Czy przyszłoby Wam do głowy, że szalona zabawa na imprezie u znajomego, z przednim winkiem i do białego rana, czyni Was świętymi? (Zaznaczenie: gośćmi nie są członkowie koła różańcowego, a rozmowy z rzadka lub wcale nie schodzą na tematy duchowe).
A leniwe popołudnie niedzielne z ukochaną osobą, nogami na stoliku i komedią romantyczną? (nie: dokumentem o św. O. Pio)
Pisanie bloga – ale uwaga, nie na dominikanie.pl – kulinarnego?
Prowadzenie samochodu? (nie do kościoła. Do Auchana po papier toaletowy, bo zabrakło)
Opalanie na ławce w parku, z twarzą beztrosko zwróconą do słońca? (Bez myślnego odmawiania różańca).
A dobry, małżeński seks? (bez rozstawiania ikon, by czynić to w Bożej obecności – bo o takich praktykach słyszałam).
Red. naczelny „Więzi”, Zbigniew Nosowski, w książeczce „Szare a piękne. Rekolekcje o codzienności” pięknie analizuje historię relacji sacrum i profanum w duchowości katolickiej. Za Karlem Rahnerem pisuje trzy sposoby chrześcijańskiego przeżywania codzienności:
- Ucieczka od codzienności. Codzienność i sprawy ziemskie są złe. Są przeszkodą w życiu duchowym, należy więc ograniczać je do minimum. Ziemniaków zatem nie obierać za długo, a najlepiej komuś zlecić i zająć się modlitwą i duchową lekturą. Biedni świeccy, którzy muszą ziemniakami i pieluchami zajmować się na okrągło, szans znacznych na świętość nie mają…
- Sakralizacja codzienności. Profanum jest złe, ale możemy je przemienić, przyłączyć do sfery sacrum. Obieranie ziemniaków może zbliżyć nas do Boga jeśli nucimy przy nich pobożne pieśni. Albo każdy ziemniak obierany jest w czyjejś intencji. Lub słuchamy w tym czasie duchowych konferencji z netu.
- Sposób trzeci przełamuje podział na sacrum i profanum, wskazując, że owo nijak tematycznie niezwiązane z Bogiem profanum nie jest złe; świat przestaje być podzielony na święte i świeckie. „Teologowie dostrzegli, że wszystko może być święte. Ba, nawet wszystko, co czyni człowiek wierzący, powinno być święte – właśnie ze względu na to, że on (lub ona) to czyni”.
Pan red. Nosowski przypomina „List do Diogneta”, gdzie zauważono, że pierwsi chrześcijanie nie różnili się szczególnym sposobem życia od innych, strojem, jedzeniem czy zwyczajami, a jednak, wykonując te same czynności, zdawali się być inni wewnętrznie, gdyż ich sposób życia wyraźnie pokazywał, że to życie ma niezwykłą treść i sens.
Jak obieranie warzyw, imprezowanie, prowadzenie auta czy oglądanie filmu może nas uświęcać? No ludzie kochani, toż to czynności obrzydliwie obojętne bądź spłycające duchowo. MARNOWANIE CZASU!
Tak właśnie myślałam przez znaczną część życia. Dzisiaj widzę, że dla człowieka wdzięcznego Bogu i kochanego przez Niego, całe życie może być święte – wcale nie przez to, że się o Nim zawsze myśli.
Dlatego, że cieszę się, że jestem. Że żyję. Że mogę się wygłupiać i tańczyć. Że są przyjaciele i możemy bawić się razem. Że świętujemy czyjeś urodziny, więc staram się by zabawa była beztroska, by jubilat był szczęśliwy, a goście roześmiani. Czy nie z tego powodu Jezus załatwił wino weselne? Przecież nie przemienił wody na wino Mszalne, tj. na wieczerzę…
Banalne czynności są święte, gdy robię je dobrze. Nie: niechlujnie, byle jak, ze skupieniem na sobie. Prowadzenie samochodu – chrześcijanin życzliwie zatrzyma się przed pasami, gdy zbliża się do nich pieszy. Z radia nie musi lecieć koronka. Może ACDC. Ba! Może nawet Behemot. Ważne, czy się zatrzyma, czy wyzwie od baranów.
Ziemniaki? Obieram starannie, bo to dla moich kochanych. Niech im smakują. Wykroję robaka (-:
Leniuchuję z mężem. Nic nie robimy ważnego. Pijemy winko. Cieszymy się sobą nawzajem i spokojnym czasem odpoczynku.
A blog kulinarny? Z radochą dzielę się moim talentem do gotowania! Niech inni skorzystają, niech i oni się rozsmakują, niech zobaczą, że to także jest sztuka.
Proszę zobaczyć, jak ciekawie można rozpatrzeć znaczenie seksu małżeńskiego według trzech wskazanych dróg. Wedle pierwszej, seks jako czynność przynależna sferze „poza Bogiem”, jest przeszkodą w drodze do świętości. Najlepiej więc z niego zrezygnować. Wedle drugiej, trzeba go koniecznie uduchowić, zachęcić by małżonkowie w czasie aktu się modlili, wychwalali Pana, zobrazować bogatą duchową głębię seksu i orgazmu jako symboli bliskości z Bogiem i nieba.
Wedle trzeciej, można cieszyć się seksem, po prostu. Bo jest bliskością, przyjemnością, oznacza akceptację i oddanie. Bo jest piękny sam w sobie. Staram się więc by było wspaniale i mojemu mężowi i mi.
Może zastanowić, jak owe wskazania mają się do wezwania przypisanego św. Dominikowi, by mówić jedynie do Boga, lub o Bogu. Przypomina mi się tutaj wyznanie s. Miriam, eremitki ze Szczecina, która opowiada:
„Pamiętam, jak podczas pewnej rozmowy Pan jednym zdecydowanym duchowym gestem odwrócił mnie od modlitwy, w której trwałam podczas rozmowy, a skierował na człowieka, który do mnie mówił”.
Okazuje się, że nie należy modlić się zawsze. Owo „mówienie tylko o Bogu”, jako, że Bóg jest miłością, a kto trwa w miłości, trwa w Bogu, należy dziś rozumieć jako miłość do każdego. Miłość, której nasza nadmierna pobożność może być przeciwna.
Członkowie koła różańcowego też mogą wyśmienicie bawić się na szalonej imprezie u znajomego, z przednim winkiem i do białego rana;) ale to nie czyni świętym. Podobnie jak nie czyni świętym samo tylko czytanie pobożnych tekstów, czy mechaniczne odmawianie modlitw. Módlcie się nieustannie:) To znaczy, kochajcie.
Życie kontemplacyjne w świecie:-) Pięknie o tym pisze św. Josemaria Escriva, polecam serdecznie. Na początek może homilię “Namiętnie kochać świat”? Jest w całości dostępna tutaj: http://www.pismaescrivy.org/book/kochac_kosciol-rozdzial-4.htm
Ja modlitwę rozumiem jako życie w Miłości Boga. Podobnie jak Pani żyje w miłości męża. Wcale nie trzeba o tym mówić i czegoś z tym robić. To jest, a ja chcę tym żyć, tak więc należy się modlić nieustannie, zresztą sam Jezus o tym mówił.
Tak, i formą modlitwy nieustannej, którą Ksiądz ma na myśli (jako “życie w miłości Boga”), jest dobre, uważne i wdzięczne przeżywanie codzienności i małych rzeczy. Widzenie jej wartości samej w sobie, bez konieczności jej “doświęcenia” modlitwą. Czy się modlimy, czy się akurat intencjonalnie nie modlimy (a nie zawsze słusznie jest się intencjonalnie modlić, np gdy trzeba skupić się na słowach strapionego czy zabawie z dzieckiem), wszystko na chwałę Bożą czynimy.
Akty strzeliste mają służyć tęsknemu szukaniu Boga, a nie ucieczce od “nieznośnie nie-Bożej” rzeczywistości. O tym jest tekst. Absolutnie nie negacją modlitwy wewnętrznej. Pozdrawiam
Rozumiem, że celem jest terapia wstrząsowa, mająca sobie poradzić z karykaturą religijności.
Bo inaczej tytułu wprost sprzecznego z Biblią nie rozumiem.
Jednak obawiam się, że większym problemem jest brak czasu na modlitwę przez marnowanie go na rzeczy niepotrzebne, niż brak czasu na codzienne życie z powodu modlitwy.
Problemem nie jest modlitwa sama w sobie a jej rozumienie, brak miłości który jest owocem braku modlitwy będącej spotkaniem z miłością. Z tego chyba wynikała różnica w życiu chrześcijan z Listu do Diogenesa.
W radiu nie musi lecieć koronka, ale zachęcam się modlić po Behemocie. Przykładowo po piosence o wdzięcznie brzmiącym tytule Amen. Wrzuciłem pierwszy lepszy.