Ewangelicki męczennik, który sprzeciwił się złu narodowego socjalizmu w nazistowskich Niemczech. Który sprzeciwił się złu obojętności swojego Kościoła Niemieckich Luteran. Zapłacił najwyższą cenę. Został zamordowany 9 kwietnia 1945 roku, miesiąc przed zakończeniem II wojny, na osobisty rozkaz Hitlera. Anna Morawska w 1970 roku wydała o nim książkę „Chrześcijanin w Trzeciej Rzeszy” oraz „Wybór pism”, w Bibliotece Więzi. Pisał o idei „bezreligijnego chrześcijaństwa”, która to idea zafascynowała polskich opozycjonistów demokratycznych, gdy wychodzili z więzienia po Marcu 68 roku. Kuronia, Michnika, Jana Strzeleckiego.
Tadeusz Mazowiecki poświęcił mu kilka tekstów, gdzie mówił, że był „świadkiem epoki wysiedlen”. Pokazywał, jak ów pastor odchodził od swojego mieszczańskiego, niemieckiego środowiska i dostrzegał „ludzi zakrętów”. Mazowiecki pisał: „Na wyjątkowość, w jakiej dziś (1970 r.) tę postać odbieramy, rzutuje z pewnością fakt, że Bonhoeffer zapłacił cenę życia; że był Niemcem, jednym z nielicznych chrześcijan niemieckich, którzy poszli aż do końca w przeciwstawianiu się hitleryzmowi. Ale Bonhoeffer był także – a nade wszystko – myślicielem, który cały czas odczuwał głód Boga i z przenikliwością większą niż wielu mu współczesnych i wielu po nim spostrzegał, że coś się zawala również w pojmowaniu chrześcijaństwa; cały czas szukał odpowiedzi na jedno pytanie: czym jest dla nas dziś chrześcijaństwo i czym jest dla nas dziś Chrystus”. Czy to stwierdzenie „że coś się zawala również w pojmowaniu chrześcijaństwa” – nie jest dziś znowu aktualne?
Szczecin niesie zobowiązanie. Bo tutaj, w dzisiejszej dzielnicy Zdrój, przed II wojną (Finkenwalde) w latach 30 XX wieku pastor Bonhoeffer prowadził seminarium kaznodziejskie Kościoła Wyznającego. Uczył chrześcijańskiego myślenia i uwrażliwiał na zło, wobec którego nie można być obojętnym. Na Pomorzu przebywał wielokrotnie.
Czytajmy Bonhoeffera, w kontekście obojętności i przemiany chrześcijaństwa, dziś Kościoła Katolickiego w Polsce, gdy na naszych oczach umiera jedna postać wiary, która nie niesie nadziei dla wielu młodych, gdy nie wiemy, jak oczyszczać motywy wiary z hipokryzji, fanatyzmu, nacjonalizmu i faryzeizmu. I jak budować wiarę niosącą nadzieję.
Szczecin niesie szczególne zobowiązanie, które i my katolicy rzymscy winniśmy odkryć u tego ewangelickiego, luterańskiego pastora, teologa i męczennika.
Przed laty dominikańskie wydawnictwo W drodze wydało jego książkę „Naśladowanie”. To także lektura warta przypomnienia.
“Monitor Szczeciński”