W Lublinie śnieg, jest biało. Już po Wigilii, jeszcze przed Pasterką. A ja myślę, sam będąc w celi zakonnej, kogo bym chciał zaprosić do stołu wieczerzy, na to symboliczne puste miejsce. A właściwie, kogóż bym chciał w święta zobaczyć, z kim porozmawiać, lub kogo posłuchać. I rozpoczynam swoją litanię bożonarodzeniową: Jana Górę, tatę i mamę, Zbyszka Hołdę, Witka Słabiga, Tomka Alexiewicza, Tomasza Pawłowskiego, Elwirę Kounovską, Jacka Horaka, Władka Panasa, Wacka Białego, Michała Zielińskiego, Janusza Winiarskiego, Tadeusza Mazowieckiego, Władysława Bartoszewskiego, Józefa Życińskiego, Vaclava Havla, Mateusza Boguckiego, Janinę Zielińską, Zdzisławę Dostatnią, Jindřicha Gajzlera, Vicenta Golisa, i pewnie mógłbym tę litanię rozbudowywać. Gdy się Chrystus rodzi, ja myślę o tych, którzy odeszli stąd do wieczności. Może to nie jest czas dobry, gdy życie, małe i nowe, wracać do tego co za nami. Ale tyle nas ile w drugich. Bóg się rodzi, moc truchleje…

Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli…

Zawsze te słowa o ludziach dobrej woli mnie jakoś poruszały. Gdyż myślę, że mimo zła, które wkoło nas czasami grasuje, dobrej woli jest więcej. Gdy rodzi się życie, nie myślmy o śmierci, ale myślmy o wieczności. Każde życie jest nakierowane na wieczność, która jest przed nami