Błogosławiony Pier Giorgio Frassati już odjechał ze Szczecina.
Gdy wczoraj trumna z jego ciałem pojawiła sie na Al. Jana Pawła II, gdzie ją przywitaliśmy, zaraz przestało padać. A dziś, gdy tylko samochód z trumną ruszyła z pod naszego kościoła, znów zaczęło lać.
Obecność Pier Giorgia, który w tajemnicy obcowania świętych, pozostaje nieprawdopodobnie bliski, wlała w moje serce wiele światła. Ten dzień miał dla mnie coś z Paschy. Obumieranie i zmartwychwstanie to przenikanie Światła przez niejedną ciemność. Poczułem się jak biedak, do którego On – “miłosierny jak Ojciec” przybył ze światlem i błogosławieństwem. W czasie swojego krótkiego życia nie raz mówił:
Wokół chorych, biednych, wokół nieszczęśliwych, widzę pewien rodzaj światła, którego my nie mamy?
Ale i dziś, jego nieskonczona obecność w Świetle Trójcy przynosi nam – ubogim na różny sposób – światło. Tak, w całej mojej ludzkiej biedzie, mocno tego światła potrzebowałem i doświadczyłem. Swój wózek mogę ciągnąć dalej.
Po drodze wiele przeszkód, ale na tym dominikańskim wózku nie brak “beczki z winem” – symbolu radości. Frassati hojnie ją rozlewa do ludzkich serc, na wzór św. Ojca Dominika, który tym radosnym trunkiem – bywało – raczył dominikańskie mniszki, gdy wracał z wędrownego głoszenia.
Cel, dla którego jesteśmy stworzeni wskazuje nam droga usłana wprawdzie wieloma cierniami, ale nie jest to droga smutna: jest ona radością nawet poprzez boleści
– pisał w Liście do swojej siostry Luciany 14 lutego 1925 roku.
Dobrze, że Ojciec odnotował ten epizod z deszczem i to sympatyczne obcowanie ze świętym. Czytam książkę Szymona Hołowni “Święci codziennego użytku”. Fajna pozycja. Są tam święci katoliccy, prawosławni, a także ludzie nie kanonizowani czy beatyfikowani, ale tacy normalni, którzy jednak wsławili się heroizmem i pomocą z nieba.
Frassati był przystojny. Troszkę lubił sobie popalić fajkę. Hołownia dość mocno optuje za obcowaniem ze świętymi, za nawiązywaniem z nimi przyjacielskiej relacji. Żeby nie traktować zwrócenia się do Boga o pomoc bezpośrednio czy za wstawiennictwem jako zabobonu albo czegoś wstydliwego jak się nieraz może zdarzyć. Słuchałam także rozmowy z nim promującej inną jego książkę, ale także mówił i takich cudownych interwencjach. Ale np. w prawosławiu. U nas już mniej tego oczekujemy. Pozdrawiam Ojca.