Nacjonalizm pojawia się często na zapleczu liberalnej demokracji. Łączenie go zawsze i wszędzie z totalitaryzmem, albo nawet nazizmem jest nierozsądne. Istnieją ku temu przynajmniej dwa powody.
Po pierwsze nie jest to zgodne z danymi historycznymi na temat ruchów narodowych w Polsce. Stanisław Stomma, którego nikt znający choć trochę naszą najnowszą historię nie będzie podejrzewał o nacjonalizm, wyraźnie stwierdza, że „wytworzyła się i utwierdziła opinia, że ONR to najskrajniejszy obóz faszystowski i przeto wszystkie najgorsze wybryki i hece antysemickie zapisane zostały na jego konto. Słowem: ONR symbol wszelkich najgorszych wynaturzeń faszystowskich, jakie w Polsce zaistniały. Twierdzę z całym przekonaniem, że opinia taka jest wielce uproszczona i niesłuszna”. Następnie w Pościgu za nadzieją podaje argumenty na poparcie swej tezy. Myślenie w kategoriach narodu, czy też nacjonalizm, nie zawsze prowadzi do nazizmu. Jest to światopogląd, który uznaje naród za najwyższe dobro w sferze polityki. Nie może więc być również herezją, bo nie wypowiada się na temat Boga, ani nie stawia narodu ponad Bogiem. Jest doktryną polityczna, w ramach której najwyższym dobrem w sferze polityki jest naród. Nie musi ona prowadzić ani do totalitaryzmu, ani tym bardziej do nazizmu. Jeśli tak, to będziemy mieli duży problem z zakwalifikowaniem postawy Prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Po drugie zdecydowane odrzucanie nacjonalizmu, albo strach przed myśleniem w kategoriach narodowych, powoduje, że wraz z nim zapominany o patriotyzmie. I znowu chciałbym przywołać opinię kogoś, kogo o nacjonalizm podejrzewać nie można. Marcin Król w pamflecie Byliśmy głupi pisze, że „ jeden z najpoważniejszych i najbardziej niszczących tkankę społeczną sporów dotyczył obawy przed nacjonalizmem (…) z obawy przed nacjonalizmem nie podjęto próby odbudowania polskiego patriotyzmu i poczucia wspólnoty narodowej. (…) Patriotyzm i wspólnota narodowa w dzisiejszej Polsce po prostu nie istnieją. Wszelkie próby przywrócenia tych form więzi społecznych są nieskuteczne”. Skrajny nacjonalizm jest niebezpieczny, ale dla budowania zaufania społecznego, równie niebezpiecznym może być przesadna obawa przed tym, co narodowe. Tylko Prymas Stefan Wyszyński – pisze Marcin Król – „rozumiał rolę patriotyzmu i był wychowany w duchu tradycyjnego otwartego patriotyzmu Lasek. Potem nawet Kościół nie używał tego słowa”.
Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Zgoda, tylko nie zwalajmy wszystkiego na nacjonalizm. Istnieją dwa słowa, które pomogą jasno mówić o naszych wadach, chroniąc przy tym samo myślenie o narodzie, którego nie możemy się wyrzec, dopóki istnieją państwa narodowe. Są nimi szowinizm i ksenofobia. W sporach jakie toczą się przez ostatnie miesiące w Polsce słowa te pojawiają się rzadko. Rozsądek podpowiada, by jasno oddzielać szowinizm i ksenofobię od nacjonalizmu. Często natomiast wrzucamy wszystko do jednego worka z napisem „nacjonalizm”. Ani w demokracji, ani tym bardziej w chrześcijaństwie, nie może być miejsca dla szowinizmu i dla ksenofobii. Natomiast jest miejsce dla narodu, a nawet dla nacjonalizmu (takiego, jak został przez mnie scharakteryzowany). Dlatego w połowie lat 90. Marcin Król i ks. Józef Tischner pracowali nad Filozofią narodu polskiego. Pracy tej niestety nie zdążyli napisać, a kwestia pozostaje wciąż otwarta.
foto. Remco van de Sanden
Sądzę, że problem leży m.in. w wieloznaczności samego słowa ‘nacjonalizm’. W j. angielskim czy francuskim jest ono neutralne znaczeniowo (oznacza po prostu +-tożsamość narodową) i dopiero kontekst może zabarwić go negatywnie. W j. polskim czy niemieckim ma wymowę jednoznacznie negatywną. Choćby z tego powodu byłbym bardzo ostrożny w próbie jego afirmacji czy obrony.
Druga sprawa to pytanie, kiedy narodziła się tożsamość narodowa, jaką znamy dziś. Na ten temat jest dobra biblioteka literatury, do której można by się odwołać, ale nawet jeśli uznamy, że narody istnieją od bardzo dawna (tj. od średniowiecza), to należy uczciwie dodać, że ich obecny kształt (i dominacja tożsamości narodowej nad innymi tożsamościami zbiorowymi), to kwestia ostatnich +-200 lat. Tak czy inaczej – chrześcijaństwo jest starsze:).
Wreszcie rzecz chyba fundamentalna: ‘katolikos’ to powszechny, a więc z definicji chrześcijaństwo powinno być ponad partykularnymi tożsamościami narodowymi, etnicznymi, klasowymi etc. Zaś nacjonalizm – nawet rozumiany zupełnie neutralnie i nie-ONRowsko – z definicji zakłada supremację tożsamości narodowej nad wszystkimi innymi formami identyfikacji. Istnieje więc hierarchia ojczyzn – najpierw ta niebieska, potem – ziemska/kie (bo może być ich przecież więcej). W tym kontekście myślę, że bliższy sensowi chrześcijaństwa jest jednak obecny prymas, który – zgodnie z linią nauczania wielu papieży (szczególnie z XIX w.) nacjonalizm uznał za herezję.
I ostatni punkt: skoro wspomina ojciec Tischnera i jego nienapisaną książkę, to warto by dla równowagi przywołać szereg napisanych artykułów (m.in. tych z lat 90.), w których przestrzegał przed nacjonalizmem jako głównym wyznaczniku tożsamości człowieka oraz przed integryzmem podlanym narodowym sosem.
Serdecznie pozdrawiając – Marcin
http://otwarta.org/wp-content/uploads/2011/11/J-Lipski-Dwie-ojczyzny-dwa-patriotyzmy-lekkie3.pdf Tak to tylko tu zostawię.
Nacjonalizm zawsze jest zły.