„Havel na Wawel”, takie napisy pojawiły się na polskich murach, prawie 28 lat temu. W grudniu 1989 roku Vaclav Havel został wybrany na prezydenta Czechosłowacji. Parlament, wtedy jeszcze w całości komunistyczny, wybrał go bez jednego głosu sprzeciwu. Byłem wtedy w Pradze, mogłem z nim i z ojcem Dominikiem Duką uczestniczyć w słynnej już dziś Pasterce w kościele sv. Jilji. Trudno mówić, że to było u dominikanów, gdyż bracia jeszcze wtedy nie powrócili do tego klasztoru, skąd ich wypędzono w 1950 roku. Nastąpiło to chwilę później. Po wyborze Havla zapanował ogólny entuzjazm, który i nam, Polakom, się udzielił. Na Wawelu w końcu pojawił się inny prezydent, i to nie w charakterze urzędującej głowy państwa a w sarkofagu.

Czesi mieli szczęście i pewną tradycję. Wybrali sobie wtedy pisarza, filozofa i opozycjonistę, który jeszcze w maju owego roku, 1989, siedział w więzieniu. Później z prezydentami było u nich już tylko gorzej.

Właśnie wyszła w Pradze książka rozmów z 27 przyjaciółmi Havla, o nim. Czytam ją i poznaję człowieka, jakby w zwierciadle lub w opowieści jemu najbliższych zaistniał w świetle nowym, choć starzy druhowie opowiadają. Marta Kubišová, Karel Schwaryenberg, Petr Pithart, Dominik Duka, Martin Palouš, i inni są rozmówcami tych wywiadów. No cóż, u naszych sąsiadów z południa ma dziś miejsce kryzys urzędu prezydenckiego, jego roli i funkcjonowania. Sami Czesi, którzy obecnego prezydenta po raz pierwszy wybrali w powszechnych wyborach, już tęsknią za prezydentem – myślicielem. Takim jakim był T.G. Masaryk, czy właśnie Havel. Nie wiem, czy ta książka kiedyś będzie przetłumaczona na polski, ale wiem, że gdy on zabierał głos zawsze był z uwagą słuchany na całym świecie. I tak jak Jan Paweł II i Wałęsa są najbardziej rozpoznawalnymi Polakami, Vaclav Havel – jest najbardziej rozpoznawalnym Czechem. Warto czytać jego teksty, aby zrozumieć i dostrzec, że duchowy, etyczny wymiar polityki nie jest mrzonką, ale pragnieniem, tęsknotą, ideałem i wzorcem, który niestety, nie tylko w naszej części Europy odchodzi w zapomnienie. A może my po prostu od głów państw zbyt dużo dziś oczekujemy.