć. Tak ci, którzy otrzymali Boga dzięki dziełom wiary i stali się bogami – zrodzeni z Ducha – oni właśnie widzą swego Ojca, który nie przestaje zamieszkiwać w niedostępnej światłości. Posiadają Go w sobie samych i przebywają w Nim, całkowicie niedostępnym”.
Uświadomienie sobie prawdy o byciu ikoną Boga niesie ze sobą również konsekwencje, dotykające naszych relacji z innymi. Bo jeśli moje podobieństwo do doskonałej Ikony Ojca – Chrystusa, odsłania prawdziwą godność, to dlaczego miałbym jej odmawiać moim siostrom i braciom? Zakwestionowanie i naruszenie godności dziecka Bożego będzie niczym innym, jak zbezczeszczeniem świętego obrazu, powrotem do herezji ikonoklazmu. Człowiek jest najpiękniejszą ikoną Chrystusa i dlatego, uczy św. Nil z Synaju, „trzeba nam go zawsze oceniać jak samego Boga”. Nieprzypadkowo więc podczas Liturgii diakon lub kapłan okadza również wiernych. Tym gestem Kościół pozdrawia obraz Boży w ludziach naśladując swego Pana, który nieustannie pochyla się ku ziemi, odnajdując swój obraz w człowieku.
***
Spojrzenie Chrystusa może przybierać wielorakie rysy: to oblicze pielgrzyma z Emaus, ogrodnika, Marii Magdaleny, mojego sąsiada z ulicy… „Bóg wcielił się po to, by człowiek kontemplował Jego Oblicze w każdej twarzy” – pisał Evdokimov. Zatem, również w twarzy uchodźcy.
Comments - No Responses to “Twarzą w twarz”
Sorry but comments are closed at this time.