Ostatni tekst wywołał sporo oburzenia i sprzeciwu. Postanowiłam zatem nieco szerzej uzasadnić moje stanowisko.
1. Sam udział w zabawie pod nazwą Halloween, z intencją zabawy, nie wydaje się być grzechem zgodnie z nauką Kościoła Katolickiego. Według Katechizmu KK grzechem są zabobony (przypisywanie magicznego znaczenia pewnym praktykom), praktyki bałwochwalcze (czyli otaczanie kultem kogolwiek i czegokolwiek poza Bogiem), wróżbiarstwo i magia (horoskopy, amulety), bezbożność (np. świętokradztwo) [2110-2122].
2. Zwróciłabym tu szczególną uwagę na definicję zabobonu, jako „wiązania skuteczności modlitw lub znaków sakramentalnych jedynie z ich wymiarem materialnym, z pominięciem dyspozycji wewnętrznych, jakich one wymagają” – zgodnie bowiem z tą definicją, wiązanie samego udziału w pewnych zabawach, bez złych dyspozycji wewnętrznych (intencji), z ich złym wpływem na człowieka, może także okazać się zabobonem.
3. Pomimo usilnych starań, moich i zaprzyjaźnionych kapłanów, nie udało się dotrzeć do wypowiedzi papieży Franciszka i Benedykta na temat zła zabawy w Halloween, nie ma ich także na stronach Watykanu, gdzie zamieszczone są wszystkie kazania i oficjalne papieskie dokumenty.
Są wypowiedzi kapłanów, egzorcystów, nawet biskupów na ten temat, jednak nie mają charakteru nieomylnego, mając status jedynie opinii teologicznych (jak te o złu bajek Hello Kitty, Gwiezdnych Wojen czy wskazujących partie, na które katolik ma głosować).
4. Pisząc, że zbawienie się dokonało i nie musimy już się bać, poczyniłam skrót myślowy, który spieszę wyjaśnić. Jesteśmy zbawieni łaską Boga, szatan został pokonany i w tym znaczeniu osoby żyjące modlitwą i sakramentami, mogą żyć w wolności dzieci Bożych – jako dziedzice Boga czuć się panami szatana. Dlatego uważam, że zło nie może mieć nad nami mocy POZA NASZĄ WOLĄ np w kontakcie z rzeczami materialnymi (lalki Monster High) i zewnętrznymi zwyczajami (udział w zabawie Halloween, czy ćwiczeniach jogi) o ile nie ma w nas intencji zła (np. wróżenia kartami tarota).
Istnieje pogląd, iż można wejść w przemoc duchową bezwiednie, wchodząc nieświadomie w kontakt z przedmiotami czy rytuałami poświęconymi złu; ja uważam, iż niemożliwym jest, by działały one na człowieka dopóki on świadomie na to działanie nie pozwoli. Nasza wola i rozum to podobieństwo do Boga, nimi się kierujemy wybierając zło lub dobro. Zło, w świecie odkupionym już przez Boga, nie ma nad nami władzy; chyba, że sami się na jego usługi oddamy. Wierzenie, że zło może nami zawładnąć poza naszą wolą, uważam za zabobon.
Zbawienie się dokonało i kto przyjął je wolą i stara się codziennie przyjmować, nie musi się bać piekła i szatana – żyjąc Zmartwychwstaniem, zgodnie ze śpiewem Wielkanocnego Exultet, może doświadczyć wielkiej wolności, „poczuć, że wolny jest od mroku, co świat okrywa”
“Weselcie się już, zastępy Aniołów, w niebie: weselcie się, słudzy Boga. Niechaj zabrzmią dzwony głoszące zbawienie, gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!
Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, a oświecona jasnością Króla wieków, poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa!”
5. W tym sensie mój tekst dowartościowywał wolę osoby oraz intencje czynów. Gdyby cokolwiek mogło nam zagrażać poza naszą wolą, trudno byłoby mówić o wolności. To nie zewnętrzne wydarzenia i zwyczaje nadają sens nam, ale my nadajemy sens im. Czyn zły, to taki, który w świadomy i wolny sposób podejmuje zło – kluczowa jest intencja. Udział w Halloween podjęty jako zabawa, bez intencji zła (np. wandalizmu czy okultyzmu) nie czyni człowieka gorszym, nieczystym. Złe czyny czynią nieczystym, dobre – czystym.
Wiele osób podnosiło kwestię wychowania dzieci do nie-obchodzenia Halloween. Nie wyobrażam sobie jak można im to tłumaczyć – że dzieci przebierając się i prosząc o cukierki… oddają cześć szatanowi? Czy… że szatan może im przez to zagrażać? Nie widząc ani jednego, ani drugiego zagrożenia, nie umiałabym dzieciom tego wyjaśniać, ja osobiście bałabym się je tym niepotrzebnie straszyć, paradoksalnie strasząc je magią (!). Za niewychowawcze uważam izolowanie ich od innych dzieci. Natomiast umiem mówić im o wandalizmie (psikusy), okultyzmie, szacunku dla zmarłych – zresztą właśnie wspólne Halloween było okazją do takiej rozmowy a propos niektórych przebrań.
Jak pisałam, zło, by miało wpływ na człowieka, musi zostać „wpuszczone” świadomą zgodą woli. Dlatego nie widzę ryzyka w niewinnej zabawie dzieci. Maluch przypadkowo bawiący się tarotem bez intencji wróżenia, czy talizmanami, jest bezpieczny; dobry Bóg nie pozwoliłby złemu zaatakować niewinne, w odkupionym świecie On przytrzymuje głowę szatana przy ziemi. Poza tym dzieci są ochrzczone, uwolnione od mocy szatana i oddane Bogu; trzeba nam wiary w moc chrztu. Nastolatki wywołujące duchy – już samowolnie wystawiają się na ryzyko. Tu widzę pole do pracy wychowawczej nad pokazaniem dziecku znaczenia woli człowieka i realnego działania szatana w świecie. Mądrym wychowaniem do prymatu woli jest brak kultywowania niepotrzebnych, zabobonnych lęków.
6. Jako chrześcijanie nie możemy zatem drżeć ze strachu, że szatan zajdzie nas od tyłu, znienacka, mimo naszej woli, i zarzuci nam (lub naszym dzieciom) pętlę na szyję gdy np. pobawimy się w Halloween. Możemy się natomiast obawiać, że będzie nas kusić, także w bardzo wyrafinowane sposoby, stąd musimy nieustannie badać naszą wolę i intencje. Szczególnie zaś, według słów Pana Jezusa w Ewangelii, będzie nas kusił nie w kwestii zewnętrznego przestrzegania zasad, praw (nieobchodzenie Halloween), ale w kwestii miłości bliźniego, pokory, nieoceniania. W świetle Ewangelii, rozmów Jezusa z faryzeuszami, miłość jest najważniejszym przykazaniem i jest ważniejsza od tradycji i praw.
Bliskie są mi słowa Pana Jezusa, że nie to, co z zewnątrz wchodzi do człowieka czyni go nieczystym, ale to, co z niego wychodzi. „Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym. To zaś, że się je nie umytymi rękami, nie czyni człowieka nieczystym” (Mt 15). Tak, sparafrazowałabym to chętnie następująco: to, że się z dziećmi pobawię w przebieranki i zbieranie cukierków, nie uczyni mnie (ani ich) nieczystymi. O wiele bardziej brak miłości wobec bliźnich. Dlatego wstrząsnął mną jeden z komentarzy, gdzie ktoś wyraził dumę, że otworzył „biednym przebranym dzieciom” i powiedział, że nie da im nic, bo jest katolikiem.
Jeśli można było zrobić coś dobrego w szabat, ale wbrew tradycji i prawu, Pan Jezus to robił. Jeśli ja mogę wyłuskać jakieś dobro z tego zwyczaju, by sprawić radość grupce dzieci, i pouśmiechać się do sąsiadów, robię to. Miłość jest najważniejszym przykazaniem. I tak, jest to rodzaj „poświęcenia rzeczywistości”, ochrzczenia jej. O św. Dominiku mówiono, że zamiast zajmować się złem – starał się czynić jak najwięcej dobra. Moim zdaniem w życiu warto widzieć głównie szanse, nie głównie zagrożenia. I tam, gdzie wielu ludzi widzi tylko zagrożenie, zobaczyć szansę na wzrost.
7. Gdyby to święto miało klarownie satanistyczny charakter, sprawa byłaby jasna. Ale to nie jest satanistyczne święto. Po pierwsze, ma katolickie korzenie: „przypada na 31 października dzięki papieżowi, a jego tradycje są wynikiem średniowiecznej katolickiej pobożności” (polecam artykuł o. Augustina Thompsona OP „Katolickie korzenie Halloween, pierwotnie w czasopiśmie Catholic Parent, ale też tu: http://rebelya.pl/post/4984/o-augustine-thompson-op-katolickie-korzenie-hal ) Po drugie – to my nadajemy sens rzeczywistości: mój spacer z córką był okazją do bycia razem, do poznania innych dzieci, do dobrych rozmów. Ni krztyny demona.
8. Każdy postępuje wedle swojego sumienia. Jeśli ktoś woli nie brać udziału w takich zabaw z powodu ostrożności, czy innych, jakie wskazuje mu sumienie, szanuję to. Ja przedstawiłam mój osobisty pogląd, który zresztą dzięki Państwu ponownie przemyślałam. Warto zawsze badać sumienie i wierzę, że jest to dobro, jakie mogą przynieść tego rodzaju dyskusje.
Odnosząc się do pkt. 1:
Nie jest to ten sam kaliber , ale zapewne ksiądz Boniecki robiąc sobie zdjęcie z Nergalem też miał dobre intencje. Tyle, że taki dwugłos (dla niektórych Biblia to wciąż Słowo Żywe, Namiot Spotkania a nie “gówno do żarcia”) jest po prostu gorszacy i wprawiający dużo zamieszania. Nergal tez darł Biblię dla zabawy, podczas koncertu jako wyraz artystycznej wolności. Moge się od tego odciąć i zdecydowanie potępić takie zachowanie, mogę sobie zrobić z nim słit focię i wrzucić na fejsa na przekór tym betonowym katolom. cha cha cha ale zabawa.
Ja też mogę iść na spacer z córką do wróżki “dla zabawy”, przy okazji poznać inne jej koleżanki, spędzić miłe popołudnie i wywoływać duchy “dla zabawy”. Z intencją “zabawy”.
Pytanie co dalej? I czy “ciemna strona” też tak łatwo mnie porzuci? czy nie będzie kusić w inny bardziej wyrafinowany sposób? Nie wiem.
Moi znajomi i sąsiedzi moga sobie pomyśleć, że skoro ja tam chadzam a jednoczesnie angażuje się w życie Koscioła, to nie ma w tym nic złego.
Myślę, że chodzi tu o bycie świadkiem: w czymś uczestniczę albo świadomie NIE biorę w czymś udziału.
Pisze Pani, że izolowanie córki od innych dzieci jest niepedagogiczne. I znów : nie ta sama waga, ale ja nie pozwalałam dzieciom chodzić do cyrków ze zwierzętami gdy cała klasą chodziły i przynosiły “darmowe” bilety. Tłumaczyłam im jak zwierzęta cierpią. I nie interesuje mnie w tym momencie izolowanie od większości dzieci.
W pkt. 3 sugeruje Pani, że księża, egzorcyści oraz “nawet” biskupi sie mylą. Bo ich wypowiedzi na ten temat nie mają charakteru nieomylnego. Rozumiem, że to Pani ma rację? Coż, być może. Moja wypowiedź też nie ma charakteru nieomylnego. 😛
Z kolei w punkcie 8 pisze Pani, że szanuje jeśli ktoś nie chce brać w tym udziału. Czyżby? Przykro mi Pani Małgorzato, ale proszę jeszcze raz sobie przeczytać co i w jakim tonie napisała Pani o katolu i kartce na drzwiach w poprzednim wpisie. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
Droga Basiu. Tylko jedna uwaga. Ks. Boniecki to wysoka klasa. A “po owocach ich poznacie”. Przesyłam ci niżej link do artykułu, w którym jest informacja, jakie owoce przyniosła opisywana przez Ciebie sytuacja.
Satanizm – nawet prawdziwy, bo ten nergalowy jest bliższy “jasności pozaćmieniowej” i bardzo komercyjny, nie przenosi się przez dotyk, ani droga kropelkową, szczególnie na ludzi, którzy wiedzą po co podają komuś dłoń.
A rozmowa z Księdzem Bonieckim dała pewne owoce.
http://www.fakt.pl/Nergal-i-ks-Boniecki-Ksiadz-do-Nergala-Poprosze-autograf,artykuly,184003,1.html
A nergalowy satanizm jest po prostu nie-Boską głupotą, o czym chyba Nergal wie, skoro na nazwę zespołu wybrał imię demona znanego nie tylko ze złośliwości, ale przede wszystkim z bezdennej głupoty.
Pani Doroto, ja bardzo lubię i cenię ks. Bonieckiego. I jestem pewna, że się nie “zaraził” :)). Dla mnie Nergal to też taki satanista bardziej na pokaz, ot, na okładke płyty albo Vivy…. ale niektórych moich znajomych ten uścisk dłoni naprawdę zgorszył. Pozdrawiam Panią serdecznie.
Zgoda, niestety to zdjęcie, zwłaszcza ze skandalizującymi komentarzami wywołało niepokój.
Znam mnóstwo katolików amerykańskich, którzy są bardzo praktykujący, jeżeli chodzi o moralność i etykę Kościoła, są bardzo konserwatywni, uczestniczą we wszelkiego rodzaju “pro-life”, i jednocześnie razem z dziećmi obchodzą tradycyjne dla nich święto Halloween, przebierając się na “monstrów” i bawiąc się i m. in. zbierając cukierki… Co z nimi nie tak? Może pozbyli się już chorych stereotypów i demonizowania tego, gdzie demonów naprawdę nie ma (w odróżnieniu od wielu innych “poprawnych” katolików”, którzy się nasłuchali różnych dziwnych egzorcystów i niektórych niedoinformowanych biskupów), a widzą działałanie diabła tam, dzie ono naprawdę ma miejsce? Czy oni nie są świadkami?
Pani Małgosiu,
Po pierwsze, w czym się zgadzam: zarówno fascynacja złem, jak i przesadny strach przed złem, to dwie strony tego samego medalu. Czyli zgadzam się, że widzenie złego, jako tego, który ma moc wyrwać mnie z rąk Boga, niezależnie od mojej woli jest właśnie tym, czego zły sobie by ode mnie życzył.
Szatan zachodzi nas od tyłu cały czas – również prawda, do odważnych rycerzy to on nie należy i nie zależy mu na tym, aby stosować jakikolwiek kodeks rycerski, ale Aniołowie dadzą sobie z nim radę, gdy jesteśmy czujni i wiemy kogo wołać na pomoc.
Ale właśnie o tę czujność chodzi. Są niestety pewne rzeczy i zabawy, które powodują, że się tę czujność dość łatwo traci, ponieważ, bez myślenia o możliwości zaistnienia jakiegokolwiek niebezpieczeństwa wchodzi się w kontakt z tymi, którzy mają inny „światopogląd”. Są z nami przecież ludzie których lubimy, jest fajnie, zabawa. W ten sposób umysł zostaje niejako zwolniony z czujności, bo nie kojarzymy niebezpieczeństwa z zabawą i „psikusami”.
Jak pisali, w komentarzach do poprzedniego maila ludzie, w pewnym momencie dzieci przestają chodzić z rodzicami i wówczas już zachodzą przypadki takiego „rozbawienia”, że nie tylko osobom, które napisały coś na drzwiach, ale tym których po prostu nie ma w domu, rozbawiona grupka robi psikusa, którego później trudno się pozbyć przez długi czas i który pociąga koszty.
I w takiej bawiącej się grupce wystarczy jedno dziecko z takim pomysłem, aby inne – rozbawione – nie sprzeciwiły się.
Jak Pani wie, zły nie przychodzi mówiąc „chodż zrobimy coś bardzo złego, co się Bogu nie spodoba”. Nikt by w to nie wszedł. Złemu wystarczy poluzowanie granic. A proszę zobaczyć co się dzieje, w zabawie, którą Pani opisywała. Ktoś deklaruje na drzwiach, że nie bawi się w Halloween i już budzi to w bawiącej się grupce ludzi uczucia całkiem nie te, które powinniśmy odczuwać do bliźniego.
Nie ma refleksji nad tym, co się za tymi drzwiami dzieje, czy tam jest po prostu dewocja, czy może choroba, a może inne cierpienie. Jest po prostu oburzenie.
A złemu jest dokładnie obojętne, czy nasze oburzenie na bliźniego jest święte, czy nie-święte oburzenie. Wystarczy, że ludzie zaczynają źle na siebie patrzeć, zaczynają dyskutować czy i ile wykrzykników można do deklaracji dostawić. Bez zastanowienia się, dlaczego ktoś taką deklarację wywiesił. I już Boska granica wzywająca do troszczenia się o bliźniego została przekroczona. Są ci, którzy się bawią a ci, którzy nie ważne z jakiego powodu się nie bawią, zostają nazwani tymi, którzy psują tę zabawę.
Ponieważ miałam niestety długi „romans” ze złym, gdy wróciłam jedną z głównych rzeczy, których nie umiałam zrozumieć, to to jak to się stało, że w to weszłam. Jestem przecież z rodziny katolickiej. Zaczęłam przyglądać się swojemu życiu, zadawać pytania znajomym, z obu stron pola walki.
Zauważyłam, że moje przejście na drugą stronę, podobnie jak u moich znajomych, którzy nie są już niestety moimi znajomymi, bo wyrzekli się mnie, gdy przestałam się z nimi „bawić”, to był seria małych kroczków, przekraczania małych granic.
Po drugie zauważyłam, że te granice przekracza się tym łatwiej, że zły nie tworzy praktycznie swoich obrzędów od zera, ale „przerabia” chrześcijańskie obrzędy właśnie małymi kroczkami. A więc praktycznie każdemu złemu obrzędowi znajdziemy chrześcijańskie źródło. Biblia versus czarna biblia, Jezusowa Ofiara z Krwi i Ciała versus ofiary z dzieci, prorokowanie versus wróżenie, i tak dalej.
Ja myślę, że zły po prostu nie potrafi wymyśleć własnych obrzędów, ale to co robi jest tym bardziej złe, że może być niezauważalne, gdyż często dotyczy obrzędów łudząco podobnych. Dlatego nie tylko nie dziwi mnie, że Halloween wywodzi się że święta chrześcijańskiego, dla mnie to jest oczywiste.
Po trzecie, to co mnie zadziwiło, wiele, (niestety, aby nie powiedzieć większość), osób jest wobec religii kompletnie bezrefleksyjnych. Bardziej interesuje ich, aby znać na pamięć tę, czy inną Modlitwę, niż aby zrozumieć jej sens. Dlaczego i skąd takie słowa? Dlaczego w ten, a nie inny sposób należy je mówić? To uniemożliwia im czujność, bo nie ma zrozumienia. Spotkałam osoby, które miały być dla mnie wzorcem na drodze powrotu, a które potrafiły przekonywać mnie, że Krzyż jest „amuletem” (sic!) dzieci Bożych, a poza tym coś co mówi Ksiądz jest prawdą, bo tarocistka też tak powiedziała(???) I to jest dobra tarocistka, bo mówi to, co Ksiądz!
Dlatego wezwanie bądźcie czujni, unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła i seria Kościelnych zakazów. Bo ludzie niestety nie badają Dróg Bożych, więc nie potrafią ich odróżnić Ich od złych. A, moim zdaniem nie dlatego, aby wpadać w obsesję, że zły jest we wszystkim, ale po to, aby nie przegapić przejścia pewnej granicy w ferworze zabawy.
Dlatego odbieram jako coś bardzo niebezpiecznego, że na chrześcijańskim blogu jest informacja, która mówi ludziom, że Halloween jest OK., a ludzie którzy się w Halloween nie bawią to katolicki beton.
Bo mimo wszystko lepiej być nawet katolem, niż poprzekraczać zbyt wiele granic. Oczywiście lepiej byłoby mieć takie zrozumienie i wiarę, aby wejść prosto do Nieba, ale skoro nie ma w wielu ludziach potrzeby, aby aż tak bardzo badać sens Bożych Spraw, to lepiej po prostu aby „dla zasady” słuchali kościelnych zakazów i „załapali” się na Czyściec.
Takie jest moje zdanie. Pozdrawiam 🙂
Pani Doroto – przeczytałam z uwagę Pani komentarz, choć nie ja jestem jego adresatką. Wczoraj trafiłam przypadkiem na stronę znanej modelki Agnieszki Maciąg, która propaguje zdrowy styl życia typu zdrowe odżywianie, medytacja, joga. Znalazłam tekst, w którym tłumaczy ona dobrodziejstwo płynące z jogi:
http://agnieszkamaciag.pl/czy-joga-jest-dobra-czy-zla/
Agnieszka przedstawia jogę jako narzędzie. Ani dobre ani złe. Jego wykorzystanie zależy od człowieka. To są dwie strony teksty. W drugiej części powołuje się na Jana Pawła II – go, cytuje Ewangelię.
Opis doświadczenia niemocy i rozpaczy jaki opisuje Agnieszka jest taki sam jaki nieraz opisują ludzie, którzy w bezradności zwracają się do Boga. Kiedy oni już nic nie mogą i proszę Jego o wsparcie. Proszę o pomoc Jezusa.
Czy my powinniśmy zachować czujność czytające tego typu teksty? I rady jakie się tam pojawiają? To mnie interesuje.
Jest także strona dziennikarki Katarzyny Olubińskiej i ona także opisuje swoje doświadczenie niemocy, z którego wyszła dzięki modlitwie popularnie zwanej modlitwą ks. Dolindo:
http://bogwwielkimmiescie.pl/bog-rzeczy-niemozliwych/
I teraz są dwie kobiety. Jedna Agnieszka Maciąg – która w rozpaczy woła do Boga, a Jego odpowiedzią – jest według Agnieszki – joga jako narzędzie do uporania się z problemami, a druga kobieta Kasia Olubińska także woła do Boga modlitwą “”Jezu Ty się tym zajmij” kiedy jej mama ciężko zachorowała i znalazł się chirurg, który pomógł. Ludzie się modlili, a guz po operacji okazał się niegroźny. Oczywiście osoba wierząca zinterpretuje sobie, że pomógł Bóg. Niewierzący będzie optował za przypadkiem.
Czy na takie teksty jak Agnieszki Maciąg należy patrzeć z dystansem czy uznać, że nie ma tam niczego niepokojącego i można z tych rad korzystać?
Pozdrawiam obie Panie.
Dwie wersje odpowiedzi:
1.
Krótka – dla niecierpliwych. „Błogosławieni ubodzy duchem”, czyli jak ja to rozumiem „zalogowani w Bogu”. A my cały czas szukamy nowych ubogaceń życia, niestety czerpiąc ze źródeł innych kultur, których nie znamy i nie rozumiemy. I tu jest właśnie kwestia wiedzy, o którą wczoraj apelował Ojciec Biskup.
Ale pełnej!!! wiedzy, nie tylko tej, która potwierdza jeden punkt widzenia.
2.
Dłuższa – uzasadnienie.
Taka szalona, aby wierzyć, że jednorazowe, czy nawet wielorazowe przyjęcie pozycji jakiejś assany z pewnością spowoduje, że zły mnie zagarnie dla siebie, nie jestem. Chociaż … są świadectwa ludzi, którzy mówią że nawet przyjmowanie jogicznych pozycji jest niebezpieczne. I ci ludzie nie wyglądają mi na szalonych.
Problem jest w tym, że aby zgrzeszyć przeciwko Bogu nie trzeba złamać żadnego przykazania, wystarczy tylko je trochę inaczej zinterpretować.
Jezus powiedział, „kto wierzy we Mnie!” – I tu jest zasadnicze pytanie, co to znaczy wierzyć w Jezusa? Czy wystarczy wierzyć w postać historyczną? A może wystarczy powtarzać, bo tak Ksiądz powiedział, że w opłatku jest Bóg, chociaż ja go nie widzę, bo mi się tam nic nie rusza?
Dla mnie wierzyć w Jezusa, to wierzyć, że On jest w każdej sprawie, co oznacza że każdy problem potrafi rozwiązać i w każdej sprawie pomóc. Przy czym On patrzy z perspektywy Wieczności, a to oznacza, że muszę zaakceptować też, że może tak być, że ja nigdy w tym życiu nie zrozumiem, dlaczego mi się coś przydarza.
I przynajmniej w moim przypadku, ale myślę, że nie mam monopolu i jest to dostępne dla wszystkich, gdy zaakceptowałam, że nie zrozumiem – dostałam pełne zrozumienie, tego co i dlaczego w moim życiu się stało i dzieje.
Gdzie tu wobec tego może wejść zły, skoro jest tak dobrze?
Ano bardzo proste. Zły wcale nie musi nas namówić do grzechu, aby oderwać nas od Boga. Wystarczy, że najpierw na chwilę, potem na dłużej – bo „dziewictwo” umysłu utracone – zaczniemy oglądać ten świat zapominając, że wszystkie odpowiedzi są u Jezusa, że modlitwa do Niego jest ponad wszystko. A niestety w jodze, zwłaszcza tej bez medytacji, OCZYSZCZAMY UMYSŁ!!! Jezusowy Pokój Ducha zastępowany jest relaksem ciała. Tracimy z oczu NAJWAŻNIEJSZE, opieramy się na własnej sile i stajemy się bezbronni.
Oczywiście Bóg jest Wspaniały, stoi koło nas Anioł Stróż, Bóg nas łapie w swoje ramiona przy pierwszym naszym wołaniu. Ale … wychodząc na bogate, rozbawione rejony, często słodko-cukierowe, wcześniej czy później przestajemy Go słyszeć i rozumieć, (takie są moje doświadczenia i obserwacje byłych przyjaciół).
Dziś, po pewnym, wcale nie długim czasie – nie ma jeszcze roku, pełnego oddania się WYŁĄCZNIE BOGU i zdania się wyłącznie na NIEGO, widzę że Jezus Zwycięzca szedł ze mną nawet na samo dno piekła, które sobie sama czyniłam. Cały czas gotowy do pomocy, cały czas mówiący do mnie, cały czas gotowy pochwycić mnie i zabrać stamtąd. Tylko, że ja choć znałam jego Imię, to straciłam z Nim kontakt.
Oczywiście, od czasu do czasu rzucałam „Boże, gdzie jesteś, dlaczego nie działasz?!?”, ale jak tylko Bóg przychodził mi z pomocą, trochę się poprawiało, ja natychmiast przejmowałam inicjatywę we własne ręce i było po współpracy.
Dlaczego powiedziałam Halloween nie? Bo każdy sposób świętowania, który powoduje, że wartościuję Dzieci Boże na tych bardziej i tych mniej wrażliwych na Boga, uśmiech dziecka, czy wreszcie sąsiedzką przyjaźń, już jest dzieleniem! (Może w Stanach jest inaczej, ale czytałam wczoraj na WP, że na przykład w tym roku, ktoś dał dzieciom cukierki z igłami w środku). Bo zapominamy o Bogu, o Świętych i najważniejsza jest dobra zabawa, niestety nawet kosztem innych.
Dlaczego joga nie? Odpowiadam osobiście. Niech ktoś spróbuje zrobić assanę i mówić w głowie Różaniec. To niestety nie współdziała. Nomen omen, myślenie o Bogu przeszkadza.
Ja biorę udział w tych dyskusjach, bo doświadczyłam bardzo niefajnych rzeczy, w sposób nie pozostawiający mi wątpliwości, w co wdepnęłam, choć nigdy nie było moją intencją odejść od Boga, a w środowisku, w którym byłam często rzucano tekstami z Biblii. I chcę ostrzec innych.
Ja złapałam moją szansę na wyzerowanie i restart. Ale wiem, że wiele osób, z którymi zaczynałam znajomość od jogi, relaksów, gongów, Halloweenów i innych światowych zabaw, nie tylko nie chce tego ode mnie nic usłyszeć, ale wręcz odrzucili mnie, bo się z nimi już nie bawię.
I nie, dlatego że ich Ewangelizowałam czy umoralniałam. Nawet nie dostałam takiej szansy! Wystarczyło, że zaczęłam nosić krzyżyk i powiedziałam, że moim zdaniem Modlitwa może, (uwaga – może!!!), być lepsza od medytacji nad kartami Tarota lub słuchaniem gongów tybetańskich!
Ja wtedy jeszcze nie wróciłam do Boga, ja tylko zaczęłam czuć wątpliwości, czy to co robię jest OK. Powrót nastąpił dopiero, gdy pozbawiona wszystkiego stałam się celem złego i dziwnym zbiegiem okoliczności, (ciekawe jak to się stało 😉 ), wiedziałam do Kogo wrzeszczeć o pomoc!
A wiedziałam, bo zaprzestałam wszystkich tych praktyk, które na początku wydawały się takie fajne i pomocne, ponieważ Ktoś mi podesłał wątpliwości.
Na koniec powiem tak – bo dla mnie najważniejsze jest aby nie oddzielać się od innych wartościując ich – jak się ludziom zgra, żeby jednocześnie, a nie osobno, śpiewać np. „Jezus jest Panem” i mówić „cukierek, albo psikus”, przemyślę sprawę Halloween ponownie.
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję Pani za odpowiedź.
U Agnieszki jest pomieszana tradycja chrześcijańska i zdaje się buddyjska. Jest i Bóg /kimkolwiek On jest/ i Matka Boska i różaniec, i anioły, ale także sznur modlitewny, medytacje. Na pewno to przemawia pozytywnie do człowieka, bo mnie się to w sumie podobało. Jej słowa o oderwaniu się od przeszłości, o nie wracaniu do urazów. Tylko na jogę nie miałabym cierpliwości.
Ale tam pisze ona np. o jedzeniu, które zawiera także energię zwaną “Praną” cokolwiek to znaczy. Rzeczywiście pisze ona o oczyszczaniu umysłu. Jest tam nazwijmy to synkretyzm religijny. Choć wiele rzeczy wydaje się uniwersalnych jak nie tracenie czasu na plotkowanie, użalanie się nad sobą, na podtrzymywanie relacji, które nam szkodzą.
Pozdrawiam Panią także!
Prana – bezosobowa siła podtrzymująca życie wszystkich istot, taka energia uniwersalna. Praną i jej przepływami rządzi prawo, które jest i już.
Sumując – żyję, bo jestem zanurzona w energii życiowej, która jest bezosobowa i sama podlega prawu. Ta energia traktowana jest jako boska, ale nie jest osobą, więc nie ma woli. Zatem mam w sobie energię boską, ale to ja jestem źródłem woli, ergo ja jestem bogiem.
A złemu wystarcza, gdy wiedząc o Bogu, Jezusie, Maryi potraktuję siebie, jako coś odrębnego, czego los uzależniony jest tylko od mojego działania, np. od przyjęcia pewnej pozycji lub jedzenia konkretnych rzeczy, w konkretnej kolejności.
No właśnie jeśli deklarujemy się chrześcijanami to deklarujemy także wiarę w Boga Jedynego nawet jeśli w Trzech Osobach Boskich /W Trójcy Jedynego/.
Jeśli ktoś jest chrześcijaninem, potem w naszym przypadku katolikiem to wzywając Boga wzywa Jezusa Chrystusa. Jego prosi o pomoc. Nie ma już w chrześcijaństwie żadnych energii: w jedzeniu, w napojach, obojętna jest ich kolejność. Jest tylko Duch Św., ale jako trzecia Osoba Boska. Moc nie jest w nas. W nas jest jedynie wolna wola.
Medytować w katolicyzmie można albo modlitwą Chrystusową słowami “Jezusie, Synu Dawida zmiłuj się nade mną” albo odmawiając różaniec, który jest takim przeglądem scen z życia Jezusa, nie Maryi. Różaniec jest “chrysto-centryczny” skupia się na Jezusie – Bogu, a towarzyszy Mu Jego mama jako współuczestniczka wydarzeń.
Dlatego ten synkretyzm religijny nie jest do końca dobry, ponieważ łączy sprzeczne z sobą dogmaty religijne nawet jeśli ta naskórkowa część jest atrakcyjna.
Nawet powoływanie się na ekumenizm w przypadku praktyk jogi nie ma sensu, ponieważ ten ruch ma zrzeszać Kościoły wyznania chrześcijańskiego.
Pani Kasiu, napisała Pani coś naprawdę bardzo mądrego i głębokiego :).
Pozdrawiam
Pani Doroto, bardzo dziękuję za Pani wpisy. Mało jest takich -pisanych z szacunkiem dla inaczej myślących. Dużo jest dzisiaj obrzucania się błotem, co niepokojące-na katolickich portalach w imię miłości bliźniego.
Chciałam jednak nawiązać do wypowiedzi na temat jogi. Od dłuższego już czasu zastanawia mnie ten temat. Napisała Pani że trudno zrobić asanę odmawiając różaniec, że myślenie o Bogu przeszkadza. A czy wykonywanie innych bardziej skomplikowanych ćwiczeń rodem z lekcji W-fu czy rehabilitacyjnych nie przeszkadza w myśleniu o Bogu? Dlaczego mam odmawiać różaniec w trakcie ćwiczeń? Różaniec odmawiam w innych porach, raczej nie jak ćwiczę, gotuję czy wykonuję inne czynności wymagające skupienia. Jeżeli mam się skupić by wykonać jakieś ćwiczenie to raczej się na tym koncentruję a nie na modlitwie w tym czasie , niezależnie czy to jest tradycyjny mostek czy coś z klimatu jogi (ja akurat na jogę nie chodzę, chodzę natomiast na ćwiczenia na kręgosłup prowadzone przez instruktora jogi, podejrzewam że są podobne do jogi). Myślę sobie jednak że gdybym jednak szła na zajęcia z intencją taką, że mam tam myśleć o Bogu to bym myślała:-) Nie sądzę żeby to był problem. Chodziłam swego czasu na rehabilitację kręgosłupa, fizjoterapeuta zalecał mi wiele ćwiczeń takich samych jakie pokazuje instruktor jogi na zajęciach “zdrowy kręgosłup”. wierzyć mi się nie chce że jak jakieś ćwiczenie jest na jodze to jest niebezpieczne a jak takie same na W-fie to jest bezpieczne. Dlatego mam problem z jogą. Dużo czytam argumentów tradycjonalistów katolickich, którzy mówią nie bo nie, bo zło, demon, bo czakramy się otwierają od samego przybrania jakiejś pozycji, a co jak w domu niechcący usiądę w takiej samej pozycji? Pani przynajmniej jakoś z sensem pisze, dlatego pozwoliłam sobie dopytać. pozdrawiam
Nie, nie, ja oczywiście nie namawiam nikogo do mówienia Różańca w pozycji Lotosu, czy innego „latającego psa” :).
Po prostu taką metodę sprawdzania różnych praktyk zaproponował mi Ksiądz Egzorcysta, którego pytałam jak rozróżnić to co dobre dla Duszy od tego, co złe. Było to na początku mojego powrotu, gdy jeszcze niewiele wiedziałam o Sprawach Bożych, a gwałtownie potrzebowałam wiedzy.
Sprawdziłam i potem okazało się, jak wiele rzeczy trafnie dzięki tej metodzie wyłapałam. Dlatego metodę polecam.
O tym, że przyjmowanie pozycji jogicznych może być niebezpieczne piszą i mówią osoby, które w to weszły głęboko, jak Ks. Sergiusz Orzeszko, którego konferencję „Czym jest zło, gdy go nie widać” serdecznie polecam.
To, co w jodze ja uważam za niebezpieczne – mówię znowu o własnym doświadczeniu, bo na sobie to zauważyłam to, to co jest jej istotą, czyli oczyszczanie umysłu do zera, także z imienia Jezus i Boga. Na wyższych etapach uprawiania jogi człowiek spotyka się z informacjami typu, że każda religia, przywiązanie do jakiegokolwiek autorytetu jest oszustwem itd – więc oczyść z nich swój umysł.
O ile pamiętam w czasie rehabilitacji albo rehabilitant cały czas coś do nas gada, albo my skupiamy się na układzie mięśni. Więc granica oczyszczania umysłu nie jest przekraczana.
A piszę tak , jak piszę bo zafascynowałam się sposobem działania Ojca Szustaka. Nikt nie potrafił mi dać takiego udziału w Wierze jak On. Słuchałam wielu znanych i uznanych Kaznodziejów, ale takiego szacunku do słuchacza, pokory wobec własnej grzeszności i mówienia jak człowiek do człowieka nie spotkałam jeszcze u nikogo.
Pozdrawiam
Jak podaje prasa, czytamy różne rzeczy w czasopiosach, newsach ale wszystkie wielkie złe rzeczy i czyny zaczynają sie od niewinnej zabawy: stąd przytaczam jeszcze raz słowa pani Małgorzaty Wałejko”
“Dlatego nie widzę ryzyka w niewinnej zabawie dzieci”. Ja szanuje wolność pani M.W.
Witam 🙂
Nie będę wnikał w zawiłości teologiczne, czy też pewną “obligatoryjność” zabawy “cukierek albo psikus”, o której pisałem pod poprzednim wpisem. Tutaj pozwolę sobie odnieść się tylko do tego zdania:
“Sam udział w zabawie pod nazwą Halloween, z intencją zabawy, nie wydaje się być grzechem zgodnie z nauką Kościoła Katolickiego.”
Dla mnie, kluczowym wyrazem jest “nie WYDAJE się”. Czyli nie mamy pewności czy jest czy nie jest grzechem. Posłużę się tu pewną analogią – w wieku 18 lat zrobiłem sobie tatuaż. Wg mnie, neutralny. Zrobiłem i mam. I tak sobie z nim przez wiele lat mniej lub bardziej spokojnie żyłem, do momentu, gdy znajomi wrócili z rekolekcji prowadzonych przez Leszka Dokowicza, który o tatuażach wyraża się w sposób bardzo radykalny, że KAŻDY tatuaż (nieważne: motylek, kwiatek etc.) jest otwarciem się na działanie złego i jeżeli ktoś już tatuaż ma, powinien go natychmiast usunąć.
Co to zmieniło w moim życiu – ostatecznie niewiele, tatuaż nadal mam, ale ten “znak zapytania” czy może faktycznie tatuaż jest czymś złym (otwarciem się na złego) we mnie pozostał. I dlatego też nigdy przenigdy nie namawiam, nie zachęcam czy nawet nie sugeruję, że tatuaże są fajne. Raczej zniechęcę niż poprę. I na pewno bym nigdy niczego pozytywnego o tatuażach na swoim blogu nie napisał (gdybym blog prowadził), ani tym bardziej nie opublikował w domenie dominikanie.pl (nawet gdyby mnie chcieli publikować 🙂 ).
Tylko tyle i aż tyle.
Ponownie zacytuję Pata Roberta Tekielego:
“Bloger argumentuje trochę za Halloween i jogą podpierając się
cytatem: ”Wszystko bowiem zależy od tego, z jaką co robimy intencją”;
eksperyment myślowy: złóż młody człowieku ofiarę szatanowi z dobrą
intencją;
nie „bawimy” się w Halloween, bo jesteśmy katolikami: każdy, kto jest
świadom religijnego kontekstu tego „święta” nie będzie się nim brudził […] od Halloween do satanizmu jest daleka droga, jednak Halloween jest już
za cienką czerwoną linią Pawłowego: odrzućcie wszystko co ma choćby
pozór zła;
to tak jakby spać na poduszce, która leżała na szmacie, którą wycierano
publiczną toaletę; przytuliłby Pan twarz do takiego jaśka?”.
Jeśli chodzi o rzekome katolickie korzenie heloween, to czy założy Pani na szyję odwrócony krzyż? On też ma chrześcijańskie korzenie. Podobnie pentagram, był używany przez pierwszych chrześcijan. Proponuję założyć koszulkę ze swastyką przecież kiedyś była symbolem szczęścia, więc można ja nosić z dobrą intencją..
Odnośnie punktu 8: Pani postawa nie była pełna szacunku i zrozumienia; była pełna pogardy dla kogoś, kto myśli inaczej niż Pani.
czy mogłaby Pani zacytować te słowa pogardy?
sam tytuł: “Halloween albo zamknięte drzwi katola” – słowo “katol” jest obraźliwe i pogardliwe. Dostrzegam też pewne oznaki swego rodzaju rodzicielskiej pychy, coś w stylu “co? ktoś śmie krytykować mnie i moje przebrane dzieci?”, cytat: “TE DRZWI wytykały nas, bawiących się w Heloween, palcem: <>”. Była do daleko idąca nadinterpretacja, bez refleksji. Pozdrawiam
Widzi Pani, ja również mogę uważać, że Pani słowa o pogardzie są daleko idącą nadinterpretacją. Autorka napisała o swoich odczuciach po napotkaniu takiego napisu na drzwiach, prawda? ‘Te drzwi wytykały nas… palcem…’ – dla mie to jest jasne, że jest to przenośnia, która ukazuje odczucia autorki. Tak właśnie – odczucia autorki, które mogła mieć właśnie takie… to jak daną sytuację odczuwają różne osoby jest rzeczą subiektywną.
Ja np. nie uważam słowa ‘katol’ za jednoznacznie obraźliwe. Zależy to od kontekstu. Powiem więcej, nie raz słuszałam z ust samych katolików, jak mówią tak o sobie. Z dystansem.
Jednocześnie życzę Pani, aby całe życie największą z pogard jaką Pani doświadczy było właśnie określenie ‘katol’. Jak mniemam, życie Panią uchroniło do tej pory od prawdziwej pogardy – oby tak było dalej.
Może warto w ramach ćwiczenia z interpretacji tekstu, przeczytać komentarze pod artykułem, o który cały ambaras się rozchodził. Na moje oko słowa typu:
– “Poznawanie sąsiadów w takich okolicznościach to rzeczywiście świetny
pomysł, zważywszy, że jest to niemożliwe przez pozostałe dni
“nieświąteczne”. Dlatego proponuję odwiedzanie ich także na zakończenie
ramadanu, Wtedy można zabrać ze sobą cielę i wspólnie dokonać uboju, a
potem, już nowocześniej przygotować kotlety cielęce. Przepraszam za
sarkazm, ale odnoszę wrażenie, że ani autorka, ani Szanowny Dyskutant
nie tylko nie znają zbyt dobrze Ewangelii, ale i mają słaba znajomość
swojej wiary.
– “A pozostawiwszy na bok szyderstwa to Droga Autorka swoim niedość
uformowanym sumieniem i nieznajomością nauczania Kościoła wyrządza
podwójną szkodę: swoim sąsiadom i innym czytelnikom – pochwalając
sprawki złego ducha, Ojcom Dominikanom – na których domenie internetowej
znalazł się ten tekst, który w żadnej mierze nie jest wyrazem ich
poglądów. ”
etc. są o wiele bardziej przepełnione lekceważeniem i pogardą. Zwłaszcza, że są kierowane prosto do osoby i zawierają sądy o osobie, a nie opisują odczucia je wypowiadających.
Polecam też Pani kalendarz. Trafne obserwacje rzeczywistości:
http://e.wydawnictwowam.pl/tyt,73676,Sw-oburz-patron-polski-kalendarz-2016.htm
Oczywiście przeczuwam, że Pani się nie zgodzi z moim punktem widzenia. Ma Pani do tego prawo. A ja mam prawo bronić kogoś, kto wg mnie jest pokrzywdzony, przez tłum który się rzucił na pożarcie.
Bardzo możliwe, że moje słowa są nadinterpretacją; uważam jednak, że użycie słowa “katol” w tym tekście wcale nie określa jednoznacznie kontekstu, w jakim zostało użyte. Ton całego artykułu jest dość kontrowersyjny. Jeżeli
Bardzo możliwe, że moje słowa są nadinterpretacją; uważam jednak, że użycie słowa “katol” w tym tekście wcale nie określa jednoznacznie kontekstu, w jakim zostało użyte. Według Pani, do kogo w tej sytuacji odnosi się to określenie? Co może oznaczać “zamknięte drzwi katola”? Ton całego artykułu jest dość kontrowersyjny.
Nie zgodzę się z tym, że tłum pożarł Panią Malosię. Wiele osób, mimo, że nie zgadzały się z Autorką, wyrażały wobec niej swoją sympatię (to tak a propos ćwiczeń z interpretacji tekstu).
Na koniec, bardzo proszę nie sugerować mi z jakiego rodzaju pogardą spotkałam się lub nie spotkałam w moim życiu. Jest to bardzo irytujące. Pozdrawiam
Nie sugerowałam Pani niczego. Ale jeżeli ktoś uważa (bo skoro o tym piszę, to zakładam że tak uważa), że ‘katol’ wypowiedziane przez innego katola jest już pogardą, to WNIOSKUJĘ (na podstawie przesłanek mi zaprezentowanych), że może ta osoba nie miała do czynienia z mocniejszymi formami pogardy. Jeżeli to Panią irytuje – proszę bardzo, ma Pani do tego prawo.
Ja nie mam ochoty na irytajcę, więc się nie irytuję.
I teraz bardzo ostrożnie już nic więcej nie piszę w Pani stronę.
Nie WIEM co Pani myśli, nie WIEM co PANI czuje… nie będę wnioskować, bo widzę że to przeszkadza rozmówcy (który sam jak mi się zdaje wyciąga wnioski – bo przecież na tym polega dyskusja – nieważne…). Na SWOIM przykładzie wyrażę swój pogląd. Gdyny mi ktoś pisał jak beznadziejan jest moja wiara, kwestionował to jak wychowuję dzieci, odsyłał współrozmówców do przełożonego mojego zakonu by się moim poglądom lepiej przypatrzy, posądzał mnie o propagowanie satanizmu/okultyzmu, podczas gdy wcale tego nie robię (bo trzeba czytać bardziej ze zrozumeniem, a nie z emocjami) – to bym czuła, że ‘tłum chce mnie pożereć”. JA bym tak czuła. Tyle w tej kwestii. Miłej nocy.
Ps. Wielkie litery nie są ‘wykrzyknieniem, żeby nie było – miało być wytłuszczenie, ale chyba nie mam tu takiej opcji w interfejsie.
Pani poprzednie WNIOSKI mnie poirytowały, ponieważ nic nie wniosły do dyskusji 🙂 i nie rozumiem po co Pani to napisała i skąd je Pani wzięła :)))) Dobranoc 🙂
nie będę wyjaśniać “po co”/”skąd” i nie będę brnąć dalej
Popieram we wszystkim oprócz jednego: jest to święto pogańskie, pochodzące z tradycji celtyckich.
ma Pani prawo uważać, co Pani wydaje się za słuszne. Jednak prawda jest jedna. Niestety ja swego czasu zajmowałam się okultyzmem, w który nie wierzyłam, co nie zmienia faktu, że to nie miało negatywnego wpływu na moje życie. Co więcej, kontakt z przedmiotami, które były okultystyczne, co do których nie miałam pojęcia, że wogóle stanowią jakiś symbol poświęcony danemu antychrzescijańskiemu kultowi typu : wschodnie breloczki itp, okazywały się nie być jedynie niewinnymi kolorowymi zawieszkami, a nośnikami pewnych zagrożeń i treści.
Pewien mistrz jogi powiedział, że nie ważne czy się dane sekwencje i ćwiczenia wykonuje dla sportu czy ideologicznie, to itak osoby, które je wykonują otwierają się na demona.
Skoro uważa Pani, że danie dziecku lalki monster high jest obojętne duchowo, to dlaczego nie zaproponować dzieciom zabawy w dom publiczny, tak na niby, tak jak dzieci bawią się w lekarza i robią sobie fikcyjne operacje. chyba nawet laik wyczuwa, że coś tu nie tak i łamane są pewne tabu, że niekoniecznie miejscem spania dla lali musi być różowa tiulowa trumna, bo teraz taka moda.
warto posłuchać sobie świadectw ludzi, którzy wyszli z sekt, z okultyzmu i z innego bagna i dopiero wtedy zobaczy Pani, jak bardzo są radykalni w swojej postawie. gdy zostają realnie uwolnieni z mocy demona (który zawładnął ich życiem właśnie począwszy od niewinnych praktyk- bo demon nigdy nam nie gasi światła od razu, tylko po trochu wykręca żarówki, tak niepostrzeżenie i okazuje się po czasie, że stoimi w kompletnej ciemności…), nie chcą nawet kijem przez szmatę dotykać tamtych rzeczywistości. Mówią o tym innym ludziom ku przestrodze, tak jak atlas grzybowy informuje nas, że muchomor sromotnikowy jest po pierwsze nie jadalny, a po drugie śmiertelnie trujący i ktoś kto temu nie dowierza, może próbować na własną rękę i okaże się, że to jest i owszem jadalny grzyb, ale tylko raz w życiu. i nie zgadzam sie z Pani twierdzeniem, że oto “Jak pisałam, zło, by miało wpływ na człowieka, musi zostać „wpuszczone” świadomą zgodą woli.” nie wydaje mi się, że narkoman, który umiera bo przedawkował heroine miał świadomość lata wczesniej, kiedy to dla zabawy palił skręta ze znajomymi, że tak skończy. Alkoholik, to nie zawsze ten kto świadomie wybiera alkohol jako pocieszenie, niekiedy otoczenie z jakiego się wywodzi wywiera na niego taki a nie inny wpływ, że wpada w nałóg niejako po równi pochyłej. prostytutki też gdyby miały świadomość popełnianych czynów nie wchodziłyby w dane układy. czasami nie zdajemy sobie sprawy, że zło jest złem, że ma złe konsekwencje, ale potem itak czy wiedzieliśmy czy nie wychodzi na jaw czysta prawda. kochankowie, którzy zdradzają swoich małżonków kierują się miłością, tylko czy to jest prawdziwa miłość? nie zgadzam się z 90% tego, co Pani napisała, bo próbuje Pani wprowadzać jakiś bezsensowny wspólny mianownik do rzeczywistości, które stoją w opozycji (praktyka Halloween z dniem Wszystkich SWIETYCH) i wypreparować ze złych praktyk jakieś dobro.
przeczytałam oba Pani teksty z uwagą
niestety, myli się Pani w punkcie 5 – “zło, by miało wpływ na człowieka, musi zostać „wpuszczone” świadomą zgodą woli”
jest to absolutnie nieprawdą – dominikańskie (sic!) centrum informacji o sektach od zawsze podkreśla, że można wejść w rzeczywistość zła nieświadomie, poprzed – wydawałoby się – niewinne zabawy
Swego czasu ojciec Gałuszka dużo o tym mówił, we Wrocławiu chodziłam na jego wykłady na ten temat; pamiętam jak opowiadał o spowiadaniu ludziach udręczonych, którzy dopiero po wyrzeczeniu się skutków zabaw okultystycznych z dzieciństwa (!) odzyskiwali spokój ducha
I nie, to nie chodzi o to, by bać się teraz wszystkiego. Ale jeśli WIEMY, że pochodzenie danej celebracji jest wątpliwe to NIE BAWMY SIĘ W NIĄ. Bo, za przeproszeniem, co ma celebrować przebieranie się za kościotrupa lub zombie..? Życie czy śmierć?
Sprowadzanie problemu do “jak jak wytłumaczę dziecku, że nie może iść z kolegami po cukierki” jest totalnym odwróceniem kota ogonem. Dla towarzystwa cygan dał się powiesić, tak?
Odkryte na nowo na pocz. XX w. Halloween to powrót do tradycji oddawania czci zmarłym, przejścia z pory letniej w zimową, właściwy kulturze celtyckiej. Jeśli chcemy odwoływać się do przeszłości, kultów naszych przodków to sięgajmy do naszej słowiańskiej historii a nie obcych wzorców, które narzuciła nam anglo-amerykańska kultura masowa. Mamy nasze swojskie, polsko-litewsko-ukraińsko-białoruskie-etc. Dziady, pięknie wystylizowane przez Wieszcza. Czemu ich nie odgrywać? System edukacyjny obrzydził literaturę narodową, Mickiewicz nie jest cool, w przeciwieństwie do wzorców rodem z amerykańskiej kinematografii. Obchodzenie Dziadów połączy przyjemne (relacja rodzinna, koleżeńska, sąsiedzka) z pożytecznym (okropna lektura inspiruje fajną zabawę). Żyjemy w Polsce, obchodźmy nasze święta, a nie obce i jeszcze zdeformowane przez popkulturę .
Pani Malgosiu,
Dziękuję za oba wpisy. Są najrozsądniejszym głosem o Halloween, jakie ostatnio przeczytałem. Brak wyrozumiałości, nienawiść, dyskryminacja, strach, agresja, bezrefleksyjne powtarzanie frazesów, manipulacji, przeinaczanie, uzurpowanie sobie posiadania wyłączności na “prawdę” i ogólna agresja wobec mających inne zdanie, wystawia świadectwo tylko i wyłącznie tym, co tak piszą, a nie tym, wobec których te słowa są wymierzone.
Fanatycy, którzy z automatu deprymują wszystko co inne lub nieznane, walczą z tym, nie zauważając, ze sami czynią najwiecej zła.
Z pierwszego tekstu między wierszami, a z drugiego wprost wynika: wnętrze – intencje/czyny – miłość.
Nie chcę wywoływać niepotrzebnych dyskusji (niech każdy sam sobie odpowie na te pytania):
– (nawet jeśli) konsekwencją obchodów Halloween w sporadycznych przypadkach są (rzekome) opetania, co miałoby skutkować zakażeniem tej formy. To czy nie powinniśmy zakazać słuchania księży i chodzenia do kościoła, skoro zdarzają się w nich (juz rzeczywiste): wykorzystywania seksualne, w tym dzieci, nawoływania do dyskryminacji, zabijania, nękania psychicznego, nadużyć finansowych, lobbowania na rożnych poziomach życia świeckiego?
– skoro miliardy ludzi wierzy w inną postać siły wyższej, to czy mamy prawo potępiać “tych innych”? Jeśli tak, to czy przyznamy im takie samo prawo wobec nas?
Dlaczego wiec rozmawiamy o drążeniu dyń (wcześniej np. czarnej rzepy)? Czy faktycznie wiemy co znaczyły te obrzędy dla ludzi setki, czy tysiące lat temu? Czy, skoro nie odbywały sie pod “patronatem” KK, to czyni je to czymś złym? Ilu z tutaj komentujących zna znaczenie wszystkich obrzędów KK?
Pani Małgosiu, jeśli Pani teksty uchronią chociaż jedną osobę od stania się katolibem (czyt. osobą, która w imię obrony i rozpowszechniania KK łamie jego podstawowe zasady), to odniosły sukces!
Życzę wszystkiego najlepszego, z pozdrowieniami,
Tomasz Rzeczycki
Szanowny Panie Tomaszu
Bez względu na to, czy nazwie mnie Pan katolem, katolibem, czy też osobą wierzącą w „rzekome opętania”, nawet gdyby nazwał mnie Pan wariatką, histeryczką i uczynił to w imię swojej największej miłości bliźniego, cokolwiek to znaczy, bardzo proszę o odpowiedź na jedno pytanie.
Nie otrzymałam go poprzednio, a prosiłam i nadal proszę o wiedzę.
Cała sprawa zasadza się na tym, że autorka zobaczyła na czyichś drzwiach kartkę z napisem NIE OCHODZIMY HALLOWEEN z dostawionymi wykrzyknikami i z całą swoją miłością, wśród zabawy poczuła się tak sponiewierana, obrażona i tak do dna dotknięta, że z tej miłości napisała artykuł o czyjejś nieczułości, zabobonności i nazwała właściciela tych drzwi, katolem.
Bardzo proszę o informację, dla wszystkich tych, którzy w 31 października są w czasie własnej żałoby lub są starzy, chorzy, wreszcie nie mają nawet na życie, o cukierkach nie mówiąc, jedną z tych osób jestem ja, co zdaniem tych osób, które rozumieją miłość lepiej niż ja, lepiej niż Egzorcyści, lepiej niż wielu Księży, czyli takich jak Pan i autorka, co należy napisać na drzwiach, aby nie być w tym czasie niepokojonym?
Czy w ogóle istnieje, w rozumieniu tej miłości, sposób poproszenia rozbawionej grupki kochających bliźnich ludzi o zrozumienie dla siebie? Czy w ogóle ludzi rozumiejących i czujących miłość bliźniego, nie mówiąc o lepszym zrozumieniu Pisma, mam prawo o to poprosić?
Czy jednak ci, którzy zabraniają mi powiesić jakiejkolwiek prośby o miłosierdzie i spokój w tym dniu, którzy za mnie chcą zdecydować co mam czuć i na co mam mieć pieniądze i na własnych zasadach ustalają, że ja nie kocham bliźniego, mogą Pana zdaniem podjąć decyzję, że to oni nauczą mnie jak ma się zachowywać i co to znaczy kochać?
I jeszcze jedno, skąd Państwo bierzecie tę informację, że trzy lub pięć wykrzykników oznacza lunięcie w pysk czytającego? Czego w Piśmie lub innych miejscach nie doczytałam?
Rozumiem, że jako osoby umiejące w przeciwieństwie do mnie odczuwać miłość do bliźnich udzielicie mi światła i czekam na nie.
A tak przy okazji, zadziwiło mnie jedno. Na całym świecie to właśnie te „-liby” i „-ole” linczują człowieka za posiadanie i wywieszanie jakichkolwiek symboli i deklaracji świadczących o innej orientacji religijnej. Czy w Polsce jest odwrotnie?
Szanowna Pani Doroto,
żeby daleko nie szukać (za sjp.pwn.pl): “Wykrzyknik (znak wykrzyknienia) służy do oznaczania emocjonalnego zabarwienia wypowiedzi, uwydatniania jej charakteru żądającego lub rozkazującego. (…) Jednak należy przestrzec przed nadużywaniem tego znaku interpunkcyjnego. Zbyt duża liczba wykrzykników w tekście oznacza zwykle nadmierną egzaltację i – z punktu widzenia większości użytkowników języka – jest rażąca. (…)”
Osobiście uważam wykrzyknik zgodnie z jego nazwą – że zdanie jest wykrzyczane. Nie wiem co było zamysłem autora napisu na drzwiach, ale zrozumiałbym takie zdanie jako eufemizm “spier…!!!” i poczuł się urażony. Być może jest to za mocne – nie wiem. Każdy może to odebrać inaczej – pewnie najbardziej zależy to od tego, z którą stroną tych drzwi się utożsamiamy. Nie chcę bronić Halloween, bo uważam, że w Polsce występuje pewnie tylko i wyłącznie pod postacią skomercjalizowaną, a nie święta, gdy trzeba kupić to, kupić tamto, kupić… KUPIĆ! Podobnie się dzieje (lub już stało) z lokalnymi obrzędami, gdy trzeba coś tam zrobić, odprawić “szopkę” i z głowy, bez zrozumienia i refleksji po co się to robi.
Co do tego jak należało to napisać? Też nie wiem. Być może “Halloween? Nie dziękuję :)” albo dopisać “…ale zapraszam kolędników :)”.
Niesprawiedliwie jest oceniać innych tylko na podstawie jednego zdania, momentu, bo być może taki ktoś przeżywa trudne chwile… tak samo jak rodzic krzyczący na dziecko w sklepie, ocenimy jak to zdanie na drzwiach, a potem samemu zrozumiemy jak to jest, gdy przyjdzie za duży rachunek, któreś z rodziców zwolnią z pracy, a dziecko wymusza zakup czegoś bezużytecznego…
Uważam, że tak jak ludzie, którzy utoną w materializmie są “martwi” i tylko nielicznym udaje się obudzić, tak samo religia, która ma zbliżać do świata wyższego, skupia się na własnych obrządkach, odrzucaniu cudzych, dyskryminacji innych kultur i wyznań, też jest martwa. Coś pięknego, co powinno wypływać z wnętrza, jest używane do topienia innych.
Każdy jest inny i każdy ma prawo do swojej ścieżki do boga, niezależnie jak go nazywa i co robi, żeby do niego dotrzeć. Nie powinien krzywdzić innych, ani narzucać im tej ścieżki, co najwyżej może opowiedzieć temu, kto chce słuchać, a temu kto nie chce, dawać przykład. A jeśli nie, to powinien zaakceptować, że ktoś inny może tak samo robić wobec niego lub inaczej się sprzeciwiać – tylko jak potem przerwać to koło?
Przepraszam wszystkich szkalujących obrzędy i święta inne niż katolickie, o których źle pomyślałem. Dalej uważam, że nie tędy droga i zakazywanie czegokolwiek odnosi przeciwny skutek, bo uniemożliwia szukanie, a powoduje ślepe podążanie. Nic nie jest niezmienne, materia, człowiek, jego przekonania, społeczeństwa, religie, wszechświat i nawet bym zaryzykował, że bóg. Uważam, że wszystko na tym świecie, co trzyma się jakiejś formy, co nie ewoluuje, kto dzisiaj bezrefleksyjnie, dosłownie czyta starożytne mądrości, ten da się oszukać (bo żyjemy inaczej). Żeby docenić zwycięstwo, trzeba przegrać. Żeby znaleźć ścieżkę, trzeba z niej zejść. Uważam, że się do niej zbliżam, nawet jeśli ten jeden krok mnie od niej oddala. 🙂
Mamy chyba różne „internety” (żart!), bo u mnie pod tym adresem słownika ukazuje się tłumaczenie: „1). znak interpunkcyjny w formie pionowej kreski i umieszczonej pod nią kropki (!), nadający poprzedzającym wyrazom lub zdaniu żywą treść ekspresywną, 2). nieodmienna część mowy zawierająca żywe wzruszenie, zawołanie, rozkaz itp., np. o!, aj!, hop!, dalibóg!”.
I, ja na tym „żywym wzruszeniu” bym się skupiła. Wiemy, że ludzie dzisiaj z językiem polskim robią rzeczy zadziwiające i wciąż słyszymy, nawet od wykształconych gadających głów w telewizji, takie cudeńka, jak „półtorej miliona” i „półtora sekundy”. Dlaczego mamy zakładać, że człowiek żywo wzruszony swoją – nieznaną nam przecież sytuacją, będzie zastanawiał się zasadami interpunkcji.
Zgadzam się, że lepszą formą byłoby napisać „Prosimy o niezakłócanie spokoju” lub rozmowa. Ale wobec różnych sytuacji życiowych, których często nie jesteśmy w stanie umieść, jesteśmy żywo wzruszeni i dajemy temu upust stawiając kilka wykrzykników.
Chodząc po ulicach widzimy wiele napisów, różnych – nie będę cytować. Czy czujemy się nimi osobiście dotknięci? Nie. Denerwuje nas wandalizm, niszczenie wspólnej własności, nawet możemy pomyśleć, że kogoś, kto coś napisał Bóg opuścił, ale przecież nie odbieramy osobiście tych napisów. Osobiście, np. jako wytknięcie nas palcem z wyrzutem odbieramy napisy, gdy doskonale wiemy kto jest ich autorem i wiemy, że są adresowane imiennie do nas.
Tak między nami, mam wrażenie, że autorka wpisu doskonale wiedziała, kto jest za tymi zamkniętymi pięcioma wykrzyknikami drzwiami, co czuje do Niej i nie tylko tą kartką poczuła się wytknięta. Dlatego tak emocjonalny wpis.
Ja wróciłam z tej części rzeczywistości, gdzie obchodzi się Halloween i wiem, jak łatwo jest zejść, z właściwej dróżki. Wiem, jak bardzo święta innego boga są często podobne do chrześcijańskich. Często te niechrześcijańskie wydawały mi się nawet bardziej ludzkie, bardziej czułe, bardziej rodzinne. Nigdy nie chciałam znaleźć się tam, dokąd zaszłam, a dziś widzę że działo się to malutkimi kroczkami, poprzez ubogacanie i małe „dodatkowe” radości.
W rezultacie, po powrocie mówię tylko jedno, skoro Jezus powiedział „Błogosławieni ubodzy duchem”, nie należy „ubogacać” swojej wiary poprzez nowe obrzędy, nawet te cieplutkie i słodziutkie.
Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania, każdy ma prawo do tego, co ja nazwałabym błędem, a dla Boga może to być tylko “inna droga” i nie z mojej wielkoduszności to mówię, ale szanuję prawo wolnej woli, dane nam przez Boga. On wie, dlaczego jednym tak, a innym inaczej pozwala iść do Siebie.
A na wpis zareagowałam, bo autorka emocjonalnie wezwała wiele osób i tak to zostało odebrane, do nietolerancji religijnej. Jako teolog poinformowała ludzi, że ten kto „emocjonalnie” powie, z jakichkolwiek powodów: „nie uznaję, nie uprawiam twoich obrzędów”, zrobił nam krzywdę i należy go traktować, jak osobę, która nas zaatakowała.
Nomen omen, w 800 letnią rocznicę Zakonu Dominikanów, teolog dominikański wezwał ludzi do nietolerancji wobec „ortodoksyjnych” chrześcijan, nazywając ich „katolami”! I to mnie tak poruszyło.
Ale, musze być konsekwentna. Więc nie odsądzam Jej od czci i wiary. Na szczęście Bóg dał nam możliwość dyskutowania, co właśnie czynimy :).
Szczęść Boże
A jak potraktować kolędników: wśród nich wszkże pojawiała się osoba przebrana za śmierć,albo za diabła. Czy to jest naganne?
Diabeł wśród kolędników występuje w osobie własnej, jako symbol zła, który też był świadkiem Narodzenia Pańskiego, jako zapowiedzi swojego ostatecznego upadku, który nastąpi po końcu świata, gdy Bóg wezwie go na sąd.
Ale diabeł jest wśród kolędników w mniejszości wobec takich postaci, jak turoń, koza lub kozioł, niedźwiedź, koń, kogut, bocian, baran, czyli zwierzęta symbolizujące siłę, zdrowie, życiową energię i płodność oraz oczywiście pasterzy i trzech królów i gwiazdora. Czyli jest to obrzęd z postaciami symbolizującymi Dary Boże i postaci Biblijne, za którymi smutnie ciągnie się ten, który musi to „przyjąć do wiadomości”.
W Halloween diabeł przychodzi sam i „in cognito” w postaciach duchów, demonów, zombii, wampirów i czarownic. Czyli wyłącznie jest to zabawa z postaciami, z którymi Pismo nakazuje nam nie mieć nic wspólnego.
Mam nadzieję, że ta różnica jest widoczna. Po prostu, albo się ją widzi, albo nie.
Dziękuję. Intuicyjnie to wyczuwałam,ale nie umiałam tak prosto wytłumaczyć.
A ja nie obchodzę Halloween bo dla mnie to już jest wigilia Wszystkich Świętych. Wolę pójść w tym czasie do kościoła i oddać cześć Bogu Jedynemu albo pójść na Marsz Wszystkich Świętych – jeśli jest organizowany. Zgadzam się z tym, że samo uczestnictwo w zabawie nie przyniesie zła ale… pamiętajmy, że do naszej zabawy mogą przyłączyć się osoby (dzieci, dorośli), które być może nie mają mocnej relacji z Bogiem. I najpierw będzie Halloween, bo to tylko zabawa, kolejnym krokiem będzie wizyta u wróżki bo to też przecież jest zabawa, i tak dalej, i tak dalej. Pamiętam takie zdanie, które usłyszałam na rekolekcjach, że jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem za innych. Daleko mi do osądzania tych, którzy bawią się w Halloween, sądzić może tylko miłosierny Bóg. Trochę żałuję, że my katolicy nie próbujemy organizować w ten dzień zabaw ze świętymi. Mam nadzieję, że to z czasem się zmieni.
Wydaje mi się, że skoro nie udało się znaleźć wypowiedzi papieży o halloween, to warto zajrzeć do Pisma Świętego, gdzie święty Paweł w 8. rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian mówi o analogicznej sytuacji związanej że spożywaniem ofiar, składanych bożkom i nawet jeśli człowiek zachowuje, nazwijmy to bezpiecznym podejściem, to przez kogoś, kto nie jest tak refleksyjny, może to być odebrane za przyzwolenie i stanowić źródła zgorszenia, gdyż może nieświadomie poprowadzić dziecko tą drogą bez odpowiedniego przygotowania i choćby dlatego warto się nad tym zastanowić.
Pani Małgosiu,
Sprawa dyskusji na temat Pani artykułów to sprawa ludzi dorosłych. Ale chodzi także o dzieci. Więc mam pewną prośbę. Znalazłam kiedyś taką, niestety lub –stety, bo bardzo dobrą konferencję mówiącą o tym, czy my dorośli możemy nieświadomie odebrać dzieciom niewinność.
W przeciwieństwie do wielu emocjonalnych i niestety czasami agresywnych, obrażających osoby niedowierzające w realność zagrożenia, wypowiedzi różnych osób, które mogą odstręczać te osoby, które jeszcze nie wdepnęły w coś nieBoskiego, ta Konferencja jest spokojna, konkretna, a stawiane tezy i wnioski są udokumentowane.
A zatem odłóżmy na bok dyskusję dorosłych, bo temat dzieci jest ważniejszy. Dlatego proszę aby Pani obejrzała tę Konferencję. O tym, że Pani to zrobi będzie przecież wiedziała tylko Pani i Bóg.
I nie mówię Broń Boże, że Pani robi rzeczy, które sa tam pokazane. Nie mam żadnych podstaw, aby tak mówić.
Chodzi mi o to, że Ks. Kostrzewa wyjaśnia mechanizm wchodzenia złego w umysł dzieci, nawet w domach katolickich. A poza wszystkim w tym temacie, to jedna z niewielu ciekawych i konkretnych Konferencji.
Pozdrawiam
https://www.youtube.com/watch?v=iQ_1kkjgH8I
Piszecie Państwo w komentarzach o pogańskiej tradycji Halloween. Zwrócić uwagę, że trzeba iż zwyczaj stawiania zniczy na grobach także ma pogańską proweniencję. Nasi przodkowie palili ogniska, które w noc Dziadów (noc Zaduszkową) miały one oświetlać drogę wędrującym duszom, tak by nie zabłądziły i mogły spędzić tę noc wśród bliskich. Drugie wytłumaczenie palenia ognia to uniemożliwienie wyjścia na świat demonom, które tej nocy były nadaktywne. Chrześcijaństwo, przynajmniej w tradycji europejskiej, przyjęło ten zwyczaj jako wyraz pamięci o zmarłych. Natomiast Pani Małgorzato, nie poddawajmy się dyktatowi kultury amerykańskiej. Odgrywajmy z dziećmi Dziady, uczniowie nie chcą czytać Mickiewicza, a dzięki zabawie mogą zobaczyć “ludzką twarz Wieszcza”.
W tej chwili mogę tylko powiedzieć smutno mi Boże. Jestem jedną z wielu osób, które szukają właściwej drogi do Boga, podobnie jak wiele osób które wypowiedziały się w komentarzach.
Może jestem prostaczkiem, ale czytanie dokumentów Kościoła często jeszcze sprawia mi trudność, wiele trudnych słów, asocjacje z wiedzą, której jeszcze nie mam.
Szukam więc Zakonu, który głosi Ewangelię i również szuka Prawdy. Kogoś, kto będzie nauczał mnie tego, w czym sam jest zakorzeniony. Kogoś, kto podobnie jak Jezus, nawet gdyby moje pytania były głupie, odpowie na nie, chociażby prościutką przypowieścią, z całą żarliwością, aby mojej duszy i duszom bliźnich być pożytecznym. Kogoś, kto chce mi głosić Boga, z pełnym szacunkiem do mojej duchowej biedy i z troską o moje Zbawienie.
Dlatego zaglądam na takie strony jak bolgi Zakonów, z wielką nadzieją, że tu dostanę większą wiedzę, w sposób prostszy, bardziej dostępny. Na przykład w dyskusji…
Właśnie w dyskusji. Ale do dyskusji trzeba dwóch stron. Do przekazywania wiedzy trzeba dwóch stron.
Z całym szacunkiem i sympatią do autorki dwóch wpisów o Halloween, nie tylko do niej ja i wielu innych kierowało pytania. Kierowaliśmy je do Ojców Dominikanów. Prosiliśmy o odpowiedź, o światło, takie dostosowane do nas, do naszych prostych umysłów.
Ale doczekaliśmy się jedynie informacji, że z nami nie posiadającymi wiedzy, wyrażającymi się chamsko, nie będzie rozmowy! Nasze Dusze nie są ważne, nie ma troski o nas.
Więc nie zadam już żadnego pytania.
Nie zapytam już pytania, dlaczego artykuł jakiegoś bliżej mi nie znanego amerykańskiego Zakonnika niesie w sobie ważniejszą wiedzę niż wiele wypowiedzi polskich Księży i Biskupów, papieskiego Egzorcysty itd.?
Nie zadam już pytania, dlaczego święto Halloween można wprowadzić opinią jednego amerykańskiego Księdza, ale podważyć można jedynie dokumentem papieskim?
Nie zadam już żadnego pytania – bo tu nie dostanę odpowiedzi. Bo jak widzę Ojców Dominikanów ja i inni moi bracia i siostry, którzy proszą o strzęp wiedzy, odpowiedzi nie jesteśmy bliźnimi, o których należy się troszczyć.
Ale ja, mimo wszystko, w całej swojej prostocie, może nawet prostactwie umysłu będę się również modlić za wszystkich Ojców Dominikanów. Może , jak się będę długo i bardzo modlić uznają mnie, za swoją bliźnią i w ogóle zauważą, że istniejemy. Może …
Pani Doroto, o ile dobrze przypominam sobie blogi z pierwszej odsłony, gdy była jeszcze stara strona, to wyglądało to dokładnie tak samo. Mnóstwo ludzi pisało, zdarzało sie po 100 i więcej komentarzy, prosząc o zajęcie stanowiska, naprawde w przeróżnych, mniej lub bardziej ważnych sprawach ale jak grochem o ścianę.
Ja już się przyzwyczaiłam. Jest dokładnie tak jak w kościele: ksiądz mówi, owieczki słuchają. I nie mają prawa głosu. Zawsze można zamknąć usta, ze my niewykształceni i nieuformowani, ale jak ktoś z nich zinterpretuje coś inaczej to… kto mu zabroni?
Paradoksalnie jedynym ojcem (lub jednym z nielicznych) którzy odpowiadali był o. Maciej Biskup. Ale jak przeczytaliśmy z mężem jego odpowiedź o chamskich komentarzach a przeczytałam wszystkie to … wybuchnęłam śmiechem. Naprawdę.
Rozumiem, że staje się w obronie przyjaciół i bardzo to piękne, ale pani Małgorata jest dorosłym człowiekiem i może sama się obronić. A chamstwo chyba definiujemy inaczej niż o. Maciej.
Cóż powiedzieć, największą wartość ma chyba dyskusja między, jak to ktoś ujął, “zwykłymi ludźmi”.
Zakon jest pełen zwykłych ludzi dokładnie takich samych jak my. Watykan również. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Pani Basiu, ale to jest bardzo smutne. Po co otwierać platformę porozumienia, jeżeli nie chce się rozmawiać? Tylko po to by zaistnieć w wirtualnym świecie?
Gorzej, że Dominikanie to Zakon, w którym Bracia za główne swoje zadanie uważają głoszenie Ewangelii “wszędzie, wszystkim i na wszystkie sposoby”.
Dyskusja na blogu, szczególnie na tematy drażliwe lub trudne – jakiż to mógłby być wspaniały sposób!
Natomiast, dla mnie rozmowa z komentatorami była zaszczytem i rzeczą niesamowicie wspierającą w Wierze. Bo niezależnie czy się z kimś zgadzam, czy nie, to jesteście wszyscy Państwo ludźmi, dla których szukanie drogi do Boga i rozmowa z braćmi i siostrami jest ważna. Wspaniałe, Boże doświadczenie :). Dziękuję.
Zgadzam się w całej rozciągłości :), ale niestety to pytanie nie do mnie. Pozdrawiam.