Stefan opowiadał mi w dawnych czasach, jak to w pierwszych dniach stanu wojennego wybrał się bez zapowiedzi, wprost z ulicy do generała Czesława Kiszczaka. Zadzwoniono z wartowni, że taki i taki chce się zobaczyć z ministrem. Po 40 minutach znalazł się przed obliczem generała w jego gabinecie. Chciał rozmawiać o internowanych dziennikarzach jako prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Kiszczak przywitał Stefana grzecznie słowami: „cieszę się, że pan panie prezesie pierwszy przełamał te lody i przyszedł do mnie, bo my z pana ojcem moglibyśmy być kolegami”. Stefan bez zastanowienia odpalił, że nie do końca, bo mój ojciec pracował dla polskiego wywiadu. Z kolei generał też uprzejmie nie skomentował tej riposty. Ojciec Stefana był polskim konsulem przed II Wojną Światową
we Wrocławiu, gdzie zresztą sam Stefan się urodził. I był ojciec oficerem wywiadu polskiego.

Stefan sypał anegdotami ale jeszcze więcej był w stanie opowiadać historii z historii, która była jego pasją, drugą po
dziennikarstwie. A może równolegle. To był dziennikarz rasowy, jakich dziś już prawie nie ma. Nie gonił tylko za sensacjami, nie tworzył krótko żyjących newsów. Omawiał świat, w którym żył i tłumaczył go. Napisał niezliczoną ilość książek, o historii gospodarczej, historii wielkiej i małej. Sam wydałem w dominikańskim Wydawnictwie W drodze jego Najkrótszą historię Wielkopolski. I sam przeczytałem niejedną z jego książek.

źródło: www.wirtualnemedia.pl

Przyjmował moje zaproszenia i przyjeżdżał do Poznania, Lublina, nieraz występowaliśmy razem w Warszawie. W listopadzie 2000 roku, po spotkaniu na temat jego książki o republice Nowogrodu Wielkiego, która była nominowana do nagrody Nike, spotkaniu zatytułowanym Demokracja na Wschodzie, taki to wpis umieścił w kronice naszej Fundacji
ponad granicami: „W cudownej sali – ze wspaniałej inicjatywy Ojców Dominikanów, Moich Przyjaciół – rozmawialiśmy o dalekiej przeszłości, a zarazem i tym samym o przyszłości… Pozostaję z nieodmiennymi życzeniami dla całego konwentu, by wtórnie zgalwanizował Lublin – piękny, ale nieco śpiący… Niech będzie pochwalon Ten, Kogo wszyscy chwalimy”.

Zawsze lubiłem z nim rozmawiać, słuchać go i czytać. Bliskie mi było jego umiłowanie Wielkopolski i spraw gospodarczych, historycznych, i w ogóle konkretu w działaniu. Opowiadał mi również jak dostał od Jana Pawła II odręcznie napisany list, który był podziękowaniem i recenzją jego książki „Wiosna Europy. Mnisi, królowie i wizjonerzy”.
Mówił skromnie, że to najlepsza recenzja z jego pisania, jaką w życiu otrzymał. Był człowiekiem, którego uformował Polski Październik 56, zawsze jego serce biło po lewej stronie.

Bez wątpienia nie był mnichem, nie był królem, ale wizjonerem już tak. I takim pozostanie w mojej pamięci.

Jedną jego książkę nieustannie polecam i zachęcam do lektury. To jest krótka historia Żydów w Polsce i stosunków polsko-żydowskich, zatytułowana „Pod wspólnym niebem”.

Monitor Szczeciński