Chaja, Estera, Zysman, Elżbieta, Jakub, Zofia, Roza, Guta…
to tylko kilka imion z listy przeszło 2500 żydowskich dzieci uratowanych przez Irenę Sendlerową. Pomyślałem o tych dzieciach w kontekście dzisiejszego święta Narodzin Najświętszej Panny Maryi. Kościół w Liturgii odczytuje dziś Mateuszową Genealogię, czyli „Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama”. To okazja do wyrażenia wdzięczności za dar narodzin Miriam z Nazaretu. Gdyby nie dar Jej narodzin, dar Jej wychowania w wierze Abrahama, języku, kulturze i religii Izraela oraz gdyby nie Jej dar ze swego życia – jak zaplanowała Boża opatrzność – nie było by daru Jezusa, który:
jako dziecko pochodzi nie tylko od Boga, lecz także od innych ludzi. Ukształtował się w łonie kobiety, od której otrzymał swoje ciało i swoją krew, swoje bicie serca, swoje gesty, swój język. Otrzymał życie z życia innego człowieka. Takie pochodzenie tego, co własne, od innych nie jest sprawą samej tylko biologii. Oznacza ono, że również formy myślenia i widzenia świata, znamiona swojej ludzkiej psychiki otrzymał Jezus od ludzi żyjących przed Nim i na koniec od swojej Matki. Oznacza ono, że wraz z dziecięctwem przodków przyjął w siebie całą skomplikowaną drogę, jaka od Marii prowadzi wstecz do Abrahama, a w końcu aż do Adama. Nosił w sobie brzemię tej historii… ( Joseph Ratzinger, „Bóg Jezusa Chrystusa”, Kraków 1995, s. 71.)
Przeszło dwa i pół tysiąca dziecięcych istnień uratowanych przez Sendlerową to kolejne tysiące dzieci, które mogły przyjść na świat, by trzymać swoje ciało i swoją krew, swoje bicie serca, swoje gesty, swój język.
Sendlerowa nie ratowała w pojedynkę. „Żegota” uruchomiła łańcuch współpracy wielu przyzwoitych ludzi, wśród których chciałbym wymienić ks. Franciszka Garncarka. Ten polski duchowny rzymskokatolicki, kanonik kapituły łowickiej, dziekan dekanatu sochaczewskiego a następnie praskiego, w czasie wojny aż do rozpoczęcia liwidacji dzielnicy żydowskiej, był proboszczem parafii św. Augustyna w Warszawie. Był aktywnie zaangażowany w akcję „Żegota”, współpracując z Januszem Korczakiem i Ireną Sendlerową, której dostarczał metryki dla dzieci wyprowadzanych z getta.
Zebranie zwołane w celu powołania Wojewódzkiego Komitetu Pożyczki Obrony Przeciwlotniczej. Pośrodku siedzie ks. Franciszek Garncarek (fot. pochodzi z Wikipedii)
Korczak zwracając się o pomoc dla Głównego Domu Schronienia nie raz prosił także o pomoc księdza Franciszka Garncarka. W pamiętnikach Korczaka znajduje się skierowany do niego list z 11 lub 12 lutego 1942 roku, w którym prosił:
Opatrzność narzuciła księdzu pracę misjonarską. Piękna karta w historii w życiu Duchowieństwa. Palestyna franciszkańska – ostatnio Chiny, Japonia, ludożercy czarni i kolorowi. Wszędzie Kapłan in patribus infidelium. Gorąco proszę o obecność na posiedzeniu personelu — na naradę, jak ratować życie dzieci od zagłady. Może światła rada, może modlitwa żarliwa? Czytałem: „Niebo nie pochyla się ku Tobie, to Ty na skrzydłach modlitwy wznosisz się do nieba”. Z głębokim szacunkiem” ( J. Korczak, „Pamiętniki i inne pisma z getta”, Warszawa 2012, s.169. 173).
Po opuszczeni parafii w getcie objął funkcję proboszcza parafii św. Floriana na Pradze. I tam 20 grudnia 1943 roku został zastrzelony na progu swojej plebanii przez nacjonalistów z polskiego podziemia narodowego (nie mylić z Polskim Państwem Podziemnym, w ramach którego działała „Żegota”). Według różnych relacji ks. Garncarek został zastrzelony gdy wychodził ze świątyni po odprawieniu Mszy świętej, w kancelarii lub na progu plebanii. Uznaje się, że przyczyną zabójstwa była pomoc ludności żydowskiej i fakt ukrywania Żydów na terenie kościoła. Istnieją także inne hipotezy. Według jednej z nich ks. Franciszek miałby być zastrzelony przez pomyłkę, a celem zabójców był kościelny współpracujący z Niemcami. Pomyłka wydaje się jednak mało prawdopodobna, zważywszy na charakterystyczny strój duchownego. Inna wersja mówi, że za zabójstwem stoją naziści. Ci jednak raczej nie mieli w zwyczaju dokonywać skrytobójczych wyroków, zwłaszcza za ukrywanie Żydów. W takim przypadku bardziej prawdopodobny byłby scenariusz, który dotyczył ks. Leona Więckiewicza– wikariusza ks. Franciszka w św. Augustynie, który m.in. za pomoc Żydom najpierw trafił na Pawiak a następnie do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen, gdzie zmarł 30 marca 1944 z wycieńczenia.
Warto przypomniec dziś tę historię, gdy na starym kontynenciez z taką wyraźną siłą budzą się dawne demony nacjonalizmu. Jak pokazują ataki na Polakach w Anglii, niechęć w Europie nie jest już skierowana tylko do uchodźców. Dobrze, że polskie władze reagują na te antypolskie wystąpienia w Anglii. Gdy polscy ministrzy lecą natychmiast do Wielkiej Brytanii a polski Prezydent pisze do duchowych przywódców wiernych Kościołów Katolickiego i Anglikańskiego, jednocześnie jednak zdumiewa lekkość w podejściu do tego, co dzieje się w naszym kraju. Gdy emocjonalnie reaguje się na zajścia w Anglii, to u nas w kraju zapada głębokie milczenie i ignoruje się wystąpienia nacjonalistyczne. Z nonszalancją przyjmowane są informacje o jawnych aktach wrogości w stosunku do obcokrajowców czy wręcz pobić. Jakże zdumiewa fakt bagatelizowania nierozważnych pomysłów, aby organizować w Polsce grupy paramilitarne, do których – nie ma co ukrywać – najbardziej lgną osoby o poglądach skrajnie nacjonalistycznych.
Już całkowicie niepojęte jest natomiast to, że po doświadczeniu drugiej wojny, nauczaniu ostatniego soboru i postawie św. Jana Pawła II u wiernych Kościele dochodzą do głosu pogańskie pomysły na „swojski” katolicyzm. Jak to możliwe, że u boku liturgicznych celebracji pochówki Inku i Zagończyka dochodzi do agresji wobec osób na inaczej myślących o Polsce i nie ma wyraźnej reakcji władz państwowych i miejscowego ordynariusza? Młody człowiek z ONR w wywiadzie udzielonym dla Tygodnika Powszechnego („Macie żyć tak, jak my żyjemy” – TP 36 (3504) z 4 września 2016 r.) mówi bez ogródek, że w Polsce tolerowane będą tylko te osoby, które dostosują się „do zasad, które uznajemy [tzn. ONR] i które są słuszne”.
A gdy do nas kierują mocne słowa ludzie życzliwi Polsce, jak abp Bolonii Mateo Zuppi, który w tym roku był m.in. gościem obraz w trakcie Zjazdu Gnieźnieńskiego, udajemy że tych uwag nie słyszymy. W niedawno przeprowadzonej rozmowie z redaktorem naczelnym Przewodnika Katolickiego – ks. Mirosławem Tykwerem, zatytułowanej “Lęki ludzi kanapowych” (http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1242,leki-ludzi-kanapowych-wywiad.html) hierarcha mówił m.in.:
Dla Polski nie ma przyszłości bez otwartości. Dla żadnego kraju nie będzie. To jest problem bycia chrześcijaninem, bo kto nie chce przyjmować ludzi w potrzebie, nie jest chrześcijaninem. Jest to także sprawa humanizmu chrześcijańskiego, czyli kultury prawdziwie chrześcijańskiej, która jest na coraz słabszym poziomie. Tracimy tę kulturę i ulegamy mentalności oportunistycznej, robimy to, co ma służyć naszemu dobru, a nie innych. Ta postawa zamknięcia jest podsycana wspomnianym oszustwem: przyjęcie=niebezpieczeństwo, odrzucenie=bezpieczeństwo. To jest z gruntu nieprawdziwe. Kto zna realną sytuację uchodźców, nie może wygłaszać takich kłamstw. Jest wręcz odwrotnie, brak przyjęcia i otwartości prowadzi do sytuacji bardzo niebezpiecznych, a my stajemy się tylko słabsi. Ciągle powtarzam, że tutaj trzeba inteligencji, aby móc oceniać sytuację z perspektywy szerokich horyzontów myślenia i spoglądając daleko w przyszłość.
I potem jeszcze dopowiedział, odwołując się do samego korzenia chrześcijaństwa:
Kościół, który się zamyka i nie przyjmuje, staje się klubem, wpada w pułapkę nacjonalizmu w najgorszym sensie tego słowa. Kościół zamknięty ma silne tendencje do podkreślania lokalności zamiast uniwersalizmu przesłania chrześcijańskiego. Dlatego niektórzy chcą Kościoła czystego etnicznie. Ale ze swojej natury Kościół nie jest etniczny, z natury nie jest narodowy, z natury jest czymś uniwersalnym. O tym mówi Ewangelia. Do tej otwartości przekonuje scena zesłania Ducha Świętego. Kościół zamknięty zaczyna chorować. Nacjonalizm nie służy Kościołowi, on chce używać Kościoła do własnych celów, nieewangelicznych. Kościół otwarty to Kościół, który staje się sobą, tym, czym być powinien i jednocześnie służy narodowi najlepiej, bo naród jest sobą przez otwartość, a przez zamknięcie staje się grupą nacjonalistyczną. Zamknięcie to zdrada narodu, karykatura jego chrześcijańskiej tożsamości. Prawdziwą tożsamością chrześcijan jest ukierunkowanie na innych, nie na siebie.
W ostatni wtorek, w ramach 26. Forum Ekonomicznego w Krynicy, odbył się panel dyskusyjny o roli wiary i Kościoła w ramach bardzo dynamicznie zmieniającej się sytuacji w Europie. Prymas Polski abp Wojciech Polak przestrzegał przed “wkradaniem się” w chrześcijaństwo nacjonalizmu czy fundamentalizmu:
Aprobata dla tego typu myślenia nie tylko jest niewłaściwa, ale wręcz heretycka – tak nie może być. To odciąga od tego, co jest istotą chrześcijaństwa.
A mój współbrat o. Maciej Zięba dobitnie dopowiedał:
Niepokoi mnie pełzający rozwój nacjonalizmu i jego łączenie z religią. To jest pogaństwo, bezbożność i herezja. To jest niebezpieczne dla Kościoła świętego.
W okresie pełzających w Europie nacjonalizmów wyraźne głosy przedstawicieli Kościoła Katolickiego muszą być szczególnie słyszalne. Jeszcze żaden ksiądz nie został zastrzelony za pomoc uchodźcom czy innym nie-Polakom, jak ks. Franciszek Garncarek za pomoc Żydom w czasie wojny. Agresywnych i publicznych wystąpień nacjonalistów jednak nie brak, czego chociażby doświadczył na własnej osobie znany krakowski duszpasterz jezuita o. Grzegorz Kramer.
the real problem’s a multitude of drownings in the central Mediterranean: http://www.romereports.com/2016/07/17/the-lifeguards-of-lesbos-who-met-the-pope-now-go-to-lybian-coast#.V8bDHHXJC08.facebook
Gajos: Liberał potępia nacjonalizm
„Nacjonalizm jest herezją” – ogłosił kilka dni temu na Forum
Ekonomicznym w Krynicy arcybiskup metropolita gnieźnieński, Wojciech
Polak, który rok temu „błysnął” nawoływaniem do przyjmowania islamskich
uchodźców. Dominikanin ojciec Zięba poszedł jeszcze dalej stwierdzając,
że to nie tylko herezja, a jeszcze gorzej – pogaństwo. Nie lubię być
adwokatom nie swojej sprawy. Nigdy nie byłem i nie czułem się
nacjonalistą, mimo że polska myśl narodowa jest mi niezwykle bliska.
Podobnie bliska mi jest myśl ruchów nacjonalistycznych świata
romańskiego. Jednak to, co wygłasza publicznie Prymas Polski
i przyklaskujący mu liberalny kler wymaga publicznej i jednoznacznej
reakcji.
Nacjonalizm, a co to takiego?
Tego abp Polak i ojciec Zięba niestety już nie tłumaczą, a szkoda, bo nacjonalizm
to pojęcie wyjątkowo nieostre, w zasadzie ewoluujące nieustannie w
czasie i przestrzeni od ponad dwustu lat. Ciężko w ogóle mówić o jednym
nacjonalizmie. Czym innym są bowiem nacjonalizmy świata romańskiego i
katolickiego: francuski, włoski, hiszpański, portugalski, czy polski,
czym innym z kolei protestanckie i pogańskie nacjonalizmy: niemiecki i
ukraiński. Czym innym jest nacjonalizm doby rewolucji we Francji, a czym
innym nacjonalizm Action Francaise. Nie czas i miejsce na takie rozważania. Czytelnika odsyłam do lektury numeru 75 – 76 Pro Fide Rege et Lege poświęconego tym zagadnieniom.
Niemniej jednak, mimo, że gnieźnieński hierarcha nie definiuje
pojęcia nacjonalizmu, nie można mieć wątpliwości, że po historii z x. J.
Międlarem i ostatnim szumem medialnym wokół wniosku o delegalizację
Obozu Narodowo – Radykalnego, chodzi mu o polski nacjonalizm. Ten
obecny, coraz popularniejszy wśród pokolenia, które nie pamięta PRLu,
jak i ten międzywojenny, do którego to pokolenie się odwołuje.
Arcybiskup Polak oczywiście ma świadomość, że z polskim ruchem narodowym
była związana, a przynajmniej sympatyzowała, większość aktywnego
politycznie i społecznie międzywojennego kleru, że ruch ten odzyskał dla
Kościoła rzesze studentów i intelektualistów, którzy dwie – trzy dekady
wcześniej byli w najlepszym wypadku agnostykami, a za co Stolica
Apostolska dziękowała Romanowi Dmowskiemu po jego śmierci w L’Oservattore Romano.
Zapewne pamięta, że wybitnym politykiem i senatorem Stronnictwa
Chrześcijańsko – Narodowego był ormiański arcybiskup lwowski Józef
Teodorowicz, któremu Wojciech Polak nie dorasta do pięt ani
intelektualnie, ani duszpastersko. Podobnie pamięta jaki stosunek do
myśli narodowej miał kard. Stefan Wyszyński. W końcu na pewno zna słynne
zdanie z encykliki Caritate Christi papieża Piusa XI, który
miał przecież możliwość bezpośredniego zetknięcia się z polskim ruchem
narodowym w czasie trwania swojej misji dyplomatycznej w odrodzonej
Polsce. Jeśli nie ignorancja, to co jest powodem tak kategorycznej oceny
nacjonalizmu dokonanej przez Księdza Arcybiskupa?
Nie mam większych wątpliwości, że Wojciech Polak jest liberalnym
katolikiem. Uformowany w seminarium na dwie dekady po II Soborze
Watykańskim, wyświęcony na kapłana w 1989 roku, naukowo zajmuje się, a
jakże, posoborowym nauczaniem dotyczącym eklezjalnego wymiaru grzechu i
pojednania. Duchowny akceptuje „wartości” rewolucji roku 1789 w
Kościele, ale potępia wyrosłą na jej gruncie doktrynę polityczną. Wierzy
w to, co robi i wierzy w zasady Vaticanum II, z których to naczelna
głosi pojednanie Kościoła ze światem liberalnym. Realizacja tej zasady
wymaga od liberalnego katolika nieustannego odcinania się od „ciemnych
wieków Kościoła”, które skończyły się na ostatnim soborze, kiedy to
nastała dlań „nowa wiosna”. Wypowiedź arcybiskupa sprzed paru dni to nic
innego jak dostosowanie tej zasady do aktualnych wydarzeń, to mówiąc
językiem prawniczym, subsumcja normy ogólnej pod stan faktyczny.
Liberałowie w Polsce wypowiedzieli wojnę ONRowi, czy szerzej całej
patriotycznej i nacjonalistycznej młodzieży, a ich liberalno – katolicki
sojusznik ich nie zawiódł, znów mogli na niego liczyć.
Niestety, podlizywanie się liberalnym mediom i liberalnym ośrodkom
nie zahamuje odpływu wiernych, nie zastopuje pogarszającej się
znajomości podstawowych prawd wiary i galopującej demoralizacji. Prymas
dla zachowania sojuszu z liberałami gotów jest poświęcić całe rzesze
młodzieży, która nawet jeśli w jakiś sposób błądzi, to ma jednak wolę
praktykowania cnoty miłości ojczyzny. Cnoty, która dla liberałów jest
czymś wręcz obrzydliwym. Szastając anatemami (których nigdy nie użyłby
np. przeciwko posłom popierającym związki zboczeńców, aborcję czy in
vitro) po prostu jest gotów zostawić tych młodych ludzi bez pomocy i
wsparcia duszpasterskiego, a przecież nie są oni wrogo nastawieni do
religii katolickej, wręcz przeciwnie.
Osobną sprawą jest ignorancja. Hierarcha, kler w zasadzie nie zna
tych ludzi, nie wiedzą co mają do powiedzenia. Dlaczego? Bo ci
zwyczajnie nie pasują do liberalnej wizji polskiego Kościoła: nie
przepadają za Unią Europejską (ponoć głosowanie przeciw akcesji miało
być grzechem ciężkim), nie rozumieją dialogu z judaizmem i islamem,
często chodzą na tradycyjną mszę – to po co z nimi w ogóle rozmawiać?
Wypowiedzi arcybiskupa Polaka są jego prywatnymi opiniami,
niezobowiązującymi żadnego katolika (jak zresztą niemal wszystko po
SWII). Zdradzają jednak pełne urzędniczej wręcz buty podejście
duszpasterskie dzisiejszego kleru. W ten sposób na pewno nie zatrzyma
się młodych ludzi przy Kościele, przy katolickiej moralności. Można
oczywiście nawet ekskomunikować całe stowarzyszenia młodzieży narodowej,
na nią zwalać winę za niepowodzenia dzisiejszego Kościoła i tuszować
proces destrukcji religii katolickiej w Polsce wydarzeniami takimi jak
Światowe Dni Młodzieży. Te jednak prędko się u nas nie powtórzą, a czas
ucieka nieubłaganie.
Bartłomiej Gajos
POST SCRIPTUM
A może by tak w ramach walki z nacjonalizmem w polskim Kościele
wyrugować z liturgii Mszy św. język polski na rzecz jakże
internacjonalnej łaciny?
Nacjonaliści niech będą wyklęci
Współczuję tym, którzy boją się “brunatnej fali”. Co powiedzieć – nie możecie się bać, bo strach prowadzi do radykalizacji i agresji, a potrzeba dialogu i współpracy, wyjścia na peryferia.
A tu widzę, że kończy się dzielenie włosa na czworo i zaczyna rzucanie anatem.
To naprawdę niebezpieczne widzieć jak zaczyn dialogu się radykalizuje.
Przekażmy sobie znak pokoju !
To oczywiście żart, jednak myśląc poważniej, zadziwiający jest ten język przerażenia elit III RP i ich epigonów wobec prądów społecznych, które się obecnie ujawniają i których oni zupełnie nie rozumieją.
Właściwie to zadziwiające jest nie samo przerażenie, które wynika przecież z
niezrozumienia, ale właśnie ten brak zrozumienia, że dwadzieścia pięć lat
rozmaicie praktykowanej przemocy symbolicznej wobec gorzej w Polsce
uposażonych, a szczególnie tych, którzy znaleźli się po upadku PRL poza
nawiasem społeczeństwa, przyniesie burzę.
Inteligencja polska zaś w rozpaczliwym geście narcyza widzącego tylko swoje piękne odbicie, poszukuje manekinów w dawnych kostiumach, w które mogłaby walić i dalej nie zauważać własnej społecznej roli w najnowszej historii Polski.
I tak pompuje się medialnie tę ONR-owską lalę w mundurze z lat
30., której siła leży głównie właśnie w tej dmuchanej nienawiści sfer
wykształconych.
Tym samym, wciąż mówiąc o wykluczeniu, praktykuje się radykalne
wykluczenie i to jeszcze pod fałszywymi etykietami, ponieważ złość ludzi
zdeklasowanych w Polsce, choć bywa ubrana w szaty patriotyczno-narodowe, ma
zupełnie inne przyczyny niż miłość do Dmowskiego czy Piaseckiego lub… Hitlera.
Te przyczyny są bliskie powodom, dla których Jarosław Kaczyński wygrał wybory – dał pokrzywdzonym i zmarginalizowanym III Rzeczypospolitej nadzieję na wyjście z tej przestrzeni społecznej, która dla inteligencji jest swoistym anus mundi.
Inteligencja wciąż mająca na ustach słowa o dialogu, walce z dyskryminacją, jak gilotyna wyklucza używając dla uzasadnienia swojego strachu nawet legitymizacji religijnej. Choć
przeważnie ma religię w głębokim poważaniu.
Tym razem dostarczył jej Prymas Wojciech Polak, rzucając hasło tak pojemne w swoim znaczeniu, że znakomicie nadaje się ono jako publicystyczna pałka.
Przeciw komu jednak ta pałka? Przeciw lali w koszuli ONR-u, czy raczej niezokcydentalizowanym klasom, do których wcześniej inteligencja odwróciła się tyłem, gdy spijała rentę transformacyjną.
Najbardziej karykaturalnie w takiej sytuacji wypadają jednak te środowiska, które w istocie swojej mają charakter imitacyjny, ponieważ z jeszcze większym brakiem zręczności ujawniają klasowe zaślepienie.
Tak się dzieje z tzw. inteligencją katolicką, która tego samego dnia popiera
homoseksualny ruch polityczny i płacze na facebooku oraz, zasłaniając się
Prymasem, powtarza, że nacjonalizm to herezja.
Niezwykłe to słowo w ustach tych, którzy przeciwstawiają się wszelkiemu wykluczeniu.
Chyba najlepiej widać tu – ponieważ jest to odtwarzanie przez katolików cudzej ideologii bez pełnego zrozumienia a zatem z pewną sztucznością – jakie są interesy liberalnych
posiadaczy kapitału (społecznego i materialnego), na którym zbudowana jest
dzisiejsza Polska.
Analiza klasowa nie jest i nie może być ostatnim słowem w sprawach społecznych, ponieważ prowadzi ostatecznie do jakiegoś rodzaju radykalizującego się partykularyzmu, ale czasem pomaga w myśleniu, a przecież tam, gdzie rozum śpi, budzą się demony.
Kiedy człowiek czegoś nie rozumie to zaczyna się bać.
Nie możecie się bać, musicie zrozumieć, bo strach prowadzi do
radykalizacji i agresji, a potrzeba dialogu i współpracy, wyjścia na
peryferia…
Tomasz Rowiński “Christianitas”