“Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem – ja jestem Bogiem” – Wojciech Młynarski
Gdy w zeszłym tygodniu, w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej, świętowaliśmy szczególną obecność wśród nas Maryi w postaci Jasnogórskiej ikony, mocniej niż do tej pory, dotknęły mnie sceny uchodźców pokazywane z wiadomościach. Powinien się już do nich przyzwyczaić, lecz tego dnia pełne rezygnacji twarze kobiet, przestraszone oczy i zapłakane policzki dzieci mocno mną poruszyły. Czcząc Matkę Boga i Człowieka – Miriam z Nazaretu, nie można nie oddać pokłonu także Jej bolesnej drodze ucieczki do Egiptu. Wraz ze swym świętym małżonkiem Józefem oraz najdroższym Jej Synem – Synem Boga, dobrze poznała los uchodźców: dla Egipcjan byli „obcymi i przychodniami” (por. Ef 2, 19) – żydowskimi wędrowcami.
„Gdy uchodźcy zbliżali się już do miasta Bibatis – jak głosi legenda – dziecko było głodne i spragnione. Dlatego też Miriam udała się w drogę do miasta, jednak tam nie znalazła nikogo, kto mógłby zaopatrzyć ją w niezbędne produkty. Możliwe jest też to, że po prostu nie udało się jej porozumieć z miejscowymi, ponieważ nie mówiła po egipsku. W końcu natrafiła na Syryjczyka imieniem Klum, który podobnie jak ona mówił po aramejsku. Klum kroczył właśnie ochoczo do domu, zakończywszy pracę w polu. Kiedy Miriam wyjaśniła mu, że wraz z rodziną uciekają przez żołnierzami Heroda, mężczyzna zaprosił wszystkich do siebie do domu. Jego żona była sparaliżowana, lecz ledwie zobaczyła Dzieciątko Jezus, natychmiast wyzdrowiała” – Michael Hesemann, „Miriam z Nazaretu”, W drodze 2014, s. 272.
Na straży pamięci wówczas „odemkniętych drzwi” dla Boga i człowieka, nie tylko przez owego legendarnego Syryjczyka, czuwają rozsiane po całym Egipcie kościoły i klasztory Kościoła Koptyjskiego. W roku 2000 koptyjski patriarcha Shenouda III, nazywany przez miejscowych chrześcijan papieżem, autoryzował mapę – rekonstrukcję drogi przebytej przez Świętą Rodzinę podczas ucieczki do Egiptu.
“W Hermopolis, w Tebaidzie, rośnie drzewo zwane “perskim”, które wielu wyleczyło z chorób, z chwilą gdy cierpiącego dotknięto gałązką czy liściem lub jakimś małym kawałkiej jego kory. Mówi się bowiem pośród Egipcjan, że kiedy Józef uciekł z przyczyny Heroda razem z Chrystusem i świętą Bogarodzicą Maryją, przybył do Hermapolis. U bramy miejskiej, w momencie kiedy Józef w nią wkraczał, olbrzymie to drzewo, niezdolne patrzeć obojętnie na przybycie Chrystusa z wizytą, schyliło się aż do ziemi i złożyło Panu pokłon” – Sozomenos z Bathelia koło Gazy, “Historia Kościoła” z V w. po Chr. (za: “Miriam z Nazaretu”, s. 293).
Nie mam wątpliwości co do tego, że Maryja jako Królowa ziemi i nieba, mogłaby obojętnie spoglądać na los tych, którzy uchodzą ze swych domów i krajów, szukając szansy na życie. Ucieczka do Egiptu wpisywała się w całość drogi wiary Maryi; nie raz musiała medytować to wydarzenie w swoim sercu. Jeśli pragniemy być uczniami w Jej szkole, nie uciekniemy przed dogłębną medytacją nad losem zbliżających się do nas uchodźców. Maryja będzie nas uczyć i niezawodnie może nam wyprosić dar kontemplacyjnego spojrzenia i rozpoznania tego “znaku czasu” dla Europy i Kościoła. Wiara pozwala spojrzeć widzieć poza to, co może wydawać jedynie naszą perspektywą, zredukowaną do wniosków ekonomicznych, politycznych czy kulturowo-religijnych. Spojrzenie Maryi obejmuje całość; On widzi poza tym, co doraźne, co znajduje się poza chwilą teraźniejszą. Przeżywa „teraz” kierując spojrzenie ku przyszłości nakreślonej nie przez lęk, uprzedzenia, egoizm, ale przez Boga. Nie wystarczy tylko “widzieć”, trzeba przewidywać. Maryja widzi rzeczy “głęboko” – przeczuwa i współczuje. Łacińskie słowo “intueri” tłumaczyć należy jako “patrzeć wewnątrz” – “tueri in”. Pomimo luksusu wiedzy, często zadawalamy się badaniem naskórka, balansowaniem na powierzchni, obserwowaniem tego co na zewnątrz, spoglądaniem na pozory. Na problem uchodźców musimy spojrzeć oczymy wiary współczującej. Maryja sytuację współczesnych uchodźców zna z własnego, ludzkiego doświadczenia, ale Jej rozumienie jest pełne dzięki zjednoczeniu z Bogiem.
W ofiarowanym całej tradycji judeochrześcijańskiej Prawie, Bóg zostawił wierzącym przykazanie, które jest jednocześnie obietnicą dla wszystkich „przychodniów”, uciekających przed różnorodnym uciskiem: „On […] miłuje cudzoziemca, udzielając mu chleba i odzienia. Wy także miłujcie cudzoziemca, boście sami byli cudzoziemcami w ziemi egipskiej” (Pwt 10,18–19); „Nie będziesz łamał prawa obcokrajowca […]. Jeśli będziesz żął we żniwa na swoim polu i zapomnisz snopka na polu, nie wrócisz się, aby go zabrać, lecz zostanie dla obcego, sieroty i wdowy, aby ci błogosławił Pan, Bóg twój, we wszystkim, co czynić będą twe ręce” (Pwt 24,17.19). Obietnica Prawa w pełni zajaśniała w Chrystusie, a mocą Ducha jest możliwa do uniesienia dla Jego uczniów: „Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa […] A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami … (por. Ef 2,13–22).
Wraz z rozlewającą się po Europie falą uchodźców, z dnia na dzień pogarsza się klimat dla ich przyjmowania, a jednak papież Franciszek od samego początku pontyfikatu uwrażliwia nas na to, że obawa i ludzka roztropność nie mogą usprawiedliwić obojętności. Przeszło rok temu, 8 lipca 2013 roku, papież w swoją pierwszą podróż apostolską udał się na włoską wyspę Lampedusa, gdzie od lat przypływają na nią tysiące uchodźców z Afryki, którzy pragną dostać się na Stary Kontynent z nadzieją na lepsze życie. Sposób w jaki wypowiada się poprzez słowa i gesty papież Franciszek, w wielu chrześcijanach, w tym także w polskich katolikach, wywołuje konsternację a nawet jawny sprzeciw.
To fakt, mieszkańcy Starego Kontynentu z różnych powodów coraz głośniej i ostrzej wyrażają swój sceptycyzm do polityki imigracyjnej i niechęć wobec imigrantów. Wśród tych najoczywistszych należy wymienić lęk przed islamizacją, kryzys gospodarczy, który dotyka samych Europejczyków oraz rozgoryczenie z powodu powolnej lub wręcz braku asymilacji przybywających emigrantów.
Nie przeceniałbym jednak – to prawda, że złożonych – socjologicznych, historycznych i politycznych powodów obaw i niechęci. Zawsze podstawowym powodem jest po prostu zwykła ludzka i nienawrócona przez Ewangelię nieufność do „obcych”. Złożona struktura trudności imigracyjnych jest tylko pretekstem dla nieewangelicznej postawy i jej usprawiedliwianiem. Lekając się islamizacji, tak chętnie odwołujemy się do chrześcijaństwa i jego wartości. Jeśli jednak nasza obawa przeradza się w niechęć i wrogość, przy całej złożoności zjawiska imigracji, to z naszego chrześcijaństwa zostaje tylko pogańska perspektywa. Pod płaszczykiem wzniosłej obrony chrześcijaństwa przemycany jest niejednokrotnie osobisty czy narodowy egoizm, który nie ma nic wspólnego z nauczaniem Chrystusa. Sumienie może i powinno nas skonfrontować z zarzutem Chrystusa: „byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie” (Mt 25,43). Zatem pojęcie chrześcijańskiej Europy potraktowane w sposób ekskluzywny i wykluczający stoi w całkowitej sprzeczności z objawieniem – „Wszystko bowiem, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mi to uczyniliście”, naucza Chrystus (por. Mt 25,31–45). On utożsamia się z każdym człowiekiem, który z powodu biedy, krzywdy, prześladowań przyjmuje często upokarzający los emigranta.
Objawienie biblijne jednoznacznie wskazuje Jego słuchaczom, począwszy od Żydów, a kończąc na chrześcijanach, że ziemia i ojczyzna są ofiarowane przez Bożą opatrzność: „…niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego. Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał” – przypomina św. Paweł (1 Kor 4,6–7). Traktowanie ziemi i ojczyzny na sposób wyłączny, bez otwartości na dzielenie się nią z przybyszami, jest uzurpacją, bałwochwalstwem i zaprzeczeniem Prawa Bożego: „Przybysza, który się osiedlił wśród was, będziecie uważać za obywatela. Będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,34). Nie można więc nie zauważyć i przejść obojętnie nad tym, że papież w pierwszą apostolską podróż udał się do „obcych i przechodniów” (por. Ef 2,19), aby pochylić się nad ofiarami dramatycznej tułaczki, na którą desperacko zdecydowali się z powodu biedy i krzywdy. Czy słowa papieża przyczynią się do skonfrontowania się z fundamentem tożsamości europejskiej, czyli z samą Ewangelią? Papież Franciszek na Lampedusie powiedział jeszcze:
„Gdzie jest twój brat?, głos jego krwi wznosi się aż do mnie”, mówi Bóg. To pytanie nie jest skierowane do innych – jest skierowane do mnie, do ciebie, do każdego z nas. Ci nasi bracia i siostry usiłowali wyjść z trudnych sytuacji, by znaleźć odrobinę równowagi i pokoju; poszukiwali lepszego miejsca dla siebie i dla swoich rodzin, a znaleźli śmierć. Jak wiele razy ci, którzy tego szukają, nie znajdują zrozumienia, przyjęcia, solidarności! I ich głosy wznoszą się aż do Boga!”
Każdego dnia przyzwyczajamy się do widoku uchodźców na europejskich granicach. Być może za chwilę pojawią się u naszych granic zrezygnowane kobiety i przerażone dzieci… chrześcijańskie czy też nie. Strach, wojna, głód i niepewność ma to same oblicze, bez względu na religijną przynależność. Powinniśmy sięgnąć do naszej historii. My, Polacy dobrze znamy gorzki smak tułaczki i losu uchodźcy w czasach zaborów, II wojny światowej i okresu komuny. W czasie ostatniej wojny kontrolowany przez aliantów Bliski Wschód był świadkiem nie tylko przejścia wojsk Andersa. Na kilka lat „przechował”, przy wsparciu miejscowej ludności, w tym muzułmańskiej, tysiące polskich sierot, które wyrwały się ze szponów Stalina.
Nie uzurpuję sobie prawa do tego, by moralnie oceniać obawy, które towarzyszą wielu Polakom, w związku z niespotykaną obecnie falą uchodźców. Nie mam też kompetencji, by sugerować jakieś rozwiązania. Od tego są politycy i znawcy tematu. Jeśli jednak tak często w życiu społecznym i politycznych lubimy się odwoływac się do chrześcijaństwa, to nie możemy okazać się nieczuli na los uchodźców i obojętni na słowa papieża Franciszka. Papież w ostatnich dniach skierował do wszystkich, nie tylko wierzących mocne słowa:
“te instytucje i ci ludzie, którzy nie chcą uciekinierów, powinni błagać Boga o wybaczenie”.
A w słowie już tylko skierowanym do Polaków papież przypomniał postać św. brata Alberta Chmielowskiego, wzywając, by za jego przykładem otworzyli serca na potrzeby braci i byli dla innych “dobrzy jak chleb”.
Dobrze znamy słowa z Apokalipsy św. Jana: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (3,20). Wzywają nas do otwartości całego swojego życia na Chrystusa. Ale jak wyznajemy w niedzielnym Credo, przez Tajemnicę Wcielenia, przed progiem naszych życiowych drzwi stoi jednocześnie prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek. Nie można drzwi odemknąć samemu Bogu, zatrzaskując je przed człowiekiem. Niech tej próbie, której Bóg poddaje Europę w związku z coraz bardziej dramatyczną falą uchodźców, zawsze towarzyszy myśl nie tylko gorejąca, ale i współczująca:
Gdy północ bije, nim noc mnie skryje i w sen i w ciszę
W życiu co boli, serca niedoli głos często słyszę
Czy świt na niebie czy mrok na niebie jak skrzydło kruka
Ja kocham ciebie, ja wierzę w ciebie i ciebie szukam
Na złe i dobre niech nas połączy jedna współrzędna
Wierzę w twą dobroć a czułość twoja jest mi niezbędna
Więc mnie wysłuchaj, serca niepokój w nadzieję przekuj
To ma modlitwa o ciebie i twa na wieki wieków …
Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem
Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem -ja jestem Bogiem
Gdy północ bije, nim noc mnie skryje i w sen i w ciszę
W życiu co boli, serca niedoli głos często słyszę
Noc błękitniej, przed małą chmurką księżyc ucieka
I głos ten słyszę, to Bóg mój modli się do człowieka
Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem
Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem -ja jestem Bogiem
Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem
Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem – ja jestem Bogiem …
Wojciech Młynarski, “Dzrzwi odemknij”
Mocny głos kardynała Schonborna OP: https://info.dominikanie.pl/2015/09/kardynal-schonborn-juz-dosc/
Medytacja… niezastąpione (niezawodne) narzędzie do analizy rzeczywistości, tej najbliższej.
Medytacja powinna nas zbliżać do ziemi, a oddalać od “pobożnych życzeń”. Niestety wielu obecnie głosi tzw/ “prymat miłosierdzia nad sprawiedliwością”, który w istocie jest brakiem rozsądku. http://www.epistrofy.pl/czy-milosierdzie-wszystko-usprawiedliwia-czyli-jak-pomoc-uchodzcom/
Wg nauczania Kościoła miłosierdzie Boga jest najdoskonalszym objawieniem Bożej sprawiedliwości. Usprawiedliwienie, które otrzymaliśmy w Chrystusie, nie wynika z ludzkiej zasługi i usprawiedliwienia – “umarł za nas, gdyśmy byli grzesznikami” – ale z miłosiernego przyciągania Boga. Nawet człowiek pojednany z Bogiem modli się: “nie jestem godzien Panie…”. Zachęcam do zapoznania się z papieską bullą “Misericordiae vultus”, papieża Franciszka.
Ja bym powiedział tak, albo raczej życzył sobie pobożnie, żeby medytacja dawała mi wewnętrzną spójność i obecność Boga. Wtedy będę stał twardo na ziemi. Tak myślę.
Ja nie proponuję rozwiązań – pewnie czytał Pan uważnie, że nie moją rolą duchownego, jest sugerowanie rozwiązań, zwłaszcza politycznych w sprawie problemu uchodźców, a osobistymi pomysłami w tym względzie dzielić się nie będę. Jako ksiądź, jak mówił papież Benedykt XVI do księży w katedrze warszawskiej, nie mam sugerować rozwiązań praktycznych, ale sposób by “znaki czasu”, a takim znakiem czasu jest obecna fala uchodźców, tak jak dla św. Grzegorza Wielkiego barbażyńcy nie byli tylko zagrożeniem ale wywzaniem dla Kościoła: “Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. Nie wymaga się od księdza, by był ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Oczekuje się od niego, by był ekspertem w dziedzinie życia duchowego”. Zatem wskazałem na duchowe korzenie, do których nalezy się odwołać, przy szukaniu już praktycznych rozwiązań. Ludzie swój rozum juz mają, by przez zaangażowanie polityczne i społeczne zmierzyć się z owym problemem.
Ojciec zabiera głos, żeby w zasadzie nic nie powiedzieć – niestety – do końca . A jednak mimo wszystko mówi i to w tonie oskarżycielskim. “Pod płaszczykiem wzniosłej obrony chrześcijaństwa przemycany jest
niejednokrotnie osobisty czy narodowy egoizm, który nie ma nic wspólnego
z nauczaniem Chrystusa.” Jeśli już się obiera jakieś stanowisko, dobrze byłoby wyciągać z niego pełne konsekwencje, a nie chować się za “rolą duchownego”. To jest unik. 🙂 “Czy można odebrać chleb dzieciom i rzucać psom?”. W dodatku ten chleb ląduje w śmietniku. Ludzie się boją i warto też być z tymi, którzy mają uzasadnione obawy, nie zaś oskarżać ich i potępiać, iż nic z nauką Chrystusa nie mają wspólnego. A motywem ich działania jest osobisty i narodowy egoizm.
W tonie oskrażycielskim, lecz nie potępiającymi, stoi wobec każdego wierzącego, począwszy ode mnie Ewangelia. Moim zamiarem nie było nikogo ani oskarżyć ani potępić lecz sumienie milczeć mi nie pozwala, zwłaszcza, gdy pewne środowiska odwołujące się rzekomo do chrześcijaństwa, swoimi “roztropnymi” sądami, chcą unieszkodliwić ewangelię, bo nie zawsze ono idzie po lini konserwatywnego, także i lewicowego myślenia. Jeśli mi Pan odmawia głosu w sprawach moralnych, rozumię że odmawia Pan także tego głosu innym duchownym i biskupom w sprawach aborcji, eutanazji, in vitro?
Bardzo się Ojciec myli i chyba mnie nie rozumie. Ja Ojcu odmawiam głosu? Przecież ja się właśnie tego głosu usilnie domagam. 🙂 A w kwestiach wymienionych przez Ojca mam stanowisko równie “surowe” jak stanowisko Kościoła Katolickiego. 🙂
To dobrze, prosze mieć także “surowe” stanowisko, wraz Kościołem, w sprawach przykazanial: “bo byłem przybyszem…” :).
Natomiast prymas Węgier Péter Erdő stwierdził, że pomaganie
nielegalnym imigrantom jest równoznaczne z akceptowaniem ich przemytu.
A węgierscy nacjonaliści napadli w Budapeszczie na imigrantów i uchodźców. I proszę o całość wypowiedzi prymasa, bo nie chcę mi się wierzyć, że następca apostołów do jednego worka wrzucić potrzebną pomoc z przemytem.
A co ma piernik do wiatraka? Ja widziałem z kolei jak imigrant napadł na kibola 🙂 I tak każdy widzi, co chce. 🙂 Czy ja jestem zwolennikiem napadania na uchodźców? Póki co mieszkańcy lesbos muszą z nimi walczyć, bo wchodzą im do domów.
Poświecać można własne życie a nie czyjeś. Przyjmie Ojciec kilku muzułmanów do klasztoru,a następnego dnia pójdą i zgwałcą czyjąś córkę. A jakie będą konsekwencje tego miłosierdzia? Żeby czyn był dobry to i początek i środek i koniec(czyli konsekwencje) muszą być dobre. Tyle ojciec Loyola.
Roztropność na tym właśnie polega, że zważa się na konsekwencje swoich czynów, które dobre mogą być “same w sobie”, a złe mogą płynąć z nich konsekwencje. Widzieć dalej niż to dobro oderwane od wszelkiego kontekstu i realizowane w postaci zapewnienia tym ludziom bytu materialnego tu i teraz. To nie jest cały horyzont problemu. Nawet lewaczka Patrycja Sasnal przyznaje, że oni nie uciekają bezpośrednio z terenu ogarniętego wojną, ale z obozów w Turcji, gdzie nie potrafią znaleźć pracy. Stąd jest to około 80% mężczyzn. Kobiet i dzieci około 10-12% – dane ONZ. Ja jestem za przyjęciem uchodźców, ale na normalnych zasadach, przy zachowaniu standardowych procedur, a nie narzucone kwoty i pakiety ludzi, nie wiadomo kto. Tak nie czyni rząd odpowiedzialny za bezpieczeństwo swoich obywateli. Przyjąć uchodźcę to nie oznacza zezwolić mu na osiedlenie i zapewnienie dobrobytu, szczególnie, gdy 2 mln Polaków wyjechało za chlebem. To jest wielka niesprawiedliwość.
“Powtarzam z całą mocą przesłanie Kościoła: dziś Chrystus ma twarz uchodźcy, dziś Chrystus jest także w przerażonych oczach chrześcijan z Syrii (…) ten obraz nie pasuje nam do słodkiego Jezusa, ale musimy robić wszystko, że by powiedzieć ludziom, że Chrystus jest w tych uchodźcach, którzy giną w Morzu Śródziemnym. Bezduszna Europa ze swoimi przepisami, widząc ich, bezradnie rozkłada ręce. Wyjątkowo poważnie brzmią dziś słowa z Ewangelii: „Byłem przybyszem i przyjęliście mnie (…) Kiedy widziałem niedawno ostatnie badania sondażowe odniosłem wrażenie, że chyba nie do końca rozumiemy przed jakim wyzwaniem stoimy, bo ponad 70 proc. polskiego społeczeństwa jest przeciwko przyjmowaniu kogokolwiek z zagranicy (…) To są wszyscy ci, których widzimy nieustannie, chociaż coraz rzadziej w telewizji. Przywołać chcę pierwszą podróż Franciszka na Lampedusę. Papież pojechał tam i pokazał, że nasze miejsce jest na peryferiach świata, na peryferiach współczesnej Europy i w jakimś sensie także na peryferiach Kościoła, bo migranci to najczęściej nieochrzczeni. Tam w Lampedusie, na cały świat poszedł komunikat, że chrześcijanin ma być otwarty na drugiego człowieka w myśl bardzo prostego zdania z Ewangelii: “Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie”, albo “Byłem przybyszem a nie przyjęliście mnie”. Wiemy, że to będzie ostatnie słowo Jezusa przed naszą wiecznością” – bp Krzysztof Zadarko, Przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek Delegat KEP ds. Imigracji.
No więc co konsekwentnie robić? Na ilu uchodźców starczy miłosierdzia? Ilu go odmówić? Co zrobić gdy “Chrystus” poderżnie nam gardło albo wysadzi się w powietrze? Kto weźmie odpowiedzialność za “gładkie słowa”
Pyta Pan jako człowiek, który konfrontuje się z Ewangelią i chce ą głosić? Czy jaki niewierzący, agnostyk? Pytam, bez cienia uszczypliwości. Obietnica Chrystusa wobec tych głoszą ją przymują i głoszą jest trudna. Nie obiecuje Chrystus świętego spokoju: “Jezus odpowiedział: “Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym” (Mk 10, 29-30). Pan się boi jedynie o bezpieczeństwo ziemskie (trudno się temu dziwić), ale to jeszcze nie jest chrześcijaństwo. Tam, gdzie Pan widzi zagrożenie, chrześcijanie widze też szansę, tak jak ją widział św. Grzegorz Wielki, gdy pustoszyli barbażyńcy starożytny Rzym. On widział w nich nie tylko babażyńców, ale także tych, którym można głosić Ewangelię. Papiez Benedykt XVI napisał, że czas naturalny dla Kościoła, to czas prześladowań. “Głoś w porę i nie w porę” – często wśród prześladowań. “Chrystus” – Jego Ewangelia krzyżuje, pożera na arenach, podżyna, wysadza… od dwóch tysięcy lat. Gorszy Pana Ewangelia?
Ojcze, na miłosierdzie boskie. “Bezpieczeństwo ziemskie” to lekceważenie ludzkiego życia, za które jesteśmy odpowiedzialni. Jak można tak pisać deprecjonująco o życiu bliźniego? To oburzającego, że słowa takie wychodzą z ust kapłana. Ja pisze z pozycji racjonalnych. Chyba, że Ojciec jest fideistą i uważa, że wiara ma swoje ścieżki, których rozum nie zna.
Proszę mi nie przypisywać czegoś, co Pan opacznie we mnie podejrzewa. I proszę zobaczyć niekonsekwencje w swoim myśleniu. Gdybym był fideistą, w nosie miałbym i bezpieczeństwo uchodźców i bezpieczeństwo przyjmujących (w tekście jest wyraźnie o zrozumieniu zagrożeń). “Bezpiczeństwo ziemskie” jest wartością – jest darem, który trzeba strzeć, ale nie jest przecież dobrem nieskończonym i Chrystus w Ewangelii bardzo wyraźnie przestrzega, by ufności szukać w tym, co kruche: “Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”. To, o czym piszę w związku z bezpieczeństwem ziemskim, bardzo dobrze wyraził Benedykt XVI w “Jezusie z Nazaretu”. Mam nadzieję, że papieżowi też nie będzie Pan zarzucał fideizmu: “Wiemy przecież, że przez całe wieki, także dzisiaj, chrześcijanie posiadający właściwe wyznanie wiary ciągle muszą być pouczani przez Pana, że we wszystkich pokoleniach Jego droga nie jest drogą ziemskiej władzy i chwały, lecz drogą krzyża. Wiemy i widzimy, że również dzisiaj chrześcijanie – my sami – bierzemy Pana na stronę, by Mu powiedzieć: “Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie!” (Mt 16,22). A ponieważ wątpimy, czy Bóg będzie bronił, próbujemy wszelkimi sztuczkami sami temu przeszkodzić. Dlatego i nam Pan musi od czasu do czasu powtarzać: “Zejdź mi z oczu szatanie! (Mt 8,33). I w ten sposób cała ta scena nie przestaje być niepokojąco aktualna. Bo u podstaw naszego myślenia ciągle pojawia się nie Objawienie, które powinniśmy przyjmować wiarą, lecz “ciało i krew” ( Jezus z Nazaetu, cz. 1, s. 250);
“Barabasz był postacią mesjańską. Wybór: albo Jezus, albo Barabasz nie był przypadkowy; naprzeciw siebie znalazły się dwie postacie mesjańskie, dwie formy mesjanizmu. Staje się to jeszcze wyraźniejsze, jeśli zwrócimy uwagę na to, że „Bar-Abbas” znaczy „syn ojca”. Jest to typowo mesjańskie określenie, kultowe imię wybitnego przywódcy ruchu mesjańskiego. Przywódcą ostatniej wielkiej mesjańskiej wojny Żydów w roku 132 był Bar-Kochba – „Syn mesjańskiej gwiazdy”. Jest to taka sama konstrukcja imienia, wyrażająca ten sam cel. Od Orygenesa dowiadujemy się innego jeszcze interesującego szczegółu: w wielu rękopisach Ewangelii, aż do trzeciego wieku, człowiek, o którego tu chodzi, nazywał się
„Jesus-Barabbas” – „Jezus syn ojca”. Wygląda to tak, jakby był sobowtórem Jezusa, który na inny sposób wysuwa te same roszczenia. Zatem wyboru trzeba dokonać między Mesjaszem, który toczy walkę, przyobiecuje wolność i własne królestwo, i owym tajemniczym Jezusem, który głosi utratę samego siebie jako drogę
do życia. Czy to dziwne, że masy dały pierwszeństwo Barabaszowi? (…) Czy jednak my wszyscy ciągle nie mówimy Jezusowi, że Jego orędzie prowadzi do przeciwstawiania się panującym poglądom, a w konsekwencji naraża na niebezpieczeństwo porażki, cierpienia i prześladowania? Chrześcijańskie cesarstwo lub świecka władza papieża nie stanowią już dziś pokusy. Jednak ukazywanie chrześcijaństwa jako recepty na postęp i ogólny dobrobyt, uważane za właściwy cel wszystkich religii, a więc i chrześcijaństwa, to nowa postać tej samej pokusy (s. 47n.).
Podsumowując, Jezus nie lekceważy naszego bezpieczeństwa ziemskiego, ale nie jest “ubezpieczeniem” na jego kruchość!
Nie jest nieskończone, dlatego można ryzykować “dla wiecznej chwały”, bo jesteśmy chrześcijanami. Życie jest ważne, ale nie bardzo ważne. Rozumiem doskonale. Ale niekonsekwentny jest raczej Ojciec, gdyż “w oskarżycielskim tonie”, wszak “nikogo nie oskarża”. 🙂
Poświecać można własne życie a nie czyjeś. Przyjmie Ojciec kilku muzułmanów do klasztoru,a następnego dnia pójdą i zgwałcą czyjąś córkę. A jakie będą konsekwencje tego miłosierdzia? Żeby czyn był dobry to i początek i środek i koniec(czyli konsekwencje) muszą być dobre. Tyle ojciec Loyola. I nie mylmy irracjonalnego lęku z rozsądkiem i lękiem uzasadnionym. Po coś Pan Bóg to uczucie nam dał.
W Polsce żyją już muzułmanie. Czy dane statystyczne wskazują, że polskie i katolickie córki są gwałcone przez tychże muzułmanów. Póki co, większości gwałtów dokonują w naszej ojczyźnie osoby, które wychowaly sie w kulturze judeochrześcińańskiej Europy.. w polskich rodzinach, w społeczeństwie, które ma otwarty dostęp do Dekalogu i Ewangelii.
Damian czy w domu wszyscy zdrowi?
https://www.youtube.com/watch?v=20lWvJANWOI
Polecam bardzo mądrą wypowiedź:
http://www.fronda.pl/a/ks-dr-hab-marek-lis-dla-frondapl-jak-katolik-powinien-zachowac-sie-wobec-nielegalnych-imigrantow,56755.html
Te słowa przemawiają do mnie bardziej niż słowa o. Macieja.
Taaaaaaaaaa – to juz prawie w diecezji/parafii ojca Macieja….
Polska rodzina zaatakowana przez imigrantów w Schwedt, 50 km od Szczecina
Radio Szczecin doniosło w piątek 29.07 o ataku imigrantów na polską rodzinę.
Zajście miało miejsce po niemieckiej stronie granicy, w
trzydziestotysięcznym, przygranicznym Schwedt, niedaleko (około 50 km)
od Szczecina. Szczecinianie bardzo chętnie robią tam zakupy.
Polacy zaatakowani bez żadnej przyczyny
W niedzielne popołudnie 24.07, rodzice z ledwie siedmiomiesięcznym
dzieckiem wybrali się do znajomych. Jak wynika z relacji ojca dziecka,
Bartosza Lissnera (w rozmowie z Radiem Szczecin), pod blokiem zaczepili ich dwaj
młodzi, około trzydziestoletni Afgańczycy, którzy bez żadnego powodu
wyzywali Polaków. Kiedy pan Bartosz powiedział, że rodzina chce przejść,
napastnicy zaczęli wyprowadzać ciosy. Lissner upadł i uderzając głową o
beton stracił na chwilę przytomność.
Żona pana Bartosza powiedziała reporterowi radia Szczecin, że jedną
ręką trzymała dziecko, a drugą broniła się przed popychającymi ją
Afgańczykami.
Zdołała kilkakrotnie uderzyć napastników, po czym pan Bartosz odzyskał
przytomność. Kiedy podniósł się z ziemi, imigranci uciekli.
Jak podkreśla Polak, odniósł on niewielkie obrażenia, które zostały
zaopatrzone przez pogotowie ratunkowe, które po około 15 minutach
przybyło na miejsce zdarzenia. W tej sprawie bulwersuje fakt, że niemiecka policja puściła agresywnych imigrantów wolno.
Imigranci w Schwedt
Schwedt jest niewielkim niemieckim miasteczkiem,
goszczącym imigrantów w zaaranżowanym specjalnie na ich potrzeby obozie
dla
uchodźców – w budynku szkoły i w obiektach sportowych. Jeszcze jesienią
2015 r. sprawa utworzenia obozu tuż przy granicy z Polską wzbudzała
wiele emocji i obaw, a głosy zaniepokojonych mieszkańców miasteczka nie
zostały wzięte pod uwagę.
Nie trzeba było długo czekać, bo już na początku grudnia między imigrantami, osiedlonymi w Schwedt zaczęło
dochodzić do ostrych bójek. Pobiło się wówczas około 20 osób, z czego co
najmniej jedna trafiła do szpitala. W lutym br. Afgańczycy pobili się z
Syryjczykami o boisko, raniąc przy tym jedną osobę. Z kolei w marcu
podczas awantury w ruch poszły noże. Jedna z mieszkanek bloków
sąsiadujących z ośrodkiem, nagrała marcowe zdarzenie.
http://pl.blastingnews.com/europa/2016/07/pilne-polska-rodzina-z-niemowleciem-padla-ofiara-ataku-dwoch-afganczykow-wideo-001042043.html?sbdht=_pM1QUzk3wsd4B3ibM-h3G2l33FQVURPiYRVi5UtB6tbrNYAihNIHCw2_