Nie znam Was, Drogie Panie, Magdaleno, Antonino, Teresko. Ale znałem Waszego ojca, męża. Nie spotykaliśmy się często, ale zawsze na widok białego, dominikańskiego habitu uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Wiem, że miał dobre zdanie o naszym zakonie. I wiem, że to była zasługa ojca Ludwika Wiśniewskiego. Rozmówcą był dla mnie ciekawym. Ja go pytałem o Gdańsk. Pamiętam rozmowy na Westerplatte, chwilę po otwarciu Europejskiego Centrum Solidarności. I nasze ostatnie spotkanie dłuższe w Dworze Artusa, które odbyło się 10 kwietnia 2017 roku. Przysłuchiwał się naszej debacie o tragedii Smoleńskiej. Fotograf uchwycił nas stojących obok siebie gdy modliliśmy się za ofiary tamtej tragedii. Dziś mogę tylko się za Pawła Adamowicza pomodlić, wierząc, że jest już na pewno w lepszym i szczęśliwszych świecie. I mogę co czynię, powiedzieć do Was, Drogie Panie – jestem z Wami. Wiem jak to jest trudny moment. Sam pochowałem oboje rodziców w młodym moim wieku. Nie odeszli w tak dramatycznych okolicznościach. Ale wiem co to śmierć najbliższych.
„ Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim !
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło…”
Napisał Jan Kochanowski w swoim Trenie po śmierci córeczki. Mogę raz jeszcze zapewnić o swojej modlitwie i zaświadczyć, że Paweł Adamowicz był dobrym człowiekiem. Bądźmy więc wszyscy dobrzy.