Przez ostatni czas, ze względu na radosną twórczość moich współbraci w internecie, mogłem przyjrzeć się równie radosnej twórczości komentatorów tych wydarzeń. Mogłoby się wydawać, że niektóre z nich były naprawdę śmieszne i równe radosne. W konsekwencji, po dłuższym czasie i większej ich ilości, stawał się to jedynie śmiech przez łzy.
W ubiegłą niedzielę obchodziliśmy w Kościele w Polsce dzień środków społecznego przekazu. Skądinąd ciekawe dlaczego dziewięć miesięcy po tym obchodzonym w Kościele powszechnym. Sam w sobie bardzo ważny i potrzeby, okazał się w ogóle niezauważony. Wydaje się, że takie celebracje powinny stawać się dla celebrujących go chociażby w internecie czasem refleksji nad tym, jak może on posłużyć w ewangelizacji, głoszeniu Kerygmatu.
Kilka tygodni temu usłyszałem, że najbardziej wulgarnymi uczestnikami mediów społecznościowych w Polsce są katolicy. Zgadzałoby się to ze statystyczną liczbą zdeklarowanych Polaków. Przecież do Kościoła przyznaje się około dziewięćdziesiąt procent z nas. Można z tym polemizować. Pierwsza i druga teza są łatwe do podważenia. Nie ulega jednak wątpliwości to, że obie funkcjonują w naszej świadomości niezależnie od tego czy z Kościołem się utożsamiamy czy nie.
Pytanie jak pisać o swoich racjach, żeby nie obrazić drugiego człowieka, powinno być dla nas nienaturalne. Jako katolicy z założenia powinniśmy potrafić mówić o rzeczach dla nas ważnych w sposób piękny. I to może nie tylko dlatego, że spotykamy się z innym człowiekiem, którego umiłował Bóg, którego powinniśmy szanować, ale może właśnie dlatego, że opisują sprawy najistotniejsze.
Tymczasem polemizując z naszymi oponentami, nie tylko odbieramy im godność, ale także ujmujemy temu, czego ponoć bronimy. Prawda obroni się sama. Może, opisując jej bezwzględność, w tej obronie, warto zwrócić uwagę na Boże Miłosierdzie. Ono w uczestnictwie w owej prawdzie i jej obronie dodaje odwagi do tego, aby na drodze do jej poznania uczyć się nie pooddawać. Bóg się w poszukiwaniu każdego z nas nie poddaje.
Trudno nam będzie walczyć o prawdę, o życie, o Boga, o rzeczy najważniejsze jeżeli odbierzemy sobie człowieczeństwo. Nazywanie innego tak, jak sami nie chcielibyśmy być nazywanymi, przypisywanie mu intencji, których nie chcielibyśmy aby nam przypisywano, nie zmotywuje do działania, ale każe się bronić. Nikt nie chciałby, aby odbierano mu powietrze i przestrzeń do działania. Obrona nie jest twórcza, a jeżeli tworzy, to różne formy zasklepiania i konserwowania tego co już zastane.
Katoliccy hejterzy gloryfikują swoją postawę jako obrońcy wiary. W imię tej wiary przestają wierzyć w człowieczeństwo w tych, o których Bóg walczy aż do ich śmierci, żeby tego człowieczeństwa (czyli jego dziecięctwa) nie utracili. Nie chodzi o to, aby nie mieć racji. Nie chodzi o to, aby bać się prawdy. Prawda jednak ma dawać życie, a nie je odbierać. Prawda jest życiem. Jako ludzie nowego przymierza, Dobrej Nowiny powinniśmy pamiętać, że wyposażeni w prawdę zostaliśmy także wyposażeni w Boże miłosierdzie.
Samo mówienie o tym, że prawda jest po naszej stronie, od śmierci i zmartwychwstania Chrystusa jest nieskuteczne. Skuteczne staje się wtedy, kiedy będziemy mówili o niej tak, jak robił to nasz Pan – z miłosierdziem.
Nikt, kogo wystraszymy prawdą, się nie nawróci, a jeżeli – to zrobi to ze strachu. Nie jest to motywacja, która służy zbawieniu, czyli wyborowi Boga w wolności. Wejście w relację bez wolności nie jest relacją, którą zaproponował nam Chrystus. Błogosławienie języka, który temu nie służy, jest nie katolickie i w niczym nie pomoże.
Bardzo dobry tekst.
Ja bym dodał tylko taką uwagę, że jakby nie dostrzegamy tego, że RELACJA do drugiego człowieka jest, tu na Ziemi, wszystkim. W odniesieniu do naszego Pana, oczywiście mamy miłość, modlitwę itd. Ale w odniesieniu do ludzi, nasze człowieczeństwo realizuje się w RELACJI.
Tymczasem jakby pierwszy akcent stawiamy na PRAWO, to jest zasady, idee, “prawdy” (prawdy w cudzysłowie, bo prawda nie jest stwierdzeniem wyrażonym przez jakieś słowa, tylko jest osobą – Ja jestem prawdą – powiedział Jezus). Potem w imię PRAWA jako wartości dla nas najwyższej depczemy RELACJE, czyli traktujemy innych hejtem, pogardą itp.
To znaczy, tak mi się pomyślało. Może błędnie