Zaskakujący jest dla mnie w Polsce brak otwartości na dialog. Pamiętam jak jeden z magistrów w czasie mojej formacji chwalił się w czasie zajęć, co usłyszał w radiu, którego nie lubi albo przeczytał w gazecie, której poglądów nie podziela. Nieustannie powtarzał nam, że aby się z kimś nie zgadzać, trzeba go dobrze wysłuchać (trzeba go do końca przeczytać). Nie zgadzać możecie się z tymi, których autonomię uznacie, którym pozwolicie mieć swoje zdanie – powtarzał. W innym wypadku jakakolwiek polemika nie będzie miała sensu. Pozostanie wam tylko dyktatura własnego strachu, że inni wiedzą więcej, lepiej, że was przegadają – zamkną wam usta. Oprócz ust zamknie was ona także na innych. Ale i na siebie, konfrontując się z poglądami innych okaże się bowiem jak niepewni jesteście własnych – dodawał.
Kiedy myślę o świętym Janie Pawle II, zakładam że ludzie, którzy nazywają się jego pokoleniem, właśnie tacy są. Tacy być powinni. Świadomi siebie, nieustannie otwarci na dialog.
Wydaje mi się, że w naszym kraju zaczyna ich brakować. Oczywiście jesteśmy siebie świadomi. Bardzo dobrze wydaje nam się jacy powinniśmy być, jaki powinien być Kościół. Jest to jednak dużo bardziej kwestia domniemania, niż pogłębionej refleksji. Wielki papież pozostawił nam ogromną spuściznę tego, w czym możemy się przeglądać. Tymczasem zamiast krok po kroku odnajdywać się w jego dorobku, przypisujemy sobie wiedzę wlaną na temat jego poglądów.
Kiedy pojawił się spór na temat adhortacji Amoris letitia, trudno było znaleźć zaproszenie z ust świadomych siebie chrześcijan do pochylenia się jeszcze raz nad Familiaris consortio. Okazać wtedy by się mogło, że obaj wielcy papieże zapraszają do myślenia. Ich własne się zasadniczo ze sobą zgadza. A jeżeli się nie zgadza, to każe postawić pytanie, a nie od razu formułować odpowiedź.
Poszukując odpowiedzi na problem migracji, zapominamy że nasz rodak wzywał do przyjęcia pod swój dach nie tylko uchodźców wojennych, ale także migrantów ekonomicznych. Widział ogromną trudność w tym przedsięwzięciu, nieustannie jednak wskazywał na to, iż nasza perspektywa nie kończy się na doczesności. To z czym teraz sobie nie radzimy, najprawdopodobniej znajdzie rozwiązanie dopiero w niebie – dodawał (orędzie na Światowy Dzień Migranta, 1998).
Mówimy, że jesteśmy narodem na dorobku. Tymczasem dużo łatwiej postawić nam drogi pomnik niż przeczytać cokolwiek, co Jan Paweł II pozostawił nam w swoim testamencie. Jak dużo Katechizmów Kościoła Katolickiego można by kupić za cenę jednego postumentu? Być może to pytanie wydaje się cyniczne. Niemniej jednak jest ono bardzo ważne. Nie zbudujemy swojej tożsamości budując kolejne pomniki, przeglądając się w odbiciu własnej twarzy w świeżo wypolerowanej papieskiej sutannie nowego janowopawłowego postumentu. Dobrze wiemy, że one mogą kiedyś zniknąć. W czym się będziemy wtedy przeglądać?
W polskim parlamencie Jan Paweł II mówił o roztropnym korzystaniu z daru wolności. Nad nią należy pracować, tak aby się nią nie zachłysnąć i w przekonaniu, że posiadło się ją całą na własność nie spowodować, iż innym zacznie jej brakować.
Trudno się z powyższym nie zgodzić.
Piotrze, ja myślę, że pokolenie JPII wyrasta cicho i niepostrzeżenie, w opozycji do hałaśliwych sporów. Myślę, że pokolenie JPII to ludzie, którzy słuchali mądrych kazań mądrych kapłanów w latach 90. i 2000. Sam kilkakrotnie łapałem się na jakiejś wypowiedzi Jana Pawła II, której sens usłyszałem na którymś kazaniu u wrocławskich dominikanów. Tak pojmuję nauczanie Ojca Świętego – wielu nie czytało Jego encyklik, ale wielu usłyszało nauczanie Kościoła, na którym On odcisnął swoje piętno. Kościół się zmienił, wyglądał zupełnie inaczej w 1978 i 2005 roku. A jeśli chodzi o pomniki – ja bym może takiego przed swoim domem nie postawił, ale ludzie chcą mieć jakiś materialny ślad wokół którego będą się gromadzić. Nie uważam zjawiska stawiania pomników Papieża za szkodliwe (szkodliwe mogą być poszczególne przypadki patologii estetycznej czy finansowej). Jako (wykształcony) historyk i (absolutnie niedzielny) socjolog doceniam znaczenie takich zjawisk dla społeczeństwa. Postawienie pomnika papieża we wsi czy dzielnicy jest często wspólnym wysiłkiem wielu ludzi, a więc służy pewnej integracji społecznej. A przynajmniej jest okazją do aktywności, wyrwania się z marazmu, poczucia przez chwilę zdolności do działania. Śmiem twierdzić, że w dużym stopniu służy umacnianiu swojej tożsamości. Ci, którym pomnik nie jest potrzebny umocnią swoją tożsamość czytając Familiaris consortio, ale co z tymi, którzy nie czytają, tylko potrzebują pomników?
Pozdrawiam, niech Bóg Cię dalej prowadzi 🙂