Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego Kard. Robert Sarah uznał, że modlitwa za pośrednictwem smartfonów i tabletów jest nieodpowiednia. “Te urządzenia nie są przedmiotami poświęconymi i zarezerwowanymi dla Boga; korzystamy z nich dla Boga i ludzi, ale jako z przedmiotów świeckich”. Stwierdził, że na modlitwę brewiarzową oraz na nabożeństwo należy wyłączać urządzenia elektroniczne, a najlepiej zostawić je w domu. Tylko wówczas człowiek wierzący może całkowicie skoncentrować się na Bogu i Jego słuchać (źródło: Deon.pl).
Wychodzę z przedszkola. Dzieci po serii porannych procedur szczęśliwie doprowadzone do placówek opiekuńczo-edukacyjnych. Rzut oka na zegarek. Mam jakieś piętnaście minut. Wstępuję do kościoła, siadam przy kracie. Sięgam po telefon. Czytam Słowo z dnia, Pan mówi, słucham. Albo jutrznia.
Chodzę do pracy objuczona. Muszę zabierać komputer, nierzadko sporo książek i papierów. Nie sądzę bym była wyjątkiem wśród świeckich – nauczycieli, lekarzy, przedsiębiorców. Dodatkowo wzięcie brewiarza lub Pisma świętego, jeśli czytania z dnia i brewiarz mam w telefonie, jest absurdalne.
Musiałam stopniowo nabierać śmiałości, że Pana Boga cieszą moje „okruchy”, czyli modlitwa „nieuczesana”, taka jak ja – uboga. Myślałam, że powinnam przed Nim stawać godnie, wyposażona w odpowiedni (minimum półgodziny!) czas, ekskluzywne warunki zewnętrzne (cisza, świeca, Pismo święte!…), umysł przytomny jak żyleta, a najlepiej jeszcze bieluśkie sumienie.
Te obostrzenia mojego wewnętrznego liturgicznego żandarma sprawiały, że nie modliłam się prawie w ogóle. Eee, za mało czasu, zaraz dziecko się obudzi. Obudziło się, no to nie, jak tak przy nim? Czekając aż się ziemniaki dogotują? W życiu!
Jakie to było niebezpieczne. Pewnie nie byłoby, gdyby przywoływał mnie dzwon na modlitwę w kontemplacyjnym klasztorze kilka razy dziennie. Tam, wyprężona i w adekwatnym odzieniu, z brewiarzem w ręku mogłabym sprostać liturgicznym wymogom dookreślającym warunki godnego obcowania z Bogiem.
Tyle, że ich nie ma.
Wiele o Bogu w Trójcy mówi mi od dawna międzyludzka miłość. I gdy moje dzieci włażą mi na kolana, zagilane, prosto z piachu, albo popisują się przede mną niemiłosiernie głupawymi żartami, śmieję się z nimi, cieszę się, że są, że przychodzą do mnie, takie, jakie są. Pamiętam jak Olka, jeszcze maleńka, zawołała mnie bardzo przejęta i dumna. „Mam niespodziankę mamusiu”. W dziecięcym pokoju, na ścianie narysowała mazakami ślicznego kwiatuszka. „To dla ciebie” powiedziała i przytuliła się do mnie. Jakże niezręczna sytuacja! Jednak przytuliłam ją, zachwyciłam się i było oczywiste, że to nie jest moment, by ją pouczać – ze względu na intencję, z jaką to zrobiła.
Boję się przeakcentowywania form religijności, kosztem jej treści. To treść nadaje formie godność, nie odwrotnie. Ile się Pan Jezus napowtarzał, że czystość rytualna, obmycie rąk i misek nie są ważne; że nie to co jemy (czyli nasze rytualne zachowania!) czyni nas nieczystymi, ale to, co wychodzi z naszego serca! Słowa Kardynała określające, że modlitwa za pomocą urządzenia elektronicznego jest „gorsza” od tej za pomocą księgi liturgicznej, niestety wpisują się w tę faryzejską narrację – że formy zewnętrzne nadają sens i świadczą o naszym intymnym dialogu z Bogiem.
Pamiętam Wojtyły z „Przed sklepem jubilera” rozważania o nożu. Może kroić chleb dla głodnych, może zabić. To ludzkie działanie nadaje przedmiotom sens.
Chciałabym zapytać Księdza Kardynała, co konkretnie czyni modlitwę via smartfon czy tablet gorszą, mniej godną od modlitwy z książki do liturgii? Jedno i drugie to przedmioty, jedynie nośniki. Najpierw wymyślono książkę, tablety jako nośniki przyszły później; to tylko i wyłącznie kwestia kolei dziejów. To, że księga wydaje nam się bardziej święta od smartfona w rękach osoby modlącej się, jest kwestią naszego przyzwyczajenia i ciasnych ram, w których chcemy zamykać łaskę Bożą. A gdyby w czasach Jezusa były już urządzenia elektroniczne, czy Pan Jezus zamiast rozwijać w synagogach księgi, nie mógłby czytać Słowa z tabletu? Gdyby wówczas, jak dziś, tablety były w powszechnym użyciu, jak wówczas zwoje, nie byłoby to niezręczne ani dziwne. Bo liczy się to CO ON CZYTAŁ, a nie Z CZEGO.
Ale zaraz, jak bierzemy pod lupę godność modlitewnych nośników i argument Księdza Kardynała, że smartfon nie jest przedmiotem „poświęconym i zarezerwowanym dla Boga” (jak brewiarz czy Pismo święte) – przecież w międzyczasie, między księgą Pisma a smartfonem było radio i telewizja, ojej, należy rozważyć czy godna jest modlitwa zapośredniczona przez radio? Albo Apel Jasnogórski via Telewizja Trwam, oglądany znad parówek i sałatki z pomidorów? Czyż i te media jako zdobycze cywilizacyjne nie były wcale od początku, i nie są nadal, „zarezerwowane dla Boga”, a zatem, zdaniem Kardynała i one „nie licują z godnością modlitwy”? Co z nią, zdaniem Księdza Kardynała, licuje? Stare mury monasterów i chorał gregoriański? A dziecięcy gwar i biurowy szum już nie?
Skoro modlitwa z księgi jest Bogu milsza niż ze smartfonu, należy postawić kilka nie mniej ważkich pytań.
A zatem, czy w ogóle można:
– modlić się w piżamie? A nago?
– modlić się karmiąc piersią?
– modlić się tańcząc na dyskotece?
– czytać Słowo w kolejce do lekarza? Na placu zabaw pilnując dzieci?
– modlić się w trakcie seksu? W czasie seksu tak, a ze smartfona nie?
Idąc tokiem myślenia Księdza Kardynała, należałoby sformułować znacznie więcej reguł, by zadbać o „odpowiedniość” modlitwy.
Dwa poważne problemy niepokoją w wypowiedzi Księdza Kardynała.
Pierwszy to stawianie kontaktowi z Bogiem ograniczeń formalnych, czyli dopatrywanie się jakiegoś elementu zła (skoro niestosowności) w czynności samej w sobie neutralnej moralnie. To subtelne „straszenie Bogiem”: ej, uważaj jak się modlisz, bo niektóre formy modlitwy się JEMU NIE SPODOBAJĄ! Możesz modlić się za pomocą przedmiotów Bogu poświęconych, a za pomocą tych Jemu niepoświęconych – nie! Ta logika żywo przypomina faryzejskie przedkładanie formy nad treść.
Drugi natomiast to błąd zakonników, księży, ale i singli – mierzenia rodzin własną miarą albo braku szerszej perspektywy (błąd ten może działać w obie strony). Może gdyby Ksiądz Kardynał jak świeccy ganiał od rana do wieczora z jednej pracy do drugiej, stając na rzęsach by spędzić czas z dziećmi, zrobić obiad, zakupy, pranie, umyć trampki dziecku na wf, naszyć łatę, a nocą przygotować wykład na następny dzień, naprawdę cieszyłby się jak dziecko, że w telefonie ma Słowo Boga, tak łatwo dostępne, za którym tęskni i którego pragnie! Dlaczego Kardynał nie cieszy się z nami z Jego dostępności? I wkłada nam na ramiona ciężary nie do uniesienia – każe targać brewiarze albo księgi? Nam, świeckim czasów współczesnych, z których coraz mniej w ogóle myśli o modlitwie. Czy nie roztropniej szukać form kontakt z Bogiem ułatwiających niż go utrudniać? Skądinąd wiem, że starsze osoby zaczynają się modlić ze smartfonów, bo mogą sobie powiększyć czcionkę. Jak usłyszą od Kardynała, że to się nie godzi, będą woleli… Słowa nie widzieć, ale modlić się godniej.
Bliska jest mi definicja modlitwy według św. Teresy Wielkiej: to „poufała rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje”. Kardynał Sarah zdaje się ją dopełniać: „I który baczy, czy formuła modlitwy jest właściwa”.
Tyle, że wtedy, to już nie jest rozmowa „poufała”.
Często korzystam ze smartfona czytając Czytania, odmawiam litanie ze smartfona (bardzo lubię tę formę modlitw). W Pani tekście Pani Małgosiu, pada taki lekki ton lekceważący dla singli, by nie mierzyli rodzin swoją miarą. To nie jest łatwiejsze życie w porównaniu z rodzinami. Problem bywa złożony.
Przeczytałam to z osłupieniem.
W tym przydługim i bardzo emocjonalnym wywodzie wychodzi Pani bardzo daleko poza
temat poruszony w wypowiedzi Kardynała i pozwala sobie na bardzo wiele. Pani Małgorzato,
czemu ta arogancja wobec Kardynała, równanie go z faryzeuszami i przypisywanie mu
poglądów, których nie ma? Czytała Pani jego książki? Zna Pani jego poglądy? Czemu
ten oskarżycielski ton pouczania Kardynała i przy okazji tzw. singli? Mnie też zdarza
się korzystać ze smartfona przy odmawianiu modlitwy brewiarzowej, choć niestety
brak mi doświadczenia modlitwy nago w trakcie uprawiania seksu, ale wiem, że czasem
warto najpierw wypić szklankę zimnej wody, a dopiero potem brać się za pisanie.
Pozdrawiam!
Trzeba by poznać szczegóły, ale z tego co wyczytałem, to chodziło o to, że tablet nie jest odpowiedni do liturgii, a nie, że nie jest odpowiedni do modlitwy. A na liturgię w Kościele składają się sakramenty i brewiarz. Mnie już dawno uczyli, żeby brewiarza nie odmawiać np. w piżamie.
Za kilkanaście lat tablet czy epapier może zastąpić drukowane księgi liturgiczne. To będzie spowodowane zmianą nośnika, wyparciem papieru przez ekran.
Papier w życiu Europejczyków jest obecny od 2 poł. XIII w., więc wydaje się być naturalnym nośnikiem pisma (druku), tablety pojawiły się w l. 90. ub. w., a upowszechniły kilka lat temu. Jednak dziś ekran stopniowo zastępuje papier jako materiał pisarski. Organizacja tekstu, jak dotąd, niczym nie różni się od od typografii, dlatego bibliologia edycje cyfrowe traktuje tak jak książki. Natomiast przywiązanie do papieru sprawia, że te edycje uważane są za “lepsze”. Żyjemy na pograniczy form przekazu typograficznego i cyfrowego, podobnie było w czasach Gutenberga, tyle że to był przełom rękopisu i druku. Ten pierwszy uważano za “lepszy”, dlatego jeszcze wiele dziesięcioleci po wynalezieniu druku przepisywano księgi liturgiczne nie mając zaufania do mechanicznego powielania. I tak tłumaczę sobie stanowisko ks. Kardynała.
Sama jestem zwolenniczką edycji cyfrowych, korzystam z brewiarza elektronicznego doceniając wygodę. Natomiast mam uwagi co do kultury korzystania z urządzeń np. w kościele, zadzwoni, zapika etc., a przecież można wysunąć kartę, odciąć się na krótki czas od świata.
Podpisuję się. Jedno tylko, mimo wszystko lepszy czytnik, smartphone, gdy ma się znajomych na mediach społecznościowych rzeczywiście może rozpraszać, ale jeśli alternatywą jest ze smartfona albo wcale, to chyba odpowiedź nasuwa się sama
Modlić się tańcząc na dyskotece lub uprawiając seks? Matko, jest ktoś taki?? 😀 😀 😀
no ba. 🙂
Akurat! 😛
A dlaczego nie?
Nie wiem co odpisać, tak jestem zażenowany Siostry tekstem. Od razu wyjaśnię: też odmawiam brewiarz ze smartfona. I to jedna z trzech rzeczy, które nas łączą. Druga to to, że jesteśmy w jednym zakonie. Trzecia, że też mam rodzinę. Mam nieodparte wrażenie, że tu nie chodzi wcale o brewiarz książkowy i smartfon. Kardynał Robert Sarah pełni ważną funkcję w Kościele i jego wypowiedzi mają nie tylko prywatny charakter, ale w dużej mierze kształtują współczesne oblicze Kościoła. I oto mamy popłoch. Kardynał wywołuje go wśród wszystkich, którzy drżą na dżwięk słowa tradycja. Wywołuje to efekt, proszę wybaczyć, odejścia od spokojnego rozumowego oglądu sytuacji na rzecz emocjonalnych wystąpień. Bo jakże zrozumieć, że osoba podpisująca się jako “pedagog i teolog” czyni zarzuty kardynałowi, że nie ma rodziny, więc nie rozumie świeckich. Papież też nie ma, ani ten, ani poprzedni, podobnie jak biskupi, czy zwykli prezbiterzy, także nasi bracia z pierwszego zakonu. Ich też należy oskarżyć o niezrozmienie świeckich? O wypominaniu komuś braku męża czy żony już nie wspominam. Single, singielki, stare i młode panny też zasługują na szacunek, bo są takimi samymi ludźmi jak matki i ojcowie.
Przykro mi, że nie czerpie Siostra radości z życia, zabiegana, zajęta czyszczeniem trampek na wf. Życzę Siostrze mniej emocjonalnego podejścia do sprawy,więcej zrozumienia dla drugiego człowieka i mniej agresji, która być może wynika z przemęczenia codziennym życiem.
Zgadzam się! I podpisuję obiema rękami. Księża, Biskupi, Kardynałowie, a i Zakonnicy czasem oderwani są od rzeczywistości. Módlmy się, na litość Boską, módlmy się na wszystkie możliwe sposoby, aby Kościół trwał i przetrwał te trudne czasy. Kiedy Kościoły pustoszeją, młodzi odwracają się od Kościóła, szukajmy dróg do nich za wszelką cenę. Pokolenie młodych ma przyklejone smartfony do dłoni, dajmy im szansę poznania Boga nawet jeśli będzie on po części Bogiem na,, światłowodzie,, czy w przestrzeni między satelitą, a nadajnikiem, to przecież nadal słowo miłości, przebaczenia i nadziei. Tekst faktycznie dość wyrazisty, ale dlaczego my świeccy nie możemy mówić wyraziście o tym z czym się nie zgadzamy, albo co nas razi. Dlaczego mamy zbierać jedynie grom i uwagi z ambony? Tam po drugiej stronie też stoi tylko Człowiek drodzy Państwo. Człowiek…, błądzący, omylny i niestety zbyt często oderwany od codzienności.
Miałam już tu nic nie pisać… ale wczoraj spotkałam znajomą. Rozmowa zeszła na kardynała Saraha. Jej skojarzenie: To ten, co podobno zabrania modlić się ze smartfona. I tyle. Pięknie… jeden taki wpis, a facebookami i twitterami idzie w świat: wredny kardynał-faryzeusz utrudnia ludziom życie, zawziął się na internet, zabrania, zakazuje, nakłada na biedaków ciężary nie do uniesienia. Przejaskrawienie, uproszczenie, uogólnienie, reductio ad smartphonum. Jedna wyczytana gdzieś myśl (a jej adresat? kontekst?) i pogląd już jest. Gotowy. Działa. Tyle, że w obie strony: nie znam tzw. świeckich dominikanów, ale od tygodnia kojarzą mi się wyłącznie z tą paskudną napaścią na człowieka wielkiego.
Ingo,
Nie wiem czy to przeczytasz, ale żeby mieć lepsze skojarzenia na temat świeckich dominikanów to polecam Ci wykład Pani Małgorzaty Wałejko o samotności. Część pierwsza:
https://www.youtube.com/watch?v=osXa3CREVZg
i część druga:
https://www.youtube.com/watch?v=eozmUbffoYM
Nie jest to związane z tematem smartfona, ale może będziesz mieć cieplejsze spojrzenia na świeckich dominikanów i będziesz mieć lepsze skojarzenia, ponieważ wykładowczyni jest w rzeczywistością miłą osobą. Ja również ten tekst odebrałam jako przesadzony, w pewnym fragmencie mnie dotknął, choć jestem zwolenniczką techniki tam, gdzie super się sprawdza, ale wykład o samotności (rozumianej w szerszym kontekście) podobał mi się. Słuchałam go w całości dwa razy, a czasem słucham na wyrywki. Ponieważ są aspekty, które mnie interesują. One nawet występują w innych wypowiedziach Pani Małgorzaty. Dotyczące woli człowieka itp. Na pewno po tym wykładzie świeccy dominikanie będą Ci się kojarzyć cieplej.
Miła Czytelniczko Kasiu, dziękuję za odpowiedź i propozycję. Posłucham w wolniejszej chwili 🙂 Chodziło mi o pokazanie, jak to jest, gdy jedna myśl, jeden pogląd, jedno zdanie może zdominować myślenie i opinię o kimś.Albo o całej grupie osób. Pozdrawiam :)))))))
Ingo,
Wiem. I rozumiem Twoje zdanie oraz mechanizm jaki ono pokazuje. Tak chciałam tylko osłodzić obraz.
Mam wrażenie, że potrzeba zabrania głosu często przeważa nad powściągliwością i pozostawieniem drugiej osobie wolności w ukształtowaniu jej opinii. A im więcej emocji, tym trudniej zachować spokój.
Nie znam szczegółów wypowiedzi kardynała, nie znam kontekstu, a myślę, że to mogło by znacznie ułatwić zrozumienie, bądź podtrzymać niezrozumienie.