Przygotowuję właśnie rekolekcje dla księży. To nie pierwszy raz więc czuję się dość spokojnie, mimo że jest to takie kaznodziejskie Karakorum.
Pomyślałem jednak, że otwarcie bloga to dobra okazja, żeby po pierwsze poprosić Kościół o modlitwę tej intencji. A po drugie chciałbym zapytać ten Kościół tutaj, tzn. Was i Waszego rozeznania – co należałoby powiedzieć księżom na takich kilkudniowych rekolekcjach?
Nie wiem jak nazwać w języku teologicznym odpowiednik konsultacji społecznych (może ktoś ma jakiś pomysł?), ale chyba nie jest to nadużyciem. Bardzo szanuję powołanie, pracę i trud księży diecezjalnych. Bez nich nie umielibyśmy liczyć w wierze do trzech. A to jest akurat istotne.
Czekam na wszelkie podpowiedzi.
PS. Zachwycił mnie ten świeży kościół pod Olkuszem. Prostota i piękny kamień. Można pozazdrościć proboszczowi stylu.
Ja bym przeczytał biada (Mt 23, 13+); taki rachunek sumienia i nawet nic więcej nie trzeba, niech wybrzmi. W sensie nie dlatego, że uważam jakoby księża byli faryzeuszami, ale najbardziej są narażeni na ten “kwas” i czasem trzeba takich ostrych słów, jakie czasem słyszy wierny z ambony; i dobrze że czasem je słyszymy. I nasi pasterze też powinni usłyszeć. Żeby nie być ślepymi przewodnikami ślepych. Żeby “wpaść” w bojaźń Bożą, która jest “początkiem mądrości”. Myślę sobie, że trzeba się trochę bać czy mamy rację czy nie; zwątpić czy na pewno jesteśmy na dobrej drodze; faryzeusze myśleli, że są i nie mieli racji. Trochę takiej łagodności złapać. Niepewności. A z tym jest krucho i ze strony ambony i ze strony ludu wiernego.
By byli autentyczni, przede wszystkiego Wierzący I gorliwi… bez stałego patrzenia na Jezusa nikogo Nim nie zachwycą. Powodzenia.
Znalazłem kiedyś taką piosenkę. Jest w niej coś właśnie zachwycającego.
https://www.youtube.com/watch?v=zEL4Oqfcgn8
Ładne 🙂
Dużo tu zostało powiedziane i wiele spraw jest ważnych. Mniej sloganów i ogólników w kazaniach, za to więcej konkretów, odwaga w mówieniu o sobie, swoich słabościach, swoim doświadczeniu spotkania z Bogiem, kontakt z ludźmi i czas dla nich zamiast zamykania się w czterech ścianach własnego mieszkania. Ale ja chciałam o zachwycie.
To, czego najbardziej mi brakuje w kościołach parafialnych, to troski o liturgię. Czasami mam wrażenie, że dla niektórych księży jest to bardziej obowiązek do wypełnienia niż spotkanie z Tajemnicą. Takie msze święte, w których najważniejszą częścią wydaje się być kazanie. I do tego wszechobecna rutyna, która na dłuższą metę jest zabójcza. Ten sam akt żalu, te same aklamacje, prefacje, “świątek, piatek i niedziela” II modlitwa eucharystyczna. A przecież w Mszale jest takie bogactwo, szkoda, że tak często pozostaje niewykorzystane. Organiści grajacy w kółko te same pieśni, te same melodie psalmów. W niedziele i święta recytowana msza święta. Brakuje za to innych elementów, chociażby kadzidła czy uroczystego błogosławieństwa. A jak już ktoś przeczyta Kanon Rzymski to jest wielki dzień.
A ja uwielbiam takie msze święte, w których czas zaczyna mijać w zupełnie innym rytmie. Które płyną jak senne, letnie popołudnie, w którym wszystko inne przestaje mieć znaczenie oprócz “tu i teraz”. Których piękno jest niemal namacalne. A kiedy przychodzi moment rozesłania pojawia się nuta żalu, że to już koniec. Ale tak naprawdę to w takiej liturgii trwa się jeszcze długo po wyjściu z kościoła i ona nie kończy się już nigdy. Takie msze święte, które są zastrzykiem energii, aby pójść w świat i głosić ewangelię życiem.
Uff, strasznie trudno znaleźć odpowiednie słowa. Myślę jednak, Ojcze, że doskonale wiesz, o czym mówię.
I to wcale nie jest tak, jak myślą niektórzy księża, że wierni nie chcą długich mszy świętych. Na pewno nie wszyscy 🙂
P.S. Jestem pewna, że po tych konsultacjach te rekolekcje będą świetnie przygotowane, ale może w ramach zadania porekolekcyjnego zachęcić tych księży do przeczytania komentarzy pod tym postem. Jest tu taka różnorodność treści, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie 🙂
Dorzucam swój mały grosik w postaci modlitwy.
“Wpaść w bojaźń Bożą” – piękne.
Niepewności i wątpliwości – czy jesteśmy gotowi na spotkanie z księdzem, który ma wątpliwości i o nich mówi?
Jest jakiś mit, że ksiądz jest mniej podatny na zło.
Cała sprawa z mitami ma to do siebie, że to mity.
Mój proboszcz, alkoholik, ostatnio złapany po pijaku w samochodzie, 2 promile, stracił prawo jazdy – świetny człowiek, znam go od dziecka i moja sympatia do niego nie zmalała po tym wydarzeniu; wyspowiadał się z ambony w kilku słowach, ludzie przyjęli to różnie; a jego kazania właśnie nabrały niesamowitej pokory, właśnie takiej niepewności tego, czy będę zbawiony (o tym gdzieś pisał Chesterton, chyba w “Ortodoksji”, ale nie jestem pewien – w sensie o tej niepewności zbawienia – odnośnie średniowiecznych ascetów); stracił cały swój faryzeizm w jednej chwili. Chodziło mi właśnie o taką niepewność, że w sumie można się zdać tylko na Boga. I czy to ksiądz czy wierny – tylko Bóg wystarczy, a zbawienie jest za darmo.
Każdy ma jakieś wątpliwości, to jest część nas. Nie ma nic do ukrycia. Jak coś ukrywamy to jest lęk, a jak jest lęk, to się miłość nie wydoskonaliła. I znów powód do niepokoju – czy moja miłość się wydoskonaliła? Ha!, to jest niekończąca się historia wątpliwości, na którą jedyną odpowiedzią jest “Jezu ufam Tobie”.
Jedna odpowiedź, ale nie zamykająca pytania. Wielki temat. Świetnie. Dziękuję!!! Trzeba ten wątek pociągnąć, bo wątpliwości to funkcja rozumu przecież.
Jak jeszcze pomyślałem, co bym sam powiedział, jakbym mógł to mi się w głowie zakręciło – chyba bym nic nie powiedział a może tylko: “Solo Dios basta” (strasznie nam brak takiej mistyki ufności btw, właśnie tego “Nie pamiętacie ile zebraliście koszów ułomków!?” – co jest szalenie mocno związane właśnie z wątpliwościami). No, ale Dominikanin musi się zdobyć na coś więcej! Na pewno będą świetne rekolekcje. Wszystkiego co dobre!
Fajnie by było, gdyby księża z ambony mówili normalnym, ludzkim językiem z dzisiejszych czasów. Nie wiem dlaczego, ale gdy tylko wychodzą do ołtarza zmienia im się rejestr na jakiś natchniony, sztuczny. Myślę, że gdyby to zmienili, byliby bardziej autentyczni. Poza tym wielu mogłoby popracować nad jakością kazań, a tu przyda się ciągłe kształcenie, modlitwa i większa otwartość do głoszenia. Chciałabym, aby wiedzieli, że gdy na kazaniu czytają pięć stron tekstu o niczym, mam ochotę wyjść na zewnątrz i przeczekać tę “naukę”. Ale pewnie Ci, do których będziesz mówić, Ojcze, nie mają wiele wspólnego z przypadkami (niestety dość powszechnymi), o których napisałam ;). Powodzenia! +
Kaznodziejstwo… Ehh. Może z okazji Jubileuszu800 lecia Zakonu Kaznodziejskiego powinniśmy przeprowadzić 800 szkoleń wspierających księży. Nam też różnie z tym wychodzi. Na pewno jest duża potrzeba tego, mimo że kazanie to też nie wszystko.
Mi wymagania co do kazań urosły pod wpływem chodzenia do dominikanów 😀 teraz jest jeszcze ciężej słuchać kazań typu “a dzisiaj tak mało wiernych bo deszcz pada (tu następuje 10 minut grzmienia i pomstowania)”… Tak, tak, to ulubiony temat naszego lubelskiego proboszcza. Smutne. Cóż, przynajmniej się człowiek uczy, że nie dla kazań się na msze przychodzi…
To wszystko wina dominikanów. W ogóle te kazania, to też oni wymyślili.
Myślę, że przypomnienie najprostszych spraw by się przydało, że nie da się nikogo podpalić, samemu nie będąc zapalonym, by troszczyli się o relacje z Bogiem(bo to wszystko z tego wypływa) . O tym też by byli sobą, potrafili się przyznawać do błędów, bo tego autentyzmu najbardziej mi brakuje. Dam przykład o wiele bardziej przekonuje mnie ksiądz, który otwarcie przyzna przed ludźmi, że ma np problem z alkoholem i poprosi o wsparcie( modlitewne etc) niż ten, który się do tego nie przyzna i będzie udawał, że nie ma problemu. Ale do przyznania się trzeba mieć odwagę stanięcia w prawdzie ze sobą samym potem z ludźmi, których się prowadzi. I na końcu o tym, że trzeba potrafić słuchać i szukać Boga wszędzie.
Rekolekcje o tym, że ksiądz też może mieć problemy. Zastanawiam się, skąd się bierze to, że tak trudno nam się przyznać do bezradności.
Ciężko chyba jest każdemu, ale warto i to trzeba podkreślić. Z mojej strony też ma ojciec modlitwę
Dziękuję za modlitwę. Tylko wtedy to ma sens.
Nie ma za co,nie wiem czy wiele pomoże, bo coś ostatnio w wierze bardzo niedomagam, ale zawsze to coś.
W mojej parafii, do której już nie chodzę, bo za słaby miałem tam rozwój duchowy, a sam sobie nie radzę, bo potrzebuję dobrego księdza, bardzo szczególnie spowiednika (ksiądz w mojej parafii niestety prawie ciągle o kasie mówił), to przyznam, że ludzie podlizywaniem się sami księdza podjudzali do samozachwytu. Oczywiście nie wszyscy. Głównie ci Bracia z Rady Parafialnej.
Jak poszedłem do księdza z pewną sprawą, że mi się nie podoba i jest wg. mnie wbrew naukom Kościoła i Ewangelii (płatne ławki, z kartkami), to się obraził tak bardzo, że pól roku, czy rok później na tzw. “kolędzie”, mi to wypominał i tylko się z nim pokłóciłem, a przecież ja chciałem TYLKO z nim porozmawiać… Tak powinna wyglądać wizyta duszpasterza u swojej owieczki? Nie mam do niego żalu, ale jest mi jego żal. Czasem pomimo, że jest obrażalski i jet duża szansa, że mówiłby o mnie z ambony (i nie blokuje mnie tutaj jakiś wstyd, ale grzech księdza), mam ochotę iść do niego i zapytać dlaczego podejmuje niektóre deyczje takie, a nie inne i spróbować jeszcze dialogu. Ale nie wiem czy to tylko go i mnie, nie popsuje bardziej. Niestety, ale nieszczerość wobec księży i wręcz nachalne lizusostwo to straszny błąd parafian. Skutki tego widziałem na własne oczy. Mam takie zdanie jak ks. Pawlukiewicz, lepiej się z księdzem pokłócić, ale w szczerej dyskusji, niż pozwolić mu brnąć w błędach, widząc je na co dzień (albo w swoich sobie, bo mogę się mylić, ale od czego jest dyskusja w Kościele). Ale nie wiem czy w tym wypadku czegoś nie popsuje… W końcu to nie ja powinienem działać, ale Duch Święty przeze mnie, bo ja jestem nerwusem i pokory we mnie nie ma.
Trudna sytuacja. Ja się bardziej zastanawiam skąd się biorą te zasieki i pas ziemi niczyjej między księdzem a ludźmi. „Nieszczerość wobec księży… to straszny błąd parafian.” – myślę o tej frazie dużo. Bardzo trafne. Takie kursy zrobić dla parafian, jak z miłością wspierać i upominać swojego proboszcza.
>> jak z miłością wspierać i upominać
No właśnie, w tym problem 🙂
z męskości.
O rodzinie, zwłaszcza o dzieciach, o szacunku do dziecka i rodziców. Już mi się dwa razy zdarzyło w ciagu ostatnich 3 miesięcy, że zostałam wyproszona z kościoła z dzieckiem. Raz było to w małym kościele (tutaj problemem było spacerowanie mojego dziecka pomiędzy nawam, no ale powiedzmy tamtejszy ksiądz nigdy dzieci nie szanował), a drugi raz (i tu byłam w niemałym szoku) w jednym z lubelskich kościołów (problemem było mruczenie dziecka). Córka (wtedy 10 m-cy) po prostu coś tam”mówiła”, ja kazanie słyszałam, więc ne uznałam tego za problem. Ksiądz proboszcz ostentacyjnie podszedł do mikrofonu i rzekł “Proszę wyjść z tym dzieckiem z kościoła”, wzrok wszystkch na nas,więc wyszłyśmy. Wcześniej, w okolicach Bożego Narodzenia był list, w kórym była mowa o karceniu dzieci jako super środku wychowawczym. A ja się pytam, co ów ksiądz o wychowaniu wie? Boli mnie, że gdy staram się dziecko od małego prowadzić do kościoła, wyprasza się mnie, jak intruza. Gdyby jeszcze córka robiła coś naprawdę niewłaściwego albo podszedł do mnie i po cichu powiedział, ale nie, bo trzeba przykładnie ukarać. I to ma być otwarcie na ludzi? Rozumiem, że niektórzy księża dzieci nie lubią, ale ja tez nie lubie słuchać naszego chóru złożonego ze straszych pań i nie wymawiam im, że śpewają tragicznie.
O tym to chyba potrzebujemy nie tylko rozpocząć kolejną dyskusję w naszych kościołach, ale jej nigdy nie skończyć. U nas w klasztorze ostatnio przewija się ten temat cały czas. Może trzeba wypracować jakieś proste zasady dla księży i proste zasady dla rodziców z dziećmi. Co Pani o tym myśli?
To ważny temat! My, ludzie świeccy, dzieciaci, właśnie tak funkcjonujemy. Musimy wykonywać różne nasze prace, prowadzić życie towarzyskie, sprawunki, obowiązki przy akompaniamencie dziecięcego biegania, gaworzenia, czasami płaczu, czasami śmiechu. Często bywamy niedospani i wcale nie jest nam łatwo.
Więc buntuję się na myśl o tym, że ksiądz który na ogół śpi tak, jak mu natura na to pozwala, a często ma nawet ugotowane i posprzątane przez innych, krzywi się na matkę, która wstawała w nocy kilka razy by przewinąć malucha, wstawała w nocy, by nakarmić malucha, by go polulać, bo ząbkuje i płacze, a rano gotowała śniadanie, przygotowała ciuchy do wyjścia do kościoła, pozmywała, znowu pampersa zmieniła. Ubrała dziecko. Potem je rozebrała i przebrała bo mu się ulało, więc wszystko od nowa. A w drzwiach okazało się, ze coś brzydko pachnie, ach, dziecko zrobiło kupkę. Dawaj od nowa pampersa. Potem wózek po schodach,. Spocona dociera do kościoła. Dziecko sobie spokojnie mruczy. A księdzu to przeszkadza.
Czy mamy izolować tych małych ludzi, o których tak walczymy, by się rodzili, czy raczej pracować nad swoją większą tolerancją. Nie mówię o przekraczaniu granic, ale niemowlę naprawdę ma prawo płakać albo mruczeć. Ksiądz ma prawo się denerwować, stresować, tremować, dekoncentrować, ale zapewne jest w lepszej pozycji, by nad tym zapanować, niż ten mały człowiek.
Jestem przeciw izolowaniu rodzin z dziećmi, a już najgorszym pomysłem, jaki słyszałam od księdza, jest ten, żeby dzieciak siedział w domu z jednym z rodziców, a drugie bez dziecka niech idzie na mszę, a potem ten pierwszy rodzic na mszę późniejszą. To pokazuje, jak bardzo pomysłodawca nie rozumie, czym jest rodzina.
Bardzo cenne spostrzeżenie. Myślę jednak, że obszar dość delikatny. Nawet dominikanie “pozbywają” się dzieci z kościoła w czasie mszy dla nich :)))) (Freta 10, Wawa)
Wetnę się. Przepraszam, w Pani dyskusję z ojcem. Bo właśnie o to chodzi,o wypracowanie zasad. Nie tylko co powiedzieć księżom, ale pączkując dyskusję w oddzielny temat – co powiedzieć wiernym.
Proszę mi wierzyć, nie lubię krzyku, ani szorstkiego zwracania uwagi bez względu na to przez kogo. Ucieszyło mnie , kiedy jeden z naszych ksieży zwykle dośc bezceremonialnie napominajacych parafian, powiedział delikatnie – proszę to dzieciątko uspokoić. Ale.
1. córka sobie chodziła, Pani kazanie słyszała więc w czym problem – proszę spróbować mówić coś istotnego do duzego zgromadzenia przy wtórze dziecięcego paplania, mruczenia, chodzenia.Ono jest miłe i niegroźne ale nie w każdej sytuacji. Proszę sobie wyobrazić, że jest Pani na ambonie ma przed sobą trzysta osób, moze jest też chora niewyspana zmęczona proszę sobie dodać cos własnego z większych problemów, i ma w sensowny sposób cos im przekazać. Proszę sobie wyobrazić że to prezentacja przed Radą Nadzorcza, może tak łatwiej. Ktoś ciamka, ktoś łazi, ktoś się smieje.
2. jesli w kosciele po uwadze proszę wyprowadzić to dziecko wszyscy spojrzeli na Panią, to albo było tam jedno dziecko, albo, proszę wybaczyć akurat ono dawało czadu tak że nie było wątpliwości o które chodzi.
3. chce Pani prowadzić dziecko od małego do kościoła. Super. Po co? Po to żeby sie oswoiło z otoczeniem. Żeby dostało błogosławieństwo. Pięknie. Tylko dlaczego w czasie liturgii? Ja rozumiem że dziecka sie nie da zawsze zostawić z kimś w domu, ale jest muszę albo, chcę. A nie każde dziecko kościół lubi, sporo jest takich które się nudzą, chodzą, marudzą, udają delfinka. I jest do przewidzenia ze dziecko będzie absorbujące dla Pani i proszę wybaczyć dla wszystkich zgromadzonych.
Dzieci sa wdzięczne, piekne, budzą uśmiech, ale tez zagłuszają, rozpraszają, denerwują.
Teatr jest miejscem dobrym i dobrze jest dzieci oswajać ze sztuką, ale chyba mało kto bierze dwulatka na wernisaż albo na monodram psychologiczny.
Może raczej na teatrzyk kukiełkowy, fajną wystawę o rekwizytach.
Kościół to nie teatr. To jest prawdziwa, krwią pisana wydarzająca się na naszych oczach rzeczywistość Nieba.Może dobrze byłoby pozwolić dzieciom które tego bardziej potrzebują, spokojnie, w ciszy przygotowując, trochę do niej dorosnąć
“Proszę to dzieciątko uspokoić”, to budzi mój uśmiech. Niekiedy faktycznie dziecko po prostu za pozwoleniem rodziców zachowuje się niewłaściwie. Jednak jeżeli płacze, to przecież niemal każdy rodzić chciałby je uspokoić, tylko nie zawsze umie. No i taka jest nasza rzeczywistość, ze czasami nasze dzieci dają czadu, a my – mimo najlepszych chęci – nie umiemy sobie z tym poradzić. Jezus nie wzbraniał się przed dziećmi. Nie mówił, “pozwólcie tym spokojnym dzieciątkom przyjść do mnie”, nie stawiał warunków. Nawet jeżeli rodzic robi coś niewłaściwie, to może należałoby po mszy delikatnie do niego podejść, może po przyjacielsku zaproponować jakąś pomoc, zamiast zwracać uwagę przed całym zgromadzeniem.
Zbierajmy te uwagi, zbierajmy. Cenne.
Hola hola!!! Proszę o powstrzymanie się, bo mamy rozwój zbyt ciekawego tematu w korzeniach komentarzy 🙂 Obiecuję nowy top.
trzymając za słowo zamykam paszczę i czekam. jak obiecane to obiecane.
obiecane jest….
to zanim kobyłka u płotu lejce zeżre i połowę trawy sąsiada jakby ojciec mógł.
bo tak mi przyszło. w ramach zmotywowania i żeby ojciec nie zapomniał.
Są rzeczy dobre, i rzeczy dobre ale nie na miejscu.
Nie będzie o dzieciach w kościele.
Do kościoła może przyjść ładna młoda kobieta, tak ubrana że widokiem budzi radość bo widok spokojny i harmonijny i jest ok.
Ta sama kobieta może przyjść w wersji (nie mylić ze sprzedajno uliczną), “taka jestem piękna i taka samotna Panie Boże, o popatrz, stworzyłeś, taki wypas, i się marnuje”. Nie o sobie mówię, bo ja czasem bywam żywym dowodem że Bóg w nas piękno ukrył.
Odkryć – lekko, uwypuklić – znacząco (acz ze smakiem) podkreślić perfumami z feromonami. Architekturą stroju i grą światłocienia. Spojrzeniem, westchnieniem, lekkim niechcący na ramieniu wsparciem. “Cóż, że żonaty, długie suknie tak łatwo się przydeptują” (sugestią w spojrzeniu – zima idzie, w domu brak mamuciej szynki, opału też, o prawdziwym męskim ramieniu żal wspominać, ten chudziak z kadr to przecież dziecko).
Mówię o naprawdę pięknej kobiecie. Proszę sobie to wyobrazić. Czy jest w tym coś złego?
Niby nie. Każdy jak chce to ma prawo szukać.
Czy jest w tym coś dobrego?
Obiecał ojciec … i co?
jeszcze parę razy jakiś mały wrzaskun zagłuszy księdza i obietnicę własną uznam za mocno nadwerężoną okolicznościami.
I dostanie ojciec pocztą polską co myślę o dzieciach w kościele.
Pakiet wyrównawczy.
Jak ojciec będzie czekał i wywarzał. Litery specjalnie. To tak do wiosny zejdzie. A może by tak po prostu publiczną debatę otworzyć i moderować nastroje. Coś przy okazji zyskując lub wyjaśniając. Bo tak to sie popada w grząskie zniechęcenie.
Chwilowo się dam obłaskawić błogosławieństwem na jutro ale to na długo nie wystarczy. To znaczy proszę. Przecież. grzecznie.
Temat dawny, ale dopiero całkiem przypakdkiem zobaczyłam tę odpowiedź. Odnosząc się do punktu pierwszego – praca moja wymaga bardzo częstego występowania przed ludźmi i mówienia im o ważnych sprawach. Często ktoś ciamka, ziewa, zachowuje się nie tak, jakbym sobie tego życzyła, ale… wiem, że oni tez mogą być zmęczeni, niewyspani, znudzeni, pochłonięci czymś innym. Co do punktu drugiego – moim zdaniem czadu nie dawała, nie wiem, ile było dzieci, a pisząc “wszystkich” miałam na myśli wszystkich w okolicy. Jeśli chodzi o punkt trzeci – często chcę, jeszcze częściej muszę iść z dzieckiem. Przykład z teatrem wskazuje, że może warto by pomysleć o rozwiązaniu problemu rodziców małych dzieci. Może warto zrobić msze dla takich właśnie rodziców? Nie znalazłam dotychczqas żadnej takiej, a to by było dobre rozwiązanie. Hmm a z tym dorastaniem do mszy, ok, tylko niestety większość dorosłych do niej nie dorosła. Cóż.. takie moje wrażenie.
Każdy zmierza do świętości trochę na swój sposób,potykając się o własne błędy, ale zamiast wytykać je sobie nawzajem, może powinniśmy zainwestować w więcej wyrozumiałości.
Do wspomnianych kościołów nie chodzimy, na szczęście są takie, w których dziecko spacerujące nie jest tak wielkim problemem. Ludzie potrafia się modlić mimo to, a nawet cieszą się, że rodzicom się chce przychodzić z dzieckiem.
U mnie w kościele kiedy ksiądz tak się odezwał, to kilka rodzin wyszło chyba w odruchu solidarności. Ksiądz często nie umie zadbać sam o siebie – wiele podstawowych życiowych obowiązków wykonują za niego inni – a cóż dopiero zadbać o drugą małą istotę, On po prostu tego nie rozumie. Tak sobie to tłumaczę.
Chyba szybko zacznę pisać kolejny post o tym…
Autentyczność i świadectwo. Warto zwrócić uwagę, że wierni chcą słuchać realnych świadectw a nie frazesow i sloganow. Bardzo dociera do mnie kiedy kapłan na kazaniu mówi o swoim doświadczeniu wiary, szczerze, przyznając się również do swoich słabości, które ma każdy z nas, a nie udając, że jest święty. Podsumowując: autentyczność, świadectwo i pokora w życiu i głoszonym słowie.
Dziękuję za tę inspirację.
Sam potrzebuję pasterzy, którzy znają drogę przez ciemne doliny słabości.
Nie ma “słabości”, jest łaska 🙂 i wiara co góry przenosi, a co do słabości – wystarczy obciąć słodycze. Z Bogiem 🙂
Żeby błogosławili – jak najczęściej – przy zwykłej rozmowie czy spotkaniu – “zwykły” krzyżyk na czole – a jaka siła błogosławieństwa!
Ale dorosłych też?
Dorosłych też!
a skąd wątpliwość? dorosłym jest błogosławieństwo mniej potrzebne? czy może raczej jeszcze bardziej
Jasne, że tak! Przecież przez osiągnięcie progu pełnoletności nie stajemy się kimś innym. Nadal jesteśmy tymi samymi dziećmi Bożymi i nadal potrzebujemy opieki i błogosławieństwa ze strony Ojca – a przecież Kapłan jest takim pośrednikiem Ojca tu na Ziemi – Jego rękami.
Bardzo się z tym zgadzam. Błogosławieństwo to jest moc.
że ludzie czasem potrzebują po prostu porozmawiać, a niezbyt wiedzą, czy mogą i do kogo się z tym zwrócić. Fajnie by było, gdyby taka możliwość nie była zarezerwowana dla członków różnych oaz i innych duszpasterstw, bo nie każdy ma przyjaciół wśród księży. Takiego podejścia wg mnie brakuje w Kościele. +
Dominika, jak rozumiem chodzi o taki dyżur duszpasterski, że można posiedzieć i wypić herbatę?
Jasne, to byłoby super 🙂
Tylko trzeba tych księży też trochę odciążyć, żeby mieli na to nie tylko czas, ale też siłę.
Warto mówić, by codziennie pobyli co najmniej godzinę w ciszy przed Bogiem ( ta cisza to b. ważna jest), by aktywizm ich nie zabił. I by modlili się za ludzi, którymi posługują i często prosili o modlitwę za siebie. Oraz pół godziny dziennie czytali dobrą literaturę lub/i słuchali dobrej muzyki Reszta jakoś się ułoży.
Świetny pomysł z tą muzyką. 🙂
Temat work-life-spirit balance – to dopiero coś do zbudowania w Kościele.
Dziękuję.
Witam.
Bardzo się cieszę, że ktoś zadał to pytanie. Chciałbym się podzielić tym co mnie rani w kościele. Jestem jego członkiem, chodzę do wspólnoty, bardzo lubię uwielbienia. Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia nikogo nie urażą.
Mam wrażenie, że księża powinni na kazaniach zwracać większą uwagę na źródła treści jakie ich inspirują. Większość Mszy na jakich byłem nie odwoływała się za dużo do Pisma. Do Jezusa. Często było to wręcz jedno zdanie. Reszta to krytyka nieobecnych w kościele. Tak, tak. Nieustanna, pusta, nawet często nieargumentowana krytyka obcych. To tak jakby kazanie było do ludzi spoza kościoła. TYLKO UWAGA tam nie było nikogo spoza kościoła. Bardzo mnie to złościło, bo jeśli ktoś z boku by akurat przechodził i słyszał o czym my mówimy to by nigdy do nas nie zaszedł. Nie usłyszałby Ewangelii. Tylko jakąś nieokreśloną w kółko powtarzaną mantrę, że Oni to są tacy i tacy źli i niedobrzy. Wyglądamy czasem jak tacy hejtujący świat ludzie i bardzo mnie to boli. A gdzie się podziały Nasze prawdy? Gdy słucham kazania o Piśmie mam inne wrażenia. To jest takie piękne i mądre, że chce się tego słuchać. Proszę Was o zwrócenie księży w stronę Biblii. Myślę, że to bardzo ważne. Proszę też nie zapominać o nas. My też chcemy się czegoś dowiedzieć o ewangelii o tym, że Jezus jest żywy i chcę wkraczać w nasze życie.
Drugie moje spostrzeżenie jest takie, że Duch Święty to jedność w różnorodności. Wy uczyniliście kościół miejscem wyciszenia. Biernym. Nikt nie śpiewa pieśni uwielbienia. W większości wszyscy stoimy biernie. Mówi się, że Jezus przychodzi w ciszy, ale do mnie przyszedł nie tylko w ciszy serca. Nie ograniczył się tym. Dlatego nie wierzę Wam, że mam w kościele za każdym razem się wyciszać i wpadać w nastrój smutnej refleksji nad światem. W dziejach Izraela Dawid śpiewał Bogu i to było miłe Panu. Proszę sobie wyobrazić, że gdy śpiewaliśmy pieśni uwielbienia na ewangelizacji w Kołobrzegu rozmawialiśmy ze starszymi osobami, które mówiły nam że to pochodzi prędzej od szatana nie od Boga. Mój kolega muzyk, który prowadził chór gospel w jednym z kościołów dowiedział się na kazaniu, że to pochodzi prędzej od szatana niż od Boga. To Wy księża zniszczyliście po części to jedność w różnorodności w takim sensie, że tylko wyciszenie jest jedynie słuszne. Nie ma miejsca na głośną radość, szczery kontakt dla osób, które inaczej przeżywają i innymi drogami odbierają. Ja nie twierdzę, że wyciszenie jest złe bo jest mega dobre, tylko chce powiedzieć, że radosny śpiew nie jest zły. Proszę. Nauczcie tego ludzi, szczególnie księży. Aby nosili radość, nie płakali na kazaniu. To zniechęca wielu ludzi do Mszy. Nie patrzcie na to, że śpiew i radość jest tylko dla młodych we wspólnotach. Nieprawda!! Czy starsi mają być chodzącymi, cichymi cieniami? Czy to jest wymóg Boga, czy kultury? Nauczcie wszystkich radości Ducha 🙂 Nauczcie nas wielbić
Z Bogiem!
Napisałem tak jak umiałem. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem.
Ojej! Bardzo dziękuję za tyle treści!
Tak od razu pomyślałem, że księża głoszą dużo Ewangelii, ale mało kto głosi Ewangelię księżom. Jest jakaś pogłoska, że księża mają bezpośredni dostęp do Objawienia i Boga.
Uwielbienie to wielki temat. Wbrew pozorom tak jak wielu świeckich nigdy o tym nie słyszało, tak samo księża. To jest coś nowego i chyba dlatego budzi na początku lęk.
Nie wydaje mi się, że uwielbienie to nowy temat. Wystarczy poczytać Wyznania Św. Augustyna. On tam chyba nie widzi innej modlitwy niż uwielbienie. Dlatego wydało mi się to tak dziwne i obce od tego co widzę w naszym Kościele, że nie mogę tego czytać, niestety:-( Chociaż bardoz chcę, ale NIC nie rozumiem.
Św. Jakub w swoim liście pisze, ze źle się modlimy bo prosimy, anie dziękujemy. Pan Jezus jednak w Ewangelii mówi o proszeniu, np. znane: “Proscie, a otrzymacie”. To co teraz napiszę, to wyłącznie mój wymysł, więc przepraszam za ewentualną herezję, jeżeli nie było to pod wpływem Ducha Świętego: Wydaje mi się jednak (bez urazy dla Wielkiego Świętego jakim jest Św. Jakub), że Pan Jezus powiedział to z nieskończonej Miłości swojej do nas, bo wiedział, że to nam przychodzi najłatwiej, coś w stylu: “No jak już inaczej nie potraficie, to już chociaż tak do mnie mówcie, chociaż i bez tego dam wam wszystko”. Św. Jakub nie miał najwidoczniej tyle miłości ile Pan Jezus miał, zresztą co nie dziwne, i nie miał tyle cierpliwości, więc zganił za modlitwę proszącą, przynajmniej o rzeczy doczesne: “Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz. 4 Cudzołożnicy3, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem?”
No, ale trudno jest dziękować za chorobę bliskiego, albo za własną nędze… Jednak słyszałem świadectwa, ile potrafi zdziałać modlitwa dziękczynna za WSZYSTKO. Bez ani jednej prośby (dosłownie, to byli ludzie po najgorszych przeżyciach, podczas których ani razu nie poprosili, dziekowali nawet za problemy innych, które były grzechami, a Pan Bóg po prostu działał cuda, no ale trzeba to robić z wiarą, bo Pan Bóg to nie automat…). Bo czy wiara nie polega na tym, aby zaufać, że Pan Bóg to nie nasz przeciwnik, ale sojusznik i da nam Wszystko, albo nawet już dał, wystarczy mówić mu tylko “tak” i dziękować za wszystko, z ufnością, że tak jest najlepiej? No, ale kto to potrafi… Bo ja nie…
Po pierwsze, to możemy się umówić, że u mnie na blogu nie trzeba przepraszać za herezje 🙂 (Ten św. Augustyn podobno mówił, że tylko wybitnie inteligentne jednostki są w stanie wymyślić herezję). Na pewno wiara to nie tylko zaufanie.
Natomiast całkowicie się zgadzam i podpisuję pod dziękczynieniem. To jest największa moc. Myślę tylko, że nie istnieje wdzięczność do Boga bez wdzięczności wobec ludzi.
>> Myślę tylko, że nie istnieje wdzięczność do Boga bez wdzięczności
>> wobec ludzi.
No właśnie tego nie rozumiem. Jak wygląda sens wdzięczności człowiekowi w świetle prawd wiary. Czy chodzi, o to, że co prawda wszystkie dobro dzieje się przez Pana Boga, bo jak mówi Pan Jezus w Ewangelii “Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg.”, ale jednak człowiek ma wolną wolę i bez jego zgody, Pan Bóg nie uczyni dobra.
Ale jednak czasem wiem to w swoim życiu, że nawet zło nakierowuje Pan Bóg na dobro. O. Szustak tak mówił o swojej wspólnocie, którą założył z bratem po swoim nawróceniu w Zakonie. Mówił, że Pan Jezus sam mu powiedział, że jego bracia, którzy rozwiązali wspólnote popełnili grzech, ale Pan Bóg mu to powiedział, że zrobił to On, przez nich i ich grzech, dla dobra o. Szustaka.
Jak więc to rozumieć? Być wdzięcznym człowiekowi za wolę?
być wdzięcznym żeby nie zostawiać miejsca na niewdzięcznośc.
ktoś mi podał kawałek chleba bo prosiłam
1. mógł nie dać
2. mógł podać tak że wiecej bym nie poprosiła, raczej padła z głodu na progu
3. bo jestem wdzieczna, bo mnie nakarmił i mam z tego siły i radość
jak nie podziękować?
zostawić puste miejsce, typu , wstaw …… i zostawić kropki zamiast wdzięczności, bo przecież, nie sam ten chleb piekł, nie sam może nawet kupił, w końcu to tylko trochę chleba, wielkie mi co, gdyby obiad to jeszcze ….
widzisz różnicę? dokąd zmierza myślenie kiedy odpuścisz sobie wdzięczność> nie ma pustych pól. czymś się wypełnią.
Dzięki Bogu za chleb, za tego człowieka, za jego dobre serce, cierpliwość i życzliwość.
Nie o to mi chodziło, ale o sens bardziej “teologiczny”.
Może bardziej jasnym pytaniem będzie: Gdzie jest granica wdzięczności człowiekowi? Tak, żeby nie złamać 1-go przykazania.
Nieraz spotykam ludzi, którzy coś otrzymali, ale potem są skrajnie wykorzystywani przez tych co dali. A wykorzystywani myślą, że się odwdzięczają…
Np. ktoś kto nie miał rodziców, bardzo potrzebuje pochwał. I zrobi dla nich wszystko. Niestety znam taki przykład z rodziny. Duża część znajomych tej osoby, wykorzystuje tę typową cechę ludzi po sierocińcu.
A będąc szczerym, chociaż może to w tym momencie może złość. Moim zdaniem lepsze zamiast tej “wdzięczności” okazać oprawcom środkowy palec i się odwrócić plecami. Gdybym był kiedyś świadkiem takiego traktowania człowieka (oby dął Pan Bóg w przypadku mojego wuja), walił bym prosto miedzy oczy:-) I wierzę, że mniej bym zgrzeszył (jeżeli w ogóle), niż pozwalał na okazywanie tej chorej “wdzięczności”.
Dlatego boję się brać od niektórych ludzi. Potem są tylko konflikty z tego.
W tym wypadku, uważam więc, że pomimo, że się otrzymało, ale widzi się, ze się otrzymało nieszczerze i z pozycji roszczeniowej co do wdzięczności, ale jest się jakoś zmuszonym tę pomoc przyjąć (np. ma się rodzinę), nie można wręcz okazywać wdzięcznośc.
Mój drugi Wujek, też przybrany, z sierocińca, przypłacił to przedwczesną śmiercią. Zaharował się na śmierć odpracowywując ponad miarę “pomoc” innych… A był na prawdę z premedytacją wykorzystywany. Niestety, osoba, która przeżyła większość dzieciństwa bez rodziców, jest odporna na argumenty w tych kwestiach. To wręcz choroba, która się powtarza u wielu. Najgorsze, że ci, którzy często są wręcz bogaci, to wykorzystują.
Ludzie czasem zachowują się jak bestie rządne krwi. Moja rodzina doświadczyła tego bardzo boleśnie w Polsce.
Dlatego z wdzięcznością trzeba uważać. Czasem jej nie można okazać.
lubię sie mylić jak mi ktoś potem tak ładnie wyjasnia.
w takim razie to chyba nie do końca jest pytanie o wdzięczność. tylko o zdrowe reakcje na wszystko co się wokół dzieje. wiem co mówię, bo zdrowe reakcje nie przychodza mi w sposób naturalny.
za dobroć- wdzięcznośc. za trudności, za rzeczy które spotykają, cohciaz nie tak sie chciało – wdzięczność, trudna, z zagryzionymi wargami ale jednak, mimo wszystko. nie mówię o wdzieczności za czyjąs śmierć. mówię o drobniejszych rzeczach, trudnych w których wdziecznośc niweluje ból. nie tak chciałam, tak wyszło, dobrze , Ty wiesz. cholery dostaje ale wierzę, że Wiesz. więc ok, nie ch Ci będzie.dziękuję.
natomiast odróznienie dobra, któs mi pomógł – dziękuję. od zła – ktoś udaje że mi pomaga, to jest inny problem. tu raczej wybaczenie i w miare możliwości obrona.
mysl nie jest moja, z ksiaż E.Martina “Księga szczęścia” w skrócie – ludzie którzy nas źle traktują uczą nas jak sobie z tym radzić, jak sie tym nie przejmować. gimnastyka duszy.
mało wiem i mało rozumiem. ale tak mi się wydaje.
Mnie też nasunęła się pewna myśl apropo tego, że księżom mało kto głosi ewangelię. Akurat jest to pewne wspomnienie rozmowy z bardzo sympatyczną siostrą zakonną. Czyli też osobą, która do kościoła uczęszcza codziennie. Zapraszała mnie na rekolekcje Ojca Bashobora. Wtedy coś mi nie wyszło czasowo i wcale się na nie nie wybrałem, ale mniejsza o to. Siostra powiedziała, że idzie tam, aby wzmocnić się w wierze. To bardzo mi zapadło w pamięć. Trochę to dziwne, że jedno zdanie tak mocno zapamiętałem, bo rozmawialiśmy spokojnie 1 lub 2 godziny. Ale właśnie uderzyło mnie to, że ja też bardzo potrzebowałem wzmocnienia w rekolekcjach tego czasu. Bo w kościele tego wzmocnienia nie miałem! Może trochę to smutne, ale wtedy nie wiedziałem, gdzie się udać w mojej miejscowości, aby usłyszeć ewangelię. I dużo o tym myślałem, czemu potrzebujemy czasem iść na rekolekcje, aby się wzmocnić w wierze, a nie możemy pójść do kościoła obok, bo nasza wiara tam słabnie. Jest duży głód Słowa, a ksiądz mi nawet mówi, że głód słowa jest wśród księży. To ja już tylko mogę powiedzieć, cytując słowa księdza “Ojej!”
Myślę, że nie mamy idealnego modelu, który by karmił nas codziennie tak jak trzeba. Eucharystia ma w sobie wszystko, ale my ją różnie przeżywamy z różnych powodów. Podoba mi się bardzo, że ta siostra się przyznała, że jej wiara potrzebuje wzmocnienia.
Tak. Każdy na co innego zwróci uwagę podczas Mszy. Zawsze coś innego zachwyci, albo wręcz “szczególnie nie zachwyci”.
Zapytałem się dziadka, co by chciał powiedzieć księżom. Z ciekawości co mi odpowie. Bo, w końcu inaczej na świat patrzymy jako różne pokolenia.
Jego spostrzeżenia są zupełnie inne od moich. Dziadka też parę rzeczy zraziło. Chodzi do kościoła. Zawsze elegancko się ubiera i dba o relacje z innymi. Jak ksiądz nieadekwatnie do sytuacji głosi kazanie to mu się nie podoba. Np. Na ślubie mówi o aborcji, albo podczas pogrzebu nie wspomina w ogóle o przejściu do drugiego świata. Opowiadał mi jeszcze kilka rzeczy, ale nie chcę już o tym wspominać. Dla niego księża to zawsze ludzie, z którymi można coś porozmawiać. Wykształceni, z którymi da się poruszyć trudniejsze, ale również lekkie tematy.
Ciężką macie misję jako księża. Wiele odpowiedzi i słów trzeba znać, aby służyć ludziom w znalezieniu Boga. No cóż, życzę owocnej pracy.
Aby uwierzyli w Tego, który ich powołał, aby wierzyli, że Bóg jest miłością. Aby nie dali się omamić temu światu i ZAWZE stawiali na pierwszym miejscu Boga, modlitwę a później doczesność. Aby byli dla ludzi a nie dla siebie.
Bóg jest miłością. Nawet dla księdza…
Dziękuję za tę podpowiedź. Bardzo mądra.
Proszę im powiedzieć, żeby im się po prostu chciało… To już byloby dużo. Żeby nie bali się czasem zaryzykować, zainwestować swój czas i siły w sprawy, do których może nie do końca są przekonani, ale świeccy się do nich “palą ” – oczywiście z rozwagą, po rozeznaniu, ale odważnie. Warto czasem zaufac intuicji swieckich. Największym grzechem stanu kaplanskiego jest chyba czarnowidztwo, niedowiarstwo, malkontenctwo a niekiedy również lenistwo.
A jeśli chodzi o modlitwę, niech będą pewni, że ją mają. Przynajmniej że swej strony mogę o niej zapewnić.
Powodzenia, niech Duch Święty poprowadzi! ☺
Dziękuję za tę modlitwę! Bardzo się przyda. Myślę, że trzeba bardzo wspierać księży na każdym poziomie. Wszyscy na tym zyskamy, bo to “czarnowidztwo, niedowiarstwo, malkontenctwo a niekiedy również lenistwo” chyba bierze się z samotności.
Rozumiem, Ojcze, ale z samotnością tak naprawdę każdy z nas się jakoś zmaga. Mnie też nie jest łatwo, choc wybralam swą samotność świadomie, z przeświadczeniem że tak naprawdę nigdy nie jestem samotna, bo jest ze mną Pan.
Oczywiście czlowiek potrzebuje też drugiego człowieka,ale jak to ktos madrze powiedział, samotnym jest ten, który sam sie od ludzi oddala… Bardzo się to z tą teza zgadzam. To my sami najczęściej jesteśmy winni naszej samotności : unikając Boga i unikając człowieka.
Myślę, że taki ksiądz (z resztą nie tylko ksiądz) staje się samotny, gdy brakuje mu prawdziwego podczepienia do Bożego Źródła (osobistej, codziennej, żywej relacji z Bogiem). Jeśli się nie jedzie na Bożym paliwie, szuka się innego paliwa : alkoholu, narkotyków, sukcesów itd.. Z tym że tylko to Boże jest niezawodne i chroni prże uczuciem pustki i osamotnienia. Często o tym zapominamy.
Naprawdę nie chcę oceniać… bo każdy ma prawo do swoich kryzysów. Byleby w tych kryzysach nie trwać wiecznie. Uszy do góry! Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. ☺
Ja też poproszę o modlitwę. Bardzo doceniam jej wagę i moc. W zeszłym roku adoptowalam dwóch kleryków. Wspaniale wiedzieć, że oni też się za mnie modlą.
Dziękuję za rozwinięcie tego wątku. Jest mega ważny. Zapewniam modlitwę.
Przede wszystkim żeby byli dostępni dla wszystkich i żeby to oni czasem wyszli do swoich wiernych i zwyczajnie porozmawiali i chociażby trochę poznali. Sama wizyta duszpasterska, raz w roku tzw. “kolęda” nie wystarczy. Mówię tu chociażby na swoim przypadku, gdzie moje własne decyzje życiowe, lepsze lub gorsze doprowadziły do tego, że rozpadło się moje małżeństwo jestem w związku niesakramentalnym i staram się znaleźć swoje miejsce w Kościele, nie mówi się o tym jak sobie radzić z momentem Komunii Świętej, której przyjmować nie mogę jak czerpać radość ze Mszy Świętej itp. Nawet Wam Dominikanom tego brakuje… a niestety jest nas co raz więcej….. są duszpasterstwa młodzieży, studentów i na tym się właściwie kończy,a co z resztą? Otwartość otwartość i jeszcze raz otwartość.
Nam dominikanom tak samo brakuje. Naprawdę.
Przeżywanie mszy przez osoby w powtórnych związkach. Wyzwanie.
do odważnych świat należy ! podejmijcie chociaż próbę dotarcia do takich osób, a w kazaniach, naukach i konferencjach nie zapominajcie o nich. To już będzie całkiem duży sukces. Nawet na “trzynastkach” zaprosić takie osoby na kawę, herbatę. Widząc po sobie, “czuję się ta gorsza” więc co będę się wyrywać z ciastem, a to moja pasja…
Gosiu, o tym, gdy nie można przyjmować Komunii i jak sobie poradzić z tym momentem, mówił ojciec Szustak w jednej z konferencji na Weekendzie Łaski. Jeśli masz ochotę, to posłuchaj http://188.165.20.161/langustanapalmie/VII.Weekend.Laski.3.Kazanie.mp3 (polecam całość, ale sam temat Komunii duchowej ok 24tej minuty)
dziękuję, znam i ojca Szustaka i to nagranie 🙂 bardziej chodziło mi o takie codzienne normalne życie, a także o to, że i dla nas jest miejsce w Kościele.
Żeby się skupili na Mszy Świętej! Najważniejszy moment w ciągu każdego dnia to Msza, więc powinni ją odprawiać poprawnie i przygotować się do niej. Nie mam tu na myśli wyszukanych kazań, bo nie każdy ma taki dar, ale posłuszeństwo rubrykom. Odprawienie Mszy w pobożności i z pokorą przed tak wielką Tajemnicą. Dobrze odprawiona Msza daje większe świadectwo (lepsza ewangelizacja) niż najlepsze kazanie (przynajmniej dla mnie)…
AMEN. AMEN. AMEN.
!!!
Kiedyś kazanie to w ogóle były wyłączone z mszy.
..ale….ale dobrze powiedziane kazanie może pokazać drogę której się nie widziało, o której się nie wiedziało że jest.
człowiek do nawrócenia potrzebuje wielu rzeczy
i słowami od mówiącego kazania może dostać bardzo dużo. dokładnie to czego potrzebuje.
Powiedz, Staszku, o Pięknie. Gdy wśród nas tyle brzydoty, kiczu i brudu, zarówno księżom, jak i osobom świeckim trzeba czasem przypomnieć, że noszą w sobie iskrę Bożego Piękna, to piękno trzeba odkrywać, pielęgnować i rozwijać, tak by rozlewało się wokół nas. Piękno dobrze sprawowanej liturgii, śpiewu (na tym się dobrze znasz:) ,architektury, ale też wewnętrzne piękno samych pasterzy i tych, którzy zostali im powierzeni. Piękno (oczywiście niebezbolesne) kapłańskiego powołania. No i oczywiście piękno samego Boga. Tak czasem patrzę na moich parafialnych pasterzy i tego im właśnie czasem chyba brakuje – czasu, czy chęci (nie wiem, czego) by po prostu zachwycić się pięknem Oblubieńca, któremu poświęcili swoje życie, zachwycić się pięknem naszej wiary…
Wybacz nieskładność myśli. Pamiętam w modlitwie.
Ehh, Mamy takie wielkie marzenia co do tego piękna. Chyba idziemy w tym kierunku, ale chyba powoli. Królestwo kiedyś nas zachwyci, ale mogłoby jednak już przyjść… Dzięki za modlitwę.
Chciałoby się powiedzieć za Łukaszem z 17 rozdziału: “Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest.” Widzimy niejasno, ale Ono już jest! I można się nim zachwycić, choćbyśmy odnajdywali okruszyny… ale to już temat na zupełnie inną rozmowę…
Twoja odpowiedź przywiodła mi na myśl jeszcze jeden temat, trochę powiązany z poprzednim: Tęsknota za Bogiem, tęsknota za Królestwem (i jego pięknem, którym jest sam Bóg). Jako kapłani prowadzicie nas do Pana (oby tak było;) ,a czy jest w Was tęsknota, pragnienie które Was samych do Niego prowadzi, które popycha do podążania w Jego kierunku, do poszukiwania. Może warto przypomnieć (sobie i innym kapłanom) te momenty, które prowadziły Was do seminarium / wspólnoty zakonnej, przypomnieć ideały… Taki powrót do “pierwotnej gorliwości”…
Inny temat: Możesz “sprzedać” trochę dominikańskiego charyzmatu: opowiedzieć o trudach i możliwościach łączenia życia kontemplacyjnego (studium i modlitwy) z aktywnym duszpasterstwem i głoszeniem Słowa. Łatwo tutaj popaść w skrajności i oddać się albo jednemu, albo drugiemu, tymczasem zarówno w życiu dominikańskim, jak i w jakimś wymiarze u księży diecezjalnych tylko połączenie tych dwóch daje błogosławione owoce…
Wybacz przydługie wpisy,już kończę, lubię niestety ględzić na piśmie;)
Warto odnieść się do problemu banalizacji treści przekazywanych w
homiliach/kazaniach. Nie chciałabym generalizować, ponieważ opieram się jedynie
na własnych doświadczeniach, a i te są różne. Zdarza się, że głosząc kazanie, ksiądz
wypowiada się w sposób bardzo ogólnikowy, posługując się, można powiedzieć
swojego rodzaju klauzulami generalnymi, takimi jak „Bóg Cię kocha” czy „Bóg jest
obecny w Twoim życiu”, nie rozwijając myśli, opierając wypowiedź jedynie na zdaniach
tego typu. Niestety, nie każdy wierny uczestniczący w Eucharystii doświadcza łączności,
osobowej więzi z Bogiem, natomiast każdy, w mniejszym lub większym stopniu,
obdarzony jest rozumem, zdolnością myślenia, stawiania pytań. Wydaje mi się, że
czasem brakuje takiego właśnie spojrzenia na wiernych jako audytorium ludzi
myślących, niepozbawionych zdolności do pogłębionej refleksji. Nie chodzi w
żadnym razie o to, żeby treść kazań była przeintelektualizowana, nasycona
niezrozumiałymi terminami czy odwołująca się do najbardziej zawiłych meandrów
teologii. Warto jednak mieć świadomość, że dotykamy Tajemnicy, której nasz
świat pojęć nigdy nie wyrazi w sposób dostatecznie jasny, zrozumiały,
oczywisty, jednak Bóg objawił nam się poprzez Słowo, pozwalając poprzez Nie
szukać Go. Chciałabym bardzo, żeby homilia głoszona przez kapłana była właśnie wyrazem
tego poszukiwania, w którym może on pełnić rolę niejako przewodnika.
poszukiwanie Tajemnicy, to bardzo bliski mi temat. Wczoraj o tym mówiłem kazanie. Było świetne czytanie o tym z Listu do Kolosan.
Trudna sprawa, ale spróbuję:
– mam wrażenie, że księża “wstydzą” się swojego powołania. Brak koloratki, brak sutanny, habitu.Strojem również można ewangelizować – wystarczy być, nie trzeba nic mówić.
– tutaj pewna generalizacja, ale brak odpowiedzialności za wiernych, przecież zdacie relację z każdej zgubionej owcy.
– niechlujne odprawianie Mszy Św. i nadużycia związane z Nadzwyczajnymi Szafarzami Komunii Świętej. To Wy zostaliście wybrani do rozdawania Komunii Świętej, a nie oni. Przykład z bielskiej parafii – pięciu księży komunikuje i jeden NSKS. Mnie to gorszy, ten facet tam jez zbędny.
– kazania. Poruszajcie tematy, które dotyczą ludzi np. antykoncepcja (dlaczego NPR, a nie prezerwatywa), aborcja, etc.
Kościół nie ma być cool, kościół ma być wiarygodny i autentyczny, ale to zadanie dla nas wszystkich, a nie tylko dla księży.
Albo jest dwadzieścia osób na Mszy bo dzień powszedni a komunii udziela ksiądz i szafarz. Po co? Żeby oszczędzić czas, żeby szafarz nie był niewykorzystany?
W Boże Narodzenie na sumie jeden celebrans i kilku szafarzy nadzwyczajnych.
Można. Czemu nie. to tylko wierni na Mszę przyszli.
Pana Jezusa przed adoracją przynosi do ołtarza szafarz. Ksiądz czeka przy ołtarzu.
Pana Jezusa mu przyniosą. Kto na kogo czeka. kto po kogo powinien pójść?
Wiem, nie znam się i samolubna jestem. To już mi powiedziano.
Żółć, wiem, ale już mi się z niej kamienie robią to wylewam.
Jak rozumiem, szafarze, to poważny problem w niektórych miejscach?
może to jest mizerne teologicznie ale tak mi przyszło. szafarz jest jak taca. żeby się nie wiem jak starał. a ksiądz to jest panierka.
Przepraszam od razu za brutalność, Pan Jezus to jest Pan Jezus, i nie ma takiego ścierwa żeby Go upaprać. bo jest z natury nieupaprywalny. tyle, że pewno cierpi, jak się go w gnoju za bardzo wytarza.
Szafarz niczego Panu Jezusowi nie doda, ani nie odbierze.
ale ksiądz tym jaki jest może coś w wiernym zmienić. Jest po święceniach ściśle związany, przeniknięty powinien być, przesiąknięty, wryty, ma kształt w sercu i nie da rady inaczej. Daje coś z siebie.
Powinien. Własną świętością, dodać wiernemu tak jak człowiek może podać to co ma , świętego, dobrego, wyrwanego z własnego serca – masz, żryj z przeproszeniem, świnko moja kochana, płacz i jedz.
albo jedz dzieciaku, głodny, biedaku smutny, masz uspokój się żyj,
Albo nic. Czyste podanie. Masz z miłości dane, z Miłości wykrojone. Masz Teraz to jest twój Pan Jezus przyjmij go (ła)godnie.
i dlatego jeśli mam do wyboru księdza i szafarza wybiorę szafarza.
Wybiorę, dla własnego dobra albo dla czyjegoś jeśli komunia jest w czyjejś intencji. Bo taki jestem paskud, że chcę to co najlepszego mogę dostać.Czy to jest egoizm? bo tak mi powiedziano. Ze z mojej prośby bije egoizm, nieznajomość liturgii i coś o burzeniu jedności Chrystusowego kościoła.
rozumiem że szafarze są potrzebni, zwłaszcza ludziom zamkniętym stale w domach, do których ksiądz pięć razy w tygodniu nie przyjdzie a szafarz by mógł. tam gdzie wiernych jest tłum księży za mało. pewnie że tak. ale nie zawsze, nie na spokojnej, powszedniej Mszy. nie dlatego, że jak już mamy czterech szafarzy to niech się nie marnują jeszcze im się przykro zrobi. (przepraszam ja to tak widzę)
Część wiernych sarka na tych co sie w procesji ustawiają raczej do księdza nie do szafarza i twardo czekają choćby szafarz stał bezczynnie. Części dużej jest pewnie wszystko jedno. Wielu to pewno nie robi różnicy, bo nie ma chyba żadnej rzeczy co do której wszyscy mieliby takie samo podejście i zapotrzebowanie. Może, i żeby nie było że kpię. Nie. Są tacy co własną świętością to wyrównują.
Jest jak jest. Chciałoby mi się żeby było inaczej.
O uzasadnienie poczucia, że lepiej jak ksiadz udziela komunii, niż szafarz pytałam jednego z ojców, który jest mądry człowiek, dobry człowiek i jeszcze do tego uczony. I powiedział, że, zgodnie z tym w co Kościół wierzy, najlepiej jak ksiądz, najlepiej jeśli z właśnie odprawianej Ofiary. I najlepiej jak święty ksiądz.
Czyli to nie jest moje widzimisię.
No to ja bardzo serdecznie.
Proszę. Żeby pomyśleć.
– o ewangelizacji poprzez strój, to chyba kiedyś napiszę osobno, bo to jest niby proste, ale wcale nie do końca.
– zgadzam się ze słowem „generalizacja” tutaj: wszyscy zdamy tę relację.
– wydaje mi się, że z NSKS nie będę miał do czynienia
– poruszające tematy = NPR, muszę to przemyśleć.
Radykalnie zgadzam się z postulatem autentyczności i wiarygodności.
Właściwie moje pomysły już się tu pojawiły, ale chciałabym raz jeszcze podkreślić, jak ważne dla nas, wiernych jest mówienie kazań krótkich, konkretnych i na temat – takich wypływających z autentycznego przeżywania Ewangelii. Jakże rzadko dzisiaj na kazaniu księża wyjaśniają, o co właściwie chodzi w przeczytanym fragmencie, często przecież budzącym tyle wątpliwości u słuchacza!
Jeszcze słuchanie różnych opowiastek, anegdotek czy innych dowcipów może być “łatwe, lekkie i przyjemne” (choć czy wartościowe?), ale 20 min. słuchania ogólników mówionych tonem “kaznodziejczym” jest faktycznie nie do strawienia. I naprawdę niedzielne kazanie nie musi być długie, “bo wierni tego oczekują”! Lepiej powiedzieć nawet 2-3 zdania, ale takie, z którymi słuchacz będzie chodził przez najbliższych kilka dni – do dziś pamiętam kilka takich kazań!
Zastanawiam się czy w ogóle podejmować ten akurat wątek na rekolekcjach. Myślę nad jego priorytetem. Hmm?
Moim zdaniem potrzeba wybrać jakiś konkret. Bardzo wiele tematów ważnych, wartych poruszenia, pojawiło się w komentarzach. Dobrze byłoby odnieść się do tej “konsultacji”, ale czy dobrze będzie zagłębiać się szczegółowo we wszystkie te oczekiwania, i wymagania wiernych odnośnie księży?
Według mnie, nie potrzeba zbyt wiele mówić o tym czego Kościół, wierni, oczekują i wymagają.
Ale więcej skupić się na ich relacji do Boga. Autentyczności tej relacji. Ciekawe byłoby zadać pytanie, jak sami księża widzą Kościół, a w nim…siebie samych. Dziś, obserwuje się co raz bardziej problem kryzysu tożsamości, i będzie on dotyczył również księży. Bardzo spodobał mi się podpis nad zamieszczonym zdjęciem.
Zachwyt, świeżość, prostota, jasny nie rozmyty styl. Spójność i autentyczność.
Myślę, że o to by tu chodziło
Była prośba o modlitwę, więc mogę wesprzeć modlitwą.
Pozdrawiam
No chyba to jest niemożliwe podjąć wszystkie te tematy. Naprawdę poważnie podchodzę do tych konsultacji. W pierwszej kolejności, to sam sobie właśnie robię o tym autorekolekcje 🙂 Bardzo cieszę się z tej modlitwy. Dziękuję.
Nie do końca byłem świadomy dlaczego tym zdjęciem chcę się podzielić przy okazji tego wpisu… Może właśnie o to chodziło.
Aby wierzyli w Boga , kochali Jezusa i wołali do Ducha Świętego- przyjdź !
Niech adorują Pana często i niech Msze św. celebrują z miłością – a wtedy pociągną tłumy ludzi do Boga.
Bardzo trafne. Hasło: celebrować z miłością genialne. Myślę teraz tylko co by to mogło znaczyć konkretnie.
Jak człowiek jest zakochany to nic nie trzeba wielkiego robić- ot po prostu każdy widzi …o ten to się zakochał 🙂 😉 To widać czy kapłan patrzy z miłością i tęsknotą na Jezusa – chociażby podczas podniesienia… czy tez robi wszystko aby ten przykry obowiązek wypełnić.. 🙁
Jak człowiek jest zakochany to nic nie trzeba wielkiego robić- ot po
prostu każdy widzi …o ten to się zakochał 🙂 😉 To widać czy kapłan
patrzy z miłością i tęsknotą na Jezusa – chociażby podczas
podniesienia… czy też robi wszystko aby ten przykry obowiązek
wypełnić.. 🙁
Francuska mistyczka Marta Robin podobno z płaczem mówiła, że Jezus jej mówił: „gdy przychodzę na ołtarz, wielu kapłanów ani razu nie spojrzy na Mnie z miłością. Odchodzą od ołtarza nie skierowawszy do Mnie ani jednego słowa”. Myślę, że to jest już wystarczająco konkretne. I dla mnie jest też przypomnieniem, jak bardzo trzeba się modlić o to dla księży. Odkąd to usłyszałam, staram się zawsze pamiętać, żeby pomodlić się za księdza odprawiającego mszę. O to, żeby patrzył na Niego i dotykał Go z miłością.
Może coś o odpowiedzialności za słowo? Tak wiele radykalnych, mocnych słów pada – często ostatnio przeciw ludziom, a nie ZA Słowem Bożym. O Ojcu Świętym Franciszku, jako wzorze niedościgłym w “ROBIENIU” Ewangelii na świecie. O dobroci dla ludzi – marzy mi się Kościół, który będzie pełen Księży z założenia kochających człowieka, jak Pan Jezus – nie zachwyconych tym co człowiek robi, ale z przekonaniem o iskierce w nim dobra i chęcią pomocy do jej szukania – często nie prostą drogą, ale jakoś po zakrętach życia. A ze swojej zawodowej perspektywy – może o terapii skoncentrowanej na rozwiązaniu, żeby patrzeć do przodu, bo to jak w sakramencie pokuty – A jak chcesz, żeby było?
Odpowiedzialność, papież, dobro – iskra. Kierunek rozwiazań, to jest bardzo inspirujący temat dla mnie. Mogę prosić jeszcze o podpowiedź konkretniejszą w kontekście księży? Dzięki wielkie!
Podejście skoncentrowane na rozwiązaniach to z terapii krótkoterminowej – podejście ericksonowskie. Kilka zasad podstawowych (na tyle na ile dostrzegam zbieżnych z nauką Ewangelii – ludzie są ok tacy jacy są, podejmują najlepsze ze swojej perspektywy decyzje na dany moment i za każdym ich zachowaniem kryje się jakaś dla nich korzystna intencja, ale mają w sobie wszystkie zasoby niezbędne do zmiany, która jest nieunikniona) i nastawienie na przyszłość. Dobre narzędziowo w rozmowach z ludźmi, więc księżom może być przydatne w prowadzeniu rozmowy. Ułatwia też ciągłą pracę z ludźmi, a domyślam się, że często i księżom nie jest w tym łatwo…
Nie ględzić o polityce. Kościół to nie partia. Do Kościoła przychodzą ludzie głosujący na różnych polityków różnych opcji.W mojej parafii na siłę lansuje się obecnego prezydenta. Ja na niego nie głosowałam. Czy to jest powód abym czuła się jak wierzący drugiej kategorii ?
Na szczęście ten prezydent wydaje się bardzo szanować i akceptować niegłosujących na niego 🙂 Może Ci co go lansują na ambonie, wezmą z niego przykład…
“Wydaje się” dobre określenie. Dopiero miesiączek mu stuknął. Są tacy, którzy widzą, że co innego mówi, a co innego robi.
Niech Ojciec zaśpiewa im jakiś chorał. Duch Święty powieje swoją mocą, dostaną spoczynek w Duchu Świętym i od razu się nawrócą. Trzeba korzystać z darów które się otrzymało 🙂
😉
Jeszcze, żeby ktoś nade mną zaśpiewał.
Jak Duch będzie chciał to i prowadzący zostanie utulony przez Niego do snu 🙂
Lepiej żeby rekolekcjonista nie zasnął na ambonie 🙂
Pozwólmy Duchowi Świętemu prowadzić, bo te nasze schematy często nie pozwalają Mu dokonywać wielkich dzieł 🙂
Organista? 😉
Aby mniej straszyli a więcej mówili o miłosierdziu miłości i dobroci Boga!
Nawrócenie ze strachu. To jest dopiero temat. „Wybieram się do Nieba ze strachu”. 🙂
Do mnie przemawiają świadectwa… Jeżeli ksiądz przeżywa jakąś radość, niech powie o tym w kazaniu. To samo z trudnościami. Niech nie boją się mówić, że przeżywają ciemność i ech proszą o modlitwę za konkretne sprawy parafii, ich własne, misyjne.
Jeżeli któremuś brakuje swoich dzieci, niech zobaczy ile ich ma w parafii (stwierdzić mam 2000 tyś dzieci w parafii. To brzmi dumnie. Ale to początek. Codziennie je błogosławić. Potem spróbować się dowiedzeć, czy któreś z nich nie są głodne, bose, czy chore a może ma rodziców, którzy nie mogą trafić do kościoła… Co więcej zaangażować w to inne osoby. Parafia nie może być tylko terenem z kościołem i kancelarią…
Warto by też namówić księży do głoszenia Słowa Bożego i mówienia konkretnych kazań… Przydało by się szkolenie wojskowe :)…
Żeby nie niewieścieli przy ołtarzu…
Porównanie parafii do dzieci, które trzeba nakarmić i ubrać bardzo do mnie trafiło. Może da się jeszcze to rozwinąć?
ja bym się pod tą potrzebą szkolenia, żeby nie niewieścieli, podpisała obiema łapami..
i “Codziennie je błogosławić”
TAK
bo tak. urobieni są, zmęczeni są, samotni są.
daj coś człowieku to może radość do ciebie przyjdzie
pobłogosław. w myślach, z daleka, konkretnie te co przeszkadzają, nie przeszkadzają co głodne chodzą i co wesołe są i najedzone
Ja bym się zapytał, co się stało z naszym Kościołem, że Pan Bóg już nie leczy cieniem, jak leczył ludzi cieniem Św. Piotra. Pan Jezus powiedział, że będziemy większe rzeczy czynić, niże On czynił, bo miał mało czasu. Rozumiem, że to Pan Bóg czasu nie potrzebował, ale to my potrzebujemy, aby uwierzyć (znamienne: “twoja wiara cię uzdrowiła”).
Będziemy niedługo obchodzić 1050 lecie Chrztu Polski. Minęło ponad millenium. Czy to było mało czasu? Jakim jesteśmy Kościołem, skoro Pleban siedzi zamknięty w plebanii, a parafianie pozamykani w swoich domach. Czy Kościół to nie wspólnota misyjna? Przecież pierwsze zadanie Kościoła (rozesłanie przez Pana Jezusa chyba 50 uczniów), polegało na głoszeniu Ewangelii. Nam do wspólnoty daleko, a co dopiero o “misyjności” całego Kościoła mówić (nie tylko misjonarzy)… Staliśmy się oblężoną twierdzą, a nie ma twierdzy, której nie można zagłodzić.
Więc: Dlaczego się boimy? Skoro Pan Bóg JEST (“Jestem, który jestem”). Staram się zadawać sobie to pytanie jak najczęściej, strasznie mnie to zawstydza, a to znaczy, że gdzieś to uderza.
Oraz bardzo dla mnie ważne: Dlaczego Kościół, dlaczego MY, Katolicy, nasze życie, nie jest atrakcyjne dla niewierzących?
Warto tutaj moim zdaniem zadać pytanie posiłkowe: Skoro żyć z Chrystusem to cząstka Raju na Ziemi i największa radość jakiej można doznać, to czy w ogóle gdzieś w obecnym Kościele takie życie istnieje? Skoro Kościół kojarzy się ze smutą i zamartwianiem? Co to za pokuta bez radości? Wiem po sobie, że psu na budę taka pokuta bez radości. Na pewno nie o to chodziło Panu Bogu, skoro mówił, żeby cieszyć się podczas postu i okazywać szczególną radość. I będąc szczery (co prawda po nakazach 2 spowiedników, bo sam jestem za głupi, żeby to zauważyć) zrezygnowałem z dodatkowych postów (te nakazane oczywiście zachowuję), dopóki nie nauczę się pościć z miłością i radością.
Co się z nami stało, że staliśmy się tak głusi na wołanie Pana?
Dobrym przykładem jest tutaj jedna z okolicznych parafii, gdzie naczelnym problemem i obsesją małej części parafian, stało się kupienie żyrandola do kościoła, ale to, że wspólnot tam mało i życie duchowe zamiera, to nikt nie jest w stanie zauważyć. W sąsiednich parafiach, nikt nie prosi o pieniądze, tym bardziej tak nachalnie, księża troszczą się o życie duchowe, nawet nie mówiąc o pieniądzach, a pieniądze mają i to sami mówią, że w nadmiarze. Dlaczego więc (piszę to też do siebie) tak się boimy, skoro Pan Bóg da, i to w nadmiarze? Na przykładzie z okolicy, tak dużo, że nawet trzeba będzie szukać na co wydawać i zapraszać zespoły muzyczne, bo jest za dużo pieniędzy (dosłownie), a potrzebujący się ne zgłaszają. A tam gdzie się martwią o dobra doczesne, na żyrandol nie mają… ( z całą miłością współczuciem dla tej wspólnoty, ale taka jest prawda, niech Pan Bóg im błogosławi).
Pytania to podstawowa sprawa w naszej religii.
Przepraszam za drugi post z rzędu.
Słucham bardzo dużo kazań na Youtube. I zauważyłem, że kaznodzieje, którzy posłkują się Ojcami i Doktorami Kościoła z pierwszych wieków, mają na prwadę bardzo duże “wzięcie”. Przecież my do pięt nie dorastamy Pierwszemu Kościołowi, to dlaczego nie zainteresować sie jak to było wtedy? Sam wiele godzin szukałem na temat Ojców Kościoła, nie wiem, może źle szukałem, ale praktycznie nie znalazłem ich tekstów. Z kazań jednego księdza, dowiedziałem się o “Życiu Mojżesza” św. Grzegorza z Nyssy. Kurcze, jakie to wspaniałe! Aż sie wierzyć nie chce, ze to jest z 3-4 wieku! To wyprzedza nasz czas!
Polecam każdemu, nie tylko księżom. To instrukcja życia Chrześcijanina. Nawet tak sobie wymyśliłem, że może raz to całe przeczytam, ale celowo tak trochę mało dokładnie. Potem dokładnie zacznę to czytać od początku, ale nie będę szedł dalej, niż to co udało mi się w moim życiu. Niestety, ale obecnie musiałbym się zatrzymać prze Morzem Śródziemnym:/ Więc jest nad czym pracowac.
Może Śródziemne czy Czerwone?
Nie wiem dlaczego, ale za prawie każdym razem mi się to myli. Nie poprawiam jednak, bo jak widzę te moje trudności, to faktyczne te moje, to jest Morze Śródziemne, a nie Czerwone:/
Trzy tematy dla księży przyszły mi do głowy: 1) Że ksiądz (ani nikt poza sędzią) nie jest od oceniania, ale od pomagania. 2) Że ksiądz, który sam gotuje, pierze, prasuje, i sprząta, ma szansę lepiej zrozumieć drugiego człowieka. 3) I jeszcze mam postulat, żeby kazania były krótsze. Dziś wielu osobom trudno na Youtube obejrzeć w całości coś, co ma powyżej dwóch minut. A to znaczy, ze potrzebujemy sie uczyć, jak trafiać do ludzi w bardziej zwięzły sposób. Życzliwe myśli przesyłam!
Krótkie kazania. Największe wyzwanie.
Dziękuję za życzliwe myśli.
Osobiście lubię długie kazania. Bo jeżeli kazanie do mnie kompletnie nie trafia, to mam go dosyć po 10s i w 90% te 10s wystarczy aby się o tym przekonać. A jeżeli jest ciekawe, to chciałoby się i 10h:-) I to mówię szczerze. Nie jest tajemnicą, że są osoby, które mają taki dar Ducha Świętego, że ich kazania są nim po prostu Nim przepełnione, strasznie nie lubię kiedy mówią wtedy, że będą kończyć, bo za długo mówią. Ale tego można w nieskończoność wtedy słuchać! Jak ktoś mówi z Ducha Świętego, to jest to Wola Boża, głos samego Boga, a nie Jego dopust jak w przypadku kiedy nie pozwalamy się Jemu kierować.
A tak dosłownej Woli Bożej, słyszanej uszami (albo czytanej, wszystko jedno), mógłbym słuchać/czytać w nieskończoność i wiele nocek na nich “zarwałem”.
Kocham kazania przepełnione Duchem Świętym, czuję się bliżej Pana Boga.
Bo w życiu głupcem strasznym jestem, wiem, że Pan Bóg do mnie mówi, ale ja nie chcę (nie będę się okłamywać, że nie potrafie, niestety nie chcę) wyzrzec się tego świata dla Niego… Boli to, ale i tak nie potrafię. Więc te kazania są na prawde jak miód z Nieba. Nawet te trudne.
Bp. Grzegorz Ryś potrafi mówić bardzo krótkie ale jakże treściwe kazania, polecam któreś znaleźć na Youtube dla przykładu. Tzn. Duch Święty przez bp. Grzegorza mówi, co do tego nie mam wątpliwości. (jego kazania uzależniają:-) )
Tak sobie teraz pomyślałem, od chyba 2 kaznodziejów, o. Szustaka i chyba ks. Pawlukiewicza, słyszałem, że “księża to target niemożliwy” na rekolekcjach.
Tylko naszła mnie myśl, że skoro to jest niemożliwe dla człowieka, to bardzo dobrze. Bo wtedy jest sie skazanym tylko na pomoc Pana Boga. Gdyby to było możliwe dla człowieka, to mogłyby przychodzić głupie myśli, żeby zrobić to po swojemu.
A swoją droga mogę wiedzieć kto nałożył na księdza taką pokutę? 🙂 Podobno łatwiej jest mówić do dzieci z gimnazjum.
Swoją drogą lubię słuchać konferencji bp. Grzegorza Rysia, które głosi dla księży. Coś pięknego. Dobrze, że ktoś wpadł na to aby zamieścić to na Youtube, bo to zdecydowanie nie jest tylko dla księży. Zresztą w Izajaszu jest, że w pewnym (podkreślam, żeby nie siac herezji, w PEWNYM) sensie każdy z nas jest kapłanem, bo w jakimś miejscu w Izajaszu, jest że jakaś kobieta pełni czynności kapłańskie przy garnkach. Mnie to się skojarzyło, że takim kapłaństwem kobiety w rodzinie jest wychowanie dzieci i dbanie o nie, bo jakby matka i ojciec są pasterzami dzieci. Trzódka mniejsza niż całą parafia, ale też jest:-)
Podkreślam, nie wiem czy nie piszę głupot:-) Chociaż zerżnąłem to z jednej konferencji, jednak dodałem co nieco ze swoich przemyśleń. A te lubią być głupota…
Wyrzućcie te gotowce, które czasem czytacie podczas homilii i mówcie proszę o osobistym doświadczeniu Boga (najbardziej wymęczona homilia z głowy jest lepsza niż najbardziej wypasiony cudzy gotowiec). Nie bójcie się, że czegoś nie ogarniacie w relacji z Bogiem – my też wielu rzeczy w niej nie ogarniamy. Pamiętajcie, że jesteśmy królewskim kapłaństwem. Nie traktujcie więc nas proszę jak stado owiec, które trzeba pędzić wartko przez moralne pole minowe (metafora zaczerpnięta od Szymona Hołowni). Darujcie sobie odwoływanie się do naszych wyrzutów sumienia i lęku – naprawdę nie jesteśmy dziećmi i to prawda, że wyrzutów sumienia i lęków mamy w codziennym życiu po uszy (ciągle z czymś nie wyrabiamy – duchowo, w domu, pracy). I nie chodzi tu o obniżanie poprzeczki – Chrystus pociągnął swoich uczniów mocą własnej osoby i dobrem. Pozytywny przykład bardziej pociąga niż odwoływanie się do negatywnych rzeczy. Zdecydowanie mówcie więcej o paruzji – chrześcijańskiej nadziei i kojącym horyzoncie! Ufajcie nam, a będziemy duchowo potrafili wznieść się ponad nasze szarzyzny i upadki, traktujcie po partnersku, nie wywyższajcie się proszę, spróbujcie włączyć sobie ciekawość drugiego człowieka, a nawet nas kochajcie :).
Dziękuję bardzo za te podpowiedzi. “a nawet nas kochajcie!”
🙂
W temacie księży. Prawdziwie, ale z przymrużeniem oka. /Fabryka księży/ w j. włoskim
https://www.youtube.com/watch?v=sXRpDeO2Ug0
https://www.youtube.com/watch?v=lxxRfw9KKHA
Powiedzcie księżom, że ich lubimy i im kibicujemy 🙂
O! no bo. lubimy jak lubimy ..som wyjątki.. ale POTRZEBUJEMY. kibicujemy.
Kiedyś pytałem kolegi co mi radzi. Odpowiedział, że mądry rady nie potrzebuje a głupi i tak nie posłucha. I proszę sam zamykam sobie usta. Często rano biegam słuchając radia WAWA. W audycji porannej występuje Detektyw Inwektyw. Dzwoni do różnych osób i robi im kawały. Uderzające jest to, że jego rozmówcy zdają się nie słyszeć tego co do nich mówi. On o niebie oni o chlebie. Zupełnie gdyby byli z dwóch podobnych jednak całkowicie odmiennych światów. Gdyby jedynym łącznikiem między tymi światami było brzmienie języka. Język niby ten sam ale przebieg rozmowy wskazuje, że poza brzmieniem, identycznymi słowami, gramatyką itd. rozmówcy nie rozumieją o czym każdy z nich mówi. Zupełnie jak na kazaniu. Z tą różnicą, że w radiu jednak obie strony coś mówią. W kościołach nigdy. Zawsze gada tylko ksiądz. My, świeccy, mamy unikalną szansę żeby się zamknąć. Może raz na jakiś czas kazanie powinna powiedzieć osoba świecka i to nie kazanie napisane lub sprawdzone wcześniej przez księdza. Może czas, jeżeli nie na dialog to przynajmniej na rewanż?Trochę to nie na temat ale com napisał, napisałem :). Pozdro. bar
Ja bym tam była za tym, żeby jednak ksiądz. W czasie Mszy, kazanie – ksiądz.
Pogadanka, ogłoszenia, relacje, świadectwa – po Mszy. Świeccy.
Święcenia to nie jest banał nierzeczywisty a Msza powinna być jednolita.
Chór śpiewa, świeccy czytają czytania, śpiewają psalm – i to jest piękna wprawka, i piękna możliwość.
Ja bym był za tym, żeby jednak księża mogli też czasem usłyszeć co mają im do powiedzenia “cywile”. Jest sprawa, która zawsze mnie dziwiła. Pan Jezus, syn cieśli, wchodził sobie do synagogi i nauczał. Nigdy nie słyszałem żeby sam ten fakt był czymś niezwykłym. Owszem wygonili go kiedyś żydzi ale nie dlatego, że nauczał, tylko dlatego, że ich zdaniem bluźnił. Ciekawe co by było gdyby przyszedł dziś i próbował nauczać w jakimś kościele w Polsce np. w katedrze w Łowiczu albo przy Freta w Warszawie.
mało wiem, i właściwego cytatu nie przywołam, ale oni sie dziwili skąd u Niego ta mądrość, słuchali, buźki otwierali i dochodzili do wniosku że to jakaś nowa nauka z mocą. sa ludzie których słuchasz, z radością nawet jak pytają którędy do sklepu bo dobrze jest przy nich byc chociaż przez chwilę. jakos tacy są. , są tacy którzy zaczynają wykład o czymś teoretycznie pięknym a uwaga tak jakoś sama odwędrowuje. “pranie wyłączyłam? może. a na wakacje to na wieś czy gdzie indziej itd. np skąd te plamy na tapecie, ciekawe po czym” . Kiedys chcieli zabić to przeszedł między nimi i już. to jest troche wiecej niż wyrzucić z synagogi, swojacy chyba.
nie wiem co w Łowiczu, i nie chce mi sie myśleć że byśmy nie rozpoznali, wyśmiali, powiedzieli że wariat i zadzwonili po pogotowie.
Widzi się sercem. ale jak serce ślepe albo Bóg dopuści to i Jezus ludzi nie przekona.
Ksiądz odprawia Mszę, on jest po święceniach, wierny nawet jakby najpiekniej Modlitwę Eucharystyczną powiedział to przeistoczenia nie będzie. Ksiądz to jest takie trochę bardziej cienkościenne naczynie na Boga. Durszlak. A nie najpiękniejsza karafka z Bogiem w rozcieńczeniu.
jeszcze jedna mała rzecz.
co innego kazanie. od którego bym “cywilów” trzymała z daleka.
a co innego to , że dobrze, gdyby księża usłyszeli co mają im do powiedzenia ludzie. gdzieś na wspólnej ziemi, albo na niczyjej. nie przy kuflu, nawet jeśli to niektórym wzmaga odwagę szczerośc, czy płynnośc wypowiedzi. bo mi sie źle robi na samo wspomnienie jednego krakowskiego hasła.
nie za uszami, nie w złości, w oczy. szczerze ale delikatnie .
o złych rzeczach, o dobrych, pytania i wątpliwości przekazać.
i tu jest plus. duży “o taka ryba ” wszerz – plus, dla dominikanów, bo można. przyjść, powiedziec, zapytać.
normalnie. jak do ludzi.
cenne.
jeden taki drobiazg organizacyjny- administracyjny z porządków w torebce. Dwie kartki zagubione, jedna że Msza była, jedna że będzie.
Jedna za bratową. Bogu dzięki za kartkę bo już zapomniane a to jeszcze hen kiedy.
Druga, Msza była, dzień i tylko własną łapą z tyłu dopisane, za kogo.
PROŚBA. nie do dominikanów bo dominikańskie sa najlepsiejsze. Jest dzień data godzina, miejsce odprawienia i intencja. Pełna albo prawie. I jeszcze na pięknym trwałym obrazku.
Można w prezencie ślubnym dać i pięknie wygląda.
A jak jest na świstku nieidentyfikowalnym ze Msza zamówiona przez Pana/Panią odbędzie się …… i tu data. Msza. super. Za kogo? o co? GDZIE?
U mnie w parafii są obrazki czasem np. z papieżem. Żadnego związku z tym pod jakim wezwaniem kościół. Data i że Msza. Trochę mało.
Do własnego księdza nie pójdę bo w końcu będzie kłopot jak zechcą mnie pochować.
Ale piękniej by mogło być. To niechby było. Ja się o ilustrację nie upominam,nie aż tak bardzo. Ale o ścisłe podanie. Za kogo, kiedy, gdzie. Chcą pójdą, nie chcą nie będą.
A obrazki od dominikanów są pamiątką. O tych, których już nie ma, bo Msza była za bardzo ciężko chorego. Za kochanych, za zmarłych. Jest pamiątka jest pięknie.
jako ksiądz diecezjalny chciałbym chyba usłyszeć na rekolekcjach, żebyśmy się nie wstydzili naszej relacji z Jezusem – bo z tym mamy duży problem, zwłaszcza w gronie braci z prezbiterium. Przed świeckimi jakby mniej tego wstydu, ale przed braćmi – bardzo dużo. Czasem strasznie ciężko porozmawiać o Jezusie, o miłości do Niego, o trudach z Nim związanych. Na rekolekcje błogosławię! +
Uważam że najważniejsze jest dawanie świadectwa z własnego podwórka. Mnóstwo jest kapłanów którzy tak konstrują homilie jakby słowa które mówią (oczywiście chodzi o te niezbyt miłe np.dot grzechu) dotyczyły każdego ale nie ich. Nic tak nie porusza jak świadectwo własnwj walki wtedy człowiek czuje że kapłan w konfesjonale to nie święty i nieskalany ale człowie który często boryka się z mnóstwem problemów natury duchowej. Słuchałem ostatnio świadectwa o. Adama Szustaka i bardzo mnie ono poruszyło właśnie dlatego że nie owija w bawełnę ale konkretnie mówi jak jest nie wstydząc się przyznać że i jemu zdarza się pobłądzić. Takie świadectwa niwelują dyskomfort jaki często mają wierni którzy boją się mowic o swoich problemach z grzechem bo przeciez kaplan jest prawie ze swietym i napewno tego nie pojmie a jeszcze moze mnie skryttkowac…
Np. to, jak ważny jest język , jakim mówią, jak ważne jest to, co głoszą, by miało przełożenie do życia osobistego.
Może dlatego szokuje mnie język ks. Oko, ale też szokuje i smuci podwójne życie tego księdza:http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/501972,ksiadz-gej-oglasza-coming-out-obudz-sie-kosciele-przestan-nienawidzic-czlowieka-homo-czy-hetero.html
Dawno mnie coś tak nie zasmuciło.
żeby podstawą życia- fundamentem stało się Słowo Boże. sięgając po radę księdza chciałabym usłyszeć to co Jezus robił w danej sytuacji (wtedy wiem że te słowa są autentyczne i prawdziwe). Właściwie życzę wszystkim ludziom i sobie również by podstawą życia stało się Słowo, bo wtedy Jezus do nas konkretnie mówi 🙂 pamietam w modlitwie 😀 +
ups, nie zauważyłam, że ta notka była dodana rok temu, ale pozdrawiam 😉